Fala prozachodnich protestów przetacza się przez Gruzję po zmianie kursu nowej władzy w tym kraju. Były polityk SLD pozostanie na wolności – jednak pod dozorem policyjnym i za poręczeniem majątkowym w wysokości miliona złotych
„Od ponad czterech miesięcy w Dzienniku Ustaw nie został ogłoszony korzystny dla tzw. wcześniejszych emerytów wyrok Trybunału Konstytucyjnego z 4 czerwca 2024 r.” – alarmuje rzecznik praw obywatelskich Marcin Wiącek.
RPO Marcin Wiącek interweniuje w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Wyjaśnia: „TK zakwestionował mechanizm, w ramach którego emeryci, którzy przed 6 czerwca 2012 r. zdecydowali się przejść na wcześniejszą emeryturę (55 lat dla kobiet i 60 dla mężczyzn), otrzymywali mniejsze emerytury po osiągnięciu właściwego wieku emerytalnego (przyznawane po ukończeniu 60 lat przez kobiety i 65 lat przez mężczyzn) – obniżane o kwotę odpowiadającą wcześniej pobranym emeryturom. Istota niekonstytucyjności polegała na zaskakiwaniu emerytów takim rozwiązaniem, gdyż w momencie przechodzenia na wcześniejszą emeryturę nie mieli oni świadomości, że po kilku latach ich świadczenia ulegną znaczącemu obniżeniu”.
Dzięki temu wyrokowi świadczenia emerytalne 150-100 tys. osób mogłyby wzrosnąć o nawet 1200 zł. „Każdy z nich może otrzymać nawet 64 tys. zł wyrównania za okres wypłacania obniżonego świadczenia” – informuje RPO.
„Podwyżka i uzyskanie wyrównania wymagają jednak wzruszenia decyzji emerytalnych. [...] Wznowienie postępowania nie jest jednak możliwe, dopóki wyrok TK nie wejdzie w życie. Zgodnie z wykładnią przyjmowaną przez Zakład Ubezpieczeń Społecznych następuje to w momencie ogłoszenia go w Dzienniku Ustaw” – wyjaśnia RPO. Gdyby wyrok opublikowano, emeryci, których on dotyczy, zaczęliby składać skargi o wznowienie postępowania lub wnioski o ponowne przeliczenie emerytury.
Jeśli złożyliby dziś taką skargę, nikt nie zagwarantuje, że sąd będzie rozstrzygał na ich korzyść — ponieważ orzeczenia nie ma w Dzienniku Ustaw.
Od wyroku minęły już cztery miesiące, a do biura RPO zgłaszają się emeryci, którym należy się podwyżka. W komunikacie czytamy: „Rzecznik Praw Obywatelskich występuje w tej sprawie do szefa Kancelarii Prezesa Rady Ministrów Jana Grabca”.
Problem z orzeczeniem w sprawie emerytur jest oczywiście głębszy, niż sam fakt ich braku ich publikacji — oba zostały wydane z udziałem osób nieuprawnionych, czyli tzw. dublerów — pisała w OKO.press Dominika Sitnicka. Sprawozdawcą w tej sprawie był Justyn Piskorski.
Od grudnia 2023 do lutego 2024 r. orzeczenia wydane z udziałem dublerów były publikowane z adnotacją mówiącą o wadliwości składu orzekającego potwierdzonej wyrokami ETPCz, co miało być dodatkową wskazówką dla organów publicznych i podmiotów prywatnych, że rozstrzygnięcia te mogą być kontestowane. Mogłyby zatem nie być uwzględniane pomimo ich publikacji.
Sytuacja zmieniła się 6 marca 2024, kiedy Sejm przyjął uchwałę „w sprawie usunięcia skutków kryzysu konstytucyjnego lat 2015-2023 w kontekście działalności Trybunału Konstytucyjnego”.
W uchwale stwierdzono, że w TK zasiadają osoby nieuprawnione, a orzeczenia, w których wydaniu uczestniczyli dublerzy, są objęte wadą prawną. Podkreślono również, że Julia Przyłębską objęła funkcję prezesa TK bez wymaganej uchwały Zgromadzenia Ogólnego Sędziów TK i pełni ją pomimo upływu jej kadencji, a dodatkowo była oskarżana przez innych sędziów o manipulowanie składami. Skala naruszeń Konstytucji i prawa w TK jest, zdaniem koalicji rządzącej, tak duża, że organ ten należy ustanowić na nowo.
Od tamtego momentu rząd nie publikuje wyroków TK.
Wirtualna Polska ustaliła, że we władzach „wojskowych” spółek Skarbu Państwa zasiadają politycy, działacze, a także byli posłowie związani z PSL, KO i Lewicą.
Oto ustalenia śledztwa Wirtualnej Polski:
Koalicja rządząca, obejmując władzę niemal rok temu, zapowiadała odpolitycznienie państwowych spółek. „Żeby nikt nie miał wątpliwości, że Polska na dobre odeszła od standardów z czasów rządów Prawa i Sprawiedliwości” – podkreślał w lutym Szymon Hołownia.
Polska 2050 zapowiadała nawet powstanie projektu ustawy: „Dość partyjniactwa! O profesjonalnym zarządzaniu w spółkach skarbu państwa".
Prace nad nim trwają, ale projekt nie zyskał przychylności koalicjantów, mimo że przed wyborami partie deklarowały odpolitycznienie spółek.
Koalicja Obywatelska zapowiadała w swoich 100 konkretach odwołanie wszystkich członków rad nadzorczych i zarządów i przeprowadzenie nowego naboru „w transparentnych konkursach, w których decydować będą kompetencje, a nie znajomości rodzinne i partyjne”. W programie koalicji Lewicy z 2023 roku znajdziemy obietnicę „zakończenia karuzeli tłustych kotów”.
Według raportu Polskiego Alarmu Smogowego Nowa Ruda (woj.dolnośląskie) zajęła pierwszą pozycję pod kątem liczby dni smogowych w 2023 roku oraz najwyższego średniorocznego stężenia pyłu PM10.
Polski Alarm Smogowy po raz dziewiąty opublikował raport dotyczący jakości powietrza w miejscowościach w całej Polsce. Wzięto pod uwagę wszystkie miejscowości, w których znajdują się stacje pomiarowe Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska.
Sprawdzono liczbę dni z przekroczeniem norm smogowych, średnioroczne stężenie pyłów PM10 i stężenie rakotwórczego benzo(a)pirenu. W pierwszych dwóch kategoriach wygrała dolnośląska Nowa Ruda, w której średnie stężenie PM10 w ciągu roku wyniosło 32 µg/m3 i gdzie zanotowano aż 56 smogowych dni przez cały 2023 rok.
Na drugim miejscu pod względem stężeń PM10 znalazł się wielkopolski Pleszew z wynikiem 31 µg/m3. Odnotowano tam 27 dni smogowych. W Suchej Beskidzkiej (woj. małopolskie) takich dni było aż 44, co plasuje ją na drugim miejscu w tej kategorii (roczne stężenie PM na poziomie 29 µg/m3).
Stężenie średnioroczne powyżej 30 µg/m3 jest szkodliwe dla zdrowia, ale wciąż mieści się w aktualnych normach smogowych (dziś maksymalna dopuszczalna średnia wartość PM10 to 40 µg/m3 na rok). Od 2030 roku, decyzją Unii Europejskiej, normy zostaną zmienione.
Polski Alarm Smogowy wskazuje również, że największe średnioroczne stężenie rakotwórczego benzo(a)pirenu (BAP) zanotowano w Suchej Beskidzkiej – 6 ng/m3. To sześciokrotnie więcej niż dopuszczalna norma. Drugie miejsce z wynikiem 5 ng/m3 zajęły trzy miejscowości: Nowy Targ, Myszków i Żywiec.
Alarm Smogowy w tych danych widzi jednak światełko nadziei.
„Nie ma przesady w twierdzeniu, że poprawa jakości powietrza w Polsce jest bez precedensu w naszej historii” – komentuje Piotr Siergiej, rzecznik Polskiego Alarmu Smogowego. „Zmiana jest spektakularna, mówimy tu o nawet kilkukrotnych spadkach. Nowa Ruda, która wciąż przoduje w rankingu, zmniejszyła stężenia rakotwórczego BAP aż czterokrotnie, a Nowy Targ i Rybnik – trzykrotnie. Nawet w Suchej Beskidzkiej, mimo pierwszej pozycji w rankingu, stężenie tej rakotwórczej substancji zmalało z 1700 proc. do 600 proc. normy. Ciekawym przypadkiem poprawy jakości powietrza jest śląska gmina Godów – niegdyś w pierwszej smogowej dziesiątce Unii Europejskiej – w kategorii średniorocznego stężenia PM10 spadła z czwartego miejsca w Polsce na odległą 60 pozycję. Z czołówki smogowych rekordzistów wypadły także Kraków, Katowice i Zabrze” – dodaje.
„W całej Polsce najważniejszym i najgroźniejszym źródłem zanieczyszczenia powietrza jest tzw. niska emisja (emisja pyłów i szkodliwych gazów na wysokości do 40 m, pochodząca głównie z domowych pieców grzewczych i lokalnych kotłowni spalających węgiel i drewno)” – napisali eksperci Światowej Organizacji Zdrowia w raporcie z 2022 roku. „Powoduje ona znaczne uwolnienia pyłów PM2.5 oraz zawartego w pyłach rakotwórczego benzo(a)pirenu. W większych miastach, dodatkowo do pogorszenia jakości powietrza przyczynia się transport drogowy”.
Wyliczyli również, że rocznie przedwcześnie z powodu smogu umiera 46 tysięcy osób.
Od 2018 roku w ramach programu Czyste Powietrze można ubiegać się o dofinansowanie na wymianę źródeł ciepła na takie, które nie powodują zanieczyszczenia powietrza. Poza tym gminy opracowują swoje uchwały antysmogowe. Pierwszy taki program wprowadzono w Krakowie, gdzie od 1 września 2019 roku obowiązuje zakaz ogrzewania domów węglem lub drewnem.
„Chcemy bezpiecznie poruszać się po mieście, bez »duszy na ramieniu«” – mówią lokalni aktywiści z Krakowa po wtorkowym (23.10) wypadku, w którym ciężko ranna została matka z dzieckiem i apelują o wprowadzenie do przepisów nowego rodzaju przestępstwa – zabójstwa drogowego.
Było po godzinie 18:00, 23 października. W okolicy Centrum Sportu i Kultury w Krakowie przy ul. Działowskiego 42-letnia kobieta przechodziła z siedmioletnią córką przez przejście dla pieszych. Wjechał w nie 32-letni kierowca, który chwilę wcześniej spowodował kolizję i próbował uciec. Wydmuchał ponad promil alkoholu i był pod wpływem amfetaminy. W lipcu zatrzymano mu prawo jazdy.
Kobieta i jej córka w ciężkim stanie zostały przetransportowane do szpitala. Kierowca trafił do aresztu. „Za spowodowanie wypadku, w którym inna osoba odniosła poważne obrażenia, grozi kara od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności, jednak jej wymiar może być wyższy, jeżeli sprawca wypadku był pod wpływem alkoholu bądź substancji działających podobnie do alkoholu” – podaje policja.
„To kolejne szokujące zdarzenie w ostatnim czasie. Doskonale pamiętamy śmiertelne dachowanie przy moście Dębnickim, gdzie cudem nie zginął nikt z postronnych osób. Regularnie widzimy informacje o wypadkach, potrąceniach, rozjechanych przystankach MPK” – pisze ruch miejski Akcja Ratunkowa dla Krakowa po wypadku.
Aktywiści podkreślają, że na krakowskich drogach jest coraz bardziej niebezpiecznie. „W 2020 wypadków było 553, w 2023 już 766, a 2024 będzie prawdopodobnie rekordowy. Rok temu na krakowskich ulicach życie straciło 9 osób. Według policyjnych statystyk w Małopolsce do końca września 2024 roku doszło do 110 wypadków i 568 kolizji spowodowanych przez nietrzeźwych kierujących lub będących pod wpływem narkotyków. Zginęły 4 osoby, a 129 zostało rannych” – piszą.
Jak dodają, w całym Krakowie są tylko trzy fotoradary.
Po wtorkowym wypadku opublikowali listę postulatów do prezydenta miasta Aleksandra Miszalskiego i dołączyli do kampanii warszawskiego ruchu Miasto jest Nasze – Chodzi o życie 2.0.
W pierwszej edycji kampanii walczono o pierwszeństwo dla pieszych, ograniczenie prędkości do 50 km/h w mieście oraz wyższe mandaty. W wersji 2.0. główne postulaty to:
W liście do Miszalskiego aktywiści apelują o „aktywne włączenie się w kampanię”. „Jednocześnie zwracamy uwagę, że zapowiadane po wypadku na moście Dębnickim fotoradary nie zostały zamontowane do dzisiaj” – piszą.
W rządzie trwa dyskusja na temat wprowadzenia do Kodeksu karnego pojęcia „zabójstwo drogowe” po serii śmiertelnych wypadków w całej Polsce. Nocą z 14 na 15 września 2024 na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie w prawidłowo jadący samochód z rodziną wjechał z impetem rozpędzony volkswagen. Na miejscu zginął dorosły mężczyzna. Dwójka jego dzieci i żona z poważnymi obrażeniami trafili do szpitala. Do szpitala przewieziono po wypadku również pasażerkę volkswagena, której wedle relacji prokuratury współpasażerowie nie udzielili pomocy.
16 września 2023 roku na autostradzie A1 pod Piotrkowem Trybunalskim w samochód z rodziną uderzył z impetem bmw jadący 250 km/h. Trzyosobowa rodzina zginęła na miejscu. Kierowca bmw uciekł do Dubaju. Sprawą zajmuje się prokuratura.
„Czeka nas poważna rozmowa z ministrem sprawiedliwości [...] Ostatnie przypadki zmuszają nas do podjęcia radykalnych kroków w tym kierunku” – mówił w TVP Info minister infrastruktury Dariusz Klimczak.
20 września 2024 resort sprawiedliwości opublikował komunikat na portalu X. Napisał w nim:
„Ministerstwo Sprawiedliwości informuje, że w najbliższych dniach prowadzone będą intensywne prace dotyczące rozwiązań prawnych ukierunkowanych na zapewnienie maksymalnie wysokiej skuteczności państwa w walce z przestępczością na polskich drogach. [...] W ramach prac analizie poddane zostaną m.in. pojawiające się w przestrzeni publicznej postulaty zmian przepisów, takie jak wprowadzenie do katalogu przestępstw zabójstwa drogowego, stworzenie systemu identyfikacji na drogach osób z orzeczonymi zakazami prowadzenia pojazdów, czy też przepadek pojazdu kierowanego przez osobę posiadającą zakaz jego prowadzenia”.
„800 stron raportu stanowi podstawę do wyciągnięcia konsekwencji i działań organów ścigania” – powiedział minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz, prezentując raport z kontroli w podkomisji Macierewicza.
„Celem podkomisji było oficjalnie zbadanie przyczyn katastrofy i danie rekomendacji, by podobna nie zdarzyła się w przyszłości. Ale tak naprawdę chodziło o udowodnienie jednej tezy — o zamachu. A przy okazji o podsycanie podziałów i nienawiści” – mówił szef MON, Władysław Kosiniak-Kamysz podczas prezentacji wniosków z kontroli dotyczącej podkomisji smoleńskiej. Kilkugodzinna konferencja to seria zarzutów wobec prowadzącego prace podkomisji Antoniego Macierewicza i jego współpracowników. „Kłamstwo, zło, nienawiść, które podzieliły Polaków, nie wzięły się znikąd. Podział społeczny był wywołany celowo, a on zagraża bezpieczeństwu państwa” – komentował Kosiniak-Kamysz.
Szef MON i wiceminister Cezary Tomczyk, który prezentował część zarzutów, wyliczali, że podkomisja smoleńska pochłonęła aż 81,5 miliona złotych. 12,5 mln zł przeznaczono na „wydatki osobowe”, a rekordzista zarobił za pracę w podkomisji 900 tysięcy. Około miliona złotych wydano na ochronę Antoniego Macierewicza, mimo że ochrona ta nie przysługiwała mu z urzędu. 100 tys. zł wydano na film o działaniach podkomisji. „Do tego trzeba doliczyć nieodwracalne uszkodzenie, w efekcie zniszczenie samolotu Tu-154 nr 102, którego wartość wyceniono na 47 mln zł” – dodał Kosiniak-Kamysz.
Co jeszcze ustalono podczas kontroli?
Ministerstwo Obrony Narodowej podkreśla — mimo tego, że podkomisja usiłowała udowodnić zamach, w kwietniu 2010 roku na pokładzie samolotu nie doszło do wybuchu. Ze wszystkich przedstawionych przez Cezarego Tomczyka dokumentów wynika, że przyczyną katastrofy było uderzenie skrzydła w brzozę.
MON zapowiada złożenie 41 wniosków do prokuratury w sprawie działań podkomisji. Dwa zawiadomienia zostały złożone wcześniej — dotyczące zgubienia dowodów i zniszczenia TU-154 nr 102.
Podkomisja ds. ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej została powołana na mocy rozporządzenia z 4 lutego 2016 r. które podpisał ówczesny minister obrony narodowej Antoni Macierewicz. Sam został szefem komisji w 2018 r. Na stanowisku szefa MON zastąpił go Mariusz Błaszczak.
10 sierpnia 2021 podkomisja smoleńska ukończyła prace nad raportem. „Przyczyną katastrofy była eksplozja, a przynajmniej dwie eksplozje — pierwsza w lewym skrzydle, a druga w centropłacie kilka sekund później, która zniszczyła samolot zupełnie i zabiła wszystkich pasażerów oraz załogę” – mówił wtedy Antoni Macierewicz.
Dalej opowiadał: „Być może ważniejszy jeszcze jest dowód wynikający z faktu, że pierwsze fragmenty ciał ludzkich znajdują się na samym początku wrakowiska, w miejscu jeszcze, gdzie samolot nie mógł być — gdyby uderzył normalnie w ziemię — rozbity, zniszczony. To zostało zanalizowane przez symulację pokazującą, co się dzieje z samolotem, kiedy uderzy w ziemię. A są tam fragmenty wyłącznie z wnętrz, malutkie, drobne, fragmenty wyłącznie z wnętrz ciał ludzkich, wskazujące na oczywistą eksplozję, oczywisty wybuch”.
15 grudnia 2023 r. podkomisja Macierewicza została rozwiązana. W styczniu 2024 powołano specjalny zespół, który miał ocenić jej prace. W jego skład weszło ok. 20 ekspertów i ekspertek, a przewodniczącym został pułkownik pilot Leszek Błach.