Witaj w dziale depeszowym OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
W sobotę rosyjski dron naruszył rumuńską przestrzeń powietrzną. W niedzielę szefowa rumuńskiej dyplomacji Oana Toiu wezwała rosyjskiego ambasadora w Bukareszcie na rozmowę protestacyjną.
Ambasada Rosji w Rumunii zaprzeczytał w niedzielę, by drony, które w weekend naruszyły rumuńską przestrzeń powietrzną, były rosyjskie – podaje The Moscow Times. Incydent nazwano „celową prowokacją ze strony reżimu w Kijowie”. Oskarżono również władze w Bukareszcie o to, że nie odpowiedziały „konkretnie i przekonująco” na pytania Moskwy dotyczące naruszenia.
W niedzielę szefowa rumuńskiej dyplomacji Oana Toiu wezwała rosyjskiego ambasadora w Bukareszcie na rozmowę protestacyjną. Na Twitterze (X) zapowiedziała też poruszenie sprawy na forum ONZ: „Będę apelować o ścisłe przestrzeganie sankcji i prawa międzynarodowego” – napisała.
Rumunia potwierdziła w sobotę wieczorem, że rosyjski dron wleciał w jej przestrzeń powietrzną w czasie gdy Rosja przeprowadzała atak na ukraińską infrastrukturę nad Dunajem.
Ministerstwo obrony w Bukareszcie poinformowało, że o godz. 18:05 czasu lokalnego poderwano dwa myśliwce F-16 w ramach misji Air Policing. O 18:23 wykryły one rosyjskiego drona w rejonie Chilia Veche na wschodzie kraju i śledziły go do momentu utraty kontaktu radarowego 12 mil od granicy. Resort podkreślił, że dron nie przelatywał nad terenami zabudowanymi i „nie stanowił bezpośredniego zagrożenia dla ludności cywilnej”.
W oświadczeniu ministerstwo nazwało działania Moskwy „nieodpowiedzialnymi” i „nowym wyzwaniem dla bezpieczeństwa regionu Morza Czarnego” oraz „dowodem braku poszanowania prawa międzynarodowego przez Federację Rosyjską”.
Do incydentu z udziałem rosyjskich dronów w Rumunii doszło zaledwie kilka dni po naruszeniu polskiej przestrzeni powietrznej przez Rosję.
Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen napisała w niedzielę, że „wtargnięcie Rosji w rumuńską przestrzeń powietrzną to kolejna rażąca napaść na suwerenność UE”. Szefowa unijnej dyplomacji Kaja Kallas oceniła incydent jako „nieakceptowalny akt lekkomyślnej eskalacji”.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski podkreślił we wpisie na Twitterze (X), że „trasy rosyjskich dronów są zawsze kalkulowane” i nie można ich tłumaczyć pomyłką. „To oczywiste rozszerzanie wojny metodą małych kroków” – dodał.
Przeczytaj także:
Prezydent Nawrocki podpisał postanowienie o zgodzie na pobyt na terytorium RP komponentu wojsk obcych Państw-Stron NATO. Ma to być wzmocnienie Rzeczypospolitej w ramach operacji „Eastern Sentry” po ataku rosyjskich dronów 10 września
O decyzji poinformowało Biuro Bezpieczeństwa Narodowego. Postanowienie ma charakter niejawny. Operacja NATO „Eastern Sentry” („Wschodnia Straż”), ma zwiększyć bezpieczeństwo wschodniej flanki sojuszu. O jej uruchomieniu sekretarz generalny NATO Mark Rutte poinformował w piąte. Podkreślił wtedy, że skala ostatnich zdarzeń osiągnęła najwyższy poziom od początku rosyjskiej inwazji na Ukrainę.
W ramach operacji „Eastern Sentry” do Polski oraz innych krajów regionu zostaną skierowane siły m.in. z Danii, Francji oraz Wielkiej Brytanii. Wsparcie ma być dostosowane do bieżących, nowych zagrożeń, szczególnie do wykorzystywania dronów. Decyzja o rozpoczęciu operacji nastąpiła po spotkaniu Rady Północnoatlantyckiej, kiedy Polska wezwała do konsultacji na mocy artykułu 4 Traktatu Waszyngtońskiego.
Tymczasem MSWiA zaczyna w mediach społecznościowych kampanię informacyjną o tym, jak się zachować w przypadku alarmu.
Przeczytaj także:
Kreml kreuje niechęć do Ukrainy, a polscy politycy nie powinni płynąć na tej fali – stwierdził premier Donald Tusk. „To test na patriotyzm i dojrzałość całej klasy politycznej”
„Narasta fala prorosyjskich nastrojów i niechęci do walczącej Ukrainy” – napisał 14 września premier Donald Tusk na platformie X. Wskazał, że za zmianę nastrojów odpowiedzialny jest Kreml. A działa na bazie „autentycznych lęków i emocji”.
„Rolą polityków jest zatrzymanie tej fali, nie płynięcie na niej. To test na patriotyzm i dojrzałość całej polskiej klasy politycznej” – wskazał szef polskiego rządu.
W nocy z 10 na 11 sierpnia polska przestrzeń powietrzna została naruszona przez rosyjskie drony. Po tym incydencie w sieci pojawiło się tysiące komentarzy obwiniających Ukrainę za obecność bezzałogowców po polskiej stronie granicy.
Jak pisała w OKO.press Anna Mierzyńska, te narracje były niezgodne z faktami. Wskazywały, że drony to ukraińska prowokacja, reakcja Ukrainy na deklarację prezydenta Nawrockiego, iż nie wyśle on polskich wojsk do Ukrainy. Sugerowano też, że drony nie były rosyjskie, a nawet jeśli były, to na pewno wystrzeliły je wojska ukraińskie. Podkreślano, że Rosja nie miałaby żadnego interesu w atakowaniu Polski dronami, za to Ukraina – i owszem.
„Nie będziemy wrażliwi na manipulacje i dezinformacje ze strony Rosji. Polska ma pewność co do źródeł, miejsca startu i intencjonalności tego działania” – mówił w piątek 12 września premier Donald Tusk.
Zaapelował również do Polaków o ostrożność i kierowanie się w swoich ocenach i komentarzach wyłącznie informacjami pochodzącymi bądź potwierdzonymi przez polskie instytucje – przede wszystkim wojsko, inne służby oraz media publiczne.
Przeczytaj także:
Amerykańska administracja wciąż jednoznacznie nie potępiła Rosji za naruszenie polskiej przestrzeni powietrznej. Marco Rubio w rozmowie z dziennikarzami stwierdził, że choć incydent był niedopuszczalny, nie wiadomo, czy Polska była celem ataku
„Wtargnięcie rosyjskich dronów w polską przestrzeń powietrzną jest nie do zaakceptowania, ale nie jest jasne, czy Rosja umyślnie wysłała drony nad polskie terytorium” – oświadczył w sobotę 13 września 2025 sekretarz stanu USA Marco Rubio.
Przed odlotem do Izraela Rubio powiedział dziennikarzom, że wydarzenia, do których doszło w Polsce, są „niedopuszczalnym, niefortunnym i niebezpiecznym rozwojem sytuacji”. Według amerykańskiego sekretarza stanu nie ma wątpliwości, że drony zostały uruchomione celowo. „Pytanie brzmi, czy Polska była konkretnym celem” – tłumaczył Rubio. „Jeśli tam zaprowadzą nas dowody, to oczywiście będzie bardzo eskalacyjny ruch. Ale chcemy mieć wszystkie fakty i chcemy skonsultować się z naszymi sojusznikami, zanim coś konkretnego zdecydujemy” – ocenił szef amerykańskiej dyplomacji.
Wcześniej wydarzenia w Polsce, które zmusiły do reakcji polskie i sojusznicze siły powietrzne, komentował sam Donald Trump.
W środę 10 września w serwisie Truth Social napisał: „Co jest z Rosją, która narusza polską przestrzeń powietrzną dronami? No to ruszamy!”. Dzień później prezydent USA zmienił kurs. Stwierdził, że to mogła być jednak pomyłka, ale generalnie nie jest zadowolony z całej sytuacji. W piątek w wywiadzie dla Fox News uznał, że drony wpadły w Polską przestrzeń powietrzną, bo zostały zestrzelone. „Nie powinny jednak znaleźć się tak blisko Polski” – stwierdził Trump.
Amerykanie odmawiają jednoznacznej oceny incydentu, do którego doszło w Polsce. „My również chcielibyśmy, żeby atak dronów na Polskę był pomyłką. Ale nią nie był. I wiemy o tym” – komentował na portalu X premier Donald Tusk.
Także wiceminister Radosław Sikorski odrzucił sugestię Donalda Trumpa, wskazując, że w akcji brało udział zbyt wiele dronów. „Można uwierzyć, że jeden lub dwa zboczyły z kursu, ale 19 pomyłek w ciągu jednej nocy, w ciągu siedmiu godzin? Przykro mi, ale nie wierzę w to” – stwierdził szef polskiej dyplomacji.
Krzysztof Przydacz, prezydencki minister ds. międzynarodowych, pytany na antenie Radia Zet, czy nie jest rozczarowany reakcją Amerykanów, podkreślał, że kluczowa jest treść rozmowy Karola Nawrockiego z Donaldem Trumpem, podczas której Polska uzyskała od USA potwierdzenie gwarancji bezpieczeństwa. „Cała reszta komunikatów może być przedmiotem pewnych sygnałów i gotowości negocjacyjnej. Trwają negocjacje między Ukrainą, Rosją i Stanami Zjednoczonymi. Można na to spojrzeć przez pryzmat tych sygnałów. Dla Polski sprawa jest jasna i to przedstawiliśmy Amerykanom” – mówił Przydacz.
Dodał jednak, że nie wyklucza, że wśród dronów, które naruszyły polską przestrzeń powietrzną, znalazły się takie, które „zostały ogłuszone przez stronę ukraińską i dlatego przekroczyły granicę”. „Tak bywało wcześniej. Trzeba sprawdzić, czy wśród wszystkich z tych kilkunastu dronów, które zostały wysłane przez Rosję, być może są tam też takie, które wleciały przypadkowo. To nie zmienia naszej oceny. To był element działania w ramach wojny hybrydowej. Każda inna opinia nie jest zgodna z faktami i naszą analizą” – wskazał Przydacz.
Jak pisał w OKO.press pułkownik Piotr Lewandowski, w przypadku pojedynczych incydentów można mieć wątpliwości, czy działanie Federacji Rosyjskiej było intencjonalne, czy też było wynikiem dysfunkcji rosyjskiego sprzętu lub łańcuchów dowodzenia, czy też skutkiem oddziaływania ukraińskich systemów walki radioelektronicznej (WRE). W sytuacji, kiedy nad Polskę, wlatuje kilkanaście dronów, nie może być mowy o przypadku.
„Co więcej, z obecnie dostępnych informacji wynika, że większość lub nawet wszystkie z użytych przez Rosjan tej nocy bezzałogowców były tzw. wabikami (typu Gerbera). Zadaniem tych dronów jest przeciążanie ukraińskich systemów obrony przeciwlotniczej, a nie jej unikanie. Bezzałogowce, które znalazły się w polskiej przestrzeni powietrznej, były poza zasięgiem ukraińskich systemów plot, więc tym samym nie mogły ich saturować” – pisał płk Lewandowski.
Przeczytaj także:
„Jesteśmy większością, ale już nie milczącą. Muszą nas usłyszeć, to jest nasz dom!” – krzyczał do tłumu zgromadzonego w Londynie europoseł PiS Dominik Tarczyński
Ponad 100 tys. osób wzięło udział w sobotę 13 września w antyimigranckim marszu w Londynie. Wydarzenie zorganizował Tommy Robinson, działacz brytyjskiej skrajnej prawicy, oskarżany o powiązania z Kremlem. Jak podaje Reuters, było to zwieńczenie pełnego napięć lata w Wielkiej Brytanii. Podczas wakacji antyislamski ruch Robinsona zorganizował dziesiątki wieców pod ośrodkami zakwaterowania dla migrantów. Według brytyjskich mediów takich tłumów nacjonaliści na Wyspach nie zgromadzili od dekad.
Sobotnie wydarzenie było dedykowane Charliemu Kirkowi, zastrzelonemu działaczowi protrumpowskiego ruchu MAGA (Make America Great Again). Obok haseł „odeślijcie ich do domów” na plakatach pojawiały się wizerunki Kirka. Wśród brytyjskich sztandarów powiewały też flagi Stanów Zjednoczonych i Izraela.
Organizatorzy przekonywali, że marsz był spontanicznym wyrazem narodowej dumy, ale główny przekaz koncentrował się na zagrożeniach wynikających z „inwazji migrantów”. Jednym z tematów podnoszonych w przemówieniach był również rzekomy zamach na wolność słowa. „Dzisiaj zapoczątkowaliśmy rewolucję kulturową, to nasza chwila” – mówił Robinson do swoich sympatyków.
Jak podaje BBC, podczas ochrony wydarzenia rannych zostało 26 policjantów. Służby zatrzymały 25 osób, które dopuszczały się nieakceptowalnych aktów przemocy. „Każdy, kto brał udział w działalności przestępczej, zostanie pociągnięty do odpowiedzialności karnej” – zapowiedziały lokalne służby.
Jedynym reprezentantem Polski na marszu był polityk PiS Dominik Tarczyński. „Podnieście głosy i pięści! Powiedzcie to głośno: musimy odesłać ich z powrotem! Niech was usłyszą w Westminsterze i na całym świecie!” – krzyczał Tarczyński ze sceny. „Nie jesteśmy już milczącą większością. Jesteśmy większością, ale już nie milczącą. Muszą nas usłyszeć, to jest nasz dom!”.
Europoseł PiS w żołnierskich słowach przedstawił swój program „zero”, czyli zakazu migracji do Europy z krajów „obcych kulturze chrześcijańskiej".
„Odzyskujemy naszą czystą Europę! Urodziłem się jako Polak, kocham Polskę, ale jestem chrześcijaninem Europejczykiem i chcę żyć w Europie. Musimy być bardzo radykalni, zero oznacza zero, dość znaczy dość. Chcemy odzyskać nasz kontynent. Wielka Brytania niech znowu będzie wielka. Skończył się czas noszenia sukienek, musimy przywdziać zbroję!” – mówił Tarczyński.
Polityk PiS dziękował też Elonowi Muskowi za udostępnienie transmisji marszu na swoim kanale na platformie X. Musk – nie pierwszy raz publicznie wspierając Robinsona – wezwał do zmiany rządu w Wielkiej Brytanii. Stwierdził też, że brytyjska opinia publiczna boi się korzystać z prawa do wolności słowa.
Przeczytaj także: