Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Prezydent USA stwierdził w wywiadzie, że nie zamierza naprawiać jego relacji z Elonem Muskiem. I dodał, że miliardera czekają poważne konsekwencje, jeśli zdecyduje się wspierać finansowo Demokratów.
Donald Trump udzielił w sobotę telefonicznego wywiadu stacji NBC News. Prezydent USA odniósł się do publicznej kłótni z Klonem Tuskiem, miliarderem, który do niedawna był częścią jego gabinetu.
Trump przekazał, że nie zamierza naprawiać jego relacji z byłym współpracownikiem i że uważa ją za zakończoną. Stwierdził, że miliarder nie okazuje szacunku urzędowi prezydenta. Odniósł się także do wpisów, w których Musk przypominał, że Donald Trump był przyjacielem przestępcy seksualnego Jeffrey Epsteina i wskazywał, że nazwisko prezydenta znajduje się w utajnionych aktach sprawy.
„To się nazywa „stare wieści”, to stare wieści, o których mówi się od lat” — powiedział Trump. „Nawet prawnik Epsteina powiedział, że nie mam z tym nic wspólnego. To stare wieści”.
Donald Trump zagroził także Leonowi Tuskowi, że czekają go bardzo poważne konsekwencje, jeśli miliarder zdecyduje się wspierać finansowo Demokratów.
Od momentu, kiedy Elon Musk odszedł z administracji Donalda Trumpa i przestał być szefem Departamentu Efektywności Rządowej (DOGE), napięcie między Trumpem a jego byłym wpływowym doradcą rosło w błyskawicznym tempie.
Musk między innymi stał się zaciętym krytykiem procedowanej w Kongresie tzw. „Wielkiej, Pięknej Ustawy”, regulującej wśród wielu innych rzeczy również system podatkowy i wydatki budżetowe. Musk nazwał ją „paskudztwem” oraz wskazał, że znacząco zwiększy deficyt budżetowy i doprowadzi Stany Zjednoczone do bankructwa.
Miliarder podjął także personalny atak na Donalda Trumpa, oskarżając go publicznie o konszachty z przestępcą seksualnym Jeffrey Epsteinem. Zasugerował również, że Trump powinien zostać usunięty z urzędu i zastąpiony na stanowisku przez wiceprezydenta J.D. Vance'a. Publiczna kłótnia między Muskiem i Trumpem trwa już kilka dni. Prezydent USA zagroził miliarderowi, że rząd zerwie kontrakty z jego firmami. Amerykańskie media szacują, że mogą być one warte nawet 38 miliardów dolarów.
Przeczytaj także:
Działacze PSL otrzymali od władz partii ankiety, w których pytano ich między innymi o to, jak zapatrywaliby się na koalicję ludowców z... PiS i Konfederacją
Lokalny portal opolska360.pl ujawnił, że działacze PSL z Opolszczyzny otrzymali od władz partii ankiety zawierające między innymi pytania dotyczące potencjalnej koalicji PSL z PiS i Konfederacją. Polsat News potwierdził z kolei, że takie same ankiety otrzymali członkowie PSL w całej Polsce.
„Czy jeśli PiS i Konfederacja złożyłyby propozycję PSL, by Stronnictwo utworzyło teraz z nimi rząd, w którym premierem zostałby Władysław Kosiniak-Kamysz, to czy PSL powinien taką propozycję przyjąć?” – tak brzmiało pytanie dotyczące nowego sojuszu politycznego, który mogłoby zawrzeć PSL.
W odpowiedzi na oburzenie polityków i wyborców koalicji rządzącej, które po tym nastąpiło, rzecznik ludowców Miłosz Motyka musiał się tłumaczyć ze sprawy ankiet.
„Jako PSL wielokrotnie o tym mówiliśmy, że z partiami antydemokratycznymi się nie współpracuje.”- mówił Motyka na antenie Polsat News. Podkreślał, że ludowcy nie prowadzą żadnych rozmów z PiS i Konfederacją.
Dodał też, że „około 70 procent ankietowanych” opowiedziało się za kontynuowaniem obecnej koalicji z KO, Polską 2050 i Lewicą. „To jest margines, naprawdę bardzo niewiele” – tak mówił Motyka o innych odpowiedziach aktywu PSL.
Po wygranych przez kandydata PiS wyborach prezydenckich partia Jarosława Kaczyńskiego rozpoczęła poszukiwanie scenariuszy, które pozwoliłyby jej powrócić do pełni władzy. PiS ogłosiło swój pomysł na „rząd techniczny” – który jednak nie zainteresował żadnej partii parlamentarnej, łącznie z Konfederacją. Inny scenariusz dotyczy właśnie próby rozbicia obecnie rządzącej koalicji i nakłonienia PSL do zmiany sojuszy. Koalicja złożona z PiS, Konfederacji i PSL przynajmniej teoretycznie miałaby odpowiednią liczbę mandatów, by móc utworzyć rząd i przejąć władzę jeszcze w trakcie kadencji.
Ministerstwo finansów chce podniesienia płacy minimalnej jednak o 140 a nie o 4,7zł brutto
„Z całą pewnością płaca minimalna nie wzrośnie o mniej niż prognozowana inflacja, czyli to jest około 3 proc. W przeliczeniu na złotówki to jest około 4806 zł” – stwierdził dziś na antenie Polsat News minister finansów Andrzej Domański.
Domański wycofał się więc najprawdopodobniej z pomysłu zastosowania tzw wskaźnika weryfikacyjnego, który obniżyłby podaną przez niego kwotę do 4670,7 zł. Ponieważ zaś obecnie płaca minimalna wynosi 4666 zł, podwyżka z zastosowaniem wskaźnika weryfikacyjnego wyniosłaby jedynie 4,7 zł. Więcej na ten temat w materiale Jakuba Szymczaka w OKO.press.
Przeczytaj także:
Domański odniósł się też do propozycji minister rodziny, pracy i polityki społecznej Agnieszki Dziemianowicz-Bąk, która chce, żeby płaca minimalna wzrosła do 5020 zł.
„Będziemy oczywiście o tym dyskutować (...). Musimy z jednej strony pamiętać o pobierających to minimalne wynagrodzenie, z drugiej również o firmach, które często mają problem z rosnącą płacą minimalną” – mówił Domański.
Płaca minimalna ma wzrosnąć od lipca. Między resortami i przedstawicielami związków zawodowych oraz organizacji pracodawców toczą się negocjacje na temat wysokości podwyżki. Ministerstwo Agnieszki Dziemianowicz-Bąk proponuje podwyżkę do 5020 zł. To o 5 zł więcej, niż chciałyby trzy największe centrale zwiazkowe – związki zawodowe wnioskowały o to, by płaca minimalna wzrosła do 5015 zł. Obecna propozycja ministra finansów oznaczałaby 14o zł podwyżki, związki zawodowe chciałyby wzrostu płacy minimalnej o 349 zł, a resort pracy o 354 zł brutto.
Rafał Trzaskowski podziękował w mediach społecznościowych za głosy swych wyborców. Próbował też im dodać otuchy po wygranej kandydata PiS i w obliczu narastających problemów wewnątrz koalicji rządzącej
„Wiem, że jesteście teraz smutni, rozczarowani, wkurzeni, a nawet wściekli. Nie muszę wam chyba mówić, że dla mnie to też trudny moment. Ale to nie jest czas, żeby załamywać ręce. Nie ma też sensu obrażać się na rzeczywistość. Zabrakło niewiele, ale jednak zabrakło – to jest nieodłączny element demokracji” – mówił Trzaskowski w swym piątkowym nagraniu zamieszczonym w mediach społecznościowych.
Trzaskowski dziękował wyborcom za ich głosy podkreślając, że „wizja Polski opartej na wspólnocie, na wartościach, na uczciwości, na walce o równe szanse dla wszystkich, na silnej pozycji w sojuszach, zarówno w Unii Europejskiej, jak i w Sojuszu Północnoatlantyckim, zyskała również gigantyczne poparcie”.
Trzaskowski zapowiedział, że skupi się teraz na prezydenturze Warszawy. I „zrobi co w jego mocy, żeby jak najlepiej wykorzystać tę kadencję, żeby budować coraz lepsze miasto, miasto dla wszystkich”.
„Nic się nie skończyło. Nasze wspólne marzenie wciąż jest do spełnienia, wciąż jest aktualne. Nie zrobi tego nikt w pojedynkę, możemy to zrobić tylko wspólnie, każdy w swojej roli. Nie ma wymówek, nie ma chwili do stracenia, przed nami kolejne wyzwania. Głowa do góry, wszystko wciąż przed nami” – mówił Trzaskowski w swym nagraniu.
Wygrana kandydata PiS Karola Nawrockiego w drugiej turze wyborów prezydenckich przeprowadzonej w niedzielę 1 czerwca zasadniczo zmienia perspektywy funkcjonowania koalicji rządzącej. Kolejny prezydent z obozu PiS będzie prawdopodobnie kontynuował linię Andrzeja Dudy – uniemożliwiając koalicji przeprowadzenie głębszych reform. Może to skutkować dalszym pogarszaniem się ocen rządu i koalicji – i tym samym zmniejszać szanse na utrzymanie przez nią władzy po kolejnych wyborach parlamentarnych. Już w tym momencie sytuacja w koalicji stała się skomplikowana – pojawiają się głosy o konieczności ustąpienia Donalda Tuska z funkcji premiera i równolegle o możliwej dymisji części ministrów z partii koalicyjnych.
Przeczytaj także:
„Każdy zgłoszony przypadek nieprawidłowości w liczeniu głosów jest sprawdzany i analizowany. Protesty trafią do Sądu Najwyższego” – napisał premier Donald Tusk
W piątek 6 czerwca po południu premier Donald Tusk odniósł się do informacji o anomaliach w niektórych komisjach wyborczych podczas głosowania w wyborach prezydenckich. „Każdy zgłoszony przypadek nieprawidłowości w liczeniu głosów jest sprawdzany i analizowany. Ewentualne fałszerstwa są badane i będą ukarane. Protesty trafią do Sądu Najwyższego” – napisał Tusk na platformie X.
Dalej zastrzegł jednak, że choć rozumie emocje, to „zakładanie, że wybory zostały sfałszowane, nie służy polskiemu państwu”.
Sprawa zaczęła się od upublicznienia informacji o błędach w komisji wyborczej numer 95 przy ulicy Stawowej w Krakowie, w której w drugiej turze wyborów prezydenckich odwrotnie przypisano liczbę głosów Karolowi Nawrockiemu i Rafałowi Trzaskowskiemu.
Według danych PKW w pierwszej turze z wynikiem 550 głosów zwyciężył tam Rafał Trzaskowski, za nim był Sławomir Mentzen (221 głosów), po nim Karol Nawrocki (218 głosów). Po głosowaniu w drugiej turze komisja podała, że to Karol Nawrocki uzyskał 1132 głosy, ponad dwa razy więcej niż Trzaskowski (540). Sprawą zainteresowały się media, które pisały o „wyborczym cudzie”.
Jak podał Rafał Sobczuk, komisarz wyborczy w Krakowie, członkowie komisji sami zgłosili swój błąd. „Głosy, które były oddane na jednego kandydata, przypisała drugiemu, taki dostarczyła protokół i takie dane zostały wprowadzone do systemu” – tłumaczył Sobczuk.
Postępowanie wyjaśniające w tej sprawie prowadzi Okręgowa Komisja Wyborcza w Krakowie.
Minister cyfryzacji Krzysztof Gawkowski na briefingu prasowym dla mediów, przekazał, że wcześniej takich sytuacji nie było, więc trzeba to wyjaśnić. „To ważne, żebyśmy wiedzieli, dlaczego czasami było o 200 procent przyrostu głosów na jednego kandydata w jednej komisji, skoro z takiej nawet matematycznej perspektywy wydaje się to dość nieprawdopodobne” – mówił Gawkowski.
Jeszcze bardziej alarmistyczny ton przybrała szefowa sztabu Rafała Trzaskowskiego Wioletta Paprocka. W czwartek 5 czerwca zaapelowała o zgłaszanie nieprawidłowości przez stworzoną w tym celu stronę internetową. „Jeśli widzicie nieprawidłowości – zgłaszajcie je na stronie protestwyborczy2025.pl, a my zwrócimy się do Państwowej Komisji Wyborczej, aby każdy z tych przypadków wyjaśniła” – napisała Paprocka na portalu X.
Przeczytaj także: