Po wyborach na żywo. Tutaj znajdziesz najważniejsze informacje. 11 listopada okazją do politycznych oświadczeń. Tusk o pojednaniu, Duda o tym, że trzeba uważać na sojusze, Kaczyński o niemieckiej partii Tuska
Małgorzata Manowska, Pierwsza Prezes Sądu Najwyższego, w wywiadzie dla Wirtualnej Polski powiedziała co myśli o pomysłach na reformy w wymiarze sprawiedliwości.
Jej zdaniem tzw. neosędziowie, czyli sędziowie powołani przez Krajową Radę Sądownictwa w składzie wybranym przez posłów PiS, są pełnoprawnymi sędziami. Wobec tego niepotrzebne są żadne ruchy, mające zalegalizować ich status.
Według sędziego SN prof. Włodzimierza Wróbla taki cel miała mieć zmiana regulaminu Sądu Najwyższego. 6 listopada poinformował, że prezydent Duda zaproponował, by uchwały poszczególnych izb SN i uchwały połączonego składu trzech izb były podejmowane w obecności co najmniej połowy składu izb. Dotychczas niezbędna była obecność 2/3 składu izby.
Taki ruch miałby pozwolić na zmianę uchwały pełnego składu Sądu Najwyższego ze stycznia 2020 roku, w której podważono status neo-KRS, Izby Dyscyplinarnej, neo-sędziów SN i neo-sędziów sądów powszechnych.
Starzy sędziowie SN zablokowali jednak zmianę. Nie przyszli na Kolegium SN, które musi zaopiniować zmianę regulaminu. A bez ich obecności zabrakło wymaganego do wydania opinii kworum.
Manowska w wywiadzie z WP przyznała, że projekt zmiany regulaminu mógł być odpowiedzią na zasygnalizowanie przez nią „problemu z podejmowaniem uchwał” przez SN. Zapewniła jednak, że nie mógł mieć na celu legalizacji neosędziów.
„Wszystkim, którzy twierdzą, że ktokolwiek chce „zabetonować” Sąd Najwyższy, polecam w pierwszej kolejności sięgnąć po liczydło. Tak zwani nowi sędziowie nie mają większości w izbach karnej oraz pracy i ubezpieczeń społecznych. Nie ma więc możliwości zajęcia się uchwałą z 2020 r., abstrahując od tego, że przecież Trybunał Konstytucyjny wyeliminował ją już z systemu prawnego. Wszelkie wygłaszane teorie przegrywają więc z matematyką” – powiedziała prof. Manowska.
Czemu więc miała służyć zmiana regulaminu?
„Zmiana Regulaminu Sądu Najwyższego powinna pomóc obywatelom, którzy oczekują od sędziów orzekania, a nie brylowania w mediach. Od kilku lat Sąd Najwyższy nie jest w stanie podjąć tzw. uchwały frankowej, na czym tracą i ludzie, i wymiar sprawiedliwości paraliżowany zalewem spraw frankowych” – twierdzi Pierwsza Prezes SN.
Prowadzący wywiad Patryk Słowik dopytywał prof. Manowska o jej reakcję na planowaną weryfikację sędziów SN.
W odpowiedzi wygłosiła oświadczenie:
„Ja, Małgorzata Manowska, „neosędzia” z trzydziestoletnim stażem, po przejściu przez wszystkie możliwe instancje sądownictwa powszechnego, oświadczam, że żadnej weryfikacji się nie poddam. I będę bronić wszystkich sędziów powołanych w ostatnich latach do służby na jakimkolwiek szczeblu sądownictwa przed taką weryfikacją, o ile tylko nie będą chcieli się jej poddać”.
A co jeśli nowa władza zmusi ją do rezygnacji ze stanowiska?
„Na pewno nie będę wychodziła z Sądu Najwyższego i szła do apelacyjnego dlatego, że ktoś tak sobie życzy.
Jeśli natomiast zostałaby przeprocedowana ustawa zakładająca, że miałabym wrócić na poprzednio zajmowane stanowisko, i taka ustawa zostałaby podpisana przez prezydenta, a następnie opublikowana w Dzienniku Ustaw – rozważyłabym to” – odpowiedziała Pierwsza Prezes SN.
Posłowie Koalicji Obywatelskiej i Lewicy są przeciwko wybraniu wicemarszałka z Konfederacji. We wczorajszej „Debacie dnia” Polsatu News mówiły o tym Monika Wielichowska (KO) i Agnieszka Dziemianowicz-Bąk (Lewica).
Dziemianowicz-Bąk przypomniała, że na początku kończącej się kadencji posłowie konfederacji głosowali przeciwko wszystkim kandydatom na wicemarszałków. Zwróciła też uwagę, że Krzysztof Bosak, który ma być kandydatem Konfederacji, jest wśród 20 posłów z największą absencją.
Przeciwko kandydaturze Bosaka jest też Wielichowska. „Bo Konfederacja jest Konfederacją. Przede wszystkim będzie małym klubem, a po drugie ich stanowiska w wielu sprawach w ogóle nie jestem w stanie podzielić – wyjaśniła.
Miejsce dla Konfederacji w prezydium Sejmu znalazłby za to obecny w studiu Daniel Milewski z PiS. Po 2015 r. jego partia w prezydium Sejmu miała trzech reprezentantów: marszałka i dwóch wice. W obecnym rozdaniu marszałkiem ma zostać Szymon Hołownia. KO ma przypaść dwóch wicemarszałków. Jednym z nich, jak pisał Onet, ma być Monika Wielichowska. Wicemarszałkiem z Lewicy ma być Włodzimierz Czarzasty, a z PSL-u Piotr Zgorzelski.
Przy takim układzie dla Konfederacji zabrakłoby miejsca.
„Powiedzieć, że to hipokryzja to nic nie powiedzieć. To całkowity brak szacunku przede wszystkim do ludzi, którzy zdecydowali się na nas zagłosować, bo chcą byśmy ich reprezentowali, bronili ich praw i walczyli o program, z którym szliśmy do wyborów” – skomentowała te doniesienia Konfederacja na platformie X.
Prezydium Sejmu m.in. układa plan pracy Sejmu. Dokonuje też wykładni regulaminu Sejmu, wyraża zgody na poselskie delegacje, może też anulować kary nakładane przez komisję regulaminową.
Już za pięć dni pierwsze posiedzenie Sejmu – w którym większość będzie miała koalicja partii demokratycznych. A oto, co zdarzyło się w polskiej polityce w środę, 8 listopada:
Paweł Mucha, były prezydencki minister a obecnie członek zarządu Narodowego Banku Polskiego, został dziś publicznie napiętnowany przez swych bankowych współpracowników. W opublikowanym na stronie NBP stanowisku zarzucili mu oni „tworzenie atmosfery zagrożenia i rozliczeń” i nazwali te działania „nieakceptowalnymi”.
Pisaliśmy już dziś o tym w OKO.press w osobnym materiale.
Po publikacji stanowiska zarządu NBP, Mucha odpowiedział na platformie X (wcześniej Twitter). Opublikował tam pierwszą stronę „Pisma w sprawie niewykonywania obowiązków przez prezesa NBP”, jakie 6 listopada miał wysłać do Rady Polityki Pieniężnej.
W poprzednim negocjacyjnym okrążeniu los ministerstwa edukacji miał zostać przesądzony. Edukacja miała się znaleźć w strefie wpływów Koalicji Obywatelskiej. Jednak we wtorek dziennikarze usłyszeli, że wokół edukacji znów jest gorąco. Lewica miała wrócić do starań o to, by to jej przypadł resort edukacji. O tym, jak wygląda sytuacja wokół MEN, pisze w OKO.press Agata Szczęśniak.
Żegnający się z resortem minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek samowolnie zmienił punktację czasopism naukowych. Najwyższą możliwą notę, 200 pkt., dostała „Pedagogika Katolicka” – to tyle, co „Nature” czy „Science”. Minister powołał także nowy instytut, który ma współpracować ze szkołą zarządzaną przez jego współpracownika – pisze w OKO.press Adam Leszczyński.
Dziś rozpoczęły się konsultacje marszałka seniora z przedstawicielami klubów parlamentarnych. Biorą w nich udział Dariusz Wieczorek (Nowa Lewica), Cezary Tomczyk i Robert Kropiwnicki z KO, Paulina Hennig-Kloska (Polska 2050), Stanisław Tyszka (Konfederacja), a także posłowie PiS: Ryszard Terlecki i Marek Suski.
Jednym z tematów jest rozkład sali sejmowej. Marek Sawicki z PSL, który został wyznaczony na marszałka seniora, mówił w rozmowie z TVN24, że PiS chce zatrzymać swoje miejsca obok ławek zarezerwowanych dla rządu.
Konfederacji, jak dodał Sawicki, „spodobała się koegzystencja z PSL-em w tamtej kadencji i woleliby pozostać między nami [PSL] a PiS-em”.
O tym, co chce osiągnąć prezydent Andrzej Duda w trakcie rozgrywki poprzedzającej sformowanie nowego rządu, mówi w najnowszym odcinku podcastu Agaty Kowalskiej Powiększenie w OKO.press Agata Szczęśniak.
Całość można odsłuchać tutaj:
Borys Budka z KO na briefingu prasowym w Sejmie mówił o konstruktywnym wotum nieufności: „Większość prawników stoi na stanowisku, że konstruktywne wotum nieufności może być przeprowadzone, dopiero kiedy ktoś jest faktycznie premierem. Ja bym tu nie szukał rozwiązań na siłę”.
W mediach pojawiły się wcześniej spekulacje, że opozycja może z niego skorzystać. Podobne rozwiązanie sugerował też marszałek-senior Marek Sawicki z PSL.
Według Konstytucji konstruktywne wotum nieufności wobec Rady Ministrów Sejm wyraża większością ustawowej liczby posłów (co najmniej 231). Wniosek musi zgłosić co najmniej 46 posłów. Musi też wskazać kandydata na nowego premiera.
Wcześniej podobnie do Budki wypowiadał się o tym rozwiązaniu Władysław Kosiniak-Kamysz.
Szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego Jacek Siewiera poinformował dziś (w środę 8 listopada), że prezydent Andrzej Duda nie powoła nowego Dowódcy Generalnego i nowego dowódcy Wojsk Obrony Terytorialnej do czasu sformowania nowego rządu. Trudno określić, czy to gest Dudy pod adresem nowej władzy, czy raczej wynik coraz większych tarć między jego kancelarią a rządzonym przez Mariusza Błaszczaka MON.
Siewiera tłumaczył decyzję Dudy tym pierwszym. Ma chodzić o to, „aby powoływane kandydatury i powoływani dowódcy na kluczowych stanowiskach byli również elementem konsensusu i współpracy zwierzchnika sił zbrojnych z ministrem obrony narodowej i szefem rządu” – mówił szef BBN.
Odchodzący obóz władzy wciąż nie do końca poradził sobie z wyborczą porażką. Świadczy o tym daleko idący rozdźwięk w narracjach jego przedstawicieli na temat nowej rzeczywistości politycznej.
Przyjrzyjmy się przez moment dzisiejszym wypowiedziom polityków samej Suwerennej (a do niedawna Solidarnej) Polski, czyli najbardziej radykalnej części Zjednoczonej Prawicy, a zobaczymy, w jak głębokich rozterkach znaleźli się dziś ludzie, którzy przez 8 lat trzęśli Polską.
I tak Michał Wójcik, wieloletni zastępca Zbigniewa Ziobry w resorcie sprawiedliwości, w wieczornej rozmowie z Polsat News stara się deprecjonować szanse koalicji partii demokratycznych na powołanie nowego rządu i utrzymanie władzy. „To papierowa koalicja. Oni się już kłócą”, zarzekał się Wójcik. A potem wbrew faktom i realiom zapowiadał, że „Suwerenna Polska poprze każdego prawicowego premiera”. I również wbrew realiom i faktom zaprzeczał, że jego partia znajduje się w głębokim konflikcie z Mateuszem Morawieckim i jego otoczeniem.
Tego samego dnia, gdy Wójcik — zgodnie z ukształtowanym jeszcze przed wyborami przekazem o demokratycznej „koalicji chaosu” – starał się dowodzić, że przyszły rząd nie ma większych szans na trwałe sprawowanie władzy, jego partyjny szef, Zbigniew Ziobro, uderzał w diametralnie przeciwne tony.
I na platformie X (wcześniej Twitter) dowodził, że nowa władza nie tylko władzę utrzyma, ale jeszcze wprowadzi totalitaryzm rodem z powieści Orwella. Dla Ziobry sojusz demokratów to już nie „koalicja z papieru”, ale złowroga „tęczowa koalicja”, która będzie „karać za myślozbrodnię”. A wszystko przez to, że do kodeksu karnego może trafić przepis skuteczniej niż do tej pory penalizujący (teoretycznie karaną również w czasach Ziobry) mowę nienawiści wobec osób LGBTQ+.
Ta sama partia, dwóch polityków, a tak różna opowieść o nadchodzącej politycznej rzeczywistości. Niełatwo o lepszy znak czasów — i zarazem sytuacji, w jakiej znalazł się żegnający się z władzą obóz prawicy.
Paweł Mucha, były prezydencki minister a obecnie członek zarządu Narodowego Banku Polskiego został dziś publicznie napiętnowany przez swych bankowych współpracowników. W opublikowanym na stronie NBP stanowisku zarzucili mu oni „tworzenie atmosfery zagrożenia i rozliczeń” i nazwali te działania „nieakceptowalnymi”. Pisaliśmy już dziś o tym w OKO.press w osobnym materiale.
Po publikacji stanowiska zarządu NBP, Mucha odpowiedział na platformie X (wcześniej Twitter). Opublikował tam pierwszą stronę „Pisma w sprawie niewykonywania obowiązków przez prezesa NBP”, jakie 6 listopada miał wysłać do Rady Polityki Pieniężnej.
Na tej pierwszej stronie nie znajdziemy konkretnych zarzutów pod adresem prezesa NBP Adama Glapińskiego, z kontekstu można jedynie luźno wnioskować, że Mucha mógł interweniować w sporze o dostęp do analiz NBP toczącym się od dawna wewnątrz RPP. Padają odniesienia do ustawy o NBP i Konstytucji, Mucha przypomina zaś przy tym, że prezes NBP podlega jurysdykcji Trybunału Stanu.
Potwierdza to, że konflikt wewnątrz zarządu NBP wszedł w ostrą fazę. I że nominat prezydenta Andrzeja Dudy jest na wojennej ścieżce z członkami zarządu sprzyjającymi Adamowi Glapińskiemu i (zapewne) partyjnej centrali PiS.