Witaj w sekcji depeszowej OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Informację podał minister obrony narodowej Władysław Kosiniak-Kamysz. Na mocy umowy, która ma zostać podpisana do końca tego roku, Szwecja dostarczy Polsce trzy okręty podwodne A26 Blekinge. Pierwszy z nich ma trafić do kraju w 2030 roku.
Rada Ministrów zdecydowała, że to Szwecja dostarczy polskiej Marynarce Wojennej trzy okręty podwodne. O kontrakt z Polską w ramach programu Orka walczyło sześć państw. Jak przekazał Władysław Kosiniak-Kamysz, najlepszą ofertę złożyła Szwecja. Jej okręty typu A26 Bleing mają być najlepiej dostosowane do działań na Bałtyku i jako jedyne spełniły wymagania Marynarki Wojennej.
Kontrakt ze Szwecją, który ma zostać podpisany do końca roku, to nie tylko promesa okrętów. Szwecja ma doposażyć polskie stocznie w umiejętności i narzędzia do serwisowania okrętów. Ma też kupić polskie uzbrojenie, w tym okręt ratowniczy, podobny do tych, które powstają w polskich stoczniach z myślą o Marynarce Wojennej.
Jak podaje Polska Agencja Prasowa, umowa wykonawcza na dostawę okrętów podwodnych może zostać podpisania na przełomie kwietnia — czerwca 2026 roku. A sam okręt ma trafić do Polski cztery lata później.
Zanim jednak do Polski trafi pierwszy okręt (w 2030 roku), już w przyszłym roku polscy marynarze mieliby zacząć szkolenia, a w 2027 otrzymać dostęp do starszego szwedzkiego okrętu, tzw. gap fillera, który będzie używany do szkoleń.
Decyzja o zakupie okrętów podwodnych jest przełomowa — polscy marynarze czekali na nią od trzydziestu lat. Kontrakt ze Szwecją opiewa na kilkanaście miliardów złotych. Swoje dołoży Unia Europejska. Polska chce bowiem, by przynajmniej część kwoty sfinansowała UE w ramach programu SAFE (ang. Security Action for Europe). To pula 150 miliardów euro i jest przekazywana krajom członkowskim w formie pożyczek.
Polsce ma przypaść 20 mld euro, czyli około 100 mld złotych.
Szwedzkie okręty podwodne będą lwią częścią polskiej floty. Dziś bowiem dysponujemy zaledwie jednym okrętem, ORP „Orzeł” zwodowanym w 1986 roku, który służy głównie do szkoleń.
Przeczytaj także:
Informację o tym, że fundacja prowadzona przez Magdalenę Ogórek stawia na Dolnym Śląsku Muzeum Sztuki Zagrabionej, za które płaci Orlen i KGHM, ujawniło OKO.press. Prokuratura sprawdza, czy fundacja gwiazdy prawicowych mediów właściwie wydała pieniądze. Robi to po otrzymaniu zawiadomienia od Krajowej Administracji Skarbowej oraz KGHM.
Prokuratura Okręgowa w Świdnicy prowadzi postępowanie w sprawie Polish Lost Art Foundation, fundacji Magdaleny Ogórek. Jak informuje portal TVN24, zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa złożyła Krajowa Administracja Skarbowa, która kontrolowała wydatki w PLAF. I uznała, że Fundacja wprowadziła w błąd jej darczyńców, czyli m.in. fundację KGHM i Orlen dla Pomorza. W jaki sposób? Kontrolerzy dotarli do dokumentów, z których wynika, że 845 tysięcy złotych zostało wydane przez fundację Ogórek niezgodnie z umową i przedstawionym rozliczeniem.
Osobne zawiadomienie do prokuratury złożył również koncern KGHM. Jak wynika z informacji telewizji TVN, śledztwo wszczęto w związku z art. 286 par.1 Kodeksu Karnego oraz art. 294 par 1. KK. Ten pierwszy mówi o oszustwie, drugi — o mieniu znacznej wartości (czyli powyżej 200 tysięcy złotych), co podwyższa górną granicę kary za oszustwo do dziesięciu lat więzienia.
Magdalena Ogórek, była kandydatka na prezydentkę z ramienia SLD, a potem gwiazda prawicowych mediów, całą sprawę nazywa absurdalną. „Mam także swoje informacje, z których wynika, że były naciski, by cokolwiek na mnie znaleźć. A że jest to absurdalne, wskazuje fakt, że ja muzeum zbudowałam w dwa-trzy lata, a podobne instytucje tworzone są znacznie dłużej, na przykład osiem lat. Co to znaczy: <<niezgodnie z celem>>? Czy tam jest klub swingersów? Muzeum stoi gotowe” – komentuje dla TVN Magdalena Ogórek.
Fundacja PLAF nie jest jedyną, jakiej przypatruje się prokuratura w związku z dotacjami otrzymywanymi od państwowych koncernów. W Legnicy, Świdnicy i Mińsku Mazowieckim prowadzone są prokuratorskie śledztwa dotyczące wydatków fundacji KGHM w latach 2020-2023. To pokłosie kontroli KAS oraz audytu, który koncern przeprowadził u siebie wewnętrznie, w pionie marketingu, po zmianie władzy w 2023 roku. Audyt wykazał, że fundacja KGHM hojnie dotowała firmy i instytucje w całym kraju. Przekazała na przykład kwotę 160 tysięcy złotych szpitalowi w Otwocku, akurat w czasie, gdy schorzenie kolana leczył tam prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński. 300 tysięcy złotych otrzymało Niezależne Wydawnictwo Polskie, którego prezesem jest Tomasz Sakiewicz, na sponsorowanie gali Człowieka Roku „Gazety Polskiej”. 250 tysięcy z kolei przypadło spółce Słowo Niezależne, również kierowanej przez Sakiewicza. Wtedy KGHM sponsorował galę Nagrody Prometejskiej imienia Lecha Kaczyńskiego. Pieniądze otrzymywali też np. bracia Karnowscy, a audytorzy wskazali, że dokumenty są niekompletne, czasem dotację przyznano jeszcze przed otrzymaniem wniosku, a spółka, wydając setki tysięcy złotych na wydarzenia niekoniecznie działające na rzecz koncernu i jego promocji, mogła działać niegospodarnie.
Informację o tym, że Magdalena Ogórek buduje fundację za pieniądze z państwowych spółek, jako pierwsza ujawniła Maria Pankowska w OKO.press oraz Magazyn Śledczy FRONTSTORY.PL
Przeczytaj także:
.
Ogórek w Fundacji jest prezeską, jedyną członkinią zarządu i fundatorką. Ale w Radzie fundacji zasiadają osoby mocno związane z PiS i państwowymi spółkami, jak Miłosz Horodyski i Ryszard Czarnecki. Fundację przez trzy lata dotował Orlen.
Ogórek wybudowała Muzeum w Sulisławicach. Dom, stylizowany na dworek, w którym ma mieścić się Muzeum, jest już niemal gotowy. Na miejscu trwają, jak podaje TVN, ostatnie prace wykończeniowe.
Przeczytaj także:
„Pracujemy nad własnymi przepisami prawa, które będą to regulowały w sposób taki, jaki większość Polaków poprzez większość parlamentarną uzna za stosowne” – zaznaczył na środowym posiedzeniu Rady Ministrów premier Donald Tusk. Chodzi o regulację związków jednopłciowych, do czego zobowiązuje nas Unia Europejska.
Środowe posiedzenie rządu rozpoczęło się od wyroku Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej. Premier Donald Tusk już zapowiedział, że Ministerstwo Spraw Zagranicznych przygotowuje informacje na temat konsekwencji wyroku Trybunału dla Polski. Dlaczego MSZ? Bo to ten resort od lipca koordynuje wykonanie wyroków TSUE.
Choć prace nad przygotowywaniem polskiego prawa na ten wyrok trwają od miesięcy, Donald Tusk ministrom przekazał, że „Nie jest tak, że Unia Europejska może nam w tej kwestii cokolwiek narzucić”. Dodał też, że „temat jest bardzo, bardzo dzielący opinię publiczną, nie tylko w Polsce”.
„Kwestia dotyczy małżeństw zawieranych przez ludzi mieszkających poza Polską w innych krajach europejskich. Będziemy oczywiście respektować werdykty, wyroki trybunałów europejskich także w tej kwestii. Powtarzam: one dotyczą tych wszystkich, którzy mieszkają w innych państwach europejskich i kiedy przybędą do Polski, będziemy musieli i będziemy chcieli traktować ich z pełnym respektem, ale też zgodnie z przepisami polskimi” — mówił Donald Tusk.
I dodał: „Nie pierwszy raz mamy do czynienia z takim wyzwaniem, jakim jest wyrok i interpretacja tego czy innego Trybunału Europejskiego. My będziemy stali na straży tego, aby pozycja Polski w Europie była silna, a to oznacza także respektowanie trybunałów. Ale równocześnie wszędzie tam, gdzie rozstrzygać o sprawach musi państwo narodowe i prawo krajowe, będziemy się trzymać tej zasady. Także dalej pracujemy nad naszym projektem. I jeszcze raz chcę państwa uspokoić: nikt niczego w tej sprawie nam nie będzie narzucał”.
Nie wiadomo jednak, co właściwie TSUE miałoby narzucać — ich wyrok jest odpowiedzią na pytanie, które zadał mu Naczelny Sąd Administracyjny w Warszawie, a który jest realizacją europejskich przepisów dotyczących swobody przemieszczania się obywateli Unii Europejskiej i paradoksu, że w jednym kraju europejskim para jest małżeństwem, a w drugim nie.
Premier Tusk przypomniał ministrom, że nadal w toku są prace nad ustawą o „statusie osoby najbliższej”. „Jak wiecie, pracujemy nad własnymi przepisami prawa, które będą to regulowały w sposób taki, jaki większość Polaków poprzez większość parlamentarną uzna za stosowne” — zaznaczył enigmatycznie premier. OKO.press informowało, że projekt w grudniu ma pojawić się na Radzie Ministrów, a z naszych informacji wynika, że ten jest już na końcowym etapie prac.
Jak pisaliśmy w OKO.press, TSUE we wtorkowym (25.11) wskazało, że polskie państwo nie może dłużej udawać, że nie widzi małżeństw jednopłciowych dokonywanych za granicą. I jeśli nie legalizuje małżeństw, jako kraj członkowski Unii Europejskiej powinien przynajmniej wpisywać je do rejestru stanu cywilnego.
Informacja ta rozsierdziła prawą stronę sceny politycznej. Jak pisze Anton Ambroziak, „wyrok, który odpowiada ugruntowanej linii orzeczniczej europejskich sądów, przedstawia jako rewolucyjny, ideologiczny, szkodliwy i bezprawny. I wykorzystuje okazję, żeby podważyć zasady funkcjonowania europejskiej wspólnoty”.
Na taki wyrok TSUE polskie resorty przygotowywały się od kilku miesięcy. Bo choć dotyczy pary, która pobrała się w Niemczech i tam przez kilka lat mieszkała, a dopiero potem przeprowadziła się do Polski, trudno, jak wskazywał nam mecenas Paweł Knut, by teraz polskie państwo wprowadziło rozróżnienia prawne dla par, które tylko wzięły ślub za granicą i wróciły do Polski oraz te, które jakiś czas przed czy po ślubie spędziły za granicą.
Przeczytaj także:
Włoski parlament przyjął ustawę wprowadzającą do kodeksu karnego przestępstwo kobietobójstwa. Będzie grozić za nie dożywocie. Według statystyk średnio co trzy dni jakaś kobieta we Włoszech zostaje zamordowana
Włoski parlament przyjął ustawę wprowadzającą do kodeksu karnego przestępstwo kobietobójstwa. Polega ono na doprowadzeniu w wyniku kontroli lub dominacji do śmierci kobiety na tle dyskryminacyjnym lub nienawistnym. Za kobietobójstwo będzie uznana także zbrodnia popełniona wobec kobiety, która odmówi nawiązania lub utrzymywania relacji.
Za popełnienie nowego przestępstwa będzie grozić dożywocie.
Zmiany w prawie obejmą także inne przestępstwa związane z przemocą wobec kobiet. Surowsza kara będzie grozić za stalking czy tzw. pornografię zemsty, polegającą na rozpowszechnianiu intymnych nagrań lub zdjęć kobiet bez ich zgody.
Włoski parlament uchwalił nowe prawo w dniu ustanowionego przez Zgromadzenie Ogólne ONZ Międzynarodowego Dnia Eliminacji Przemocy wobec Kobiet (25 listopada).
W 2023 roku Włochami wstrząsnęła sprawa morderstwa studentki Giulii Cecchettin, zabitej przez swojego byłego chłopaka. Dziennik „Corriere della Sera” opublikował wtedy list starszej siostry Cecchettin, Eleny, w którym stwierdziła, że mężczyźni dopuszczający się przemocy wobec kobiet są rezultatem "patriarchatu i kultury gwałtu. Jak podaje włoski Instytut Statystyczny Istat, w 2024 roku na 106 zabójstw kobiet we Włoszech 62 z nich popełnili partnerzy lub byli partnerzy.
Za wprowadzeniem kategorii kobietobójstwa do kodeksu karnego zagłosowała zarówno centroprawicowa koalicja wspierająca rząd Giorgii Meloni, jak i centrolewicowa opozycja. Na wynik głosowania deputowani zareagowali brawami.
Jednocześnie jednak rząd Meloni chce wprowadzenia ustawy, która zakazałaby edukacji seksualnej dla uczniów szkół podstawowych i wymagałaby wyraźnej zgody rodziców na takie lekcje w szkołach średnich. Według koalicji rządzącej taka ustawa ma chronić dzieci przed aktywizmem ideologicznym. Włoska opozycja i aktywiści nazywają ten pomysł „średniowiecznym”.
Przeczytaj także:
Kardynał Grzegorz Ryś wraca do Krakowa. Nuncjatura Apostolska w Polsce potwierdziła, że papież przyjął rezygnację Marka Jędraszewskiego ze stanowiska metropolity krakowskiego, a w jego miejsce powołał abp Rysia.
Era Marka Jędraszewskiego dobiegła końca. Papież Leon XIV przyjął w środę (26 listopada) rezygnację metropolity krakowskiego i w jego miejsce powołał łódzkiego kardynała Grzegorza Rysia, przez lata związanego z Krakowem.
Zadowolenia z tej decyzji — i niemej zapowiedzi zmiany kierunku krakowskiego kościoła — nie kryje m.in. prezydent Krakowa, Aleksander Miszalski. „Serdecznie gratuluję tej nominacji. To zmiana, na którą w Krakowie długo czekaliśmy. Liczę na dobrą współpracę dla dobra mieszkańców naszego miasta” – ogłosił na Facebooku.
Na razie nie wiadomo, kiedy nowy metropolita krakowski obejmie archidiecezję. Pewne jest za to, że z ulicy Franciszkańskiej 3, gdzie mieści się pałac biskupów krakowskich, w najbliższych tygodniach wyprowadzi się abp Marek Jędraszewski. Jak informuje Małgorzata Skowrońska z „Gazety Wyborczej”, były metropolita ma zamieszkać w wyremontowanej zabytkowej plebanii w parafii św. Floriana, którą kieruje bliski współpracownik Jędraszewskiego, ks. Łukasz Michalczewski.
Decyzja o rezygnacji Marka Jędraszewskiego z funkcji krakowskiego metropolity była wyczekiwana od roku. W lipcu 2024 Jędraszewski skończył bowiem 75 lat, co nakazywało mu złożyć rezygnację. Zrobił to już wtedy, ale cała procedura przekazania metropolii trwała przeszło rok. Dlaczego? Najpierw chodziło o wewnętrzne walki w kościele, potem doszło do śmierci papieża Franciszka i konklawe.
Marek Jędraszewski przeprowadził się na ul. Franciszkańską 3 w Krakowie w 2017 roku. Dla wielu już tamta decyzja była niezrozumiała, bowiem wielu liczyło na nominację dla Grzegorza Rysia, który ostatecznie został metropolitą łódzkim. Osiem lat kierowania krakowską archidiecezję przez Marka Jędraszewskiego było czasem zamknięcia dla krakowskiego kościoła, czego dosłownym przykładem było zamurowanie papieskiego okna i umieszczenie w jego miejscu kolorowej mozaiki z wizerunkiem Jana Pawła II.
Jędraszewski zostanie zapamiętany, jako ten, który z ambony wykluczał kolejne grupy społeczne. O osobach LGBT mówił, że to „tęczowa zaraza”. O czarnym proteście organizowanym przez Polski — że to „przerażająca współczesna manifestacja cywilizacji śmierci”. Piętnował in vitro, ekologię nazywał „ideologią”, krytykował Gretę Thunberg i mocno wikłał kościół w politykę.
Grzegorz Ryś z kolei jest symbolem kościoła otwartego. Związany z „Tygodnikiem Powszechnym” (który mocno krytykował Jędraszewski), w 2023 otrzymał czapkę kardynalską, której Markowi Jędraszewskiemu nigdy nie wręczono. Na razie nie wiadomo, kto zastąpi abpa Rysia w Łodzi.
Przeczytaj także: