Wbrew narracji rządu, nauka jest na końcu priorytetów budżetu państwa. Konieczny jest wzrost nakładów powyżej poziomu inflacji. Inaczej nie zatrzymamy odpływu naukowców zagranicę i do innych sektorów
Sektor nauki i szkolnictwa wyższego ma otrzymać w 2025 r. 34 mld złotych publicznych środków. Ministerstwo obwieściło, że to 2,6 mld więcej niż w poprzednim roku. I że wzrost publicznych nakładów na naukę sięgnie aż 8 proc.
Wszystko jednak wskazuje na to, że to księgowy artefakt. Nauka i szkolnictwo wyższe są niestety na końcu priorytetów przyszłorocznego budżetu państwa.
Nie pudrujmy rzeczywistości, że kierownictwu resortu udało się to zmienić — pisze Adam Gendźwiłł, socjolog, politolog, geograf, profesor Uniwersytetu Warszawskiego na Wydziale Socjologii, gdzie kieruje Centrum Studiów Wyborczych.
Na zdjęciu: minister nauki i szkolnictwa wyższego Dariusz Wieczorek.
Nauka jest w Polsce wyraźnie niedofinansowana w porównaniu do większości krajów Organizacji Współpracy Gospodarczej i Rozwoju (OECD). Część jej słabości – w tym dyskutowane ostatnio niskie miejsca w światowych rankingach uczelni czy słabe wyniki w najważniejszych europejskich konkursach grantowych – wynika z tego niedofinansowania.
To nie jedyna przyczyna – ale ważna. Wzrost nakładów powyżej poziomu inflacji pomógłby przełamać impas całego sektora i stać się remedium chociaż na część problemów, wśród nich drenaż mózgów – odpływ zdolnych do innych krajów i sektorów.
Racją stanu – wykraczającą poza horyzont jednej kadencji – jest temu przeciwdziałać.
„Zabezpieczamy pieniądze na naukę w Polsce. Krok po kroku zwiększamy nakłady” – zatweetował niedawno wiceminister nauki, Maciej Gdula.
Wystarczy przeanalizować budżet dokładniej, żeby nabrać poważnych wątpliwości. Wbrew temu ,co entuzjastycznie pisze minister – raczej nie będzie realnego zwiększenia nakładów na naukę. A tam, gdzie pieniędzy powinno pójść więcej – na granty Narodowego Centrum Nauki dla najlepszych zespołów badawczych – będzie ich ledwie tyle, co w tym roku.
To wcale nie będzie dobry budżet dla nauki.
Przede wszystkim, wygląda na to, że realnie nakłady na naukę w Polsce spadną.
Porównajmy budżet na 2024 r. z projektem budżetu na 2025 r. Suma planowanych wydatków na szkolnictwo wyższe i naukę (część 28), Polską Akademię Nauk poza instytutami PAN (część 67) i zachowaną w przetrwalnikowej formie (ale przeznaczoną do likwidacji) Akademię Kopernikańską (część 90) to łącznie ponad 33 mld zł. Do tego dochodzi jeszcze nieco ponad miliard środków UE zapisanych w tzw. budżecie środków europejskich. Razem daje to 34,1 mld zł. Porównanie tej kwoty z zapisaną w 2024 r. (31,5 mld) rzeczywiście daje 2,6 mld więcej i 8-procentowy wzrost.
Jest jednak „ale”, o którym media jakoś milczały, przedrukowując ministerialny komunikat. A samo ministerstwo nie odniosło się w ogóle do wątpliwości, które kilka dni temu publicznie zasygnalizowałem.
Wszystko wskazuje na to, że planowany wzrost jest w znacznej mierze księgowym artefaktem, wynikającym z przeniesienia nadzoru nad Narodowym Centrum Badań i Rozwoju (NCBiR) z Ministerstwa Funduszy i Polityki Regionalnej do Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego.
Choć ta zmiana nastąpiła na początku 2024 r., w ustawie budżetowej na 2024 r. fundusze UE, które dystrybuowało NCBiR, zostały jeszcze zapisane w części „rozwój regionalny”, a nie „nauka i szkolnictwo wyższe”.
Konsekwencje przeniesienia pozycji w budżecie trudno wszak nazwać zwiększeniem nakładów. Owszem, ten zabieg księgowy powiększa środki, którymi formalnie dysponuje minister nauki, ale to są pieniądze, które i tak były przeznaczane wcześniej na badania.
Trzeba jeszcze dodać, że w znacznej części korzystają z nich prywatne przedsiębiorstwa prowadzące badania rozwojowe. To nawet dobrze – potrzebujemy solidnych badań na potrzeby innowacyjnych przedsiębiorstw.
Ale co z publicznymi instytucjami prowadzącymi badania podstawowe – bez których na dłuższą metę nie będzie też wdrożeń?
„Krajowa” część budżetu na szkolnictwo wyższe i naukę w 2025 r. jest większa tylko o niecałe 5 proc. w porównaniu z 2024 r. To z tych środków płyną subwencje do uniwersytetów – i będą musiały wystarczyć na zapowiedziane 5-procentowe podwyżki. W przypadku Polskiej Akademii Nauk, którą ministerstwo chce teraz reformować, wzrost to ledwie 3 proc.
Budżet Akademii Kopernikańskiej został ścięty o ponad połowę, do 11 mln zł. Słusznie, choć przyznam, że budzi to mój niedosyt – ta pseudoakademia stworzona przez rząd PiS powinna jak najszybciej zostać zlikwidowana.
Spektakularny wzrost nakładów na naukę można zaobserwować za to w budżecie środków europejskich. Z tym zastrzeżeniem, że z owego budżetu wcale nie wynika, że to są „nowe” pieniądze. One były przeznaczane na badania – i nie stało się to za sprawą ministra Dariusza Wieczorka (na zdjęciu u góry) czy wiceministra Gduli.
Gdy popatrzymy łącznie na wszystkie wydatki zaklasyfikowane do kategorii „szkolnictwo wyższe i nauka” (dział 730 budżetu), niezależnie od tego, który resort nimi dysponuje (bo oprócz MNiSW jeszcze np. ministerstwa kultury, obrony narodowej czy zdrowia), to okaże się, że w 2025 r. planowane krajowe wydatki na naukę rosną o niecałe 4,5 proc., a europejskie mają być nawet mniejsze (tak, mniejsze!) niż w 2024 r. – o ok. 10,5 proc.
Jeśli łącznie krajowe i europejskie wydatki we wspomnianym „dziale 730” budżetu mają wzrosnąć ledwie o 4 proc., to przy planowanej 5 proc. inflacji oznacza to spadek realnych nakładów, a nie ich wzrost.
„Plus 8 proc.” wygląda zatem dobrze – ale tylko na ministerialnym tweecie.
Fatalną propozycją resortu jest zamrożenie budżetu Narodowego Centrum Nauki (NCN) na poziomie z 2024 r., tzn. 1,6 mld zł.
Tu znów sprawa jest trochę zawikłana – uzasadnienie projektu budżetu głosi optymistycznie, że w 2025 r. mamy zaplanowany wzrost nakładów na NCN o ponad 13 proc.
Ale jeśli uwzględnić dodatkową dotację dla NCN w wysokości 200 mln zł, które przyznało ministerstwo w połowie tego roku, sugerując wówczas, że to trwała zmiana, a nie jednorazowy gest, to zamiast wzrostu w 2025 r. mamy po prostu utrzymanie finansowania na tegorocznym poziomie.
Przypomnijmy, że NCN, najważniejsza agencja grantowa finansująca badania podstawowe, jest kluczowym źródłem finansowania projektów badawczych, w szczególności badań podstawowych.
Pomysły na projekty są składane przez samych naukowców i oceniane przez społeczność naukową – bez tematów „zamawianych” przez władze po interwencji polityków. Zanim otrzymają dofinansowanie z NCN, pomysły na badania przechodzą bardzo ostrą selekcję – najczęściej z udziałem zagranicznych recenzentów, niezwiązanych służbowymi i koleżeńskimi relacjami z aplikującymi o środki.
Ten model ma swoje słabości, ale jest standardem w większości wysoko rozwiniętych krajów, a samo NCN działa nie gorzej niż inne europejskie agencje grantowe.
Wiele wskazuje na to, że środki dostępne w otwartych konkursach NCN są bardzo ważnym mechanizmem wspierającym młodych badaczy i badaczki, którzy chcą uprawiać naukę w Polsce, pozwalającym im uzyskać naukową samodzielność w ciągle dość skostniałym systemie. Granty pozwalają najaktywniejszym zarobić nieco więcej niż to, co oferują uniwersyteckie etaty. To również środki na budowę zespołów badawczych rozpoznawalnych na świecie.
NCN – jako instytucja niezależna i stosunkowo trudna do politycznego przejęcia – było „głodzone” przez ministra Przemysława Czarnka niższymi dotacjami. Do tego umiejętnie podsycany był też środowiskowy resentyment względem całego systemu grantowego, tak jakby opanowała go jakaś sitwa prowadząca podejrzanie drogie, czasem jeszcze ideologicznie niesłuszne badania.
Budżet NCN został zamrożony, wskaźniki sukcesu w konkursach grantowych dramatycznie spadły – a gdy spadają poniżej 10 proc., w wielu konkursach wybór projektów wartych do realizacji przypominał trochę loterię.
Problem polegał na tym, że w zamian minister Czarnek zaproponował model finansowania badań (i szerzej – całego systemu) jeszcze bardziej patologiczny, oparty przede wszystkim o uznaniowe programy ministra i karykaturalne kartonowe czeki, które rozwoził po kraju.
Niestety, można odnieść wrażenie, że budżet zaproponowany przez MNiSW proponuje podobną politykę wspierania badań. Bo jak wytłumaczyć to, że środki na NCN w praktyce nie wzrosną, ale wzrosnąć mają na tzw. programy ministra, które będą stanowić już ok. 1/3 budżetu niezależnej agencji grantowej?
Politycy lubią ogłaszać, że „wywalczyli” i „dowieźli”. Ale powinni pamiętać, że optymizm, który nie znajduje jednoznacznego podparcia w realnych prognozach i faktach, zwykle prowadzi do rozczarowań.
Obawiam się – i wiem, że wielu badaczy i badaczek podziela moje obawy – że bez radykalnego wzrostu publicznych nakładów na badania, a w szczególności na projekty badawcze przyznawane w otwartych konkursach, nauka w Polsce ugrzęźnie, straci cenne zasoby i będzie coraz mniej atrakcyjnym miejscem dla zdolnych badaczy i badaczek.
W nieodległej perspektywie to nie będzie już tylko problem wąskiego środowiska akademickiego. Stanie się problemem gospodarki, administracji publicznej, ochrony zdrowia, również naszej obronności. Dobrze by było, żeby usłyszeli ten głos posłowie i posłanki, do których jesienią trafi projekt budżetu.
Władza
Dariusz Wieczorek
Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego
Akademia Kopernikańska
budżet
budżet 2025
Maciej Gdula
Narodowe Centrum Nauki
nauka
NCBiR
Polska Akademia Nauk
socjolog, politolog, geograf, dr. hab., prof. UW na Wydziale Socjologii, kieruje tam Centrum Studiów Wyborczych; zajmuje się badaniami samorządów terytorialnych i systemów wyborczych.
socjolog, politolog, geograf, dr. hab., prof. UW na Wydziale Socjologii, kieruje tam Centrum Studiów Wyborczych; zajmuje się badaniami samorządów terytorialnych i systemów wyborczych.
Komentarze