W tym sporze nie chodzi o historię, prawdę historyczną czy bohaterów II wojny, tylko o grę polityczną, do której wykorzystywane są historyczne postacie, a w którą PiS gra od lat. „To smutne i kompromitujące, to praktyki z czasów PiS i PRL” – komentuje prof. Paweł Machcewicz
Aktualizacja: Po południu, w sobotę 29 czerwca 2024 r., Muzeum opublikowało na swojej stronie internetowej komunikat, w którym zapowiada zmiany w wystawie stałej.
„Zdecydowaliśmy, że do ekspozycji stałej zostaną włączeni o. Maksymilian Kolbe i rodzina Ulmów. Widzimy, że istnieje taka autentyczna społeczna potrzeba. Wkrótce historie o. Maksymiliana Kolbe i rodziny Ulmów znajdą się wśród innych bohaterów widocznych w Muzeum. Zostaną one zaprezentowane w sposób godny, rzetelny i zgodny z najnowszymi badaniami. Nie powielimy nieścisłości i błędów, które widniały na usuniętej przez nas fototapecie rodziny Ulmów czy w ekspozytorach poświęconych o. Kolbe”.
Ponad 200 pogróżek, w tym życzenia śmierci, otrzymał w ostatnich dniach prof. Rafał Wnuk, wybitny historyk, jeden z twórców wielkiej wystawy Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku i jego obecny dyrektor.
W czwartek 27 czerwca 2024 w Teatrze Szekspirowskim w Gdańsku został również fizycznie zaatakowany przez nieznanego mu człowieka. To skutek trwającej od kilku dni nagonki na twórców Muzeum, którą rozpętali politycy PiS. W mediach społecznościowych można znaleźć setki wpisów, w których profesor Wnuk jest obrażany w wyjątkowo ordynarny sposób, a sformułowania „zdrajca czy antypolak” należą do tych łagodniejszych.
Poseł PiS Dariusz Matecki, ten sam, który zasłynął nagonką na posłankę Magdalenę Filiks, zakończoną tragedią (jej syn popełnił samobójstwo), teraz napisał na Facebooku: „To jest Rafał Wnuk, pełni obecnie funkcję dyrektora Muzeum II WŚ w Gdańsku. Dziś w nocy usunięto z wystawy głównej takie postaci: rtm. Pilecki, św. o. Kolbe czy Rodzina Ulmów. Zapamiętajcie tego człowieka, Polska nie może wybaczać takich działań”.
Do nagonki przyłączył się także prezydent Andrzej Duda, którego Kancelaria na froncie Pałacu Prezydenckiego wyświetliła zdjęcia rotmistrza Pileckiego, Maksymiliana Kolbe i rodziny Ulmów.
W piątek wieczorem, mimo ulewnego deszczu, pod Muzeum II Wojny w Gdańsku odbyła się demonstracja zorganizowana przez polityków PiS. Około 300 osób skandowało hasła „Hańba”, „Cześć i chwała bohaterom”, „Zwyciężymy”, „Wnuk na bruk”. Poseł PiS Kazimierz Smoliński krzyczał, że obecny rząd chce obalić historię, walczyć z wiarą, patriotyzmem i tożsamością narodową.
Radni PiS zwołali też w tej sprawie nadzwyczajną sesję pomorskiego sejmiku, a posłowie posiedzenie sejmowej komisji kultury.
A wszystko zaczęło się od 6-minutowego filmiku, który cztery dni temu opublikował na Twitterze Karol Nawrocki, obecny prezes IPN, a wcześniej dyrektor Muzeum z nadania PiS, który zasłynął tym, że zmienił oryginalną wystawę muzeum. Wystawę, której współtwórcą jest prof. Rafał Wnuk, razem z profesorami Pawłem Machcewiczem, Piotrem Majewskim i Januszem Marszalcem.
To ta czwórka stworzyła największą wystawę muzealną w Polsce, którą światowej sławy historyk Timothy Snyder nazwał „osiągnięciem cywilizacyjnym ludzkości”, a którą Nawrocki pozmieniał według linii partyjnej PiS.
I teraz to Nawrocki oskarża prof. Wnuka i jego ekipę o to, że rzekomo „usuwa polskich bohaterów” i nazywa go barbarzyńcą. Choć prof. Wnuk jedynie naprawia to, co Nawrocki popsuł w oryginalnej wystawie.
Na początku trzeba jasno powiedzieć: w tym sporze nie chodzi o historię, prawdę historyczną czy bohaterów II wojny. Chodzi tylko o grę polityczną, do której wykorzystywane są historyczne postacie, a w którą PiS z gra od kilkunastu lat.
Jarosław Kaczyński, jeszcze zanim powstało Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku, wieścił, że „nie będzie ono pokazywało polskiego punktu widzenia”. Od początku dezawuował monumentalne muzeum, które budował rząd Donalda Tuska. Cel był jasny – obmawiać jego ekipę o sprzyjanie Niemcom, odmawiać im patriotyzmu. To część tej samej gry, w której PiS używało już wcześniej karty „dziadka z Wehrmachtu”, a ostatnio także „agenta Niemiec”.
W ostatnich dniach w tę pisowską narrację o Muzeum II Wojny wszedł również wicepremier i minister obrony, lider PSL Władysław Kosiniak-Kamysz, który w stylu pisowskich byłych ministrów na Twitterze zażądał od dyrekcji Muzeum przywrócenia rzekomo usuniętych z wystawy polskich bohaterów – rotmistrza Witolda Pileckiego, księdza Maksymiliana Kolbe i rodziny Ulmów.
Napisał: „Wystawa główna Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku musi być przykładem tego, co nas łączy, nie dzieli. Usuwanie z niej tych, którzy dawali świadectwo patriotyzmu i niezłomnej walki o dobro Ojczyzny jest niedopuszczalne. Fragmenty ekspozycji dotyczące rotmistrza Witolda Pileckiego, ojca Maksymiliana Kolbego oraz rodziny Ulmów powinny zostać natychmiast przywrócone”.
„Jestem bardzo zaskoczony tym, co mówi minister Kosiniak-Kamysz, który niestety wszedł w buty PiS” – komentuje pierwszy dyrektor i współtwórca Muzeum II Wojny, prof. Paweł Machcewicz. – „To jest ta sama retoryka, to samo przeświadczenie, że polityk, w tym przypadku minister obrony, ma decydować o tym, co ma się znaleźć na wystawie w muzeum. To smutne i kompromitujące, przypomina praktyki z czasów PiS i PRL. Pan minister powinien przemyśleć, dlaczego Polacy na niego zagłosowali w październiku 2023 i czy ci wyborcy chcieliby, żeby on powtarzał takie brutalne działania wobec historyków i twórców kultury, które charakteryzowały czasy PiS. Bo ci, co głosują na PiS i tak będą głosować na oryginał, a nie na podróbkę”.
Zaskakująca była też postawa samego premiera Tuska – nie stanął twardo za wybitnymi historykami, którym lata temu powierzył misję stworzenia Muzeum, ale rozmywał temat, mówiąc o potrzebie narodowej zgody.
„Liczę tu na zdrowy rozsądek, jestem przekonany, że nie było tam złych intencji, ale wolałbym, żeby w tych sprawach postępować w sposób wyważony, rozsądny i nikogo nieraniący. Mam nadzieję, że zapadną decyzje, które unieważnią to zamieszanie” – stwierdził Tusk pytany o spór przez dziennikarzy.
Czy historycy ugną się przed kolejną polityczną presją?
Polityczny spór o wystawę Muzeum II Wojny rozpoczął się, zanim ono jeszcze powstało. Ale wszedł w fazę konfliktu w 2017 roku, kiedy PiS przejęło muzeum. Użyto do tego fortelu, bo powołany przez Donalda Tuska dyrektor prof. Paweł Machcewicz miał ważny kontrakt do grudnia 2019 roku i ówczesny minister kultury Piotr Gliński nie mógł go po prostu zwolnić.
Połączono więc wielkie Muzeum II Wojny, z fikcyjnym, istniejącym tylko na papierze Muzeum Westerplatte i tym sposobem powstała nowa instytucja i kontrakt Machcewicza wygasł z automatu. Fortel, za pomocą którego wyrzucono dyrekcję muzeum, kosztował podatników 1,5 mln zł.
Profesor Machcewicz zdążył jeszcze 23 marca 2017 roku oficjalnie otworzyć Muzeum i jego wystawę, ale już pod dwóch tygodniach, 6 kwietnia, nowym dyrektorem, powołanym przez PiS, został Karol Nawrocki. I ten od razu zaczął wprowadzać zmiany w wystawie zgodnie z linią ideologiczną partii.
Oryginalną wystawę, nad którą pracowało wielu wybitnych historyków polskich i światowych, m.in. Timothy Snyder i Norman Davis, mogło obejrzeć więc bardzo niewiele osób, które załapały się na bilety w pierwszych tygodniach od otwarcia Muzeum.
Wystawa jest gigantyczna, zajmuje aż 5 tysięcy metrów kwadratowych i należy do największych wystaw muzealnych na świecie. Twórcy wystawy podkreślają, że ma ona charakter narracyjny i zasadniczo różni się od innych wystaw muzealnych poświęconych II wojnie. Opowiada bowiem nie tylko o toczonych bitwach, uzbrojeniu i bohaterstwie żołnierzy, ale o jej przyczynach, a wojnę pokazuje głównie przez pryzmat cierpienia ludności cywilnej we wszystkich krajach oraz mówi o jej skutkach, które sięgają współczesnych czasów.
Środowisko Prawa i Sprawiedliwości zarzucało jednak twórcom wystawy, że jest ona „zbyt uniwersalna i humanistyczna”, ale nie mogło jej zarzucić braków merytorycznych czy błędów, bo była skończonym dziełem naukowym i artystycznym.
Dyrektor Karol Nawrocki dokonał w sumie 17 zmian w wystawie. I trzeba przyznać, że wiele z nich ma charakter czysto symboliczny, a dla przeciętnego zwiedzającego mogą być one niezauważalne, szczególnie że miliony zwiedzających nie miało możliwości obejrzenia pierwowzoru wystawy.
Dla historyków, twórców muzeum miały jednak kolosalne znaczenie, bo zaburzały ich koncepcję narracyjną, graficzną, a niektóre zmiany wprost manipulowały faktami i wprowadzały widzów w błąd.
Dlatego twórcy wytoczyli nowej dyrekcji muzeum proces, który toczył się przez sześć lat, ale nie przyniósł im w pełni satysfakcjonującego rozstrzygnięcia.
Sądy, zarówno I jak II instancji, przyznały, że doszło do naruszenia praw autorskich twórców, ale nie nakazały nowej dyrekcji cofnięcia dokonanych zmian. Nakazały jedynie usunąć z wystawy końcowy film „Niezwyciężeni”, który był animacją wyprodukowaną przez IPN, w której polscy żołnierze pokazani zostali tak, jakby samodzielnie wygrali wojnę.
Nie nakazano jednak przywrócić usuniętego przez Nawrockiego filmu „Dyptyk”, który w przejmujący sposób pokazywał powojenne losy, podzielonego „żelazną kurtyną” świata. Pozostałe zmiany mogły więc pozostać.
Sąd uznał, że zmiany były niedostrzegalne dla zwiedzających. ”Nie zmieniły one fundamentalnie treści i formy wystawy, zachowując jej funkcje jako placówki o przekazie uniwersalnym. Zmiana wystawy musi być dostrzegalna mniej więcej dla wszystkich, na pierwszy rzut oka” – stwierdziła sędzia Jolanta de Heij-Kaplińska.
Pozostaje jednak pytanie, czy widzowie mieli w ogóle szansę dostrzec zmiany, skoro wystawę zmieniono zaraz po jej otwarciu i czy jest to w ogóle możliwe przy tak gigantycznej ekspozycji?
Z drugiej strony sąd uznał, że zostały naruszone dobra osobiste twórców wystawy, ponieważ poprzez dokonane zmiany naruszono ich reputację.
„Nie jest dopuszczalna sytuacja, kiedy widnieje tablica wskazująca autorów wystawy, natomiast treść tego dzieła jest inna niż chcieli tego autorzy podpisujący się pod tym dziełem. Została więc naruszona reputacja powodów” – mówiła sędzia.
Precedensowa sprawa, na której rozstrzygniecie czekało wielu muzealników i historyków w Polsce, zakończyła się więc wyrokiem, w którym „wilk był syty i owca cała”.
Co jednak nie udało się zmienić na drodze sądowej, miało się udać po zmianie władzy w Polsce. W kwietniu nowym dyrektorem Muzeum II Wojny został prof. Rafał Wnuk, jeden z twórców wystawy. Już 8 maja (w rocznicę zakończenia II wojny) przywrócił finałowy film „Dyptyk”.
Przywrócenie tego oryginalnego elementu wystawy przeszło jednak bez echa. Warto więc przypomnieć, że gdy za czasów PiS Karol Nawrocki ten film usuwał z wystawy, to ani Władysław Kosiniak-Kamysz ani prezydent Duda nie protestowali pod hasłem, że z muzeum „usuwa się polskich bohaterów”, choć w filmie pojawia się np. Jan Paweł II, ks. Jerzy Popiełuszko czy Lech Wałęsa.
Oburzyli się teraz, gdy PiS rozpętało burzę o Pileckiego, Kolbego i Ulmów. Ale czy naprawdę jest się o co oburzać?
Prof. Paweł Machcewicz już setki razy przez ostatnie lata tłumaczył w mediach, dlaczego zależy twórcom wystawy głównej na przywróceniu oryginalnej wersji wystawy i dlaczego zmiany dokonane przez Nawrockiego zaburzały jej koncepcję i zakłamywały historię.
Po pierwsze to nieprawda, że z wystawy usuwa się rotmistrza Witolda Pileckiego. Postać Pileckiego była na wystawie prezentowana od samego początku, ma on tam swój osobny ekspozytor. Z wystawy usunięto jedynie jego zdjęcie legitymacyjne, które umieścił tam Nawrocki, a które nie pasowało do koncepcji twórców.
„Jeśli chodzi o rotmistrza Pileckiego, to umieszczono na ścianie jego wielkoformatowe zdjęcie legitymacyjne w garniturze. Myśmy postać Pileckiego pokazali w części dotyczącej konspiracji obozowej, gdzie jest prezentowany na zdjęciu w obozowym pasiaku. I to miało sens, bo przekaz każdej części wystawy musi być oparty na jednorodności miejsca i czasu, a zdjęcie w garniturze tu po prostu nie pasuje” – tłumaczył cztery lata temu w „Wyborczej” prof. Paweł Machcewicz.
Podobnie rzecz się ma z ojcem Maksymilianem Kolbe i rodziną Ulmów. Instalacje im poświęcone, które umieścił na wystawie Nawrocki, usunięto teraz nie dlatego, że to „polscy bohaterowie”, ale dlatego, że zakłócały koncepcję wystawy i zawierały nieprawdziwe informacje.
”Tych postaci na oryginalnej wystawie nie było, ale pomoc dla Żydów, czy bohaterstwo więzionych w Auschwitz, przedstawialiśmy przez inne postacie. Prawem twórców jest odpowiedni dobór postaci, bo wystawa to nie encyklopedia II wojny światowej" – tłumaczył prof. Paweł Machcewicz w “Wyborczej”.
"Męczeństwo Maksymiliana Kolbe jest powszechnie znane, a w przypadku Auschwitz pokazaliśmy poświęcenie innej postaci – Heleny Płotnickiej, matki sześciorga dzieci, która zaangażowała się w pomoc dla więźniów, została aresztowana przez Gestapo i zginęła w obozie. Rodzina Ulmów ma własne muzeum w Markowej, a Polacy ratujący Żydów zostali na wystawie pokazani poprzez inne rodziny i postacie, których były tysiące. Pokazaliśmy m.in. rodzinę Joniuków, na wystawie znajduje się eksponat – miska, z której jadła ukrywająca się u nich rodzina żydowska”.
Poza tym, jak wyjaśnia profesor, instalacje poświęcone Kolbemu i Ulmom zawierały po prostu nieprawdziwe informacje.
“Jak wiadomo, Maksymilian Kolbe był w latach 20. i 30. gorliwym antysemitą. Jako wydawca katolickich pism o ogromnym nakładzie, takich jak „Rycerz Niepokalanej„ czy „Mały Dziennik”, publikował i sam pisał niezwykle jadowite, antysemickie teksty. Tymczasem na wystawie zostało to pominięte, a ten niewygodny temat załatwiono poprzez kuriozalny eufemizm, że ojciec Kolbe »ewangelizował Żydów«. Przecież samo zastosowanie takiego terminu do tego, co robił ojciec Kolbe, jest oburzające” – mówi Machcewicz.
“Z kolei sekcja z rodziną Ulmów została dodana w dziale poświęconym zagładzie Żydów w Auschwitz, co kompletnie tam nie pasuje. Pomoc dla Żydów przedstawiamy kilka sal wcześniej. Po drugie, pokazano to w sposób, który fałszuje historię. Stanowisko poświęcone rodzinie Ulmów zatytułowano »Polacy wobec Zagłady«, co sugeruje, że taka postawa była wtedy powszechna, co jest nieprawdą.
Podane są też fałszywe dane, np. takie, że Polacy pomogli uratować ponad 100 tysięcy Żydów. Tymczasem historycy są zgodni, że okupację niemiecką na ziemiach polskich przeżyło od 30 do ok. 50 tysięcy Żydów.
Kolejna nieprawda tam podana: tylko w Polsce groziła kara śmierci za pomoc Żydom. Historycy wiedzą, że kara śmierci groziła za to także na okupowanych terenach Związku Radzieckiego i Jugosławii. Nie możemy się więc godzić na fałszerstwa historyczne w imię pewnej polityki historycznej. Nie godzimy się też na takie stwierdzenia, że na wystawie zabrakło polskich bohaterów, bo jest ich tam pod dostatkiem” – stwierdza prof. Machcewicz.
“PiS instrumentalizował historię od dawna i traktowało ją jako paliwo polityczne, ale skala agresji, która spotkała Rafała Wnuka i Janusza Marszalca, jest zaskakująca i przerażająca. Zaskakuje też, że część polityków z demokratycznej strony nie staje w obronie autonomii kultury i nauki, ale wręcz przyłącza się do tej nagonki” – dodaje prof. Machcewicz.
Historia
Władza
Jarosław Kaczyński
Władysław Kosiniak - Kamysz
Donald Tusk
Muzeum II Wojny Światowej
Paweł Machcewicz
Dziennikarz przez ostatnie 25 lat związany z "Gazetą Wyborczą". Pisze m.in. o polityce, samorządzie, ekologii, prawach człowieka.
Dziennikarz przez ostatnie 25 lat związany z "Gazetą Wyborczą". Pisze m.in. o polityce, samorządzie, ekologii, prawach człowieka.
Komentarze