0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Biuro prezydenta UkrainyFot. Biuro prezydent...

W środę 15 stycznia 2025 roku do Warszawy z wizytą przyjechał prezydent Zełenski. To miałaby być wizyta przyjaźni. Chodziło o poprawienie stosunków polsko-ukraińskich, które ostatnio staczają się jak piłka w dół, ale… znów podzieliła nas historia.

Zełenski gości w Polsce po tym, jak Polska przejęła prezydencję w Radzie Unii Europejskiej. Ukraina ma nadzieję, że to pół roku zaowocuje ścisłą współpracą między państwami i że uda się otworzyć pierwszy klaster negocjacyjny dla Ukrainy. Jednak napięcie w relacjach polsko-ukraińskich powoduje trwająca w Polsce kampania wyborcza. Jednym z jej tematów jest „rozwiązanie kwestii wołyńskiej”.

Przeczytaj także:

Ta tragiczne wydarzenia przestały mieć coś wspólnego z historią i są politycznie wykorzystywane przez polityków.

Ani UE, ani NATO

W polskiej stolicy Zełenski spotkał się z Andrzejem Dudą, Donaldem Tuskiem, przekazał na ręce prezydenta Warszawy Rafała Trzaskowskiego wyróżnienie „Miasto-Ratownik” za przyjęcie ukraińskich uchodźców. Porozmawiał ze studentami Szkoły Głównej Handlowej, gdzie uczy się trzystu obywateli i obywatelek Ukrainy. Razem z innymi ministrami, którzy byli w składzie delegacji, wysłuchał przedstawicieli społeczności ukraińskiej w Polsce (według ukraińskiego portalu „Nasz wybir”, „główną kwestią poruszoną podczas rozmowy była integracja europejska Ukrainy i to, jak Ukraińcy za granicą mogą w tym pomóc”). Udzielił wywiadu polskim mediom – TVN24, Onetowi, „Krytyce Politycznej” oraz „Rzeczpospolitej”.

Wizyta odbyła się w kontekście niedawnej (10 stycznia) deklaracji polskiego premiera o „przełomie” w sprawie ekshumacji ofiar tragedii wołyńskiej. Chociaż wcześniej, pod koniec listopada 2024, w Polsce mówiono już o takim „przełomie” – po spotkaniu ministrów spraw zagranicznych Polski i Ukrainy.

Ukraina potwierdziła wtedy, że ze strony ukraińskiej nie ma przeszkód do prowadzenia prac poszukiwawczych i ekshumacyjnych. A 13 stycznia były szef kancelarii premiera, Michał Dworczyk poinformował, że w kwietniu w obwodzie tarnopolskim rozpocznie się ekshumacja szczątków Polaków pochowanych w dawnej wsi Pużnyky. Ma je realizować Fundacja Wolność i Demokracja wraz z ekspertami Pomorskiego Uniwersytetu Medycznego oraz archeologami ukraińskimi.

Po spotkaniach z Tuskiem i Dudą wydawało się, że politykom udało się w sposób spokojny, dyplomatyczny wspomnieć o wydarzeniach historycznych.

Ale w tym samym czasie na swojej konferencji prasowej Karol Nawrocki, prezes IPN-u, kandydat PiS na prezydenta, pytany, co powiedziałby Zełenskiemu „gdyby dziś spotykał się z nim w Warszawie jako prezydent”, powtórzył, że „upomniałby się o polskie interesy” i powiedział, że

„do czasu rozwiązania naszych spraw, w tym ekshumacji ofiar ludobójstwa wołyńskiego na Ukrainie, nie widzę przyszłości Ukrainy w UE i NATO. Tutaj moje zdanie się nie zmienia”.

Groźbę, że Ukraina nie wejdzie do Unii bez załatwienia sprawy Wołynia, do debaty publicznej pierwszy raz wprowadzili latem 2024 roku minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz oraz premier Tusk. Na łamach OKO.press Piotr Pacewicz nazwał stawianie w ten sposób sprawy „szantażem”, ponieważ obecnie ukraińskie państwo walczy o przetrwanie.

„Można długo dyskutować o winie osoby, która jest bliska śmierci, ale jeśli ta osoba umrze, nie będziesz w ogóle potrzebować jej przeprosin. Będziesz musiał pomyśleć o tym, jak ją godnie pochować” – ostrzegał wtedy nam Witalij Portnikow, ukraiński analityk polityczny.

Karol Nawrocki jednak idzie krok dalej, ponieważ dodaje do równania jeszcze NATO. I tym samym przejmuje piłkę.

Ukraina też ma oczekiwania wobec Polski

Polski obóz władzy zdał sobie w końcu sprawę z tego, jak bardzo niebezpieczna dla Polski jest narracja o Wołyniu, i stara się ją uspokoić.

„Nie możemy w żaden sposób pozwolić, aby w Polsce czy Europie narracja rosyjska i próba szantażowania Ukrainy były metodą na jakąkolwiek rozmowę, negocjacje dotyczące np. przyszłości europejskiej Ukrainy” – mówił na konferencji prasowej 15 stycznia 2025 roku Donald Tusk.

„Rozwiążemy [...] problem upamiętnienia i godnego pochowania tych, którzy stali się ofiarami zbrodni wołyńskiej. Musimy doprowadzić do tego, żebyśmy to robili razem w pełnym zrozumieniu. Nie chcę, żeby ktokolwiek w Polsce, czy gdziekolwiek w Europie robił z tego warunki polityczne wsparcia dla Ukrainy w jej konfrontacji z Rosją, a współpraca UE z Ukrainą, z tym dobrym finałem, jakim będzie członkostwo Ukrainy w UE, to jest także część planu bezpieczeństwa wobec agresji rosyjskiej.

Nikt nie ma prawa osłabiać Polski, Europy i Ukrainy w żadnym wymiarze, także, jeśli chodzi o prace na rzecz akcesji Ukrainy do Europy, bo mówimy o polskim bezpieczeństwie. Naprawdę. Kto tego nie rozumie, jest albo głupcem, albo zdrajcą” – dodał.

Trzeba tu przypomnieć, że „Kijów również domaga się godnego upamiętnienia ukraińskiej pamięci w Polsce, a kwestia przywrócenia pomnika na Górze Monastyr pozostaje na porządku dziennym”. O tym w wywiadzie z 15 stycznia dla „Europejskiej Prawdy” mówił minister spraw zagranicznych Andrij Sybiha. Minister dodał, że podejście Ukrainy jest takie, że zamierza „wszystkie kwestie rozwiązywać etapami”. „Teraz poczekajmy na decyzje strony polskiej” – mówił Sybiha.

Po porozumieniu zawartym w 2019 roku między prezydentem Dudą i prezydentem Zełenskim, które miało odblokować ekshumacje na Wołyniu, tablica w Monasterzu została odnowiona w innej wersji, niż tego oczekiwała Ukraina. To naruszyło zaufania pomiędzy państwami.

„Prawdziwym przełomem byłoby ogłoszenie przez władze ukraińskie i polskie zgody na niczym nieograniczone poszukiwania, ekshumacje i pochówki Polaków oraz Ukraińców po obu stronach granicy. Wierzę, że choć nieprędko, ale kiedyś to nastąpi. Tylko zamknięcie tej tragicznej karty historii pozwoli nam na pełne pojednanie i współpracę” – przyznał teraz Michał Dworczyk.

Again i Wołyń-43

To jest tło wywiadu Zełenskiego dla polskich mediów. Kończył go blok pytań o relacje polsko-ukraińskie (poprzedzały je pytania m.in. o sytuację na froncie i możliwości zakończenia wojny). Zełenski był pytany, czy nie ma poczucia, że te relacje „przeżywają od paru miesięcy jakiś kryzys” i może „żeby to zmienić, potrzebne są gesty, choćby na płaszczyźnie historycznej”.

Dalej trzykrotnie wymuszano na nim deklarację o „osobistych gwarancjach”, że „na wiosnę tego roku ruszą ekshumacje ofiar rzezi wołyńskiej, że ta sprawa zostanie raz na zawsze przecięta”. Ale stawianie w ten sposób pytania oznacza, że to Ukraina zepsuła relacje (a zakaz importu ukraińskiego zboża, rozkręcanie antyukraińskich nastrojów w kampaniach wyborczych?) i teraz ma je naprawić.

To pułapka, z której Zełenski próbował uniknąć, jak mógł:

„Przede wszystkim dziękuję za zaproszenie i dziękuję Polsce za dzisiejszy dzień. Szczerze mówiąc, chciałbym powiedzieć »dziękuję« za to, że każdego dnia tej wojny Polacy, prezydent, premier i wszyscy ludzie, są razem z Ukraińcami. Ja bardzo to doceniam, podobnie jak każdy Ukrainiec i każda Ukrainka. Jesteśmy bardzo za to wdzięczni. [...] mamy też wiele rzeczy dzięki Polsce. I pragnę za to podziękować”.

Jednak wywiad musiał być o Wołyniu, bo takie są realia polskiej debaty w kampanii wyborczej.

„W wyborach coraz większe poparcie zyskują nie ci, którzy oferują coś nowego, ale ci, którzy obiecują powtórzyć stare. W Stanach Zjednoczonych wygrywa again, a w Polsce „Wołyń-43” staje się głównym tematem wyścigu prezydenckiego” – pisał kilka dni temu w mediach społecznościowych Wołodymyr Wiatrowycz, poseł „Europejskiej Solidarności”, były prezes ukraińskiego IPN-u.

Ma przeprosić, przeprosić!

Zełenskiego zapytano też, co odpowiedziałby kandydatowi Nawrockiemu.

„Jeżeli Ukrainy nie będzie w Unii i w NATO, to mówi to o tym, że Ukraina nie będzie miała gwarancji bezpieczeństwa.

Jeżeli Ukraina nie będzie miała gwarancji bezpieczeństwa, (to) pozostaje sama przeciwko Federacji Rosyjskiej”

– powiedział Zełenski. „Jeżeli sojusznicy, a Polska jest naszym sojusznikiem, naszym partnerem – jeżeli nie widzi nas w takim sojuszu bezpieczeństwa (...), to wtedy pan Nawrocki powinien już zacząć ćwiczyć, bo może się okazać, że będzie musiał wziąć broń do ręki, by wspólnie z innymi swoimi rodakami bronić swojego kraju, bo jeżeli Ukrainy nigdzie nie ma, to ryzyko [wojny] jest bardzo wysokie, że Rosja od razu po Ukrainie będzie na granicy z Polską. Wtedy (pan Nawrocki) będzie miał nie polityczne zawody, lecz będzie walczył o swoje życie” – mówił Zełenski.

Ta odpowiedź wywołała oburzenie polityków opozycji, m.in. PiS, którzy uznali, że Zełenski „angażuje się w kampanię wyborczą w Polsce” po stronie Trzaskowskiego (bo też spotkał się z nim jako prezydentem Warszawy), co „szkodzi” narodowi ukraińskiemu, przyjechał nieprzygotowany i popełnia błąd, mówiąc w ten sposób.

„Skandal, to mało powiedziane. Panie Zełenski – proszę się ogarnąć, przeprosić Karola Nawrockiego i w końcu załatwić sprawę z Wołyniem. Ukraiński komik nie może wtrącać się w polskie wybory prezydenckie” – twierdzi poseł PiS Sebastian Łukaszewicz.

A były premier Mateusz Morawiecki w radiu WNET poradził, żeby prezydent Ukrainy „zajął się sprawami Ukrainy, a my sami wybierzemy naszego prezydenta”.

Problem w tym, że to panowie posłowie sami wciągają ukraińskiego prezydenta w swoją grę polityczną.

Zełenski ma na głowie bardziej priorytetowe sprawy niż polskie wybory. Może był zbyt bezpośredni, ale szczery. Ale z ukraińskiej perspektywy to całkiem realny scenariusz, że w razie zwycięstwa Rosji lub zbyt słabych gwarancji bezpieczeństwa dla Ukrainy polscy obywatele będą się musieli szykować do wojny.

Te słowa można potraktować jako ostrzeżenie, sugestię, by zastanowić się nad priorytetami, od prezydenta, w którego kraju od trzech lat toczy się wielka wojna. I codziennie od rosyjskiego żelaza giną ludzie.

„Każdy, kto w tej chwili mówi o tym, że Ukraina nie powinna być w NATO, tak naprawdę sprzyja Putinowi, bo to Putin próbuje wszystkich przekonać w Europie, że Ukraina nie powinna być w NATO ani w UE, a to stanowiłoby zagrożenie przede wszystkim dla Polek i Polaków” – skomentował ostatnie wydarzenia Rafał Trzaskowski na konferencji prasowej w Warszawie.

„Wszyscy się chyba zgadzamy z tym, że to Putin jest wrogiem. Nikt się w Polsce nie chce się szykować na wojnę. Chcemy być bezpieczni. I dlatego trzeba robić absolutnie wszystko, co osłabia Putina. I co do tego powinna być zgoda pomiędzy wszystkimi siłami politycznymi w naszym kraju”.

Strategiczny interes Polski

W OKO.press nie raz pisaliśmy, że członkostwo Ukrainy w UE i NATO jest też strategicznym interesem Polski. Ze smutkiem obserwowałam, że po całym dniu wizyty ukraińskiego prezydenta wybił się wątek o „zaatakowaniu Nawrockiego”.

W czasie wystąpień Zełenskiego padły słowa, które bardziej zasługują na rozważania.

  • Na przykład o akcjach sabotażowych, dywersjach, które TERAZ zdarzają się coraz częściej, o planowaniu aktów terroru powietrznego wobec Polski oraz linii lotniczych na całym świecie (mówił o tym Tusk).
  • Wiemy o werbowaniu przez Rosjan polskich obywateli do wykonania tych zadań.
  • Może powinniśmy się zastanowić, dlaczego w naszych miastach nie powinniśmy stawiać paczkomatów przy ogrodzeniach czy ścianach domów (czy jednostek wojskowych). Bo może do nich trafić coś złego.
Zresztą, dlaczego nie wybijają się słowa Zełenskiego o obronności Europy, o tym, że UE powinna się przygotowywać do możliwej agresji ze strony Rosji?

„Unia Europejska musi być trzykrotnie bardziej pragmatyczna i musi trzykrotnie zwiększyć produkcję (broni). Musicie produkować, żeby pomóc Ukrainie, ale musicie też produkować więcej dla siebie, żeby Rosjanie wiedzieli, że Europa więcej produkuje, że Europa będzie mogła się im przeciwstawić. Musicie wyprzedzać Putina” – mówił Zełenski.

  • I dlaczego nie interesujemy się tym, czy Polska jest gotowa do wyborów prezydenckich, czy jest bezpieczna od ingerencji Rosji, o czym dowiadywała się i opisała w OKO.press Anna Mierzyńska.

Tusk, Nawrocki, Trzaskowski mówią o polskich interesach. Wydaje się, że politycy inaczej rozumieją to pojęcie. Nadrzędnym wspólnym interesem Polski i Ukrainy jest niepodległość i bezpieczeństwo naszych krajów. To nie jest możliwe bez członkostwa Ukrainy w UE i NATO. Jeśli już rzeczywiście mamy deficyt przyjaźni, to może trzymajmy się przynajmniej interesów, które są wieczne.

;
Na zdjęciu Krystyna Garbicz
Krystyna Garbicz

Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.

Komentarze