Wewnętrzne prawybory w Koalicji Obywatelskiej wygrał Rafał Trzaskowski i to on będzie kandydatem KO na prezydenta RP w wyborach w maju 2025 r.
Pieniądze na poręczenia majątkowe za księdza Michała O. i dwie urzędniczki z MS wpłynęły już na konto – poinformował obrońca duchownego
Ksiądz Michał O. i dwie urzędniczki z ministerstwa sprawiedliwości mogą zostać zwolnieni za poręczeniem majątkowym z aresztu tymczasowego, w którym przebywają w związku z aferalnymi zarzutami dotyczącymi dotacji z Funduszu Sprawiedliwości dla kierowanej przez księdza O. fundacji Profeto.
Obrońca ks. Michała O. mec. Michał Skwarzyński poinformował w piątek 25 października, że zostały już wpłacone kaucje w wysokości po 350 tysięcy złotych mające zapewnić zwolnienie księdza i dwóch urzędniczek. Pieniądze na poręczenie za ks. Michała O. wpłacił zakon sercanów, do którego należy duchowny. Z kolei środki na kaucje dla urzędniczek z resortu sprawiedliwości przekazał pracownik prawicowych mediów, obecnie dyrektor programowy TV Republika, Michał Rachoń. Zakon wyręczył byłego premiera Mateusza Morawieckiego i byłego prezesa Orlenu Daniela Obajtka, którzy deklarowali, że zapłacą kaucję za ks. Michała O. z własnej kieszeni.
„Zgodnie z procedurą prokuratura powinna, po przyjęciu tego poręczenia, natychmiast wysłać nakaz zwolnienia” – podkreśla Skwarzyński.
W czwartek 24 października Sąd Apelacyjny w Warszawie rozpatrzył zażalenie obrońców sercanina ks. Michała O., twórcy fundacji Profeto i dwóch urzędniczek resortu sprawiedliwości w sprawie przedłużenia ich tymczasowego aresztowania przez warszawski Sąd Okręgowy. Sąd uznał, że choć utrzymanie środków zapobiegawczych wobec nich jest w pełni zasadne, to na obecnym etapie śledztwa wystarczające będzie poręczenie majątkowe w wysokości 350 tysięcy złotych od osoby.
Ks. Michał O. i obie urzędniczki trafili do aresztu w związku ze sprawą nieprawidłowości związanych z gigantyczną dotacją wypłaconą przez Fundusz Sprawiedliwości stworzonej przez księdza fundacji Profeto.
Sprawę we wspólnych materiałach śledczych opisywali Maria Pankowska z OKO.press i Sebastian Klauziński z TVN24.pl.
W związku ze sprawą w marcu ksiądz Michał O. został zatrzymany i usłyszał zarzuty (początkowo nadużycia zaufania następnie zarzut zmieniono na przywłaszczenie mienia). Następnie sąd zadecydował o umieszczeniu go w areszcie tymczasowym na 3 miesiące. Zarzuty przekroczenia uprawnień i niedopełnienia obowiązków służbowych usłyszały też dwie urzędniczki z resortu sprawiedliwości. One również trafiły do aresztu.
Pod koniec sierpnia sąd przedłużył całej trójce areszt na kolejne 3 miesiące. To właśnie tej decyzji dotyczyło zażalenie rozpatrzone przez sąd wyższej instancji w ostatni czwartek.
To pierwszy Tęczowy Piątek bez towarzyszącej mu kampanii nienawiści ze strony władzy i publicznych mediów. To także pierwszy Tęczowy Piątek organizowany we współpracy z kuratoriami oświaty
W szkołach w całej Polsce trwa kolejna edycja Tęczowego Piątku. To ogólnopolska akcja służąca zamanifestowaniu przez uczniów i nauczycieli solidarności z młodzieżą LGBTQ+ i tworzeniu w szkołach bezpiecznej dla niej przestrzeni.
W szkołach odbywają się warsztaty i zajęcia z zakresu praw człowieka i obywatela, świadomości różnorodności płciowych, seksualnych i relacyjnych, sojusznictwa wobec osób LGBTQ+ oraz budowy przyjaznych środowisk dla osób transpłciowych.
Dzisiejszy Tęczowy Piątek po raz pierwszy w ośmioletniej historii tej inicjatywy odbywa się we współpracy z kuratoriami oświaty. Konferencja inaugurująca akcję odbyła się w siedzibie mazowieckiego kuratorium.
„Spotykamy się tutaj, żebyśmy wszyscy razem budowali szkołę równą, bezpieczną, szkołę czułości, bez obojętności, tak żeby każde dziecko w szkole czuło się ważne, zaopiekowane, bez żadnych form wykluczenia bądź dyskryminacji.” – mówiła podczas inauguracji Tęczowego Piątku mazowiecka kurator oświaty Wioletta Krzyżanowska.
„Jako Fundacja GrowSPACE dołączyliśmy do Zespołu ds. Współpracy z NGO przy Ministerstwie Edukacji Narodowej, dzięki czemu będziemy mogli stale konsultować decyzje podejmowane przez resort na rzecz dzieci i młodzieży. To ważny krok także w kontekście budowania bezpieczeństwa nieheteronormatywnej młodzieży w szkołach” – informuje z kolei Dominik Kuc z fundacji GrowSpace.
Pierwszy Tęczowy Piątek odbył się w październiku 2016 roku, a więc w rok po dojściu do władzy PiS. Ministrowie edukacji z rządu Zjednoczonej Prawicy i inni politycy prawicy prowadzili przeciwko tej inicjatywie konsekwentną kampanię nienawiści. Tęczowe Piątki były przez nich nazywane działaniami na rzecz „seksualizacji dzieci”, i elementem „ofensywy ideologicznej środowisk LGBT”. Były minister edukacji narodowej (a obecnie jeden z potencjalnych kandydatów PiS na prezydenta) Przemysław Czarnek twierdził, że Tęczowe Piątki odbywają się jedynie w szkołach, w których są „nieodpowiedzialni dyrektorzy”. Były rzecznik praw dziecka a wcześniej urzędnik w resorcie Zbigniewa Ziobry Mikołaj Pawlak dowodził z kolei, że Tęczowe Piątki „łamią polską konstytucję”.
Choć prawica nie może już wykorzystać do zwalczania inicjatywy Tęczowych Piątków instytucji państwa i mediów publicznych, powiązane z nią media i organizacje wciąż próbują przedstawiać akcję w negatywnym świetle. Przed tegoroczną jej edycją organizacja fundamentalistycznej prawicy Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris opracowała poradnik dla rodziców zawierający instrukcję, jak „chronić” dziecko przed Czarnym Piątkiem. Katoliccy prawnicy z Ordo Iuris tłumaczą, że najlepiej będzie „zabrać dziecko z lekcji”.
„Rosja jest gotowa do rozmów pokojowych z Ukrainą. Niedawno taką propozycję zgłosiła Turcja. Myśmy ją zaakceptowali, ale Ukraina rozmawiać nie chce” – ogłosił Władimir Putin na konferencji prasowej kończącej szczyt krajów BRICS w rosyjskim Kazaniu. Czy mu wierzyć?
Choć wypowiedź może brzmieć sensacyjnie, z tego, co mówi, Putin wynika, że jego stanowisko się nie zmienia: pokój być może, ale na warunkach Putina. Ukraina ma się poddać.
„Przedstawiciel prezydenta Turcji Recepa Tayyipa Erdogana kilka dni temu zaproponował rozważenie nowych pomysłów w sprawie Ukrainy, ale Kijów odmówił” – powiedział Putin 24 października na konferencji prasowej po szczycie BRICS w Kazaniu.
„Niedawno znowu zadzwoniła strona turecka, asystent prezydenta Erdogana bezpośrednio z Nowego Jorku, i powiedział, że są nowe propozycje, które mogą zostać rozpatrzone w negocjacjach. Zgodziłem się, powiedziałem: »OK, zgadzamy się, [możemy rozmawiać] następnego dnia«, ale szef reżimu w Kijowie [tak Putin nazywa teraz prezydenta Wołodymyra Zełenskiego, żeby podkreślić, że jego kadencja dobiegła końca – red.] oświadczył, że nie zamierza z nami prowadzić żadnych negocjacji” – powiedział Putin. I dodał to, co zwykle: że Ukraina nie chce pokoju, bo wtedy musiałaby znieść stan wojenny, który obecnie uniemożliwia przeprowadzenie wyborów prezydenckich. Zatem Rosja prowadzi wojnę tylko dlatego, że prezydent Zełenski boi się utraty stanowiska.
Nic więcej o propozycji Turcji nie wiadomo.
Przede wszystkim taki, że prowadzenie wojny jest teraz być albo nie być reżimu Putina. To jego życie i stanowisko od tej wojny zależy.
Jednak Rosja ponosi na tej wojny straszliwe straty, a jej gospodarka, obciążona wydatkami wojennymi i sankcjami, bliska jest przegrzania.
Jutro np. eksperci spodziewają się kolejnej podwyżki referencyjnej stopy procentowej banku procentowego. Tym razem do 20 procent (choć oficjalnie inflacji w Rosji nie ma).
Wewnętrzne powody skłaniają wiec Putina do zapewniania, że chciałby pokoju, tylko Ukraina nie chce. Dokładniejsze wczytanie się w wypowiedzi Putina pozwala zobaczyć, że Putin domaga się cały czas kapitulacji Ukrainy:
W Kazaniu Putin gości szczyt BRICS. Po raz pierwszy od trzech lat miał okazję porozmawiać na raz z przywódcami wielu krajów: od Chin i Indii poczynając, na pozostających poza BRICS Laosie i Wenezueli kończąc. Jest też nienależący do BRICS prezydent Turcji — członka NATO.
Oficjalne komunikaty ze szczytu są takie, że wszyscy przejmowali się „rozlewem krwi na Bliskim Wschodzie”. A choć w sprawie Ukrainy o „rozlewie krwi” nie mówili, to rzecznik Putina przyznał, że w każdej dwustronnej rozmowie Putina sprawa Ukrainy się pojawiała. Rosji trudno też jest udawać głównego rozgrywającego w sprawach światowego pokoju, jeśli nie przedstawi jakiejś propozycji w sprawie Ukrainy.
A szczyt BRICS w Rosji miał właśnie pokazać państwo Putina jako światowego lidera. I to lidera pokojowego. Ale Putin nie mógł się tam pokazywać na swoich warunkach, bo na szczyt przyjechali dziennikarze, w tym zachodni korespondenci z Moskwy. Stąd niespójność przekazu Putina, zmuszonego do odpowiedzi na „niedrużeskie” (nieprzyjazne) pytania.
Pytany np. przez BBC, jak ma się miłość krajów BRICS do pokoju do najazdu Rosji na Ukrainę, Putin powtórzył swoje: że to wszystko wina Zachodu, bo pozwolił krajom z pobliża Rosji wstępować do NATO, mimo że Rosji się to nie podobało. Więc teraz Zachód ma za swoje. I że wojna w Ukrainie jest, owszem niesprawiedliwa, gdyż Zachód pomaga Ukrainie (a Rosji nie pomaga).
Dziennikarz NBC News zapytał zaś Putina o zdjęcia satelitarne przedstawiające wojska Korei Północnej w Rosji. Bo jeśli Rosja rzeczywiście tak dobrze sama radzi sobie na froncie, jak opowiada Putin, to „co oni tam robią i czy nie będzie to jeszcze większa eskalacja wojny ukraińskiej?” – zapytał korespondent.
„Jeśli są zdjęcia, to coś odzwierciedlają — przyznał Putin. – Chciałbym jednak zwrócić państwa uwagę na fakt, że to nie działania Rosji doprowadziły do eskalacji na Ukrainie, ale zamach stanu z 2014 r., wspierany przede wszystkim przez Stany Zjednoczone”.
W OKO.press pisaliśmy, że skonfrontowana z 30 krajami globalnego Południa Rosja traci, a nie umacnia swoją pozycję. Bo z tej perspektywy jest mało ludnym krajem z kłopotami gospodarczymi i politycznymi oraz niepewną przyszłością. A to problem dla Putina nie tylko dlatego, że sam uważa się za władcę na światową skalę. Myślenie o swoim kraju jako o globalnej potędze jest przecież istotnym elementem rosyjskiej tożsamości. Wojna Putina zadała jej cios.
„Od ponad czterech miesięcy w Dzienniku Ustaw nie został ogłoszony korzystny dla tzw. wcześniejszych emerytów wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 4 czerwca 2024 r.” – alarmuje rzecznik praw obywatelskich Marcin Wiącek.
RPO Marcin Wiącek interweniuje w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Wyjaśnia: „TK zakwestionował mechanizm, w ramach którego emeryci, którzy przed 6 czerwca 2012 r. zdecydowali się przejść na wcześniejszą emeryturę (55 lat dla kobiet i 60 dla mężczyzn), otrzymywali mniejsze emerytury po osiągnięciu właściwego wieku emerytalnego (przyznawane po ukończeniu 60 lat przez kobiety i 65 lat przez mężczyzn) – obniżane o kwotę odpowiadającą wcześniej pobranym emeryturom. Istota niekonstytucyjności polegała na zaskakiwaniu emerytów takim rozwiązaniem, gdyż w momencie przechodzenia na wcześniejszą emeryturę nie mieli oni świadomości, że po kilku latach ich świadczenia ulegną znaczącemu obniżeniu”.
Dzięki temu wyrokowi świadczenia emerytalne 150-100 tys. osób mogłyby wzrosnąć o nawet 1200 zł. „Każdy z nich może otrzymać nawet 64 tys. zł wyrównania za okres wypłacania obniżonego świadczenia” – informuje RPO.
„Podwyżka i uzyskanie wyrównania wymagają jednak wzruszenia decyzji emerytalnych. [...] Wznowienie postępowania nie jest jednak możliwe, dopóki wyrok TK nie wejdzie w życie. Zgodnie z wykładnią przyjmowaną przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych następuje to w momencie ogłoszenia go w Dzienniku Ustaw” – wyjaśnia RPO. Gdyby wyrok opublikowano, emeryci, których on dotyczy, zaczęliby składać skargi o wznowienie postępowania lub wnioski o ponowne przeliczenie emerytury.
Jeśli złożyliby dziś taką skargę, nikt nie zagwarantuje, że sąd będzie rozstrzygał na ich korzyść — ponieważ orzeczenia nie ma w Dzienniku Ustaw.
Od wyroku minęły już cztery miesiące, a do biura RPO zgłaszają się emeryci, którym należy się podwyżka. W komunikacie czytamy: „Rzecznik Praw Obywatelskich występuje w tej sprawie do szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Jana Grabca”.
Problem z orzeczeniem w sprawie emerytur jest oczywiście głębszy, niż sam fakt ich braku ich publikacji — oba zostały wydane z udziałem osób nieuprawnionych, czyli tzw. dublerów — pisała w OKO.press Dominika Sitnicka. Sprawozdawcą w tej sprawie był Justyn Piskorski.
Od grudnia 2023 do lutego 2024 r. orzeczenia wydane z udziałem dublerów były publikowane z adnotacją mówiącą o wadliwości składu orzekającego potwierdzonej wyrokami ETPCz, co miało być dodatkową wskazówką dla organów publicznych i podmiotów prywatnych, że rozstrzygnięcia te mogą być kontestowane. Mogłyby zatem nie być uwzględniane pomimo ich publikacji.
Sytuacja zmieniła się 6 marca 2024, kiedy Sejm przyjął uchwałę „w sprawie usunięcia skutków kryzysu konstytucyjnego lat 2015-2023 w kontekście działalności Trybunału Konstytucyjnego”.
W uchwale stwierdzono, że w TK zasiadają osoby nieuprawnione, a orzeczenia, w których wydaniu uczestniczyli dublerzy, są objęte wadą prawną. Podkreślono również, że Julia Przyłębską objęła funkcję prezesa TK bez wymaganej uchwały Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK i pełni ją pomimo upływu jej kadencji, a dodatkowo była oskarżana przez innych sędziów o manipulowanie składami. Skala naruszeń Konstytucji i prawa w TK jest, zdaniem koalicji rządzącej, tak duża, że organ ten należy ustanowić na nowo.
Od tamtego momentu rząd nie publikuje wyroków TK.
Wirtualna Polska ustaliła, że we władzach „wojskowych” spółek Skarbu Państwa zasiadają politycy, działacze, a także byli posłowie związani z PSL, KO i Lewicą.
Oto ustalenia śledztwa Wirtualnej Polski:
Koalicja rządząca, obejmując władzę niemal rok temu, zapowiadała odpolitycznienie państwowych spółek. „Żeby nikt nie miał wątpliwości, że Polska na dobre odeszła od standardów z czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości” – podkreślał w lutym Szymon Hołownia.
Polska 2050 zapowiadała nawet powstanie projektu ustawy: „Dość partyjniactwa! O profesjonalnym zarządzaniu w spółkach skarbu państwa".
Prace nad nim trwają, ale projekt nie zyskał przychylności koalicjantów, mimo że przed wyborami partie deklarowały odpolitycznienie spółek.
Koalicja Obywatelska zapowiadała w swoich 100 konkretach odwołanie wszystkich członków rad nadzorczych i zarządów i przeprowadzenie nowego naboru „w transparentnych konkursach, w których decydować będą kompetencje, a nie znajomości rodzinne i partyjne”. W programie koalicji Lewicy z 2023 roku znajdziemy obietnicę „zakończenia karuzeli tłustych kotów”.