Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Przyszły ambasador USA w Polsce Tom Rose polemizując z Radosławem Sikorskim na platformie X zrównał Palestyńczyków ze Strefy Gazy z Rosjanami, a Izrael z Ukrainą
Na platformie X odbyła się w niedzielę 3 sierpnia nieco specyficzna wymiana poglądów na temat wojny w Strefie Gazy między ministrem spraw zagranicznych Radosławem Sikorskim, przyszłym ambasadorem USA w Polsce Tomem Rosem i premierem Donaldem Tuskiem. Specyficzna, bo po pierwsze, Polska niemal nie prezentuje na arenie międzynarodowej jednoznacznego stanowiska w sprawie tego konfliktu ani zbrodni wojennych popełnianych w jego trakcie, a po drugie, trudno ocenić, czy wypowiedź premiera lub szefa MSZ w mediach społecznościowych, jest, czy też nie jest, oficjalnym stanowiskiem polskiego państwa.
Zaczęło się od wpisu Radosława Sikorskiego, który linkując rozmowę ze sobą w podkaście Onetu, zacytował jej fragment: „Głodujące dzieci w Gazie nie wiedzą, co to jest Hamas. Izrael nawet wtedy, gdy działa w samoobronie, nie jest zwolniony z respektowania prawa międzynarodowego.” – napisał Sikorski.
Kilka godzin później na ten wpis odpowiedział przyszły ambasador Stanów Zjednoczonych w Polsce Tom Rose. „Izrael nie zachowuje się jak tyrani historii. Postępuje zgodnie z prawem międzynarodowym, nawet gdy jego wrogowie lekceważą wszelkie jego nakazy.” – napisał Rose. Po czym posłużył się kompletnie nieadekwatnym porównaniem zrównującym konflikt w Strefie Gazy z wojną w Ukrainie: „Czy Ukraina powinna wysyłać konwoje z pomocą humanitarną, będąc pod ostrzałem, aby nakarmić rosyjską ludność cywilną na okupowanym Donbasie lub Krymie? Czy zrobiłaby to Polska? Byłyby to absurdalne żądania – dla Polski, dla Ukrainy, dla każdego kraju walczącego obronnie, a jednak Izrael stawia im czoła codziennie.” – taki wywód wysnuł Rose.
Następnie bez bezpośredniego odnoszenia się do wpisu Rose'a, ale dość wyraźnie w reakcji na niego, zabrał głos premier Donald Tusk.
Polska była, jest i będzie po stronie Izraela w jego konfrontacji z islamskim terroryzmem, ale nigdy po stronie polityków, których działania prowadzą do głodu i śmierci matek i dzieci. To musi być oczywiste dla narodów, które przeszły wspólnie przez piekło II wojny światowej. – napisał szef polskiego rządu.
Społeczność międzynarodowa coraz surowiej ocenia sposób prowadzenia przez Izrael wojny w Strefie Gazy. Zbrodnie wojenne, masowe wypędzenia cywili i posługiwanie się głodem jako formą wywierania presji na Palestyńczyków – to wszystko skutkuje tym, żę od Izraela zaczynają się odwracać dotychczasowi sojusznicy. W ostatnich tygodniach Francja, Wielka Brytania i Portugalia ogłosiły, że rozważają uznanie Palestyny za pełnoprawne państwo na forum ONZ. Wielka Brytania zastrzegła przy tym, że zrobi to jedynie, jeśli Izrael nie zaprzestanie popełniania zbrodni wojennych wobec cywili.
Tylko w lipcu z głodu w Strefie Gazy zmarły 63 osoby, w sumie już ponad 130, większość ofiar to dzieci. ONZ ogłosiło alarm. „To katastrofa humanitarna epickich rozmiarów” – mówił w ostatnich dniach lipca, po ogłoszeniu najnowszych danych dotyczących rozmiarów kryzysu, Antonio Guterres sekretarz generalny ONZ.
Przeczytaj także:
Międzynarodowa organizacja AOAV oskarża Izrael o tworzenie „schemat bezkarności” wobec sprawców zbrodni wojennych w Strefie Gazy. A na platformie X potępił władze Izraela za „działania prowadzące do śmierci z głodu matek i dzieci” premier Donald Tusk
Międzynarodowa organizacja monitorująca konflikty zbrojne Action on Armed Violence (AOAV) opublikowała raport dotyczący tego, jak państwo Izrael prowadzi postępowania w sprawie zbrodni wojennych, o których popełnianie w Strefie Gazy oskarżani są izraelscy żołnierze.
AOAV poinformowało, że przebadało doniesienia w mediach o łącznie 52 przypadkach, w których izraelskie wojsko oświadczyło publicznie, że przeprowadziło lub zamierza przeprowadzić dochodzenie w związku z zarzutami o zbrodnie wojenny wobec ludności cywilnej w Strefie Gazy i na Zachodnim Brzegu Jordanu w okresie od października 2023 r. do końca czerwca 2025 r. Dotyczą one śmierci 1303 Palestyńczyków i ranienia 1880.
Z badań AOAV wynika, że aż prawie dziewięć na dziesięć izraelskich dochodzeń wojskowych w sprawie zarzutów zbrodni wojennych lub nadużyć popełnionych przez żołnierzy od początku wojny w Strefie Gazy zamknięto bez określenia winnych lub pozostawiono bez dalszego biegu.
Tylko jedna taka sprawa zakończyła się wyrokiem więzienia. Na 7 (sic!) miesięcy aresztu skazano żołnierza, który wielokrotnie bił pięściami, pałką i karabinem skrępowanych palestyńskich więźniów w areszcie Sde Teiman. Tylko w pięciu przypadkach stwierdzono naruszenia prawa międzynarodowego lub regulaminów izraelskiej armii.
Zdaniem ekspertów z AOAV Izrael tworzy w ten sposób „schemat bezkarności” – stanowiący półoficjalną obietnicę przymykania oka przez organy państwa na przypadki stosowania przemocy wobec palestyńskich cywilów.
W trwającej od października 2023 roku wojnie w Strefie Gazy zginęło według danych palestyńskiego ministerstwa zdrowia nie mniej niż 60 tysięcy Palestyńczyków. Ze względu na katastrofalną sytuację humanitarną, w ostatnich tygodniach mnożą się ofiary wśród osób oczekujących na żywność. Na śmierć z wygłodzenia najbardziej narażone są dzieci. "Lemkin, który jako pierwszy opisał, jak wygląda ludobójstwo, miał na myśli głód jako narzędzie do zabijania ducha narodu. I to bardzo trafnie opisuje to, co Izrael robi dziś w Gazie” – tak mówił o tym ostatnio w wywiadzie dla OKO.press prof. Alex de Waal, antropolog i ekspert badający klęski głodu.
Przeczytaj także:
W niedzielę 3 sierpnia głos w sprawie Strefy Gazy zabrał natomiast Donald Tusk. „Polska była, jest i będzie po stronie Izraela w jego konfrontacji z islamskim terroryzmem, ale nigdy po stronie polityków, których działania prowadzą do głodu i śmierci matek i dzieci. To musi być oczywiste dla narodów, które przeszły wspólnie przez piekło II wojny światowej.” – napisał szef polskiego rządu na platformie X.
Pierwszy miesiąc kontroli na granicach z Niemcami i Litwą skutkował odmową wjazdu do Polski dla zaledwie 185 cudzoziemców – poinformował rząd
Kontrole na granicach z Niemcami i Litwą zostaną przedłużone o dwa kolejne miesiące, czyli do 4 października – poinformował w niedzielę 3 sierpnia minister spraw wewnętrznych i administracji Marcin Kierwiński. Według Kierwińskiego jest to konieczne ze względu na konieczność „domknięcia szlaku migracyjnego” z terytorium Białorusi, który ma obecnie prowadzić przede wszystkim przez Litwę i Łotwę.
Kierwiński ogłosił tę decyzję podczas niedzielnej odprawy z wojewodami i szefami służb.
W trakcie odprawy generał brygady Straży Granicznej Robert Bagan przedstawił wyniki pierwszego miesiąca funkcjonowania kontroli na granicach z Niemcami i Litwą, których wprowadzenie oznaczało de facto zawieszenie obowiązywania porozumień z Schengen będących jednym z fundamentów wspólnoty europejskiej. Okazuje się, że skutkowało to zatrzymaniem na granicach zaledwie 185 osób.
„W tym czasie odmówiliśmy wjazdu na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej 185 cudzoziemcom. Podstawę odmowy stanowił w szczególności brak dokumentów uprawniających do przekroczenia granicy państwowej” — mówił Bagan.
„Odpowiednio na granicy z Niemcami odmówiliśmy wjazdu 124 osobom i na granicy z Litwą odmówiliśmy wjazdu 61 osobom. W tym czasie do Polski przyjęliśmy 81 osób i były to wszystkie osoby, które przyjęliśmy od strony niemieckiej” – mówił generał.
Decyzja o przedłużeniu kontroli na granicach z Niemcami i Litwą nie była zaskoczeniem, przedstawiciele rządu mówili o takiej możliwości już w momencie ich wprowadzania na początku lipca. Początkowo kontrole graniczne, określane mianem tymczasowych, wprowadzono na 1 miesiąc. Decyzja była motywowana politycznie. Była to reakcja rządu Donalda Tuska na kampanię prawicy pod hasłem „obrony granicy zachodniej”.
Realną ówczesną sytuację na granicy polsko-niemieckiej opisywała w OKO.press Małgorzata Tomczak. „Liczby zawróceń przez Niemcy są w ostatnich miesiącach niższe niż rok wcześniej. Zdecydowana większość to Ukraińcy, a liczba demonizowanych przez prawicę „migrantów z Afryki i Bliskiego Wschodu” zdecydowanie spadła” – pisała Tomczak w oparciu o szczegółowe dane z granicy.
Przeczytaj także:
Na lotnisku w czarnomorskim rosyjskim kurorcie nie lądują obecnie samoloty, trwa akcja gaśnicza
W nocy z piątku na sobotę 3 sierpnia ukraińskie drony zaatakowały lotnisko w Soczi (port lotniczy Soczi-Adler) – czyli rosyjskim kurorcie nad Morzem Czarnym. W wyniku ataku wybuchł ogromny pożar magazynu paliw będącego częścią infrastruktury tego portu lotniczego. W akcji gaśniczej bierze udział kilkuset rosyjskich strażaków. Odwołano kilkadziesiąt lotów z i do Soczi – nie jest w tym momencie, jak długo tamtejsze lotnisko pozostanie wyłączone z użytkowania.
Ukraińskie drony zaatakowały także cele w innych rejonach Rosji. Gubernator obwodu woroneskiego poinformował, że ataki wywołały „pożary obiektów użyteczności publicznej” w rejonie Woroneża.
Rosjanie nieustannie przeprowadzają zmasowane ataki dronowe na ukraińskie miasta. W nocy z 30 na 31 lipca rosyjski pocisk uderzył w blok mieszkalny w Kijowie. W wyniku eksplozji doszło do zawalanie znacznej części budynku. Akcja ratunkowa trwała prawie dwie doby – w wyniku ataku rannych zostało 159 cywili, w tym 19 dzieci, a spod gruzów wydobyto ciała 28 ofiar śmiertelnych.
Ukraińcy wciąż ograniczają się do ataków dronowych przede wszystkim na cele infrastrukturalne. Tak było i ostatniej nocy, choć paraliż lotniska w Soczi z pewnością wpłynie na samopoczucie rosyjskich cywili spędzających w szczycie sezonu wakacje w tym znanym czarnomorskim kurorcie.
Przeczytaj także:
Rząd Demokratycznej Republiki Konga wystawia niemal połowę kraju pod przetarg na odwierty ropy naftowej i gazu. Tereny, na których wkrótce może rozpocząć się wydobycie, porasta obecnie tropikalny las zamieszkiwany przez goryle
Jak donosi Guardian, Demokratyczna Republika Konga (DRK) planuje udostępnić pod odwierty ropy naftowej i gazu 124 mln hektarów swojego terytorium. Eksperci określają te tereny jako „najgorsze na świecie miejsce do poszukiwania ropy”.
Według analiz zawartych w raporcie Earth Insight, 64 proc. całkowitej powierzchni DRK zajmują nienaruszone przez człowieka lasy tropikalne, stanowiące ogromny rezerwuar dwutlenku węgla
i będące domem dla jednych z najcenniejszych siedlisk dzikich zwierząt na świecie, w tym zagrożonych wyginięciem goryli nizinnych i bonobo.
Na terenach przewidywanych pod inwestycje znajduje się m.in. Cuvette Centrale – największy na świecie kompleks torfowisk tropikalnych. Ten rozległy, bagienny obszar ma wielkość Nepalu i jest domem dla rzadkich gatunków zwierząt, w tym słoni leśnych, goryli nizinnych, szympansów i ptaków endemicznych. Magazynuje on około 30 miliardów ton węgla w torfie.
Eksperci alarmują, że drastyczny wzrost rozwoju przemysłu naftowego i gazowego na terenie kraju, jest sprzeczny ze zobowiązaniami DRK do ochrony bioróżnorodności i klimatu.
Jeszcze na początku 2025 roku rząd DRK ogłosił szeroki program ochrony środowiska, nazwany „Zielonym korytarzem Kiwu-Kinszasa”. Jednak 72 proc. tego obszaru pokrywa się z planowanymi inwestycjami naftowymi.
W ostatnich latach podejmowano liczne międzynarodowe wysiłki mające na celu zabezpieczenie finansowania ochrony lasów Demokratycznej Republiki Konga.
Największym sukcesem była umowa o wartości 500 mln dolarów podpisana w imieniu Inicjatywy na rzecz Lasów Afryki Środkowej (Cafi) podczas konferencji klimatycznej ONZ, która odbyła się w Glasgow w 2021 roku (COP26).
W ramach 10-letniego porozumienia obejmującego lata 2021-2013, miano ograniczyć wylesianie i przeprowadzić regenerację 8 mln hektarów zdegradowanych lasów.
Jednak do tej pory Demokratycznej Republice Konga przekazano zaledwie 150 mln dolarów z obiecanej puli pieniędzy. Trwają dyskusje na temat przyspieszenia wypłaty środków.
Brak międzynarodowego finansowania, które sprawiłoby, że utrzymanie lasów w stanie nienaruszonym byłoby bardziej opłacalne niż ich wycinka, sprawia, że kraje takie jak Demokratyczna Republika Konga szukają inwestycji obejmujących wydobycie paliw kopalnych.
DRK już zarabia na wydobyciu kopalin, będąc globalnym dostawcą kobaltu i koltanu, niezbędnych do produkcji smartfonów i innych urządzeń elektronicznych.
Przeczytaj także: