Rafał Trzaskowski wciąż jeszcze może te wybory wygrać – choć wydaje się to obecnie bardzo trudnym zadaniem. Koalicja 15 Października natomiast z całą pewnością już te wybory przegrała. Dlaczego?
Pierwsza tura wyborów prezydenckich nie jest i nigdy nie będzie sondażem preferencji partyjnych. Zarazem jednak to 18 maja miał miejsce trzeci (po wyborach samorządowych i do Parlamentu Europejskiego sprzed roku) wyborczy test politycznego rozdania, które zaistniało po 15 października 2023 roku.
Wynik tego testu jest odbierany jako skrajnie niekorzystny przez wszystkich udziałowców koalicji rządzącej – od Platformy Obywatelskiej, przez Polskę 2050, PSL i Lewicę aż po Zielonych i Inicjatywę Polską.
Wyznacza on zarówno warunki walki o drugą turę, jaką będzie musiał stoczyć Rafał Trzaskowski, jak i atmosferę, w jakiej wchodzą w nowy polityczny etap zarówno partie koalicji rządzącej, jak i sam rząd.
A sytuacja rządu i partii koalicyjnych jest w tej chwili gorsza od wystarczająco już niedobrej sytuacji kandydata Rafała Trzaskowskiego.
Na czwórkę jednoznacznie prawicowych kandydatów (Nawrocki, Mentzen, Braun i Jakubiak) głos w pierwszej turze wyborów oddało łącznie 51,46 procent wyborców.
Miarą aktualnej kondycji koalicji rządzącej nie jest jednak wcale pozostałe 48,54 procent głosów, wynikające z prostego odejmowania od 100.
Na trójkę kandydatów partii tworzących obecnie rząd (Trzaskowski, Biejat, Hołownia), głosy oddało jedynie 40,82 procent wyborców. I to jest właśnie aktualny „stan posiadania koalicji” – oczywiście cały czas z uwzględnieniem tego, że specyfika wyborów prezydenckich nie przekłada się 1:1 na rzeczywisty rozkład poparcia w kontekście wyborów parlamentarnych.
Cała reszta głosów w tych wyborach prezydenckich to głosy oddane na Adriana Zandberga, Krzysztofa Stanowskiego i pięcioro pozostałych kandydatów o śladowym poparciu.
Zaznaczmy przy tym, że Zandberg swój wynik zbudował bardzo konsekwentnie, przypominając, że Razem znajduje się poza koalicją rządzącą i równie konsekwentnie recenzując i krytykując poczynania koalicyjnego rządu. Nad tym, jak będą wyglądać przepływy jego wyborców, głowią się zaś obecnie – bez jednoznacznych wyników – najlepsi politolodzy w Polsce.
Stanowski przez całą kampanię zajmował postawę symetrystyczną z widocznym odchyleniem na prawo, a elektoraty pozostałej piątki są niemal niezbadane – i takie też pozostaną ze względu na trudności z uwzględnieniem ich w jakiejkolwiek próbie badawczej.
Dlatego właśnie 51,46 versus 40,82. To ta arytmetyka decyduje obecnie o nastrojach wewnątrz koalicji i o perspektywach, w jakich jej główni rozgrywający myślą o politycznej przyszłości. I tej liczonej w miesiącach, i tej w skali kilku lat.
Rząd Donalda Tuska jest surowo oceniany przez wyborców. Od wiosny zeszłego roku odsetek jego krytyków w cyklicznych badaniach CBOS cały czas znacząco przewyższa odsetek jego zwolenników. Odpowiednio wymowną analogią powinno być to, że bardzo podobnie wyglądały na przykład oceny rządu Mateusza Morawieckiego w erze od pandemii do utraty władzy przez PiS.
W swym najgorszym jak dotąd momencie (styczeń tego roku) rząd Tuska miał 43 procent przeciwników i 31 procent zwolenników. Rząd Morawieckiego natomiast swój najgorszy moment miał w lipcu 2023 roku, na 4 miesiące przed utratą władzy. Wtedy 47 procent badanych deklarowało się jako jego przeciwnicy, a 30 proc. jako zwolennicy. Realia są takie, że już w styczniu sytuacja rządu Tuska była tylko niewiele lepsza od sytuacji rządu Morawieckiego na jego ostatniej równi pochyłej.
To, jak nastroje społeczne względem rządu wpływają na sytuację kampanijną Rafała Trzaskowskiego cyklicznie monitorował w OKO.press Michał Danielewski.
Niepopularny rząd, jego premier i ministrowie oraz ich decyzje – to nie są atuty w żadnej kampanii. A już z całą pewnością, w kampanii prezydenckiej – w której kandydat finalnie musi uzyskać ponad połowę głosów ogółu wyborców.
Mimo to działania rządu Donalda Tuska były przez kilka ostatnich miesięcy bardzo wyraźnie podporządkowane kampanii wyborczej Rafała Trzaskowskiego – co dotyczyło zarówno rzeczy, które rząd bardzo ochoczo robił, jak i tych, które schował głęboko do szuflad.
Skutkowało to próbą wyścigu z coraz bardziej radykalizującą się prawicą na propozycje i działania dotyczące uszczelniania granic, bezpieczeństwa zewnętrznego i wewnętrznego, ochładzania relacji z Ukrainą i ograniczania imigracji. Do tego należy jeszcze dodać skrojoną pod wyścig ze Sławomirem Mentzenem i zakończoną wetem Andrzeja Dudy akcję z próbą obniżenia składki zdrowotnej dla przedsiębiorców.
Rząd Donalda Tuska zajął się aktywnościami, które miały rozszerzać elektorat Rafała Trzaskowskiego na prawo. Porzucił natomiast tematy równości praw kobiet, aborcji, związków partnerskich etc. Dopiero na samym finale kampanii próbował to nadrabiać – z mieszanym zresztą skutkiem – sam Trzaskowski.
W strategii przyjętej przez Tuska – opisanej w OKO.press już u samego progu kampanii przez Agatę Szczęśniak i Natalię Sawkę – rząd miał być wehikułem dowożącym dla Rafała Trzaskowskiego poparcie z prawej strony sceny politycznej. Ostatecznie jednak ten wehikuł okazał się czymś w rodzaju płodobusa – czyli nośnikiem, za pomocą którego sygnowane przez Tuska i Kosiniaka-Kamysza postulaty prawicy i populistów rozpychały się tylko bardziej i bardziej w przestrzeni publicznej.
Tymczasem dla wyborców skłonnych za tymi hasłami pójść aż do urn o wiele bardziej wiarygodni od Rafała Trzaskowskiego okazali się jednak – cóż za zaskoczenie – kandydaci prawicy i skrajnej prawicy. Przestrzegał przed tym w OKO.press Piotr Pacewicz.
Cała ta strategia skończyła się fiaskiem. Wzięcie przez liberalny rząd na sztandary haseł prawicy tylko je dodatkowo wzmocniło.
Rafał Trzaskowski zdołał nawet uzyskać w pierwszej turze nieco więcej głosów (31,6 proc.), niż dostała jego formacja w wyborach 15 października 2023 roku (30,7 proc.). Stało się to jednak w sytuacji, w której jego wewnątrzkoalicyjni kontrkandydaci odnotowali znacznie gorsze wyniki niż ich formacje półtora roku temu.
O to więc, czy Trzaskowski nakarmił się ich kosztem, czy raczej utrzymał wynik mimo ich słabości, również toczą się obecnie zarówno wewnątrz koalicji, jak i pośród jej wyborców spory – i to już teraz coraz bardziej zażarte. Ewentualna klęska koalicji 15 Października – klęska w postaci prezydentury Karola Nawrockiego oczywiście – wyzwoliłaby te emocje już całkowicie.
Ale też nic w tym dziwnego. Bo jeśli mamy wrócić do naszej wyjściowej matematyki, to musimy przypomnieć, że partie tworzące koalicję rządzącą dostały w październiku 2023 roku łącznie 53,7 proc. głosów. A zatem aż o prawie 13 punktów procentowych więcej niż zebrali łącznie ich kandydaci 18 maja.
Z trójki koalicyjnych kandydatów obronił – a nawet lekko poprawił – wynik swej partii tylko Trzaskowski. Strata Lewicy to 4 punkty procentowe, czyli prawie połowa poparcia z wyborów parlamentarnych. Strata Trzeciej Drogi to natomiast ponad 9 pkt procentowych, co sprawia, że Szymon Hołownia dostał tylko około 1/3 odsetka procentowego głosów oddanych na Polskę 2050 i PSL półtora roku temu.
Polityczna praktyka przyjęta przez Donalda Tuska wobec koalicyjnych partnerów po wyborach 2023 roku polegała przecież na stałym wzajemnym zerowaniu wpływów Trzeciej Drogi i Lewicy jako skrzydeł (konserwatywnego i progresywnego) koalicji opierającej się na ciele Koalicji Obywatelskiej.
To – jak się zdaje – miał być też jeden ze sposobów na rozkładanie odpowiedzialności za przedłużające się miesiące dreptania w miejscu – bo przecież od pierwszych dni po wyborach 2023 roku było i przez Donalda Tuska i przez jego koalicjantów jasno komunikowane, że na ostateczną bitwę o Polskę wyborcy strony prodemokratycznej muszą czekać do wiosny 2025 roku, czyli do wyborów prezydenckich.
Igrzyska między Trzecią Drogą i Lewicą miały tyleż uatrakcyjnić to oczekiwanie, jak i ubogacić organizatora. Politycy Koalicji Obywatelskiej nie kryli zresztą swego czasu takich oczekiwań.
Oczywiście zarówno Lewica, jak i Trzecia Droga ochoczo dały się w tę grę wmanewrować, zresztą zasadniczy konflikt racji między nimi np. w sprawie aborcji był mniej lub bardziej nieunikniony. Stan gry w przededniu II tury wyborów prezydenckich jest jednak taki, że Trzecia Droga i Lewica wyszły z tego ciężko okaleczone, Koalicja Obywatelska z grubsza ustała na nogach, natomiast Koalicja 15 Października jako całość się chwieje i słania, coraz słabsza wobec naporu prawicy i skrajnej prawicy.
W takich realiach Koalicja Obywatelska nie byłaby więc łowcą, który z przyjemnością tuczy się na swych łupach-przystawkach, lecz raczej myśliwym, który brnąc w nieznanym kierunku, ostatecznie utknął gdzieś na pustkowiu wśród nieprzebytych śniegów i teraz odcina odmrożone kończyny, by upiec je na gasnącym ogniu i dzięki temu przetrwać, ile tylko jeszcze czas pozwoli, jednak już bez palców, łydki i kości śródręcza.
„Zapasy już dawno zjedliśmy” – mówił mi na początku roku, niedługo po badaniu CBOS pokazującym kolejny spadek notowań rządu, jeden z liczących się polityków KO. Ta metafora, już w wersji autofagicznej, pociągnęła się dalej sama.
Wybory prezydenckie miały być dla koalicji punktem zwrotnym, momentem przezwyciężenia tej głównej przeszkody na drodze do zmieniania i naprawiania Polski, jaką był dotychczasowy lokator Pałacu. Który zresztą rzeczywiście nie szczędził sił ani środków, by blokować kolejne uchwalane przez koalicję ustawy, czy to je wetując, czy wysyłając do kosza – czyli do Trybunału Przyłębskiej.
Dokładnie taką opowieść słyszeli wyborcy wszystkich ugrupowań koalicji – i to też pozwalało im przechodzić do porządku dziennego nad rosnącym zniechęceniem czy też zniecierpliwieniem. Ewentualna przegrana w tej bitwie byłaby dla nich katastrofą.
Nie tylko dla nich zresztą. Doświadczenie tego niedługiego przecież czasu, który minął od wyborów 15 października 2023 roku do wyborów prezydenckich, dość jasno wskazuje nam, że koalicja, która wyszła z poważnymi stratami z półtorarocznego okresu kohabitacji z Andrzejem Dudą, zdecydowanie nie miałaby zbyt świetlanych perspektyw na kolejne 2,5 roku kohabitacji – tym razem z Karolem Nawrockim, który zresztą wydaje się rywalem od Dudy trudniejszym, idącym twardszym kursem i jeszcze bardziej nieprzejednanym.
I właśnie dlatego te wybory to dla koalicji rządzącej rzeczywiście gra o wszystko.
Władza
Wybory
Magdalena Biejat
Szymon Hołownia
Rafał Trzaskowski
Donald Tusk
Koalicja 15 października
Koalicja Obywatelska
Nowa Lewica
Polska 2050
PSL
Trzecia Droga
Wybory prezydenckie 2025
Dziennikarz, publicysta, rocznik 1978. Pracowałem w "Dzienniku Polska Europa Świat" (obecnie „Dziennik Gazeta Prawna”) i w "Polsce The Times" wydawanej przez Polska Press. W „Dzienniku” prowadziłem dział opinii. W „Polsce The Times” byłem analitykiem i komentatorem procesów politycznych, wydawałem też miesięcznik „Nasza Historia”. Współprowadziłem realizowany we współpracy z amerykańską fundacją Democracy Council i Departamentem Stanu USA cykl szkoleniowy „Media kontra fake news”, w ramach którego ok 700 dziennikarzy mediów lokalnych z całej Polski zostało przeszkolonych w zakresie identyfikacji narracji dezinformacyjnych i przeciwdziałania im. Wydawnictwo Polska Press opuściłem po przejęciu koncernu przez kontrolowany przez rząd PiS państwowy koncern paliwowy Orlen. Wtedy też, w 2021 roku, wszedłem w skład zespołu OKO.press. W OKO.press kieruję działem politycznym, piszę też materiały o polityce krajowej i międzynarodowej oraz obronności. Stworzyłem i prowadziłem poświęcony wojnie w Ukrainie cykl „Sytuacja na froncie” obecnie kontynuowany przez płk Piotra Lewandowskiego.
Dziennikarz, publicysta, rocznik 1978. Pracowałem w "Dzienniku Polska Europa Świat" (obecnie „Dziennik Gazeta Prawna”) i w "Polsce The Times" wydawanej przez Polska Press. W „Dzienniku” prowadziłem dział opinii. W „Polsce The Times” byłem analitykiem i komentatorem procesów politycznych, wydawałem też miesięcznik „Nasza Historia”. Współprowadziłem realizowany we współpracy z amerykańską fundacją Democracy Council i Departamentem Stanu USA cykl szkoleniowy „Media kontra fake news”, w ramach którego ok 700 dziennikarzy mediów lokalnych z całej Polski zostało przeszkolonych w zakresie identyfikacji narracji dezinformacyjnych i przeciwdziałania im. Wydawnictwo Polska Press opuściłem po przejęciu koncernu przez kontrolowany przez rząd PiS państwowy koncern paliwowy Orlen. Wtedy też, w 2021 roku, wszedłem w skład zespołu OKO.press. W OKO.press kieruję działem politycznym, piszę też materiały o polityce krajowej i międzynarodowej oraz obronności. Stworzyłem i prowadziłem poświęcony wojnie w Ukrainie cykl „Sytuacja na froncie” obecnie kontynuowany przez płk Piotra Lewandowskiego.
Komentarze