Do Muzeum II Wojny Światowej od kwietnia 2024 roku przychodzi nowy szef – prof. Rafał Wnuk, jeden z oryginalnych twórców wystawy głównej Muzeum. Opowiada OKO.press o swoich planach i wizji placówki – oraz o tym, jak zamierza sprzątać po rządach poprzedników
Muzeum II Wojny Światowej (na zdjęciu) wróciło w ręce twórców wystawy głównej. Bitwę o muzeum – jedną z pierwszych instytucji przejętych przez PiS – opisywaliśmy systematycznie od 2017 roku. PiS doprowadził do połączenia Muzeum z inną, istniejącą wtedy głównie na papierze placówką (Muzeum Westerplatte), co pozwoliło mu odwołać twórcę i pierwszego dyrektora Muzeum, prof. Pawła Machcewicza.
W tle była polityka historyczna władzy. Politycy prawicy zarzucali wystawie, że jest zbyt „internacjonalistyczna” i za mało skupia się na cierpieniu Polek i Polaków oraz ich bohaterskiej walce z okupantami.
Nominat PiS, dr Karol Nawrocki (dziś prezes IPN) wprowadził zmiany w muzeum, które wzbudziły protesty twórców stałej ekspozycji. Wystąpili oni do sądu, zarzucając nowej dyrekcji naruszenie praw autorskich. Także ten proces – który trwał lata – relacjonowaliśmy w OKO.press.
W marcu 2024 p. o. dyrektora Muzeum II Wojny Światowej został prof. Rafał Wnuk, politolog i muzealnik, profesor nauk humanistycznych, jeden z twórców oryginalnej wystawy. Jako badacz specjalizuje się w historii powojennego podziemia, polskiej konspiracji na Kresach Wschodnich w latach 1939-1941, wywiadu Polskich Sił Zbrojnych oraz Armii Krajowej w okresie II wojny światowej. Bada także stosunki polsko-ukraińskie w latach 1939-1947. Od 2008 roku jest wykładowcą w Instytucie Historii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego.
Prof. Wnuk konsekwentnie sprzeciwiał się próbom gloryfikacji „wyklętych” prowadzonej przez PiS. W 2019 roku opublikowaliśmy w OKO.press jego esej na ten temat.
Adam Leszczyński, OKO.press: O Muzeum II Wojny Światowej została stoczona kilka lat temu wielka batalia z PiS, który próbował je przejąć. Jak twierdziła ówczesna opozycja, bezprawnie. Potem trwały przez lata konflikty i procesy sądowe wokół zmian w ekspozycji. Teraz nominat PiS został odsunięty. W jakim stanie pan – członek zespołu założycielskiego – przejmuje muzeum?
Prof. Rafał Wnuk: Była to pierwsza bitwa w ramach wojny z PiS o polską politykę historyczną, a Muzeum II Wojny Światowej stało się pierwszą instytucją w taki „wojenny” sposób przejętą przez rządy prawicy.
Tak naprawdę nie wiem, w jakim stanie jest muzeum. Jeszcze w nim nie byłem i nie miałem szansy porozmawiać z zatrudnionymi tam ludźmi.
Trzeba dodać, że to w tej chwili zupełnie inny zespół niż ten, który muzeum tworzył. Spośród zespołu naukowego, który liczył osiem osób – licząc razem ze mną – i który w dużym stopniu był odpowiedzialny za prace nad wystawą główną, w tej chwili w muzeum została tylko jedna osoba. Resztę zwolniono lub zmuszono do odejścia.
Dyrekcja z nadania PiS próbowała więc dział naukowy niemal całkowicie wygasić. To już pokazuje, co się działo w muzeum. Obecnie zespół naukowy liczy tylko dwóch badaczy.
Podobne zmiany zaszły zresztą w innych działach. Np. odeszło lub zostało zmuszonych do odejścia wiele osób z działu wystawienniczego. Zatrudniono za to dużą liczbę archeologów.
Dlaczego akurat archeologów?
Zapewne dlatego, że od pewnego momentu dla muzeum bardzo ważne stało się wykonywanie prac archeologicznych na półwyspie Westerplatte. W efekcie dział archeologiczny urósł.
Czy to sensowne?
Nie wiem. Na tym etapie na to pytanie nie umiem odpowiedzieć.
Z pewnością jednak jest to zupełnie inne muzeum niż to, w którym niegdyś pracowałem.
A wystawa? To ona pewnie bardziej interesuje zwiedzających. PiS wprowadził do niej istotne zmiany.
Dyrekcja w osobach dr. Karola Nawrockiego i prof. Grzegorza Berenta dokonała kilku bardzo poważnych ingerencji w ekspozycję. Zmieniono np. kończący ją film na wyprodukowaną przez IPN komputerową animację, której wydźwięk był całkowicie wbrew generalnemu przesłaniu wystawy.
Wystawa ma charakter uniwersalistyczny i pacyfistyczny, zaś animacja IPN ma dokładnie przeciwny wydźwięk.
Ten ostatni promuje wojnę jako heroiczną przygodę chłopców w mundurach. Wystawa zaś pokazuje wojnę z perspektywy szarych ludzi, doświadczających przemocy i cierpienia.
Po procesie, który autorzy wystawy – w tym i ja – wytoczyliśmy muzeum, sąd nakazał tę animację usunąć.
OKO.press obszernie opisywało proces, który pan – z Piotrem Majewskim, Pawłem Machcewiczem i Januszem Marszalcem – wytoczyliście muzeum. Zarzucaliście mu naruszenie waszych praw autorskich przez zmiany w wystawie.
Ten proces trwał w sumie siedem lat. Skończył się salomonowym wyrokiem sądu. Uważaliśmy, że jesteśmy autorami wystawy, a zmiany naruszają nasze niematerialne prawa autorskie, które każdy autor posiada – niezależnie od tego, gdzie jest zatrudniony.
Muzeum zaś twierdziło, że nie jesteśmy autorami i takie dzieło jak wystawa muzealna z definicji nie ma autora. W związku z takim podejściem władze muzeum mogą wystawę dowolnie kształtować, nie pytając autorów o zgodę.
Sąd stanął po naszej stronie w tym sensie, że uznał nasze niematerialne prawa autorskie.
Jednocześnie przyjął wykładnię, że są zmiany istotne i nieistotne – takie, które przeciętny widz zauważy, i takich, których pewnie nie dostrzeże. Orzekł, że muzeum ma przywrócić stan poprzedni tylko w tych miejscach, w których zmiany poszły na tyle daleko, że przeciętny widz je zauważy.
Kim jest przeciętny widz według sądu?
Nie wiem. To bardzo nieprecyzyjna kategoria. Nie potrafię stwierdzić czy np. pan Leszczyński jest przeciętnym widzem i jak to zmierzyć.
W każdym razie sąd uznał, że jesteśmy autorami wystawy. Z kilkunastu zmian zaś nakazał usunąć jedną – tę najbardziej oczywistą, pozostałych ingerencji muzeum nie musiało naprawiać. W efekcie obie strony, zarówno my, jak i ówczesne kierownictwo muzeum, wniosły o kasację wyroku.
Co dalej będzie z procesem?
Nie potrafię jeszcze powiedzieć. Będę dążył, żeby sprawę załatwić inaczej. Od 2 kwietnia 2024 r. będę z jednej strony człowiekiem występującym przeciwko muzeum w sądzie, a z drugiej – będę reprezentował muzeum jako p. o. dyrektora.
Może pan po prostu przywrócić pierwotny wygląd wystawy?
Według mnie wszelkie zmiany mogą być dokonywane wyłącznie za zgodą wszystkich czterech autorów. Skoro wszyscy czterej walczyliśmy, żeby przywrócić wystawie pierwotny wygląd, to teraz moim obowiązkiem jest uzgodnić wszelkie ruchy z pozostałymi autorami.
Oczywiście co do zasady chcę doprowadzić do tego, aby wystawa wróciła do pierwotnego kształtu.
Powołani przez ówczesnego wicepremiera Piotra Glińskiego recenzenci wskazywali na różne, ich zdaniem, usterki – np. schowanie polskiego bohatera wojennego Witolda Pileckiego, w zbyt mało eksponowanym według nich miejscu.
Tak, przedmiotem sporu było też np. dostawienie olbrzymiego zdjęcia rodziny Ulmów w części poświęconej Auschwitz.
Rodziny, która została zamordowana za ukrywanie Żydów w Markowej na Podkarpaciu, i której PiS postawił muzeum przeinaczające zdaniem wielu ekspertów prawdę historyczną.
Tej samej. Myślę, że trzeba bardzo starannie przyjrzeć się wszystkim ingerencjom wprowadzonym przez dyrektorów Nawrockiego i Berenta. Co do zasady, będę jednak dążyć do powrotu pierwotnej narracji.
Nie obawia się pan ataków ze strony polityków PiS – albo ich mediów – że jest pan antypolakiem i że niszczy pan patriotyczną wystawę?
Wszystkie te oskarżenia wobec autorów wystawy już padły i to wielokrotnie. Powtórzone po raz siódmy nie nabiorą większego ciężaru.
Gdyby miał pan miał zmieniać wystawę, to co by pan zmienił? Rozumiem, że wystawa muzealna musi ulegać ewolucji. Nie jest czymś statycznym i danym raz na zawsze.
Na wystawie głównej dużo bym nie zmieniał: zapewne jakieś drobiazgi. Kiedy myślę o tym, czym jest muzeum, marzy mi się, żeby było miejscem dialogującym. Takim, które nie narzuca gotowych już interpretacji, w którym się rozmawia, a otrzymuje ostateczny, zamknięty przekaz.
Dlatego bardzo ważnym miejscem powinna być przestrzeń wystaw czasowych. Chciałbym, aby pojawiały się tam wystawy z różnych stron świata, z różnych instytucji w Polsce. Nie tylko o charakterze muzealnych prezentacji, ale także instalacji artystycznych. Różni ludzie – badacze, artyści – pokazywaliby tam swoją perspektywę, swój sposób myślenia o wojnie i problemach z nią związanych.
Chciałbym też wprowadzić szeroko rozumianą sztukę do muzeum – jako środek wyrazu i język opowieści.
Muzeum nie powinno być instytucją zamykającą historię w gablotach, lecz miejscem rozmowy. W tę stronę zresztą zmierzają muzea w różnych miejscach na świecie, w Pradze, w Amsterdamie, w Berlinie czy w Nowym Jorku.
Gdańskie muzeum musi być miejscem, do którego chce się wchodzić, a nie takim, do którego się wchodzi od święta, tylko i wyłącznie dlatego, że nauczyciel tam zaprowadził.
Dobre muzea są też wrośnięte w tkankę miejską. Nie są otoczonymi rafami nieprzyjaznymi wyspami. W Gdańsku np. Europejskie Centrum Solidarności pełni taką rolę. Jest bardzo gdańskie, a jednocześnie bardzo uniwersalne.
Obecnie muzeum II Wojny Światowej jest charakterystycznym budynkiem, ale nie jest oczywistym elementem tkanki miejskiej.
Czy ma pan wrażenie, że sprawiedliwości stało się zadość? Prof. Paweł Machcewicz został brutalnie usunięty przez PiS. Teraz pan – jako osoba z grupy założycieli – przychodzi na stanowisko.
Mam nadzieję, że skończył się czas braku normalności, nieszanowania zasad. Nie jestem dyrektorem z mianowania, tylko osobą pełniącą obowiązki dyrektora. Będzie musiał się odbyć konkurs, do którego zapewne stanę, ale nie mam żadnej pewności, że go wygram. To uważam za element normalności i przywracania zasad.
Historia
Piotr Gliński
Muzeum II Wojny Światowej
II wojna światowa
Paweł Machcewicz
polityka historyczna
żołnierze wyklęci
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Dziennikarz OKO.press, historyk i socjolog, profesor Uniwersytetu SWPS w Warszawie.
Komentarze