Po wyborach na żywo. Tutaj znajdziesz najważniejsze informacje. 11 listopada okazją do politycznych oświadczeń. Tusk o pojednaniu, Duda o tym, że trzeba uważać na sojusze, Kaczyński o niemieckiej partii Tuska
Podczas spotkania z wyborcami w Elblągu Donald Tusk opowiedział o wewnętrznym sondażu wyborczym Platformy Obywatelskiej. Jak mówił, to badanie profesjonalne, rzetelne, zrealizowane na próbie 1500 osób w ciągu trzech dni.
„One pokazują wyraźnie, jak wielka szansa jest na wyciągnięcie ręki, ale nic nie jest rozstrzygnięte” – mówił lider KO.
Wyniki, które podał Tusk wyglądają następująco:
Tusk stwierdził, że „jemu to nie wystarcza”, ale takie rozłożenie poparcia zapewniłoby odsunięcie PiS od władzy.
Przypomnijmy, że w najnowszym sondażu Ipsos dla OKO.press i TOK FM kolejność „na mecie” była identyczna, ale dystans PiS i KO znacznie większy:
Wybory 15 października mogą rozstrzygnąć głosy niezdecydowanych, a ci w większości chcą zmiany władzy. Problem w tym, że od polityki odstręcza ich natężenie polaryzacji, a także przeświadczenie, że PiS i tak „kupił sobie wyborców”. Co jeszcze wynika z raportu Fundacji Batorego?
Obrazem wyborców niezdecydowanych na ostatniej prostej zajęła się Fundacja Batorego. Nie jest zaskoczeniem, że brutalizacja kampanii służy głównie Prawu i Sprawiedliwości. Polaryzacja, podlewana akcjami propagandowymi, ma pomóc zmobilizować twardy elektorat rządzącej partii i zdemobilizować niezdecydowanych, którzy skłaniają się wyraźnie w stronę partii opozycyjnych.
W najnowszym sondażu Ipsos dla OKO.press i TOK FM 62 proc. osób, które nie wiedzą, na kogo zagłosują, zadeklarowało, że raczej nie będzie to PiS. Rządząca koalicja zbliża się więc do swojego sufitu. Nie mając rezerw, rzuca wszystkie siły, by odrzucić niezdecydowanych od urn wyborczych.
Fundacja Batorego zbadała, ile z nas uważa, że czas na zmianę władzy. 54 proc. wszystkich wyborców zgodziła się ze stwierdzeniem, że „Monopol władzy jest zawsze zły, czas to zmienić – czas zmienić rząd”.
Negatywną ocenę rządowi wystawiło 51,4 proc. badanych.
Jakie są najważniejsze powody niezadowolenia z rządu?
Mariaż tronu z ołtarzem odstręcza największą liczbę badanych. Wiele osób oskarża Kościół Katolicki o chciwość i chciałoby ukrócić jego finansowanie z budżetu państwa. Jak piszą autorzy raportu, transfery pieniędzy do instytucji kościelnych postrzegane są jako sposób na kupowanie sobie przez PiS poparcia wyborców, dla których głos księdza z ambony, sugerującego, na jaką partię głosować, jest bardzo ważny.
Wyborcy mają też dosyć wtrącania się w ich prywatne życie.
„Ja szczerze, to nie wiem, na kogo mam zagłosować, ale chciałbym odłączenia Kościoła od państwa, w ogóle […], od polityki i żeby zaczęli płacić podatki. Żeby było jasne, że [Kościół] nie jest utrzymywany przez państwo. Jest zawód ksiądz, ma kobietę, ma pensję, wszystko jest legalnie – ale jak idę, to nie płacę 10 tysięcy za pogrzeb – tylko normalnie mi się to należy. I on ma pensję. Jest to zawód, jak górnik czy jak policjant” – to głos jednej z badanych.
„Po prostu Kościół wszedł i zabrania kobietom decydować, to jest chore, to kobieta powinna. Sama mam dzieci i wiem, jaki jest trud wychowania. Z jakiej racji ksiądz czy ktoś inny ma mi mówić, jakie decyzje mam podejmować, to jest wielka odpowiedzialność, sami musimy podjąć decyzję, bo to nas obciąży na całe życie” – mówi inna osoba.
Wyborcy niezdecydowani nie mają wątpliwości, że TVP nie jest telewizją obiektywną, lecz narzędziem komunikacji – a wręcz propagandy – partii rządzącej. Rażą ich jednostronne i uproszczone przedstawianie sytuacji w Polsce przez TVP, gloryfikacja partii rządzącej oraz nieustanne ataki na partie opozycyjne, szczególnie KO i jej lidera Donalda Tuska.
Jak piszą autorzy raportu, agresywny ton TVP postrzegany jest jako narzędzie do tworzenia i utrzymywania podziałów między Polakami, uważa się go też za męczący i „nie do zniesienia”.
Agresywna polityka PiS wpłynęła na jakość życia rodzinnego i towarzyskiego Polek i Polaków. Wyborcy niezdecydowani nie mają wątpliwości, że spadek zaufania i polaryzacja to efekt rządowej propagandy.
„Mam wrażenie, że próbuje się nas cały czas utrzymywać w przekonaniu, że my jesteśmy ze sobą skłóceni, stworzyć taką dziwną kastowość, lepszy sort, gorszy sort, bla, bla, bla” – mówi jedna z osób badanych.
Wśród niezdecydowanych popularne jest też przekonanie, że partia rządząca rozdaje zbyt dużo pieniędzy w formie transferów socjalnych.
„Generalnie nie podoba mi się, bo te wszystkie programy obecnej partii, i to dofinansowywanie, z naszych w sumie pieniędzy, powoduje tylko to, że inflacja rośnie albo musimy dokładać. Przecież wiadomo, że pieniędzy nie ma z nieba, więc musimy to dokładać my. Więc to całe rozdawnictwo nie podoba mi się. Generalnie ten cały pomysł na zwiększenie 500 plus, mimo że jestem teraz beneficjentem, ale wolałabym to w innej formie niż pieniądze. Znaczy, ja byłam od początku przeciwna, i wiedziałam, że to rozszerzy też patologię. Widzi się potem, że niestety, te osoby, trochę z marginesu społecznego, co chwilę ciąża, ciąża – ciąża za ciążą, żeby tylko korzystać z tego 500 plus – i że dzieci, bo potem dzieci na tym cierpią, bo nie mają takich dogodnych warunków do życia” – to głos jednej z badanych kobiet.
Odsetek osób, które deklarują, że nie wezmą udziału w wyborach, nie wiedzą, czy zagłosują, albo mówią, że pójdą do wyborów, ale wahają się, na kogo oddać głos wynosi w sumie 43 proc.
Jak podaje Fundacja Batorego, główne powody wahania to:
Autorzy analizy, uważają że częścią tej układanki jest wiara wyborców niezdecydowanych w to, że karty są już rozdane. „Panuje bowiem przekonanie o skuteczności PiS dzięki efektywności transferów społecznych, »przekupywania« dużych grup społecznych świadczeniami finansowymi” – czytamy w raporcie.
W zaangażowaniu w wybory nie pomaga Polkom i Polakom także natężenie polaryzacji na linii PiS-PO.
„Tego już słuchać się nie da, bo czasem to, co robią w rządach, co pokazują, jeden na drugiego, tego nie da się oglądać. Jak dzieci się zachowują. Gdzie takie coś, żeby w rządach takie coś było? Po prostu, tam jeden na drugiego, kłócą się. Niedługo tam chyba będą bić się, w tym państwie. W ogóle oni zachowują się jak dzieci z przedszkola” – mówi jedna z badanych.
Jak pisze Fundacja Batorego, badani uważają, że polaryzacja weszła na tak wysoki poziom negatywnych emocji i oskarżeń, że nie ma już możliwości osiągnięcia zgody, zasypania podziału, tym bardziej że brak jest pozytywnych wzorców tego typu zachowań u polityków. Dlatego wezwania do pogodzenia się czy zgody często traktowane są jako niewiarygodne czy nieefektywne, niemożliwe do realizacji i skazane na porażkę.
Jedynym rozwiązaniem, by zredukować napływ negatywnych emocji i – cytując respondentów – „nie zwariować”, bywa
odcięcie się od mediów, redukcja czasu poświęconego na śledzenie wydarzeń społecznych, politycznych i gospodarczych lub zamknięcie się w bańce swojego codziennego życia.
Od urn wyborców niezdecydowanych odpycha też przeświadczenie, że cała klasa polityczna jest skompromitowana.
Co mogłoby pomóc?
Jak pisze Fundacja Batorego, wyborcy niezdecydowani oczekują poważnej rozmowy o rzeczach ważnych. Chodzi o konkrety takie jak ochrona zdrowia – szczególnie kolejki do specjalistów – czy sprawiedliwa polityka społeczna (bez „rozdawnictwa”.
Oprócz odpowiedzi na problemy konkretnych grup i osób, wyborcy niezdecydowani chcieliby też usłyszeć więcej o wartościach.
Co ciekawe, opowieść, która cieszyła się dużym powodzeniem wśród badanych została sformułowana przez Konfederację. Chodzi o hasło: „Czas skończyć okradanie nas przez rząd – Polacy muszą wreszcie żyć na odpowiednim poziomie”.
Do wielu osób przemówiło połączenie ambicji materialnych ze skrajnym brakiem zaufania do państwa.
Równie mocna była narracja o „powrocie do normalności”.
Jak piszą autorzy raportu, normalność to poczucie spokoju, bezpieczeństwa i „małej stabilizacji”, to brak stresu związanego z finansami, przyzwoicie działające instytucje publiczne oraz państwo, które spełnia swoje podstawowe funkcje, szanuje obywateli i przynajmniej im nie przeszkadza – a może nawet ich wspiera. Te dwie opowieść snują dziś przede wszystkim Lewica i Koalicja Obywatelska.
Trzeci przekaz, który był bliski wyborcom niezdecydowanym odwoływał się do wolności: „Rząd nie będzie nam mówił, jak mamy żyć – Polacy chcą wolności decydowania o swoich sprawach”.
Cały raport autorstwa Edwina Bendyka i Szymona Gutkowskiego można przeczytać tutaj.
„Zadbamy o to, abyście były bezpieczne w domu, w szpitalu, czy też w pracy” – deklarowała posłanka Lewicy Magdalena Biejat. Młode kobiety to grupa, której mobilizacja rośnie, ale wciąż 13 proc. z nich nie wie, czy weźmie udział w wyborach
O mobilizację kobiet, szczególnie tych młodych, upominały się dziś działaczki Lewicy. Z najnowszego sondażu Ipsos dla OKO.press i TOK FM wynika, że wśród Polek w wieku 18-39 lat udział w wyborach deklaruje 66 proc. badanych (55 proc. „zdecydowanie tak”, 11 proc. „raczej tak”).
22 proc. nie weźmie udziału w wyborach.
Odpowiedź „nie wiem” wybrało aż 13 proc. młodych kobiet.
I to właśnie o głosy tej grupy na ostatniej prostej powalczy Lewica.
„Idźcie na wybory i wybierzcie godność oraz możliwość decydowania o własnym ciele” – mówiła liderka płockiej listy Lewicy Paulina Piechna-Więckiewicz podczas konferencji prasowej zorganizowanej z okazji Światowego Dnia Bezpiecznej Aborcji (28 września). „Zadbamy o to, abyście były bezpieczne w domu, w szpitalu, czy też w pracy” – podkreślała Magdalena Biejat.
Działaczki Lewicy przypomniały, że dla kobiet przygotowały specjalny pakiet wyborczy. Najważniejszy postulat to liberalizacja prawa aborcyjnego. Program klubu zakłada „uzależnione wyłącznie od decyzji kobiety prawo do przerwania ciąży do 12. tygodnia, a po 12. tygodniu ciąży – w przypadku zagrożenia życia lub zdrowia kobiety albo ciężkich wad płodu”.
Lewica podtrzymuje też postulat dekryminalizacji aborcji. Już po decyzji TK z października 2020 roku klub złożył projekt tzw. ustawy ratunkowej, zakładającej m.in. dekryminalizację przerwania ciąży do 12. tygodnia za zgodą kobiety oraz dekryminalizację pomocy w przerwaniu ciąży.
Poza tym Lewica obiecuje:
„Jak wchodziliśmy do Unii Europejskiej to myślałam, że będzie już tylko lepiej, że moje córki zyskają prawdziwą równość. A dziś w 2023 r. ja i moje córki mają jeszcze mniej praw do dysponowania swoim ciałem, życiem i zdrowiem” – mówiła w Płocku Paulina Piechna-Więckiewicz.
Posłanki walczyły też ze stereotypem, że kobiety na Lewicy nie chronią interesów matek. "My wszystkie tutaj jesteśmy matkami, Magdalena Biejat, Joanna Scheuring-Wielgus trójki dzieci, ja jestem matką dwóch córek – opowiadała Piechna-Więckiewicz.
"Matki na Lewicy doskonale wiedzą z jakimi problemami muszą mierzyć się na kobiety, nie może być tak, że grubość portfela decyduje o dostępności do pomocy, aby dostać się do ginekologa – dodała Joanna Scheuring-Wielgus.
„Drożyzna rujnująca portfele Polaków, brak unijnych pieniędzy na rozwój Polski, coraz dłuższe kolejki do lekarzy, polskie wizy sprzedawane na straganach w Azji i Afryce” – w nowym kampanijnym spocie Platforma Obywatelska oskarża Prawo i Sprawiedliwość o nieudolność w rządzeniu. „Tysiące ton śmieci na nielegalnych wysypiskach, masowa wycinka lasów i sprzedaż drewna do chin, katastrofa ekologiczna na Odrze” – wymienia lektor. Przekaz jest prosty: afera goni aferę. „Mateusz, to chyba też twoja działka. Doprowadziliście Polskę do dziadostwa. Nie umiecie rządzić. Jesteście partaczami” – słyszmy w spocie.
Dziś w warszawskiej Cytadeli uroczyście otworzono Muzeum Historii Polski (MHP). Na uroczystości zjawili się m.in. prezydent Andrzej Duda, premier Mateusz Morawiecki, marszałek Sejmu Elżbieta Witek oraz minister kultury Piotr Gliński.
– Jest to wydarzenie, które w autentyczny sposób chwyta mnie za serce, mam takie poczucie bardzo głębokie dzisiaj. Odkąd wszedłem do tego monumentalnego gmachu – mówił Duda. – Powinien tutaj przed państwem stać prezydent profesor Lech Kaczyński, to było jego marzenie, to była jego idea, aby takie właśnie myślę, Muzeum Historii Polski powstało. Uważał to za jedno z najważniejszych zadań, które powinni zrealizować ci, którzy ponoszą odpowiedzialność za Rzeczpospolitą dla przyszłych pokoleń. Takie będą Rzeczypospolite, jakie ich młodzieży chowanie a historia jest nauczycielką życia – zauważył prezydent.
Z kolei premier Morawiecki nie przepuścił okazji, żeby nie skomentować otwarcia MHP politycznie.
— Ci, którzy boją się historii Polski, opierają się o inne założenia, dbali o to, żeby to muzeum nigdy nie powstało — mówił premier. Jego zdaniem podobną retorykę stosowali despoci tacy jak caryca Katarzyna czy Józef Stalin. — Silne instytucje są kluczowe dla siły Rzeczypospolitej. W historii jest moc i siła. Tego bali się i boją przedstawiciele tzw. elity. (...) Wierzę, że sława i poświęcenie naszych dziadów i ojców będzie prowadzić Rzeczpospolitą ku wielkości — podsumował.