0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Ilustracja: Iga Kucharska / OKO.pressIlustracja: Iga Kuch...

Krótko i na temat: najnowsze depesze OKO.press z Polski i ze świata

Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny

Google News

17:21 27-03-2025

Prawa autorskie: Fot. Ludovic MARIN / POOL / AFPFot. Ludovic MARIN /...

Francja i Wielka Brytania wyślą misję do Ukrainy. Chcą rozmieścić siły stabilizacyjne

Prezydent Francji Emmanuel Macron poinformował, że w najbliższych dniach do Ukrainy uda się francusko-brytyjska misja. Francja i Wielka Brytania chcą rozmieszczenia sił międzynarodowych na ukraińskim terytorium

Co się wydarzyło? Prezydent Francji Emmanuel Macron po zakończonym dziś szczycie w Paryżu poinformował o planowanym wysłaniu do Ukrainy francusko-brytyjskiej misji. Emisariusze mają przygotować przyszły format armii ukraińskiej na wypadek rozmieszczenia wojsk międzynarodowych w Ukrainie. Mają też sprawdzić, jakiego ekwipunku potrzebuje obecnie ukraińskie wojsko.

Siły międzynarodowe miałyby zabezpieczyć warunki ew. rozejmu między Kijowem a Moskwą.

Macron powiedział, że będą to „siły stabilizacyjne” złożone z żołnierzy kilku europejskich krajów, które mogłyby zostać rozmieszczone w strategicznych punktach w Ukrainie. Nie znalazłyby się natomiast na linii oddzielającej walczące strony i nie byłyby siłami pokojowymi sensu stricto. Nie zastępowałyby też ani nie zmierzałyby do ograniczenia działalności wschodniej flanki NATO. Ich obecność na terytorium Ukrainy miałaby działać odstraszająco na Rosję.

Konkretny plan – liczba żołnierzy i miejsca ich rozmieszczenia – ma zostać opracowany w nadchodzących tygodniach przez szefów sztabów generalnych zainteresowanych krajów.

Macron przyznał, że na paryskim szczycie nie było jednomyślności w tej sprawie.

Zastrzegł przy tym, że jednomyślność nie jest niezbędna. Wiadomo, że żołnierzy do Ukrainy nie zamierzają wysyłać m.in. Włochy i Polska.

Prezydent Francji poinformował dziś też, że uczestnicy szczytu zgodzili się, że nie należy wycofywać sankcji nałożonych na Rosję oraz że w przypadku rozejmu zamrożone aktywa rosyjskie (ok. 230 mld euro) mogłyby być użyte na rzecz przyszłej odbudowy Ukrainy.

Jaki jest kontekst?

Plan Macrona zakłada, że Rosja i Ukraina podpiszą wkrótce porozumienie pokojowe, jednak na to w tym momencie się nie zanosi. Choć w efekcie negocjacji z Amerykanami Ukraina wyraziła gotowość do zawieszenia broni na 30 dni, Rosja tylko podbija stawkę. Wciąż domaga się m.in. zmiany władzy w Ukrainie (na taką, którą Rosja będzie kontrolować) oraz zniesienia sankcji – jako warunków ewentualnego zaprzestania walk.

Jak pisała w OKO.press Agnieszka Jędrzejczyk, Moskwa odrzucała propozycję zawieszenia broni stopniowo i tak, by się Trump nie obraził. „Zgadzamy się z propozycjami zaprzestania działań zbrojnych. Ale wychodzimy z założenia, że ​​to zaprzestanie powinno być takie, aby doprowadzić do długotrwałego pokoju i wyeliminować pierwotne przyczyny tego kryzysu” – powiedział Władimir Putin 13 marca. Dla Rosji pokój jest możliwy, ale na warunkach Kremla.

Po zakończeniu dzisiejszego szczytu w Paryżu polski premier Donald Tusk przekazał mediom, że Europa straciła jakiekolwiek złudzenia co do intencji Rosji i jednogłośnie opowiada się za wsparciem Ukrainy. Widać jednak, że partnerzy w Europie wciąż nie porozumieli się w sprawie konkretnych działań.

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

14:27 27-03-2025

Prawa autorskie: Fot. Ludovic MARIN / AFPFot. Ludovic MARIN /...

Tusk na szczycie w Paryżu: „Europa straciła wszelkie iluzje wobec Rosji”

Polski premier rozmawiał z mediami po zakończeniu szczytu „koalicji chętnych” w Paryżu. Stwierdził, że mocno odczuł europejską jedność ws. agresywnej polityki Rosji i konieczności wsparcia Ukrainy

Co się wydarzyło?

Premier Donald Tusk wziął dziś (27 marca 2025) udział w nadzwyczajnym szczycie zwołanym w Paryżu przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona.

To spotkanie tzw. koalicji chętnych, którego tematem są gwarancje bezpieczeństwa dla walczącej Ukrainy. Koalicja złożona głównie – ale nie tylko – z państw europejskich powstała w reakcji na gwałtowną zmianę w polityce zagranicznej USA. Pod rządami Donalda Trumpa Stany Zjednoczone coraz mocniej dystansują się od wsparcia dla europejskich partnerów, w tym dla Ukrainy.

Podczas briefingu prasowego Donald Tusk podkreślił, że wszystkich występujących dziś przywódców charakteryzował „wyjątkowo widoczny i zdrowy rozsądek, pragmatyzm, ale też determinacja”.

„Chyba mogę powiedzieć bez fałszywej skromności, że pogląd, jaki zgłosiłem czy wygłosiłem, chyba w imieniu nas wszystkich w Polsce, że Europa się zmieniła i to być może jedno z najważniejszych skutków tej wojny, to to, że Europa straciła wszelkie iluzje wobec Rosji, Europa przestała być naiwna, zaczęła wierzyć w potrzebę budowania własnej siły” – powiedział Tusk.

„Ta jednomyślność była, mimo że na to się zanosiło od dłuższego czasu, ale naprawdę zaskakująca, jej poziom, intensywność. Miałem poczucie, że stanowimy dzisiaj rzeczywiście wspólnotę w tej kwestii, kwestii bezpieczeństwa, wsparcia dla Ukrainy i stosunku do Rosji” – dodał premier.

Tusk mówił też, że Europa zamierza – mimo trudności – utrzymać jak najlepsze relacje z USA. Podkreślił, że koalicja chętnych będzie szukała nietypowych rozwiązań, które pozwoliłyby obejść prawdopodobne węgierskie weto do przedłużenia europejskich sankcji gospodarczych wobec Rosji. Premier zaznaczył też, że partnerzy zrozumieli polskie stanowisko ws. niewysyłania wojsk stabilizujących do Ukrainy.

„Polska będzie bardzo efektywnie wspierała wszystkie działania na rzecz pokoju [...] przede wszystkim wtedy, kiedy będziemy skutecznie bronili naszej granicy i całej wschodniej granicy NATO i UE. Wszyscy to wreszcie zrozumieli” – przekazał szef rządu. Dodał, że Polska finalizuje dwustronny traktat z Francją, który ma dotyczyć wzajemnych gwarancji bezpieczeństwa.

Jaki jest kontekst?

Prezydent Francji zapowiedział zwołanie szczytu ws. Ukrainy na posiedzeniu Rady Europejskiej w Brukseli w ubiegłym tygodniu. „Sfinalizujemy naszą pracę, aby wesprzeć ukraińską armię i zbudować zrównoważony i odporny model wojskowy. Tak, aby zapobiec przyszłym rosyjskim inwazjom. Zdefiniujemy również gwarancje bezpieczeństwa, jakie mogą zapewnić siły europejskie” – zapewnił.

Na spotkanie w Paryżu zaproszone zostały 33 delegacje, w tym 27 głów państw i rządów. Kanadę i Australię reprezentowali ambasadorowie, delegacji tureckiej szefowie wiceprezydent Cevdet Yılmaz. Do tego w szczycie wzięli udział sekretarz generalny NATO Mark Rutte, a z ramienia UE przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen oraz przewodniczący Rady Europejskiej António Costa. Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski przyleciał do Paryża jeszcze w środę 26 marca 2025. Wczoraj wieczorem odbył dwustronne spotkanie z Emmanuelem Macronem.

To drugie tego typu spotkanie w Paryżu w ostatnich miesiącach. Poprzedni szczyt Macron zwołał 17 lutego, po zakończeniu Monachijskiej Konferencji Bezpieczeństwa, kiedy administracja Donalda Trumpa dała wyraźny sygnał, że dystansuje się od pomocy Ukrainie. W związku z kryzysem zaufania na linii Europa-USA zorganizowano także spotkanie szefów sztabów generalnych ponad 30 państw, dwa szczyty UE w Brukseli i nieformalny szczyt w Londynie.

Równolegle Stany Zjednoczone prowadzą wokół wojny w Ukrainie własną dyplomatyczną grę. Amerykańscy wysłannicy naprzemiennie negocjują zawieszenie broni z delegacjami z Rosji i Ukrainy, próbując wymusić jakiekolwiek ustępstwa, a przy okazji załatwić dla siebie korzystny układ gospodarczy. Jak dotąd rozmowy nie przyniosły skutku, bo Rosjanie cały czas forsują swoje maksymalistyczne cele. Twierdzą m.in. że wojna zakończy się, kiedy w Ukrainie zmieni się władza, a sankcje gospodarcze na Rosję zostaną zniesione.

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

13:46 27-03-2025

Prawa autorskie: US President Donald Trump speaks during a the White House Crypto Summit in Washington, DC, March 7, 2025. (Photo by Jim WATSON / AFP)US President Donald ...

Trump grozi Europie i Kanadzie nowymi cłami. Chodzi o samochody

Prezydent USA ostrzega Unię Europejską i Kanadę, że nałoży na nie jeszcze wyższe cła, jeżeli opracują wspólną odpowiedź na amerykańską ofensywę handlową

Co się wydarzyło?

„Jeśli Unia Europejska będzie współpracować z Kanadą, aby wyrządzić szkody gospodarcze Stanom Zjednoczonym, zostaną na nich nałożone zakrojone na szeroką skalę cła, znacznie wyższe niż obecnie planowane. Będzie to miało na celu ochronę najlepszego przyjaciela, jakiego każde z nich kiedykolwiek miało! [czyli USA – red.]” – napisał Donald Trump w portalu społecznościowym Truth Social.

Zapowiadane przez Trumpa 25-procentowe cła na importowane do USA samochody i lekkie ciężarówki mają wejść w życie w przyszłym tygodniu – w środę 2 kwietnia. Obecna stawka jest aż 10-krotnie niższa, wynosi 2,5 proc.

Wiadomo już, że w Europie najmocniej skutki tego zagrania odczują Niemcy – tamtejsi producenci samochodów polegają na eksporcie do USA. Ale dodatkowe taryfy nie pozostaną bez wpływu na globalne łańcuchy dostaw, a także na producentów części samochodowych, w tym w Polsce. Największym eksporterem samochodów do USA jest Meksyk, na drugim miejscu znajduje się Kanada, dużymi eksporterami są także Korea Południowa i Japonia.

Unia Europejska zapowiadała już, że „zareaguje odpowiednio” na amerykańskie cła. Wiceszefowa KE Teresa Ribera wskazywała, że decyzja USA będzie zła dla konsumentów i dla przemysłu. Choć Trump uważa, że nowe taryfy pobudzą amerykańską gospodarkę i zapewnią wyższe wpływy do budżetu, spodziewany odwet po stronie UE i Kanady powoduje dużą niepewność na rynkach. Nawet amerykańscy producenci samochodów są ostrożni w chwaleniu tego posunięcia i ostrzegają przed kosztami, jakie poniosą konsumenci.

Jaki jest kontekst?

Światowa wojna handlowa, jaką rozkręca obecnie Donald Trump, to typowy przejaw jego politycznej strategii pod hasłem „America First”. Za poprzedniej prezydentury (w latach 2016-2020) również nakładał wysokie cła na najbliższych sojuszników. Amerykański prezydent regularnie powtarza, że cały świat wykorzystuje Stany Zjednoczone, a Amerykanie na tym tracą. Chodzi mu zwłaszcza o deficyt handlowy USA: Stany więcej importują, niż eksportują.

Jak pisał w OKO.press Jakub Szymczak, wg ostatnich danych US Bureau of Economic Analysis w grudniu 2024 roku deficyt wyniósł rekordowe 98,4 mld dolarów. Trump chciałby ten trend odwrócić: chronić amerykańskich producentów przed konkurencją z zagranicy, koncentrować przemysł w USA, zachęcać zagraniczne firmy, by stawiały swoje fabryki w Stanach Zjednoczonych.

To w tym celu nakłada kolejne cła: podwyższając ceny zagranicznych produktów, daje konkurencyjną przewagę rodzimym przedsiębiorcom.

Nie ma jednak stuprocentowej pewności, że tak wysokie i wprowadzane naprędce cła rzeczywiście pozwolą USA odwrócić negatywny trend. Na pewno dyplomatyczny koszt takich posunięć będzie dla USA ogromny. Koszty poniosą także, przynajmniej początkowo, amerykańscy konsumenci – bo wysokie cła spowodują wzrost cen wielu produktów, zwłaszcza żywności i samochodów.

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

10:39 27-03-2025

Prawa autorskie: Fot. X, zrzut ekranuFot. X, zrzut ekranu

Magdalena Biejat złożyła podpisy w PKW. „Niesamowita ilość wsparcia”

Kandydatka Nowej Lewicy przekazała Państwowej Komisji Wyborczej 419 tys. podpisów pod swoją kandydaturą. Zachęca, by w pierwszej turze zagłosować „na Polskę, w której postulaty lewicy zyskują siłę i posłuch”

Co się wydarzyło?

Zakończenie zbiórki podpisów Magdalena Biejat ogłosiła dziś (27 marca 2025) na konferencji prasowej pod siedzibą PKW. Na wstępie podziękowała wszystkim osobom, które podpisały się na kartach oraz tym, które zbierały podpisy.

„Było wśród nich mnóstwo osób, które robiły to na własną rękę. Z sympatii, z chęci pomocy, z chęci wsparcia. Dziękuję sztabom wojewódzkim i strukturom Nowej Lewicy, PPS-u, Unii Pracy, które koordynowały zbieranie tych podpisów w regionach” – mówiła Biejat.

„Chcę państwu powiedzieć jedno, bo to jest doświadczenie nas wszystkich z dotychczasowej kampanii: spotykamy się z niesamowitą ilością wsparcia, dobrych reakcji, ciepłych słów. [...] To daje nam siłę, by dalej toczyć tę kampanię i przekonywać do tego, że w pierwszej turze wyborów prezydenckich nie istnieje coś takiego, jak stracony głos” – podkreśliła kandydatka.

„Wykorzystajcie ja do tego, by zagłosować na Polskę, która idzie do przodu, na program, który jest dla was ważny. [...] Na Polskę, w której postulaty lewicy zyskują siłę i posłuch. Która stoi po stronie świeckiego państwa, praw kobiet, budowania mieszkań na wynajem i walki z kryzysem mieszkaniowym, po stronie zwykłych obywateli, a nie wielkich korporacji. Państwa, które potrafi Was bronić i którego nie musicie się wstydzić” – przedstawiała swoje postulaty Biejat.

Według wyliczeń jej sztabu pod kandydaturą Biejat podpisało się 419 tys. osób, ponad czterokrotnie więcej od wymaganych do rejestracji 100 tys. Państwowa Komisja Wyborcza sprawdzi, czy podpisy złożone zostały prawidłowo i jeśli to potwierdzi, Biejat zostanie oficjalnie zarejestrowana jako kandydatka na prezydenta.

Jaki jest kontekst?

Magdalena Biejat z Nowej Lewicy jest 12. osobą, która w prezydenckiej kampanii wyborczej złożyła w PKW wymagane 100 tys. podpisów. O udanej zbiórce poinformowała dziś także była lewicowa posłanka i europosłanka Joanna Senyszyn. Wcześniej zrobili to:

  • Rafał Trzaskowski (KO),
  • Karol Nawrocki (popierany przez PiS),
  • Szymon Hołownia,
  • Adrian Zandberg (Razem),
  • Grzegorz Braun,
  • Sławomir Mentzen (Konfederacja),
  • Artur Bartoszewicz,
  • Marek Woch
  • i Maciej Maciak.

To jednak zaledwie część chętnych do prezydentury, bo plany startu w wyborach ogłosiły w sumie 53 osoby. Większość z nich to ludzie bez politycznego zaplecza, dla których próg 100 tys. podpisów najpewniej okaże się nie do przejścia. O problemach ze zbiórką mówił otwarcie nawet popularny dziennikarz Krzysztof Stanowski, szef Kanału Zero, który także chce wziąć udział w prezydenckim wyścigu. Podpisy trzeba złożyć w PKW do 4 kwietnia do godz. 16.00.

Dla kandydatki Nowej Lewicy dużym wyzwaniem w kampanii jest rywalizacja z Adrianem Zandbergiem, z którym dzieli większość postulatów. Kandydat Razem zyskuje popularność dzięki bezpardonowej krytyce obecnego rządu, od którego dystansuje się jego polityczne środowisko. Biejat – wywodząca się z Razem, a dziś przedstawicielka koalicji 15 października – ma tu dużo mniejsze pole manewru. Elektorat lewicy wygląda na rozbity między Biejat i Zandberga, w sondażach dając każdemu z nich po 2-3 proc. poparcia. Problemem jest też Rafał Trzaskowski z KO, na którego część lewicowych wyborców zamierza głosować już w pierwszej turze.

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

Przeczytaj także:

14:40 26-03-2025

Prawa autorskie: Annabelle Gordon / AFPAnnabelle Gordon / A...

The Atlantic ujawnia plany ataku, którymi doradcy Trumpa dzielili się na Signalu

Administracja Trumpa twierdzi, że czat na Signalu, na którym przypadkowo znalazł się dziennikarz, nie zawierał planów operacyjnych, ani innych informacji niejawnych. The Atlantic zdecydowało się udostępnić treść wiadomości dotyczących ataku na grupę rebeliantów w Jemenie

Co się wydarzyło

Administracja Donalda Trumpa bagatelizowała znaczenie wiadomości tekstowych wysłanych nieumyślenie do redaktora naczelnego The Atlantic, teraz musi zmierzyć się z prawdą.

Przypomnijmy, że 24 marca Jeffrey Goldberg ujawnił, że został dodany do konwersacji w komunikatorze na Signalu, w której kluczowi członkowie administracji Trumpa omawiali tajną amerykańską operację wojskową – atak na grupę rebeliantów Huti w Jemenie.

W grupie „Houthi PC small group" znalazło się 18 osób, w tym m.in. sekretarz obrony Pete Hegseth, wiceprezydent JD Vance, sekretarz stanu Marco Rubio, szefowa agencji wywiadu Tulsi Gabbard oraz zastępca szefa personelu Białego Domu Stephen Miller. Jak opisywał The Atlantic, 15 marca Pete Hegseth wysłał na czat szczegółowy plan operacyjny, zawierający informacje o użytych rodzajach broni, celach i harmonogramie ataków. Po ujawnieniu tej wpadki kolejne osoby z administracji Trumpa, włącznie z samym prezydentem, podawały, że

informacje w konwersacji wcale nie były niejawne, a niektórzy urzędnicy zarzucali dziennikarzowi kłamstwo.

26 marca The Atlantic zdecydował się udostępnić szczegółowe plany ataku. Jeffrey Goldberg i Shane Harris podkreślili, że co do zasady nie publikują informacji o operacjach wojskowych, jeśli miałyby one zagrozić życiu amerykańskiego personelu. Dlatego w pierwszym materiale, zdecydowali się opisać charakter udostępnionych informacji, a nie szczegóły ataku. Oświadczenia płynące z Białego Domu, „doprowadziły nas do przekonania, że ludzie powinni sami zobaczyć te teksty, aby wyciągnąć własne wnioski” – czytamy nowym w tekście zatytułowanym „Oto plany ataku, którymi doradcy Trumpa podzielili się na Signalu”.

Dziennikarze uznali, że za ujawnieniem planów ataku i całej wymiany na kanale Signal stoi wyższy interes publiczny.

Większość konwersacji dotyczyła czasu, uzasadnienia i sposobu komunikacji zewnętrznej o operacji wojskowej przeciwko rebeliantom Huti. Ale 15 marca dyskusja zeszła na tematy operacyjne. Pół godziny przed atakiem na główny cel, Hegseth wysłał do grupy, w której znajdował się dziennikarz The Atlantic, wiadomość, która dokładnie określa godziny, cele i sposoby prowadzenia operacji: „drony uderzeniowe zrzucone”, „wystrzelono pierwsze morskie Tomahawki”, „więcej w następnej kolejności, zgodnie z osią czasu”.

Skrin wiadomości udostępnionej przez The Atlantic

Informacjami wywiadowczymi – o sytuacji na miejscu po pierwszych atakach – w czasie rzeczywistym dzielił się za to Mark Waltz.

Jaki jest kontekst

Jak zaznaczają dziennikarze The Atlantic, gdyby do grupy została przypadkowo dodana inna osoba, której nie leżał na sercu amerykański interes, i która np. udostępniłaby w mediach społecznościowych otrzymane informacje, Huti mieliby czas, żeby przygotować się do ataku, który miał pojawić się z zaskoczenia. Konsekwencje dla amerykańskich pilotów mogłyby być katastrofalne.

Nadal nie wiadomo, jak to się stało, że członkiem tajnej grupy, dzielaącej się informacjami wywiadowczymi i planami operacyjnymi, został dziennikarz. Mark Waltz, który wysłał Goldbergowi zaproszenie do konwersacji na Signalu, stwierdził, że bada „jak do cholery ten dostał się do czatu”.

Rząd USA nie zezwala na używanie aplikacji Signal do przesyłania informacji niejawnych. Eksperci specjalizujący się w bezpieczeństwie narodowym wskazywali, że urzędnicy złamali wszystkie procedury dotyczące ochrony materiałów operacyjnych przed atakiem wojskowym.

Przeczytaj także: