Witaj w sekcji depeszowej OKO.press. W krótkiej formie przeczytasz tutaj o najnowszych i najważniejszych informacjach z Polski i ze świata, wybranych i opisanych przez zespół redakcyjny
Portal The Guardian opisuje warunki przetrzymywania palestyńskich więźniów w izraelskim podziemnym kompleksie Rakefet
Do przetrzymywania palestyńskich więźniów uruchomiono w Izraelu nieużywane przez prawie 40 lat podziemne więzienie Rakefet. Więźniowie są w nim trzymani bez żadnego dostępu do światła słonecznego oraz bici i torturowani – podaje The Guardian. Wszystkie cele, hala o funkcji spacerniaka i sala do rozmów więźniów z prawnikami znajdują się w Rafeket pod ziemią – nie dociera do nich światło słoneczne. W celach i sanitariatach więzienia panuje skrajny brud, więźniowie otrzymują głodowe racje żywnościowe. A na podziemny spacerniak wypuszczani są bardzo rzadko – w niektórych przypadkach jedynie na 5 minut co drugi dzień – informuje The Guardian.
Podobne warunki są normą również w innych izraelskich więzieniach przeznaczonych do przetrzymywania Palestyńczyków. Rakefet odróżnia od nich jednak dodatkowo całkowity brak dostępu do światła słonecznego. "Przetrzymywanie ludzi pod ziemią bez dostępu do światła dziennego przez wiele miesięcy ma ekstremalne konsekwencje dla zdrowia psychicznego. Bardzo trudno jest zachować integralność, gdy jest się przetrzymywanym w tak opresyjnych i trudnych warunkach” – mówił dziennikarzom Guardiana Tal Steiner, dyrektor wykonawczy Publicznego Komitetu Przeciwko Torturom w Izraelu (PCATI).
Obecnie w Rakefet osadzonych jest około 100 więźniów. Według źródeł Guardiana są wśród nich m.in. nastolatek, uliczny sprzedawca jedzenia i pielęgniarz – przez długie miesiące przetrzymywany w tym samym szpitalnym fartuchu. Prawnicy z Publicznego Komitetu Przeciwko Torturom w Izraelu (PCATI) twierdzą, że część więźniów przebywa w Rakefet od wielu miesięcy bez żadnej rozprawy sądowej a nawet bez przedstawienia im jakichkolwiek zarzutów.
Więzienie Rakefet zostało oddane do użytku na początku lat 80. XX wieku – miało być przeznaczone wyłącznie do przetrzymywania niewielkiej grupy (kilkunastu) najbardziej niebezpiecznych przestępców ze szczytów hierarchii mafijnej. Zamknięto je już w 1985 roku – na skutek protestów organizacji zajmujących się ochroną praw człowieka. Od tego momentu przez prawie 40 lat było nieużywane. Wywodzący się ze skrajnej prawicy minister ds bezpieczeństwa Izraela Itamar Ben-Gvir nakazał jego ponowne uruchomienie 2 lata temu, po ataku Hamasu z 7 października 2023 roku. „To naturalne miejsce terrorystów – pod ziemią” – mówił Ben Gvir w telewizyjnym reportażu z Rakefet wyemitowanym z okazji jego ponownego otwarcia.
Prezydent Karol Nawrocki zapowiedział, że weźmie udział w Marszu Niepodległości organizowanym przez skrajną prawicę. Wcześniej maszerował z narodowcami jako prezes IPN
Prezydent Karol Nawrocki nazwał Marsz Niepodległości „piękną tradycją” i zapowiedział, że weźmie w nim udział jako głowa państwa, podobnie jak robił to w poprzednich latach jako prezes Instytutu Pamięci Narodowej. Nawrocki ogłosił to w swym artykule „Święto wolnych Polaków” opublikowanym w serwisie Wszystko Co Najważniejsze stworzonym przez Eryka Mistewicza, związanego z prawicą specjalistę ds marketingu politycznego.
„Obchodzone 11 listopada Narodowe Święto Niepodległości, ustanowione na pamiątkę wydarzeń z 1918 roku, to jeden z ważniejszych dni w polskim kalendarzu. Piękną tradycją stał się już Marsz Niepodległości, organizowany w Warszawie i przyciągający szerokie środowiska patriotyczne, manifestujące swe przywiązanie do biało-czerwonej flagi narodowej. W ubiegłych latach, służąc ojczyźnie jako prezes Instytutu Pamięci Narodowej, 11 listopada uczestniczyłem też w centralnych uroczystościach z udziałem najwyższych władz państwowych i korpusu dyplomatycznego. W tym roku pierwszy raz wezmę udział w obchodach jako prezydent Rzeczypospolitej.” – napisał Nawrocki.
Tegoroczny Marsz Niepodległości jest organizowany pod hasłem „Jeden naród, silna Polska”. Jego uczestnicy przejdą 11 listopada ulicami Warszawy – od ronda Romana Dmowskiego stanowiącego centralny punkt miasta przez most Poniatowskiego do Stadionu Narodowego. W tym roku spodziewamy się, że retoryka organizatorów marszu będzie nasycona w szczególności hasłami antyukraińskimi i antyimigranckimi. Istnieje również niemalże gwarancja, że uczestnicy marszu będą skandować – jak co roku – „raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”, „Donald p*dał Polskę sprzedał”; „Hej, Hej, j*bać UPA i Banderę” a także „J*bać Tuska i Banderę”. Na miejscu, jak co roku, będą reporterzy OKO.press.
Przeczytaj także:
Poprzednik Karola Nawrockiego w fotelu prezydenta wziął udział w Marszu Niepodległości tylko raz – i to w szczególnych okolicznościach oraz niemal dosłownie „jedną nogą”. Było to w 2018 roku, gdy rządzące wtedy Prawo i Sprawiedliwość próbowało dokonać „wrogiego przejęcia” imprezy dającej polityczny kapitał skrajnie prawicowym konkurentom PiS. Najpierw Andrzej Duda zasugerował, że weźmie udział w marszu, następnie to odwołał – i zorganizował własny marsz zaczynający się o tej samej godzinie i w tym samym miejscu, co marsz skrajnej prawicy. Ostatecznie ( – po tym jak sąd uchylił zakaz wydany przez prezydent Warszawy) – Marsz Niepodległości został ogłoszony oficjalną uroczystością państwową. Skończyło się następująco:
„Ostatecznie rządzący szli w obstawie wojskowej kilometr przed nacjonalistami, chociaż mieli iść razem. Nie można jednak zachować cnoty w połowie: rządzący cały czas legitymizowali przywódców nacjonalistów, negocjując z nimi warunki wspólnego marszu – niemal jak równi z równym! Trudno o większy prezent dla ONR i ich kolegów i zarazem o większy pokaz bezradności władzy.” – tak opisywał to wydarzenie w OKO.press Adam Leszczyński.
Przeczytaj także:
PiS-owi „wrogie przejęcie” Marszu Niepodległości w 2018 roku zupełnie nie wyszło, a prezydent Andrzej Duda więcej już nie próbował się na nim pokazać.
W ubiegłym roku pokazał się na Marszu Niepodległości natomiast Jarosław Kaczyński. Prezes PiS zamierza to powtórzyć za 3 dni. W 2024 roku udział Kaczyńskiego w marszu miał jednak dość specyficzny charakter. Szef PiS szedł otoczony grupą dziarskich posłów swej partii i wianuszkiem ochroniarzy, nie przemawiał do uczestników. Tuż po przejściu przez most Poniatowskiego razem ze swą obstawą ukradkiem opuścił pochód bocznymi schodkami z mostowego nasypu.
Rosjanie zaatakowali infrastrukturę energetyczną i miasta Ukrainy. Zginęło 3 cywili, kilkanaście osób zostało rannych. W wielu regionach Ukrainy na skutek ataku odnotowano przerwy w dostawach prądu
W nocy i nad ranem z piątku na sobotę 8 listopada Rosjanie przeprowadzili kolejny zmasowany atak dronowy i rakietowy na infrastrukturę energetyczną i miasta Ukrainy. W położonym w centralnej Ukrainie Dnieprze w wyniku ataku częściowo zburzony został 9-piętrowy blok mieszkalny. Zniszczeniu uległy mieszkania od 4 do 6 piętra w dwóch klatkach schodowych. Z gruzów wydobyto już ciała 3 ofiar, czwarta osoba jest wciąż poszukiwana. Siedmioro rannych mieszkańców budynku trafiło do szpitali.
Siły Powietrzne Sił Zbrojnych Ukrainy poinformowały, że ostatniej nocy Rosjanie wielokrotnie wystrzeliwali rakiety balistyczne Kindżał, pociski manewrujące Kalibr i drony. Celami ataku były Dniepr, Kijów, obwód kijowski, obwód czernihowski, obwód mikołajowski, obwód sumski, obwód odeski, obwód połtawski i obwód kirowogradzki. Zniszczeniu uległy kolejne obiekty infrastruktury energetycznej i ciepłowniczej. Jest kilkunastu rannych cywili.
W wielu regionach wprowadzono awaryjne przerwy w dostawie prądu. „Gdy tylko sytuacja bezpieczeństwa na to pozwoli, ratownicy i pracownicy energetyki rozpoczną usuwanie skutków ataku, aby jak najszybciej przywrócić dostawy prądu w regionach. Awaryjne przerwy w dostawie prądu zostaną odwołane po ustabilizowaniu się sytuacji w systemie elektroenergetycznym.” – poinformowała ukraińska ministra ds energetyki Switłana Grinczuk.
Sytuację na froncie wojny w Ukrainie regularnie analizuje w OKO.press pułkownik Piotr Lewandowski.
Przeczytaj także:
Premier Węgier Viktor Orbán spotkał się z prezydentem Stanów Zjednoczonych Donaldem Trumpem. Węgry zostaną na rok zwolnione z sankcji na rosyjską ropę i gaz, za to będą kupować amerykańską broń i paliwo do reaktorów nuklearnych
Premier Węgier Viktor Orbán przyleciał w piątek 7 listopada do Waszyngtonu, by prosić prezydenta USA Donalda Trumpa o pozwolenie na dalsze zakupy rosyjskiej ropy i gazu mimo amerykańskich sankcji nałożonych na Rosję i rosyjskie koncerny energetyczne. Uzyskał to, co chciał – Trump zwolnił Węgry na rok z sankcji. W początkowych komunikatach Węgrzy próbowali przemilczeć, że zwolnienie jest ograniczone czasowo. Minister spraw zagranicznych Węgier Péter Szijjártó napisał na przykład na portalu X, że Stany Zjednoczone przyznały Budapesztowi „pełne i nieograniczone zwolnienie z sankcji dotyczących ropy naftowej i gazu”. BBC ustaliło jednak, że Węgry otrzymały od USA ten przywilej jedynie na 12 miesięcy. Nie zmienia to faktu, że z punktu widzenia Orbána to nadal powód do świętowania. Orbánowskie Węgry uzyskały od Trumpa błogosławieństwo do dalszego stania w rozkroku między Zachodem a Rosją. Zarówno w kwestii stosunku do wojny w Ukrainie, jak i w zakresie korzystania mimo sankcji z rosyjskich surowców energetycznych. Jeszcze we wrześniu Trump nazywał „szokującymi” zakupy przez Węgry i Słowację rosyjskiej ropy i gazu, co opisywał w OKO.press Marcel Wandas. W piątek 7 listopada amerykański prezydent mówił już co innego. Tłumaczył, że rozumie „trudną sytuację Węgier” i że „ wiele krajów europejskich kupuje ropę i gaz od Rosji i tak jest od lat”.
Przeczytaj także:
Na tym jednak nie koniec. Po spotkaniu w Białym Domu ogłoszono między innymi, że Węgry zakupią od Stanów Zjednoczonych broń o wartości prawie miliarda dolarów. Ważniejsze jednak są inne zakupy – Węgry będą w przyszłości sprowadzać ze Stanów Zjednoczonych paliwo do reaktorów swej elektrowni jądrowej Paks 1 (dotąd kupowane od Rosji). Towarzyszą temu ustalenia dotyczące rozwoju na terenie Węgier amerykańskich technologii nuklearnych – przede wszystkim tzw małych reaktorów SMR. Do tego Węgrzy kupią jeszcze od Amerykanów skroplony gaz ziemny (LNG) o wartości około 600 milionów dolarów.
Opublikowane przez Biały Dom oficjalne oświadczenie po rozmowach Trumpa z Orbánem nosi tytuł „Relacje USA i Węgier osiągają nowe szczyty”. To dobrze oddaje stopień porozumienia między prawicowo-populistycznymi przywódcami. Łączy ich nie tylko styl uprawiania polityki. Orbán, podobnie jak Trump, zajmuje ambiwalentne stanowisko wobec wojny w Ukrainie, relatywizując jej rosyjskie sprawstwo i próbując przenosić część odpowiedzialności za wojnę na napadnięty przez Rosję kraj. Nowe porozumienia między Stanami Zjednoczonymi a Węgrami to przy tym przykład czystej polityki transakcyjnej, którą uwielbia uprawiać Trump. Węgry otrzymały od USA zwolnienie z sankcji, zobowiązały się natomiast do zakupów amerykańskiej broni i surowców energetycznych z USA. Układ dotyczący rozwoju amerykańskich technologii nuklearnych na Węgrzech wydaje się zaś korzystny dla obu stron.
O wydaniu postanowień: „o przedstawieniu Zbigniewowi Z. zarzutów popełnienia 26 przestępstw” oraz „o jego zatrzymaniu i przymusowym doprowadzeniu celem przeprowadzenie z jego udziałem czynności procesowych” poinformowała wieczorem Prokuratura Krajowa. Polecenie zatrzymania dostała ABW.
Na razie nie chodzi o areszt tymczasowy, bo o tym decyduje sąd.
„W toku śledztwa dotyczącego nieprawidłowości w Funduszu Sprawiedliwości prokurator zgromadził materiał dowodowy pozwalający na przedstawienie posłowi Zbigniewowi Z. zarzutów popełnienia 26 przestępstw” – przypomina w komunikacie Prokuratura.
„Zarzuty dotyczą szeregu działań podejmowanych w latach 2017-2023 przez Zbigniewa Z. jako Ministra Sprawiedliwości w związku z zarządzaniem i nadzorem nad Funduszem Sprawiedliwości, w tym przekraczania uprawnień i niedopełniania obowiązków służbowych, ręcznego sterowania konkursami, dopuszczania do zawierania umów przez osoby nieuprawnione, tolerowania przyznawania środków organizacjom niespełniającym wymogów formalnych oraz ukrywania dokumentów. Działania te miały na celu osiąganie korzyści politycznych i majątkowych oraz godziły w interes publiczny”.
„Marszałek Sejmu RP przekazał dziś Prokuraturze Krajowej uchwały Sejmu wyrażające zgodę na pociągnięcie Zbigniewa Z. do odpowiedzialności karnej za wszystkie 26 czynów wskazanych we wniosku z dnia 28 października 2025 r., a także na jego zatrzymanie i tymczasowe aresztowanie”.
Więcej o decyzji Sejmu w tekście Witolda Głowackiego:
Przeczytaj także:
"Wydanie postanowienia o zatrzymaniu było uzasadnione obawą, że podejrzany nie stawi się na wezwanie w celu przeprowadzenia z jego udziałem czynności procesowych, w tym czynności przedstawienia zarzutów. Nadto w sprawie zachodzi uzasadniona obawa bezprawnego utrudniania postępowania karnego. Zatrzymanie i przymusowe doprowadzenie jest również uzasadnione koniecznością niezwłocznego zastosowania środka zapobiegawczego (przesłanki zatrzymania z art. 247 § 1 pkt 1 i 2 oraz § 2 k.p.k.).
Wykonanie postanowienia o zatrzymaniu zostało powierzone funkcjonariuszom Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego"
- stwierdza Prokuratura. Zbigniew Z. przebywa tymczasem w Budapeszcie i stamtąd zapowiada w prawicowych mediach, że będzie się bronił. Mówi, że w Polsce groził mu areszt nawet bez uchylenia immunitetu – co nie jest prawdą. Prawnicy zauważają też, że stawienie się w prokuraturze sprawiłoby, że sąd nie zaakceptowałby wniosku prokuratury o areszt. Ucieczka za granicę zmienia jednak tę sytuację:
Przeczytaj także:
Tymczasem PiS od kilku dni próbuje odwrócić uwagę od afery Funduszu Sprawiedliwości i skleić sprawę byłego ministra sprawiedliwości Zbigniewa Z. z dramatyczną sytuacją polskiej służby zdrowia. Pisze o tym w OKO.press Agata Szczęśniak.
Przeczytaj także: