Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Prezydent Biden zamienił karę śmierci 37 osób skazanych wyrokiem federalnym na dożywocie. Łącznie w USA na egzekucję oczekuje jednak ponad 2000 osób
Prezydent USA Joe Biden zamienił kary śmierci na dożywocie 37 spośród 40 osób, które czekały na wykonanie ostatecznej kary po wyrokach sądów federalnych. Wszystkie wyroki dotyczyły morderstw. Trzy osoby, których nie objął akt łaski Bidena, zostały skazane za masowe morderstwa.
Każdy z 37 ułaskawionych spędzi resztę swojego życia w więzieniu bez możliwości skrócenia kary.
„Nigdy nie byłem tak pewny, że musimy zaprzestać stosowania kary śmierci na poziomie federalnym. Nie mogę stać z boku i pozwolić nowej administracji wznowić egzekucje, które wstrzymałem” – powiedział Biden w dzisiejszym oświadczeniu. Zapewnił jednocześnie rodziny ofiar ułaskawionych, że razem z nimi przeżywa żałobę po ofiarach „nikczemnych czynów”, jakich dokonali ułaskawieni. Biden uważa jednak, że federalna kara śmierci powinna być zarezerwowana jedynie dla terrorystów i tych, którzy dopuszczają się masowych mordów w imię nienawiści.
Trójka mężczyzn, którzy dalej będą oczekiwać na wykonanie federalnej kary śmierci to:
W 2020 roku Joe Biden w kampanii wyborczej obiecywał zniesienie federalnej kary śmierci. Podczas jego kadencji nie udało się jednak takiej ustawy przeprowadzić przez Kongres.
Podczas pierwszej kadencji Donalda Trumpa, a dokładnie między lipcem 2020 roku a styczniem 2021 roku 13 osób skazanych na federalne kary śmierci zostało straconych. Były to pierwsze takie egzekucje od 2003 roku.
W 1972 roku amerykański Sąd Najwyższy orzekł, że kara śmierci jest niekonstytucyjna, co doprowadziło do czteroletniej przerwy w jej wykonywaniu w całych Stanach Zjednoczonych. W 1976 roku SN uznał jednak, że w międzyczasie udało się wypracować nowe zasady przeprowadzania kar śmierci, które są zgodne z prawem. I zezwolił na ich wznowienie, co doprowadziło do natychmiastowego powrotu kary śmierci na poziomie stanowym. Ale sądy federalne wstrzymały się aż do 1988 roku. A później między 1988 a 2019 rokiem przeprowadzono jedynie trzy takie egzekucje.
Liczba federalnych kar śmierci, jakie przeprowadzono w czasach pierwszej kadencji Donalda Trumpa była więc w najnowszej historii USA nietypowa.
Joe Biden wrócił do zawieszenia ich wykonywania. Donald Trump natomiast zapowiadał, że gdy wróci do władzy, może wznowić egzekucje.
Pamiętajmy jeszcze, że federalne kary śmierci to tylko nieduża część wszystkich kar śmierci w USA. W październiku tego roku wszystkich skazanych, oczekujących na egzekucję, było w USA 2180. Od 2000 roku w USA przeprowadza się jednak coraz mniej egzekucji. W 2000 roku było to 85 osób, przez następne 15 lat obserwowaliśmy jednoznaczny trend spadkowy. Od 2015 roku liczba egzekucji co roku mieściła się między 11 a 24.
W 2024 roku spośród 193 krajów należących do ONZ, 54 wciąż praktykują karę śmierci. Zdecydowana większość kar śmierci na świecie jest wykonywana przez trzy państwa: Chiny, Iran i Arabię Saudyjską. Dla Chin nie posiadamy oficjalnych danych, ale Amnesty International szacuje, że w 2022 państwo to zabiło w świetle prawa ponad tysiąc osób. Według tego samego źrodła, w Iranie doszło do przynajmniej 576 egzekucji, w Arabii Saudyjskiej – do 196.
Po tekście OKO.press na temat fałszywego wolontariatu migrantów dla podwykonawcy Amazona ministra Agnieszka Dziemianowicz-Bąk składa do Państwowej Inspekcji Pracy i Straży Granicznej wniosek o kontrolę
„Fałszywy wolontariat i wykorzystywanie pracowników? O takich praktykach firmy-podwykonawcy Amazona donosi OKO.press. Składam wniosek o pilną kontrolę Państwowej Inspekcji Pracy oraz Straży Granicznej (sprawa dotyczy pracowników cudzoziemskich)” – napisała w mediach społecznościowych ministra rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszka Dziemianowicz-Bąk.
W piątek 20 grudnia opublikowaliśmy śledztwo Marii Pankowskiej, w którym nasza autorka pokazała, że migranci pracujący dla podwykonawcy Amazona, firmy sprzątającej Dussmann, są zatrudniani jako fikcyjni wolontariusze, którzy zamiast pensji dostają “pomoc społeczną”. Firma oszukiwała państwo i pracowników, by maksymalizować zyski. Proceder miał miejsce w magazynie Amazona w Sadach pod Poznaniem, gdzie amerykański gigant e-commerce ma halę o powierzchni 95 tys. metrów.
Wśród pracowników, których dotyczyło śledztwo, zmiana kobiet trwa 10,5 godziny, a dla mężczyzn nawet 12. W miesiącu przepracowują zwykle ponad 220 godzin, w tygodniu mają jeden dzień wolny. Zbierają folię i kartony, zamiatają, myją podłogi, wynoszą śmieci, sprzątają toalety, jadalnie i pomieszczenia socjalne. Obsługują też prasokontenery, urządzenia do minimalizowania ilości odpadów.
Ze śledztwa dowiadujemy się, że pracownicy zatrudniani przez firmę Dussman otrzymywali pensje w trzech transzach. Nominalna pensja była bardzo niska. Poza tym pracownicy otrzymywali „zwrot kosztów wolontariusza” i „pomoc społeczną”. Cytowana w tekście Natalia otrzymała nominalne wynagrodzenie w wysokości 250,94 zł, mimo że kobieta przepracowała we wrześniu 145,5 godziny.
"Nie było formalnej przeszkody, żeby ci cudzoziemcy zostali zatrudnieni po prostu w pełni na podstawie umowy-zlecenie. To niezgodny z prawem proceder” – mówi w tekście dr Izabela Florczak, radca prawny z Katedry Prawa Pracy, Ubezpieczeń Społecznych i Polityki Społecznej oraz Centrum Badań Migracyjnych Uniwersytetu Łódzkiego.
“Ktoś chce częściowo wyjść poza system płacenia składek na ubezpieczenie społeczne i nazywa to pięknie wolontariatem” – dodaje dr Florczak. W ten sposób zatrudniający oszczędzał na składkach społecznych zatrudnianych przez siebie osób i wykorzystywał ich status migranta, przez który mają słabszą pozycję przetargową na rynku pracy.
Słowacki premier Robert Fico jest trzecim przywódcą kraju UE, ktory spotkał się w Moskie z Putinem. Fico twierdzi, że swoich europejskich partnerów poinformował o swoich planach w piątek 20 grudnia
Premier Słowacji Robert Fico odwiedził wczoraj Moskwę i spotkał się w rosyjskiej stolicy z Władimirem Putinem. W ten sposób Fico został trzecim unijnym liderem, który spotkał się z Putinem po premierach Węgier i Austrii. To też pierwsze spotkanie obu polityków od 2016 roku.
Według rzecznika Kremla Dimitrija Pieskowa głównym tematem rozmów miała być „sytuacja międzynarodowa” i dostawy gazu z Rosji do Słowacji. 1 stycznia kończy się kontrakt Gazpromu na tranzyt rosyjskiego gazu do Europy przez Ukrainę. Ukraina nie zamierza przedłużać kontraktu na tranzyt.
Fico przekazał, że poinformował w poście na Facebooku, że powiedział unijnym przywódcom o swojej wizycie w piątek 20 grudnia, dwa dni przed spotkaniem z Putinem. Napisał też, że Putin jest gotowy dalej dostarczać gaz na Słowację, ale po 1 stycznia będzie to niemożliwe ze względu na postawę Ukrainy.
Wizyta Fico w Moskwie została ostro skrytykowana przez słowacką opozycję oraz partnerów z UE. Michal Šimečka, lider opozycyjnej partii Postępowa Słowacja nazwał wizytę „wstydem dla Słowacji i zdradą narodowych interesów”.
Czeski minister spraw zagranicznych Jan Lipawski powiedział, że jego kraj poradził sobie z uniezależnieniem eneregetyki od Rosji i dodał, że wiele osób w Ukrainie nie może spędzić świąt z najbliższymi przez Putina.
Rosyjski gaz dalej płynął do Słowacji w ramach pięcioletniego kontraktu podpisanego przed inwazją Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku. Od tego momentu duża część krajów Unii Europejskiej rozpoczęła proces uniezależniania się od surowców energetycznych z Rosji. Już w 2022 roku wprowadzono zakaz importu węgla i częściowo ropy naftowej. Państwa członkowskie znacznie ograniczyły również import do UE rosyjskiego gazu ziemnego.
Jeszcze w 2021 roku aż 45 proc. gazu importowanego do UE pochodziło z Rosji. W 2023 roku było to 15 proc. Ubytki w imporcie rosyjskiego gazu zastąpiono zwiększonym importem z USA, Norwegii i Kataru.
Całkowicie wstrzymane zostały dostawy gazociągiem Nord Stream 1 i przechodzącym przez Polskę gazociągiem jamalskim. Rosyjski gaz wciąż płynie jednak do Europy poprzez ukraiński gazociąg Urengoj-Pomary-Użhorod oraz lecący przez Turcję „Turecki Potok”.
Słowacja dalej w dużej mierze polegała jednak na rosyjskim gazie.
Robert Fico wrócił na stanowisko premiera Słowacji w październiku 2023 roku. Od tego czasu podjął decyzję o zakończeniu słowackiej pomocy wojskowej dla Ukrainy. Wielokrotnie opowiadał się za jak najszybszym zakończeniem konfliktu – bez względu na konsenwencje dla Ukrainy. W listopadzie Fico ogłosił, że w maju 2025 roku wybiera się do Moskwy na obchody 80. rocznicy zakończenia II wojny światowej.
W ostatnich tygodniach Fico zapewniał, że prowadzi negocjacje, dzięki którym uda się przedłużyć transport gazu do Europy z Rosji.
„Nie widzimy żadnego powodu, dla którego mielibyśmy płacić za gaz wiecej z przyczyn geopolitycznych” – mówił w połowie grudnia słowacki premier.
Ukraina nie zamierza jednak zgodzić się na przedłużenie kontraktu. Premier Słowacji twierdzi, że ukraiński prezydent może swoją decyzją wywołać „poważny konflikt”.
Według rządu wczoraj wieczorem w Belgradzie zebrało się niemal 30 tys. osób. To jedne z największych protestów antyrządowych podczas rządów „nieliberalnego demokraty” Aleksandara Vučicia
Tłum rozpoczął demonstrację piętnastominutowym milczeniem. Tą ciszą uhonorowano ofiary listopadowej tragedii w Nowym Sadzie, gdzie zawaliło się betonowe zadaszenie nad wejściem do stacji kolejowej, a śmierć poniosło 15 osób (stąd długość ciszy). Gdy cisza ustała, skandowano między innymi „macie krew na rękach".
Protestujący odpowiedzialnością obarczają za tragedię rząd. Ich zdaniem pośrednio do katastrofy doprowadziła korupcja w szeregach władzy. Domagają się ukarania winnych i ujawnienia dokumentów związanych z renowacją stacji.
Według serbskiego ministerstwa spraw wewnętrznych w proteście na placu Slavija wzięło udział około 29 tys. osób. To jedno z największych zgromadzeń antyrządowych w Serbii w ostatnich latach. Studenci z Belgradu, Kragujevaca i Niszu od niemal dwóch miesięcy codziennie blokują dojazd do swoich uniwersytetów na 15 minut. Wczorajszy protest zyskał nową siłę, organizujących od listopada protesty studentów wsparły ostatnio między innymi rolnicze związki zawodowe czy aktorzy.
„Przyszliśmy tu, by powiedzieć dość wszystkiemu, co dzieje się od 2012 roku” – powiedział podczas protestu Reutersowi Aleksa, trzydziestolatek z Nowego Sadu – „chcemy zakończenia korupcji i nepotyzmu".
Serbski prezydent Aleksandar Vučić twierdzi, że nie przejmuje się nadmiernie protestami i przekonuje, że studenci zostali zmanipulowani przez jego przeciwników politycznych. Jednocześnie przekonuje, że jest gotowy wysłuchać postulatów protestujących.
Serbska Partia Postępowa została współzałożona przez dzisiejszego prezydenta Aleksandara Vučicia w 2008 roku. Prowadzona przez SPP koalicja (SNS) jest częścią układu rządzącego od 2012 roku. Vučić został premierem w 2014 roku, a prezydentem jest od 2017 roku – wygrał wybory w 2017 i 2022 roku.
Pod rządami SNS Serbia zaczęła być określana „demokracją nieliberalną” na wzór Węgier Viktora Orbána. Serbki rząd nie fałszuje wyników wyborów. Nadużywa jednak państwowej przewagi do manipulacji procesem wyborczym, który w konsekwencji daleki jest od uczciwego. Serbski krajobraz medialny jest podporządkowany rządowi, partia uzależnia wobec siebie urzędników (należy do niej aż 800 tys. osób) i wymusza na nich poparcie dla systemu. Niezależne media są słabe i nieustannie atakowane ze strony władzy.
W 2020 roku spora część opozycji zbojkotowała wybory parlamentarne, uznając je za nieuczciwe. Gdy partia prezydenta uzyskała ponad 60 proc. poparcia, część zawiedzionych Serbów wyszła protestować na ulice serbskich miast. Protesty zostały spacyfikowane przez rządzących.
Dzisiejsze protesty to jeden z najpoważniejszych ruchów sprzeciwu wobec dwunastoletnich rządów SNS i Vučicia.
Są inne od tych, które wybuchały po wyborach, ponieważ dotyczą bardzo konkretnej sprawy, oburzającej sporą część społeczeństwa.
Stacja w Nowym Sadzie, której część zawaliła się 1 listopada tego roku, została wybudowana w 1964 roku. Jak na swoje czasy była zaawansowana technicznie. Przez kolejne dekady była jednak zaniedbana. Renowacje prowadzono od 2021 roku. Otwarto ją z pompą tuż przed wyborami parlamentarnymi w 2022 roku, a następnie wrócono do prac renowacyjnych, które zakończyły się dopiero w lipcu tego roku. Prace prowadziło chińskie konsorcjum.
1 listopada, niecałe pół roku po ukończeniu renowacji, zadaszenie zawaliło się i śmierć na miejscu poniosło 14 osób. Kolejna osoba zmarła wskutek obrażeń poniesionych na dworcu. Przez słabą kondycję niezależnej prasy i niskie zaufanie do państwa, Serbowie nie ufają zapewnieniom rządu i prezydenta o chęci przeprowadzenia uczciwego dochodzenia. Po wczorajszym wiecu, uważanym przez protestujących za sukces, protesty mogą nabrać siły.
Wicemarszałek Sejmu nazwał osoby próbujące przekroczyć polsko-białoruską granicę bydłem
„To bydło, które było ściągane, aby forsować nasze granice, tylko i wyłącznie w celu zdestabilizowania sytuacji, musi wiedzieć, że nie będzie bezkarne, jak do niedawna było” – powiedział 22 grudnia 2024 Piotr Zgorzelski w programie „Śniadanie Rymanowskiego” w Polsat News.
„Mówię o cynicznych, młodych facetach” – dodał Zgorzelski, gdy prowadzący Bogdan Rymanowski stwierdził, że to chyba za mocne słowa.
Dyskusja dotyczyła wydarzenia w niemieckim Magdeburgu. W piątek 20 grudnia 2024 w tłum ludzi na jarmarku bożonarodzeniowym wjechał rozpędzonym SUV-em 50-letni psychiatra i psychoterapeuta z Arabii Saudyjskiej. Taleb A. ma status uchodźcy, a w Niemczech mieszka od 20 lat.
W ataku zginęło pięć osób, w tym pięcioletnie dziecko. Kilkadziesiąt osób zostało rannych.
Na to zdarzenie zareagował premier Donald Tusk. Napisał na platformie X (dawniej Twitter), że jeszcze dzisiaj oczekuje od Andrzeja Dudy oraz Prawa i Sprawiedliwości jasnej deklaracji w sprawie poparcia rządowego pakietu zaostrzającego prawo wizowe i azylowe.
„Państwo odzyskuje właśnie kontrolę nad granicami i migracją po latach chaosu i korupcji, więc chociaż nie przeszkadzajcie” – napisał Tusk.
18 grudnia 2024 rząd Donalda Tuska przyjął nowelizację ustawy o udzielaniu cudzoziemcom ochrony międzynarodowej. Przewiduje ona możliwość czasowego zawieszenia przyjmowania wniosków o azyl.
Głos w sprawie proponowanego prawa zabrała m.in. Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
„W ocenie Fundacji projektowane przepisy są niezgodne z Konstytucją RP oraz standardami prawa międzynarodowego, są sprzeczne z prawem unijnym, zarówno obowiązującym, jak i oczekującym na wejście w życie wraz z Paktem o migracji i azylu UE, powielają schemat nielegalnych pushbacków i potęgują ryzyko naruszania zakazu zbiorowego wydalania cudzoziemców, wynikającego z przepisów prawa międzynarodowego”.
W niedzielę w Polsat News Tuskowi odpowiedział Błażej Poboży reprezentujący Kancelarię Prezydenta Andrzeja Dudy:
„Rząd Mateusza Morawieckiego skutecznie przeciwstawiał się wojnie hybrydowej prowadzonej przez Białoruś i Rosję. Nasza polityka była skuteczna. Dobrze, że dziś rząd stara się mówić naszym językiem” – powiedział Poboży.
Linię Tuska poparła Dorota Łoboda z Koalicji Obywatelskiej. Stwierdziła, że bezpieczeństwo jest dla rządu priorytetem. Stwierdziła: „To za rządów PiS wydawane były w nieograniczony sposób wizy. Wjeżdżali do Polski, bez kontroli, setki tysięcy ludzi. Nie potrafiliście z tym nic zrobić”.
Krzysztof Bosak nazwał apel Tuska „propagandową opowieścią”. Zapowiedział, że Konfederacja poprze rozwiązania Tuska, jeśli będą zgodne z „pakietem polityki migracyjnej Konfederacji”.
Od tych wypowiedzi nieco odstawały słowa Anny Marii Żukowskiej z Lewicy. Lewica „W 90 procentach zgadza się na pakiet zmian” – powiedziała szefowa klubu parlamentarnego Nowej Lewicy. „Mamy zastrzeżenia i je podtrzymujemy. Rozwiązanie dotyczące zawieszenia prawa azylowego nie będziemy popierać [...]. Myślę, że i PiS — w obliczu ostatnich wydarzeń [chodziło o udzielenie azylu przez Węgry Marcinowi Romanowskiemu] zastanowi się nad tym rozwiązaniem” — dodała Żukowska.