Witaj w sekcji depeszowej OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Komisja Europejska zgodziła się na dofinansowanie budowy elektrowni atomowej w Lubiatowie-Kopalinie z publicznych pieniędzy.
W grudniu ubiegłego roku polski rząd skierował do KE wniosek o zatwierdzenie pomocy publicznej dla elektrowni w postaci kontraktu różnicowego. Komisja Europejska przez kilka miesięcy prowadziła postępowanie, którego celem była weryfikacja zgodności pomocy publicznej z unijnymi zasadami.
- Trwają drobne formalności, ale dosłownie za chwilę będziemy mieli oficjalne potwierdzenie, że Komisja Europejska wyraża zgodę na pomoc publiczną na budowę elektrowni jądrowej w Polsce – powiedział premier Donald Tusk przed wtorkowym posiedzeniem rządu.
Jego zdaniem budowa elektrowni może ruszyć jeszcze w grudniu.
Pierwsza polska elektrownia atomowa powstaje w Lubiatowie-Kopalinie w nadmorskiej gminie Choczewo. Koszt inwestycji w elektrownię jądrową szacowany jest na 192 mld zł. Projekt ustawy, która trafiła pod lupę KE, zakłada wsparcie na poziomie 60 mld zł poprzez dokapitalizowanie spółki Polskie Elektrownie Jądrowe.
Projekt elektrowni ma już kluczowy dokument, czyli decyzję środowiskową wydaną na podstawie trwającej ponad dwa lata oceny oddziaływania na środowisko. Ma także decyzję lokalizacyjną oraz podpisaną umowę z konsorcjum amerykańskich firm Westinghouse i Bechtel, które mają zaprojektować i wybudować elektrownię.
Przeczytaj także:
Andrej Babiš został zaprzysiężony we wtorek na nowego premiera Czech. Miliarder, który sam siebie nazywa „trumpistą”, wraca na stanowisko po czterech latach.
71-letni Babiš i jego populistyczna partia ANO (Akcja Niezadowolonych Obywateli) współrządziły Czechami w latach 2013-2017, a w latach 2017-2021 lider ANO stał na czele mniejszościowego rządu. Teraz wraca w roli premiera – najstarszego w historii kraju.
W październikowych wyborach jego partia zdobyła 34,5 proc. głosów. To dało jej 80 miejsc w 200-osobowej izbie, ale nie wystarczyło do samodzielnego rządzenia. Dlatego stworzy koalicję z eurosceptyczną i sprzeciwiającą się ekologicznym rozwiązaniom partią Zmotoryzowanych (Motoristé) oraz skrajnie prawicową, ksenofobiczną i antyunijną partią Wolność i Demokracja Bezpośrednia (SPD).
Podczas kampanii ANO obiecała m.in. wielkie projekty infrastrukturalne, podniesienie emerytur i wynagrodzeń w budżetówce, obniżenie cen energii, wsparcie zakupu mieszkań oraz ograniczenie pomocy dla Ukrainy i mieszkających w Czechach uchodźców.
Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen pogratulowała Babišowi nominacji, ale nie omieszkała przypomnieć mu o odpowiedzialności, jaka spoczywa na Europie w obliczu kluczowych dyskusji na temat jej bezpieczeństwa.
„Jesteśmy wielkim narodem, zasługujemy na lepsze rządy. Czechy na pierwszym miejscu!” – stwierdził Babiš po zwycięstwie w październikowych wyborach.
Jak pisała Paulina Pacuła w OKO.press w antyestablishmentowy dyskurs Babiša idealnie wpisuje się eurosceptyczna narracja. UE to zdaniem lidera ANO „technokratyczna instytucja pozbawiona duszy”, rządzona przez niewybieralnych biurokratów i ideologów, którzy narzucają cenzurę, sabotują państwa członkowskie gospodarczo i zdradzają wartości będące fundamentem Unii.
Przeczytaj także:
Babiš to jeden z najbogatszych Czechów i właściciel jednego z największych czeskich koncernów Agrofert. Jego firma działa w kilku branżach, m.in. rolno-spożywczej, chemicznej i medialnej. Ma pod sobą ponad 250 spółek. Agrofert jest też jednym z największych beneficjentów dopłat bezpośrednich z UE w Czechach.
W 2021 roku przegrał wybory. Powodem były podejrzenia o wyłudzenie 2 milionów euro dotacji dla jednej ze spółek Agrofertu. Podejrzenia o korupcję wywołały największe od upadku komunizmu antyrządowe protesty w Czechach.
Przeczytaj także:
We wtorek rząd Litwy wprowadził stan wyjątkowy. Przyczyną są balony wysyłane z Białorusi przez przemytników papierosów.
Litwa oskarża Białoruś o zezwalanie przemytnikom na używanie balonów meteorologicznych do transportu przemycanych papierosów przez granicę, co wielokrotnie zakłócało ruch lotniczy na lotnisku w Wilnie.
„Oczywiste jest, że ten stan wyjątkowy został ogłoszony nie tylko z powodu zakłóceń w lotnictwie cywilnym, ale także ze względu na obawy o bezpieczeństwo narodowe i potrzebę ściślejszej koordynacji między instytucjami” – stwierdził na posiedzeniu rządu Władysław Kondratowicz, minister spraw wewnętrznych, który został mianowany krajowym dyrektorem operacyjnym ds. sytuacji nadzwyczajnej.
Z danych litewskiego MSW wynika, że w tym roku w przestrzeń powietrzną kraju wtargnęło około 600 balonów przemytniczych i 200 dronów. Incydenty te zakłóciły ponad 300 lotów, dotknęły 47 000 pasażerów i spowodowały zamknięcie lotnisk na około 60 godzin.
Rząd we wtorek zatwierdził również środek przyznający wojsku dodatkowe uprawnienia w czasie stanu wyjątkowego. Armia będzie wspierać organy ścigania w reagowaniu na sytuację kryzysową i łagodzeniu jej skutków.
To nie pierwszy raz w ostatnich latach, gdy Litwa wprowadza stan wyjątkowy. Podobne środki rząd podjął w 2021 roku, gdy rozpoczął się kryzys migracyjny na granicy litewsko-białoruskiej, a także rok później – po rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
Problem balonów dotyka też Polski. Tylko w tym roku służby odnotowały ponad sto przypadków przemytu z ich użyciem. Przed tygodniem pakunek z kontrabandą spadł na pole przy zabudowaniach gospodarczych w powiecie łosickim. Pod koniec września w powiecie ostrowskim zatrzymano dwóch Białorusinów, którzy próbowali przemycić do Polski 30 tys. nielegalnych papierosów.
Marcin Kierwiński, szef MSWiA, powiedział we wtorek w rozmowie z Radiem Zet, że Polska nie ma zamiaru wprowadzać z tego powodu stanu wyjątkowego przy granicy z Białorusią.
„Nic nie będzie się zmieniać w stosunku do tego, co jest teraz. Ostatnie tygodnie to jest lepsza sytuacja na polsko-białoruskiej granicy. Zmalała presja migracyjna” – stwierdził Kierwiński.
Przeczytaj także:
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski przekazał, że zaprosił prezydenta Karola Nawrockiego do Ukrainy. Dodał, że jest gotów odwiedzić Polskę, jeśli otrzyma zaproszenie.
Jak informuje jeden z ukraińskich korespondentów „Europejskiej Prawdy”, Zełenski o spotkaniu z prezydentem Karolem Nawrockim mówił podczas briefingu dla mediów po spotkaniu europejskich przywódców w Londynie.
W rozmowach o amerykańskim planie pokojowym dla Ukrainy uczestniczyli Wołodymyr Zełenski, premier Wielkiej Brytanii Keir Starmer, kanclerz Niemiec Friedrich Merz oraz prezydent Francji Emmanuel Macron.
Zełenski zapytany przez dziennikarzy, czy dojdzie do spotkania z prezydentem Polski, odpowiedział, że „z przyjemnością się z nim spotka”. Dodał, że podczas rozmowy telefonicznej podziękował Nawrockiemu za polskie wsparcie, zaprosił go do wizyty w Ukrainie i zaproponował wyznaczenie dogodnego terminu.
„Niedawno słyszałem w mediach, że mnie zaprosił. Ale żebym mógł przyjechać, potrzebna jest konkretna data. I wtedy, jeśli prezydent – oficjalnie lub nieoficjalnie, jak będzie chciał – zaprosi mnie i zaproponuje termin, bez wątpienia przyjadę z oficjalną wizytą do Polski. To jest dla mnie ważne” – powiedział Zełenski.
„Ukraina szanuje Polskę i jest wdzięczna Polsce za to, że przyjęła naszych ludzi, pomaga i wspiera” – zaznaczył polityk.
Przypomnijmy, że od objęcia urzędu prezydenta w sierpniu Karol Nawrocki ani razu nie odwiedził Ukrainy i nie spotkał się z prezydentem Wołodymirem Zełenskim. Politycy obu krajów rozmawiali tylko telefonicznie.
Jesienią szef Biura Polityki Międzynarodowej Kancelarii Prezydenta Marcin Przydacz powiedział, że jeśli Wołodymyr Zełenski chce się spotkać z Karolem Nawrockim, to powinien przyjechać do Warszawy.
„Jeśli pan prezydent Zełenski chce zobaczyć Karola Nawrockiego, nic nie stoi na przeszkodzie, żeby wsiadł w pociąg i przyjechał do Warszawy na spotkanie” – mówił w Przydacz w TVN24.
Radosław Sikorski, szef MSZ mówił z kolei, że prezydentowi Zełenskiemu „korona z głowy by nie spadła, gdyby (...) poprosił o wizytę w Pałacu Prezydenckim”.
Karol Nawrocki już w czasie kampanii wypominał Zełenskiemu, że ten zachowuje się w „nieprzyzwoity sposób” wobec Polski. „Prezydent Zełenski zachowuje się w sposób nieprzyzwoity do swoich sojuszników, także do Polski. (...) powiedział, że Ukraina została sama na początku wojny, czyli nie docenił wielkiego wysiłku Polaków, a także polskiego prezydenta” – mówił wiosną w Radiu Zet.
Postawa Karola Nawrockiego wobec Wołodymyra Zełenskiego wynika z dążenia Pałacu Prezydenckiego i części polityków PiS do utrzymania spójności z kierunkiem polityki reprezentowanej przez Donalda Trumpa. Bo – jak pisała Agata Szczęśniak w OKO.press – dla Prawa i Sprawiedliwości bezpieczeństwo Polski opiera się nie na sile naszego wojska, ale na obecności Amerykanów w naszym kraju. A tę gwarantuje Donald Trump.
Zełenski ostatni raz w Polsce był 15 stycznia 2025 roku. Jak pisała Krystyna Garbicz dla OKO.press miała to być wizyta przyjaźni. Chodziło o poprawienie stosunków polsko-ukraińskich, które ostatnio są szorstkie – a dzieli je historia dotycząca kwestii zbrodni na Wołyniu i w Galicji Wschodniej w czasie II wojny światowej.
Wciąż trwają prace nad gwarancjami bezpieczeństwa dla Ukrainy. W wydanym po spotkaniu europejskich sojuszników Ukrainy komunikacie podkreślono, że celem działań jest uzupełnienie propozycji Stanów Zjednoczonych o wkład państw europejskich, przy ścisłej koordynacji z Kijowem.
Prace nad planem są obecnie finalizowane przez doradców ds. bezpieczeństwa narodowego, co ma umożliwić dalsze rozmowy pomiędzy USA, krajami europejskimi i Ukrainą. Według Pałacu Elizejskiego w najbliższych dniach powinno to pozwolić na zwiększenie zbieżności stanowisk.
Równolegle prowadzone są działania mające na celu zapewnienie Ukrainie silnych gwarancji bezpieczeństwa oraz przygotowanie planów odbudowy kraju po zakończeniu konfliktu.
W rozmowie z Bloombergiem Zełenski podkreślił, że kluczowe kwestie dotyczące przyszłości Donbasu i gwarancje bezpieczeństwa, pozostają nierozstrzygnięte. Ukraina, Stany Zjednoczone i Rosja mają odmienne wizje dotyczące tych spraw.
Zełenski oczekuje od partnerów, zwłaszcza USA, jasnej odpowiedzi na pytanie, co zrobią, jeśli Rosja ponownie zaatakuje Ukrainę. Prezydent Ukrainy podkreśla, że porozumienie pokojowe musi zawierać twarde gwarancje bezpieczeństwa, podobne do artykułu 5. Traktatu Północnoatlantyckiego, a decyzje o członkostwie Ukrainy w Unii Europejskiej powinny należeć do Europejczyków.
Kreml jednak nie zamierza rezygnować ze swoich maksymalistycznych celów w rozmowach pokojowych. Domaga się zajęcia części Doniecczyzny (której armia rosyjska nie zajęła), ponieważ jesienią 2022 roku Rosja wpisała te ziemie do rosyjskiej konstytucji – podobnie obwód ługański, zaporoski, chersońki oraz Krym.
Putin chce, żeby świat oficjalnie uznał „nowe granice Rosji”, po to, by w razie próby ich odbicia przez Ukrainę móc twierdzić, że Rosja „broni własnego terytorium”.
Jak podaje AFP, to dyskusje o terytoriach Ukrainy nadal są „najbardziej problematyczną kwestią” w negocjacjach.
Przeczytaj także:
Potężne trzęsienie ziemi o sile 7,6 w skali Richtera nawiedziło północno-wschodnią część Japonii. Władze ostrzegają przed tsunami i wydają nakaz ewakuacji mieszkańców.
Trzęsienie uderzyło północno-wschodnie wybrzeże kraju o 23:15 lokalnego czasu (15:15 polskiego czasu). Japońska Agencja Meteorologiczna ostrzega przed tsunami, którego wysokość może sięgnąć nawet trzech metrów. Po zaobserwowaniu wstrząsu w kilku portach zaobserwowano już fale o rozmiarze od 20 do 50 cm. Ostrzeżenia i apel o ewakuację wydano dla prefektur Hokkaido, Aomori i Iwate. Epicentrum trzęsienia znajdowało się 80 kilometrów od wybrzeża. Wstrząsy były jednak odczuwalne nawet w Tokio, położonego w centralnej części Japonii.
Niektóre połączenia zawiesił przewoźnik kolejowy East Japan Railway. Nie odnotowano awaryjności elektrowni jądrowych w regionie, choć trzęsienie spowodowało brak prądu u tysięcy odbiorców – informuje agencja Reutera.
Japonię regularnie uderzają trzęsienia ziemi. To jeden z krajów najmocniej narażonych na wstrząsy, a niewielkie i trudne do wyczucia trzęsienia uderzają tam nawet co pięć minut. W Japonii zdarza się 20 proc. wszystkich trzęsień o sile 6 stopni w skali Richtera i wyższej. Wynika to z położenia w „pierścieniu ognia”, czyli otoczenia wulkanów i rowów oceanicznych położonych w basenie Pacyfiku.
W 2011 roku położony na północy kraju region Tōhoku nawiedziło jedno z najpotężniejszych trzęsień ziemi w historii o magnitudzie 9,1. W wyniku tego zdarzenia powstała fala tsunami, która spowodowała m.in. uszkodzenia elektrowni jądrowej w Fukushimie.
Przeczytaj także: