0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Ludovic MARIN / AFPFoto Ludovic MARIN /...

Za dużo serdecznych uśmiechów, żarcików i robienia dobrej miny do złej gry – takie wrażenie można odnieść po wystąpieniach wielu europejskich polityków, zarówno na Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium, jak i podczas poniedziałkowych (17 lutego 2025) konsultacji w Paryżu.

Sytuacja, w której się znalazła Europa, jest bardzo poważna i zasługuje na poważną odpowiedź. Tymczasem szerokie uśmiechy zrelaksowanych europejskich liderów budzą bardziej irytację niż poczucie zaufania, że ktoś faktycznie trzyma stery tego statku.

Przeczytaj także:

Amerykańsko-rosyjski reset

USA rozpoczęły oficjalne rozmowy z Rosją w sprawie resetu stosunków dyplomatycznych. Jak mówił we wtorek po spotkaniu w Arabii Saudyjskiej szef amerykańskiej dyplomacji Marco Rubio, spotkanie w Rijadzie to nie tyle negocjacje pokojowe w sprawie Ukrainy, ile „otwarcie kanałów komunikacyjnych” między Moskwą a Waszyngtonem.

To bardzo ważna deklaracja.

Amerykanie dają znać, że są otwarci na normalizację stosunków z Rosją, pomimo całkowitego łamania przez Rosję prawa międzynarodowego.

Coś, za co poprzednia amerykańska administracja karała Rosję ograniczeniem stosunków dyplomatycznych i nałożeniem sankcji.

We wtorek 18 lutego w Rijadzie amerykański sekretarz stanu Marco Rubio i szef rosyjskiej dyplomacji Sergiej Ławrow rozmawiali o zakończeniu wojny w Ukrainie, ponownym uruchomieniu normalnego funkcjonowania placówek dyplomatycznych w obu krajach, nowych możliwościach inwestycyjnych oraz możliwym zniesieniu sankcji ciążących na Rosji.

Po spotkaniu Marco Rubio zadeklarował, że Ukraina owszem, będzie na którymś etapie zaproszona do negocjacyjnego stołu, bo to w końcu Ukraina jest „krajem, który został najechany”, a Unia Europejska „będzie musiała zostać włączona”, bo także nałożyła sankcje na Rosję, ale podkreślał, że to „jeszcze nie ten etap”.

„Proces [pokojowy – red.] się jeszcze nie rozpoczął” – mówił Rubio w programie Face the Nation na antenie CBS News.

W warstwie komunikacyjnej wypowiedzi Amerykanów są chaotyczne i trzeba z nich wyłuskiwać najważniejsze deklaracje. Jedno jest pewne:

wraz z dojściem do władzy Donalda Trumpa rzeczywistość znacząco przyspieszyła i nie wygląda dobrze dla Europy.
Starszy wysższy mężczyzna, ŁAwrow, wita się z młodszym i niższym, Rubio
Ławrow wita się z Rubio, Rijad, 18 lutego 2025. Foto Saudyjskiej Agencji Fotograficznej via AFP

Zwrot o 180 stopni

Amerykanie z grubsza zapowiadają lub straszą kilkoma sprawami:

  • że są gotowi do zawarcia pokoju w Ukrainie, zupełnie nie uwzględniając stanowiska Kijowa w sprawie zachowania swojego terytorium sprzed 2014 roku i aneksji Krymu, czyli ponad głowami Ukrainy i UE;
  • że domagają się od Ukrainy spłaty dotąd udzielonej pomocy poprzez podpisanie umowy na udostępnienie kluczowych zasobów naturalnych, w tym minerałów rzadkich;
  • że nie zamierzają dalej wspierać ukraińskiego oporu wobec Rosji i wstrzymują pomoc wojskową dla Ukrainy;
  • że wszelkie koszty wsparcia Ukrainy w rekonstrukcji i odbudowie oraz finansowanie ewentualnej misji stabilizacyjnej ma spaść na Europę.

Ponadto Waszyngton wyraźnie zapowiedział rewizję swojego dotychczasowego zaangażowania we wspieranie europejskiego bezpieczeństwa. Ma się to odbyć poprzez forsowanie nowego podziału ról w NATO: europejscy sojusznicy mają gwarantować bezpieczeństwo na kontynencie europejskim, a Amerykanie skupią się na innych rejonach, przede wszystkim Indo-Pacyfiku. To zapowiedź realizacji długo dyskutowanej i niewymyślonej przez administrację Trumpa idei „zwrotu ku Azji” (z ang. „pivot to Asia”), gdzie USA mierzą się z ostrą rywalizacją ze strony Chin.

Dodatkowo o 180 stopni zmieniają się też relacje gospodarcze z Europą. Trump chce doprowadzić do zniwelowania deficytu w handlu z UE i zmobilizować zagraniczne firmy do produkowania w USA, a nie jedynie eksportowania tam swoich towarów. Temu mają służyć cła, których część – na aluminium i stal – ma wejść w życie 12 marca 2025. Kolejne – m.in. na części samochodowe i samochody – są w drodze.

Ukraina sama sobie winna?

Po spotkaniu w Rijadzie prezydent Donald Trump na konferencji prasowej w Mar a Lago zadeklarował także, że:

  • W rozmowach z Rosją nie została jeszcze poruszona kwestia ewentualnego wycofania amerykańskich wojsk z Europy. Pytany o to, czy w ramach uzgodnień pokojowych z Rosją, byłby gotów na wyprowadzenie amerykańskich wojsk z Europy, powiedział: „Nikt mnie jeszcze nie prosił o zrobienie tego, więc myślę, że nie będę musiał tego robić. Nie chciałbym tego robić. Ale to pytanie w ogóle jeszcze się nie pojawiło” – stwierdził amerykański prezydent.
  • USA nie zamierzają wysłać wojsk w ramach ewentualnej misji pokojowej w Ukrainie. Pytany o to, czy popiera pomysł stacjonowania europejskich wojsk w Ukrainie jako części ustaleń pokojowych z Rosją, Trump powiedział, że „jeśli oni [Europejczycy – red.], chcą to zrobić, to fajnie, jestem za (...). Wiem, że Francja o tym wspomniała, Wielka Brytania o tym wspomniała (...). Jeśli chcemy mieć umowę pokojową, to myślę, że posiadanie tam [w Ukrainie – red.] wojsk, z punktu widzenia Europy, byłoby właściwe. Ale my nie będziemy musieli nikogo tam wysyłać, bo jesteśmy daleko” – powiedział Trump.
  • Po raz kolejny Trump brzmiał też jak rosyjski propagandysta. Stwierdził, że prezydent Wołodymyr Zełenski ma zaledwie 4-procentowe poparcie, co jest nieprawdą, oraz że Ukraina nie może się dziwić, że nie jest teraz zapraszana do rozmów, bo „miała już wiele okazji”, by zakończyć wojnę, ale z nich nie skorzystała. „Oni to mogli zakończyć trzy lata temu, bez praktycznie żadnych strat terytorialnych, ale nie chcieli” – stwierdził Trump.

Europejska odpowiedź

Deklaracje Trumpa i działania amerykańskiej administracji nie powinny być zaskoczeniem. Są zgodne z przedwyborczymi zapowiedziami Trumpa i spójne z jego transakcyjnym podejściem do polityki międzynarodowej.

Europa stoi więc w obliczu niezwykle istotnych pytań, na które odpowiedzi powinna już mieć gotowe:

  • Czy państwa UE są gotowe wspierać ewentualny opór Ukrainy wobec amerykańsko-rosyjskich ustaleń?
  • Czy UE jest gotowa podtrzymać deklarację wsparcia dla Ukrainy „tak długo, jak będzie to konieczne” – coś, co deklarowała do tej pory, dając Ukrainie znać, że to ona ma ostatnie słowo w sprawie ewentualnego końca tej wojny?
  • Czy wobec odwrotu amerykańskich sojuszników UE jest w stanie znaleźć pieniądze na samodzielne wspieranie Ukrainy „tak długo, jak trzeba”?
  • Jakie są nasze – czyli UE – warunki brzegowe ewentualnych ustaleń pokojowych?
  • Czy jest w ogóle możliwe wypracowanie wspólnego stanowiska wszystkich państw UE ws. Ukrainy, czy niezbędne będzie działanie w ramach „koalicji chętnych” w formule międzyrządowej i kto do tej koalicji miałby dołączyć?

To tych kwestii dotyczą odbywające się w UE od kilku dni w różnych formatach konsultacje. W tym te, które mają rozpocząć się dziś, 19 lutego, od godziny 16:00 w Paryżu.

Rozmowy paryskie

W formule zdalnej w Paryżu spotkać się mają szefowie rządów m.in. państw bałtyckich (Litwy, Łotwy i Estonii), Belgii, Bułgarii, Chorwacji, Czech, Cypru, Finlandii, Grecji, Irlandii, Luksemburga (osobiście w Paryżu), Portugalii, Rumunii (także osobiście w Paryżu), Polski, Słowenii i Szwecji. Będzie też najprawdopodobniej premier Norwegii, reprezentant Kanady i Islandii oraz Wielkiej Brytanii.

Uczestników może być więcej, to skład potwierdzony na godzinę 15:00.

Spotkanie po raz kolejny zostało zainicjowane przez prezydenta Francji Emmanuela Macrona.

Środowa formuła jest rozszerzeniem i modyfikacją formuły poniedziałkowej, w której udział wzięli liderzy siedmiu państw (Niemiec, Wielkiej Brytanii, Włoch, Polski, Hiszpanii, Holandii i Danii) oraz sekretarz generalny NATO i liderzy najważniejszych instytucji UE: szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen i szef Rady Europejskiej Antonio Costa.

Część państw bardzo zaangażowanych we wspieranie Ukrainy, jak np. państwa bałtyckie i Czechy, protestowały przeciwko takiemu wykluczeniu.

W środowym spotkaniu nie wezmą natomiast udziału przedstawiciele UE. Będą to konsultacje międzyrządowe.

Udziału nie planują także Węgry i Słowacja. Węgierskie prorządowe media piszą o „panicznych spotkaniach europejskich zwolenników wojny”. Słowacki wicepremier i minister obrony Robert Kalinak skomentował, że „nie rozumie, o co wszystkim chodzi (…). UE utrzymywała, że nie zamierza rozmawiać z Rosją, a teraz nagle domaga się miejsca przy stole” – wynika z relacji Andreja Matisaka, wicenaczelnego słowackiego dziennika „Pravda”.

Co z porozumieniem na forum UE?

W tym samym czasie trwają prace na forum Rady Europejskiej. We wtorek do stolic wszystkich państw członkowskich został rozesłany kwestionariusz. Państwa mają deklarować swoje stanowisko w dwóch sprawach: dalszego wsparcia dla Ukrainy oraz gwarancji bezpieczeństwa.

Jak dowiedziało się OKO.press, szef Rady Europejskiej Antonio Costa bada możliwość organizacji nadzwyczajnego szczytu UE i może w ciągu najbliższych kilku dni wyjść z taką inicjatywą.

Szczyt zostanie jednak zorganizowany tylko wówczas, gdy możliwe będzie wypracowanie mocnych wspólnych deklaracji. Tymczasem Węgry i Słowacja mają możliwość zablokowania wszelkich konkluzji. Niewykluczone więc, że w sprawie Ukrainy decyzje będą podejmowane na forum międzyrządowym.

Nowe sankcje na Rosję

Dość pozytywnym sygnałem jest jednak to, że w środę 19 lutego, tuż przed rozpoczynającymi się rozmowami w Paryżu i pomimo deklaracji Amerykanów o ewentualnej konieczności zniesienia sankcji na Rosję, ambasadorom państw UE udało się dojść do porozumienia w sprawie kolejnego, 16. już pakietu sankcji na Rosję. Pakiet został przyjęty na forum COREPER, a w poniedziałek 24 lutego ma zostać przyjęty przez ministrów spraw zagranicznych państw członkowskich.

Ponadto, jak w środę 19 lutego, poinformował portal Politico, państwa UE planują też ogłosić nowy pakiet pomocy militarnej dla Ukrainy o wartości co najmniej 6 miliardów euro. Pakiet ma zostać ogłoszony 24 lutego podczas wizyty unijnych komisarzy w Kijowie w związku z trzecią rocznicą wybuchu wojny w Ukrainie.

Przyjęcie kolejnego pakietu sankcji na Rosję i ogłoszenie kolejnego pakietu pomocy dla Ukrainy to mocna odpowiedź wobec Amerykanów.

To też znacznie lepsze działanie niż ustawianie się europejskich członków NATO w kolejce do ogłaszanej przez Amerykanów za pośrednictwem mediów i z nikim nieuzgodnionej misji pokojowej w Ukrainie. Deklaracje co do udziału w niej lub nie, są zdecydowanie przedwczesne.

Europa musi być ostrożna, by nie wejść w rolę pionka, który gra, jak mu Ameryka zagra.

Europa też potrzebuje bulteriera

Wypracowanie wspólnego stanowiska i podjęcie decyzji co do dalszych działań wymaga czasu i konsultacji. Europejscy liderzy nie podejmują bowiem decyzji o udziale w amerykańskiej szopce, tylko o najważniejszych sprawach dotyczących bezpieczeństwa międzynarodowego. Niezbędna jest analiza mocnych i słabych stron, realnych możliwości działania i dogadanie sojuszy. Zwłaszcza że na forum UE są rządy skore do układania się z Trumpem, jak np. Węgry, Słowacja, czy stojące w rozkroku Włochy.

Ale zdecydowanie jest coś, czego w ostatnich dniach na forum UE zabrakło. Zabrakło jednej, wyraźnej, dosadnej odpowiedzi na jednostronne działania USA i bezczelne połajanki UE przez członków amerykańskiej administracji.

Za dużo serdecznych uśmiechów, żarcików przy wejściu na scenę i łagodnego tonu głosu. Amerykanie powinni byli dostać odpowiedź, na jaką zasługują: odważną, dosadną, głośną. Taką, by przez trzy dni światowe media nie pisały o niczym innym, a komentatorzy prześcigali się w interpretacjach, co to właściwie znaczy dla relacji transatlantyckich.

O ile w ostatnich wypowiedziach europejskich liderów, czy to na forum Konferencji Bezpieczeństwa w Monachium, czy na innych forach, pojawiło się wiele ważnych deklaracji, dotyczących tego, czym jest Rosja Putina i jak kardynalny błąd popełniają Amerykanie, traktując zbrodniarza wojennego jak zwykłego partnera do rozmów, to żadna nie przebiła się wyraźnie, by stanowić kontrę dla komunikacji Trumpa.

Europa też potrzebuje zdecydowanego na walkę bulteriera, którego będzie wypuszczać na rytualne rundy pod płotem, bo sprawianie wrażenia pogrążonego w chaosie i nieposiadającego wyrazistego głosu, podzielonego na kawałki ogryzka przyczepionego na mapie do wielkiej Rosji, nie działa na naszą korzyść.

A Donald Trump na nic nie patrzy tak często, jak na mapę.

;
Na zdjęciu Paulina Pacuła
Paulina Pacuła

Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.

Komentarze