0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

Szczepienie to życie, szczepienie to zdrowie, szczepienia to funkcjonująca gospodarka, to szansa powrotu całego społeczeństwa do jakiejś formy nowej normalności.

Rządzący dzisiaj Polską doszli do władzy niesieni hasłem "damy radę". Ale nie dają rady w uporządkowany sposób zorganizować procesu szczepień, wysyłają raczej do wszystkich komunikat: radźcie sobie sami.

Obserwując ich mam wrażenie, że gonią kulę śniegową, która porusza się siłą bezwładności resztek państwa i instytucji, które jeszcze się w Polsce ostały.

Ale nie nadążają.

Sprawna dystrybucja... to nie rząd

Kwestia dostaw szczepionki jest w dużej mierze niezależna od naszego rządu, przyjrzyjmy się zatem systemowi dystrybucji. Rząd powinien był kilka miesięcy temu zorganizować centra dystrybucji w największych miastach oraz sprawdzić, ile jednostek medycznych jest w stanie podjąć się szczepień i jaką liczbę pacjentów (dziennie, tygodniowo) można tam zaszczepić. Jeśli liczba ta byłaby mniejsza niż przewidywana wielkość dostaw lub jeśli oferty nie zapewniałyby pełnego pokrycia dostępnością do szczepienia – rząd powinien zorganizować własne punkty szczepień: w szpitalach tymczasowych, szkołach, czy wręcz na parkingach, placach zabaw i salach gimnastycznych, jak to robi Izrael.

Przeczytaj także:

Rząd powinien już kilka miesięcy temu wiedzieć, w jakich miejscach szczepienie nie będzie dostępne – w tych miejscach powinien zorganizować punkty mobilne lub transport ludzi do najbliższego miejsca szczepienia.

Ponadto rząd powinien zorganizować możliwość zaszczepienia w domu wszystkich tych osób, które same nie mogą udać się do punktu szczepień.

Wiedząc o małej liczbie pracowników medycznych w przeliczeniu na 100 tysięcy mieszkańców i olbrzymim obciążeniu systemu opieki zdrowotnej rząd powinien był zaplanować jak największe wsparcie – mobilizacja służb medycznych wojska, zaangażowanie higienistek szkolnych. Powinien był zaapelować o pomoc do emerytowanych pracowników medycznych i zaoferować im szczepienie w pierwszej kolejności (wiele z tych osób odeszło na emeryturę z obawy przed zarażeniem), przeszkolić studentów i uczniów szkół pielęgniarskich, przeszkolić wolontariuszy pomagających przy wypełnianiu kwestionariuszy i przygotowujących pacjentów do momentu szczepienia. To wszystko powinno było zdarzyć się kilka miesięcy temu.

Zorganizowanie właściwej liczby miejsc szczepień, równej dostępności i odpowiedniej liczby personelu medycznego i pomocniczego to podstawowe zadania rządu, a nie zakontraktowanych jednostek medycznych.

A jak jest? W obszarze podstawowych działań rząd abdykował. Widzi swoją rolę jako odbiorcy i redystrybutora szczepionki i uważa, że jego odpowiedzialność na tym się kończy. Kontraktowanie organizował w ostatniej chwili, zmieniał kryteria z głupich na nieco mniej głupie – mając przy tym na uwadze nie jakość procesu a wyłącznie jego odpowiednią przepustowość.

Przypomnijmy, rząd wymagał 180 szczepień tygodniowo, trzy razy więcej (po wejściu szczepienia drugą dawką) niż realnie dostępnych szczepionek. Opierali się na aż tak źle oszacowanych prognozach podaży, czy celowo wprowadzali nas w błąd?

Rząd ze swojej redystrybucyjnej roli też się nie wywiązuje. Kierownicy jednostek medycznych bombardują nas doniesieniami o wpychaniu na siłę tak dużych liczb szczepionek, że placówka w panice poszukuje chętnych, aby szczepionki się nie zmarnowały. W innych jednostkach - kierownicy otrzymują dostawy mniejsze, niż zamawiali.

Na środowej konferencji prasowej „minister od szczepień” Michał Dworczyk zapowiedział, że każdy punkt szczepień otrzyma 30 dawek szczepionki tygodniowo. Czy na każdy z nich przypada w przybliżeniu ta sama liczba pacjentów? Może ta sama liczba seniorów? Może ta sama liczba osób, które chcą się zaszczepić? Co oznacza przyjęcie tego głupiego założenia? Ano tyle, że kolejką będą zarządzać ludzie zapisując się tam, gdzie będzie najkrótsza (jeśli będą mieli możliwość to sprawdzić, ale o tym dalej). W ten sposób rząd odebrał sobie możliwość zarządzania długością kolejki. Kolejny raz zrzucił z siebie odpowiedzialność.

O własnych punktach szczepień minister Dworczyk chyba po raz pierwszy powiedział w ostatnią środę. Dwanaście dni przed początkiem szczepień poinformował nas, że „ze stoma gminami prowadzimy jeszcze dialog”! Pozostałe sto kilkadziesiąt bez punktu szczepienia nie zaprząta myśli Ministra – bo to „obwarzanki”. Na punkt szczepień średnio przypada pięć tysięcy osób, ale wiele 10- czy 15 tysięcznych miast ma jeden punkt szczepień – i nie budzi to żadnej troski rządu! O punktach mobilnych rząd zaczyna przebąkiwać, choć nadal nie znamy szczegółów. Ewentualne szczepienie w domu pacjenta również odbędzie się siłami jednostek medycznych, nie rządu.

W moim przekonaniu Agencja Rezerw Materiałowych powinna pozostawiać bufor bezpieczeństwa, ale nie całą pulę na drugą dawkę – i do takiego rozwiązania zdaje się skłaniać rząd. Niezależnie od tej strategii, olbrzymia część szczepionek czeka w ARM nie wiadomo na co. Dla przykładu: do 13 stycznia dostarczono do Polski 1052 tysięcy dawek. Nawet jeśli połowa z nich miałaby zostać na drugą dawkę, to powinno było zostać zaszczepionych 526 tysięcy osób. Wydano 483 tysiące. Spośród 43 tysięcy osób, które mogłyby zostać zaszczepione, jakaś część zachoruje, niektórzy umrą.

System informatyczny powinien być gotowy kilka miesięcy temu

Za pomocą systemu informatycznego powinno było odbyć się kontraktowanie, a następnie zamawianie szczepionki i sprawozdawanie szczepień najpierw w grupie zero, potem w kolejnych. Każdy z nas powinien mieć szansę sprawdzić w czasie rzeczywistym, ile szczepionek do Polski dostarczono, ile zostało przekazanych do punktów szczepień, ile osób zaszczepiono, ile dawek zutylizowano – z podziałem na województwa, powiaty, punkty szczepień.

System powinien umożliwić pełną ewidencję pacjentów, w szczególności datę podania obu dawek oraz nazwę preparatu.

Powinien być narzędziem zapisania pacjenta (również tego z grupy zero) na konkretny termin szczepienia w konkretnym miejscu (zapominamy często o tym, że osoby z grupy zero pracują w wielu jednostkach, system informatyczny pozwoliłby kierownikom jednostek na sprawdzenie, ilu pracowników zaszczepi się w danej jednostce, ilu w innych jednostkach, a ilu nie zaszczepiło się wcale).

System powinien wysyłać przypomnienia o terminach szczepienia do każdej osoby obsługującej telefon komórkowy lub pocztę mailową, powinien też poinformować personel pomocniczy o konieczności kontaktu z pozostałymi osobami (to szczególnie ważne w trakcie rejestracji i szczepienia seniorów).

Powinien umożliwić przełożenie szczepienia, jeśli pacjent ma gorączkę, lub z innego powodu musi przesunąć datę szczepienia. Powinno się zostawić część miejsc w kolejce, aby pacjent odwołujący szczepienie nie trafiał na koniec kolejki, bo takie rozwiązanie będzie motywowało do zachowań ryzykownych. Każdy z nas powinien mieć szansę sprawdzić przybliżoną datę własnego szczepienia (będzie o tym mowa w dalszej części).

A jak jest?

Nie zdziwiłabym się, gdybym się dowiedziała, że dotychczasowa dystrybucja (do 15 stycznia) była prowadzona w oparciu o plik w Excelu.

Rząd oczekiwał od szpitali, żeby przy rejestracji i szczepieniu grupy zero posługiwały się własnym oprogramowaniem, ale nie poinformował ich wcześniej, że takie oprogramowanie mają przygotować. Dotychczas zaszczepieni otrzymali „certyfikat” szczepienia się na karteczce… wypisany odręcznie. Nie jest dla mnie jasne, czy osoby te zostaną po fakcie dopisane do systemu, którego uruchomienie zapowiedział we środę minister Dworczyk (i który wystartował 15 stycznia), czy też dowodem szczepienia dla nich pozostanie karteluszek. Notabene, czy kartki te były drukami ścisłego zarachowania? Czy nie zaleje nas fala fałszywych certyfikatów wypisanych na karteczkach?

Podczas środowej konferencji prasowej minister powitał nas w nowym wspaniałym świecie, w którym osiemdziesięciolatkowie i siedemdziesięciolatkowie gremialnie korzystają z internetu i telefonów komórkowych!

Dobrze byłoby poinformować ministra Dworczyka, że zaledwie około 20-30 proc. osób z grupy 65 plus korzysta z Internetu, w starszych grupach wiekowych ten odsetek drastycznie spada.

Wielu seniorów posiada telefon komórkowy, ale nie potrafi odczytać smsa. Tymczasem nasz rząd zakłada, że posiadają profil zaufany, z którego pobiorą kod QR a informacje odnajdą na internetowym koncie pacjenta. Dla cyfrowo wykluczonych pozostaje oczywiście możliwość zapisania się w punkcie szczepień. W praktyce rząd stworzył system, w którym im bardziej wykluczony jest senior (cyfrowo, telefonicznie, transportowo), tym mniej prawdopodobne, że będzie w stanie zarejestrować się i zaszczepić. I odwrotnie – system ten wręcz zachęca do użycia botów, które będą zapisywały pacjentów milisekundy po północy 15 stycznia – więc premiuje tych, których stać na takie narzędzia.

System – nie bez problemów – wystartował w nocy z 14 na 15 stycznia. Przez pierwsze godziny funkcjonowania trudno było dodzwonić się na infolinię, a system zgłoszeń chęci zaszczepienia nie odsyłał maili. Ale działa i zapisuje pacjentów – tych w każdym razie, którzy zmieścili się w kolejce przed końcem pierwszego kwartału, w wielu miejscach nie są przyjmowane późniejsze zgłoszenia.

Pozostaje jeszcze kilka pytań.

  • Wiele przychodni skontaktowało się wcześniej ze swoimi osiemdziesięcioletnimi pacjentami i przygotowało własną listę szczepionkową. Czy system pozwoli na wprowadzenie ich do kolejki? Czy inni pacjenci, zapisani elektronicznie, nie zdublują tych samych miejsc?
  • Czy rządowe oprogramowanie wykluczy zapisanie się na szczepionkę w kilku miejscach jednocześnie, żeby wybrać to, które zaszczepi najszybciej? Sprawiłoby to ogromy problem organizacyjny dla placówek, w których pacjenci – zaszczepieni w innym miejscu - nie będą się pojawiali.
  • Czy wykluczy zapisanie się ponowne? Powinniśmy założyć, że znajdzie się grupa pacjentów, która uzna, że od dwóch dawek lepsze są trzy dawki i spróbują taką trzecią dawkę otrzymać.
  • Czy pacjent zapisując się będzie mógł sprawdzić czas oczekiwania w różnych punktach szczepień i wybrać ten, w którym będzie ono najkrótsze? Taka możliwość pozwoliłaby na bardziej stworzenie bardziej wyrównanych kolejek – ale znów – będzie premiowała bardziej uprzywilejowanych.
  • Wiemy, że możliwe będzie odwołanie terminu pierwszego szczepienia w losowych przypadkach, ale nie wiemy, w jaki sposób zostanie wyznaczona data następnego szczepienia. Jeśli pacjent będzie ustawiany na końcu kolejki, to będzie on bardziej skłonny do nie odwoływania szczepienia i ryzykowania nie stawienia się lub nie zakwalifikowania się do szczepienia.
  • Rząd zapowiada, że będzie możliwe śledzenie procesu szczepień do poziomu powiatu. Dlaczego nie do poziomu punktu szczepień? Przecież te dane i tak będą w systemie, dlaczego rząd nie chce ich pokazać? Boi się, że w ten sposób można będzie je bezpośrednio weryfikować?
  • Szacuję, że około pięć tysięcy osób w dniu 15 stycznia będzie miało 79 lat a w dniu 25 stycznia będzie miało już lat 80. Około dwa i pół tysiąca osób 22 stycznia będzie miało 69 lat a 25 stycznia 70. Czy tych siedem i pół tysiąca osób może rejestrować się odpowiednio 15 i 22 stycznia?

Pani Minister Goławska z rozbrajającą szczerością przyznała, że system zgłaszania działań niepożądanych ruszy 15 stycznia, dotychczas prowadzony był na papierze…

Kolejność i harmonogram leżą

Szczepionki są na wagę życia, a to oznacza, że kolejność dostępu do nich to sprawa kluczowa. W art. 6. ust. 2 ustawy z dnia 6 listopada 2008 roku o prawach pacjenta i Rzeczniku Praw Pacjenta stwierdza się, że pacjent ma prawo do „przejrzystej, obiektywnej, opartej na kryteriach medycznych procedury ustalającej kolejność dostępu do tych świadczeń” (chodzi o świadczenia, na które konieczne jest oczekiwanie).

Rząd powinien już wiosną przygotować nowelizację tej ustawy i wprowadzić dodatkowe – poza medycznymi – kryteria ustalania kolejności. W przeciwnym wypadku nawet wyodrębnienie grupy zero (pracowników medycznych) jest niezgodne z obowiązującą ustawą. Wcześniej powinna odbyć się debata publiczna. Powinniśmy wspólnie zdecydować, czy o kolejności szczepień seniorów decydować ma wiek, czy choroby, które w największym stopniu wpływają na ciężki przebieg covid-19.

  • Czy wraz z personelem medycznym powinni zostać zaszczepieni: emerytowane pielęgniarki i lekarze oraz higienistki szkolne, którzy mają prawo do przeprowadzania szczepień i które mogłyby wspomóc kadry medyczne?
  • Czy szczepić najpierw nauczycieli klas 1-3, czy też najpierw najstarszych lub chorujących nauczycieli?
  • Czy rodzicie wcześniaków powinni być szczepieni przed czy w tym samym czasie, co pacjenci onkologiczni i ich rodziny?
  • Czy pracownicy sklepów i górnicy (ogniska covid-19!) nie powinni zostać zaszczepieni wcześniej niż pracownicy administracji szpitali czy żołnierze, itd…

Następnie powinno się pozwolić wszystkim Polakom na podjęcie decyzji, w jakiej grupie będą się szczepili (polityk, który jest nauczycielem akademickim może zdecydować się na pierwszą lub drugą grupę), a następnie - oszacować liczebność każdej grupy. Na tej podstawie rząd powinien stworzyć kalkulator, który pozwoliłby każdemu z nas sprawdzić przybliżony termin szczepienia – od tego przecież zależy wiele naszych życiowych planów.

Polacy powinni być poinformowani, że ich czas oczekiwania będzie się skracał za każdym razem, gdy rząd zakontraktuje kolejne dostawy. Około dwa miesiące przed przewidywanym szczepieniem każdy z nas powinien mieć szansę zarejestrować się w konkretnym miejscu na konkretną godzinę.

A jak jest? Jest grupa zero, do której należą (lub nie należą) pracownicy administracji a także należą (lub nie należą) członkowie ich rodzin.

I jest grupa pierwsza, czyli seniorzy, o których wiemy, że będą szczepieni od najstarszych. 15 stycznia rozpoczęła się ich rejestracja a 25 stycznia – szczepienie.

  • Kto dotrze do tych, którzy nie mają możliwości zadzwonić na infolinię?
  • W jaki sposób poinformowani zostaną ci, którzy nie mają telefonów i dostępu do Internetu?
  • Kto dotrze do tych, którzy nie są w stanie wyjść z domu?
  • Czy zaangażowano w ten proces opiekę społeczną?
  • Czy zostanie zorganizowany transport dla seniorów z miejscowości, w której nie ma żadnego punktu szczepień?

Wiele z tych pytań pozostaje bez odpowiedzi. Cytowana wiele razy wypowiedź prof. Horbana o 2 milionach seniorów jest tu znamienna. Zakaźnik prof. Horban nie ma obowiązku wiedzieć, ilu jest w Polsce seniorów. Jeśli jednak główny doradca rządu prof. Horban nie wie, ilu jest w Polsce seniorów to oznacza to, że ten rząd nie przeprowadza narad, spotkań, nie pracuje nad strategią i sformułowanie „10 milionów seniorów” nie jest powtarzane setki razy.

14 stycznia Rada Ministrów ogłosiła rozporządzenie, w którym odnajdziemy zarys kolejności szczepień: grupa zero (w której znaleźli się rodzice i opiekunowie prawni wcześniaków), seniorzy, w szczególności ci w ZOLach, ZOP, hospicjach, oddziałach medycyny paliatywnej i DPSach, pracownicy dydaktyczni oświaty (szkół, przedszkoli i uczelni wyższych), funkcjonariusze i żołnierze.

Weszło ono w życie 15 stycznia – można zatem zadać pytanie, na jakiej podstawie prawnej dokonano dotychczasowych szczepień. Nie to jest jednak najważniejsze w tym kontekście. Po pierwsze, rozporządzeniem nie można zmienić ustawy, więc podstawa prawna dla przedstawionej wyżej kolejności jest niewystarczająca. Po drugie – wyznaczenie takiej a nie innej kolejności szczepień nie zostało poprzedzone ani pogłębioną debatą publiczną ani szerokimi konsultacjami społecznymi. Mam głębokie przekonanie, że wyznaczona kolejność szczepień nie jest optymalna ani z perspektywy medycznej ani gospodarczej. Rząd po prostu napisał, co mu pierwsze do głowy przyszło.

Prawo i procedury - spóźnione i niejasne

Pełnomocnik rządu ds. walki z pandemią powinien był zostać powołany wiosną ubiegłego roku. Niedługo później powinien powołać głównego doradcę rządu i zespół doradców. Powinniśmy znać jego skład i przepytywać z podejmowanych decyzji. Ustawę o szczepieniach państwo polskie powinno było przygotować latem i wprowadzić w niej pozamedyczne kryteria kolejki. Na jej podstawie wczesną jesienią do budżetu powinny były zostać wprowadzone zmiany pozwalające na zarezerwowanie środków na zakup szczepionek i inne wydatki związane z procesem szczepienia. Powinny zostać przygotowane dokumenty do kontraktowania szczepień, system informatyczny, kampania informacyjna i promocyjna. Od wczesnej jesieni jednostki medyczne powinny przeprowadzać symulacje szczepień w oparciu o przygotowane przez rząd scenariusze. Powinien zostać powołany fundusz na ewentualne koszty działań ubocznych szczepionki.

A jak jest? Rząd się napracował. 27 lutego 2020 roku wydał jednozdaniowe rozporządzenie: „Ogłasza się, że zarażenie koronawirusem SARS-CoV-2 zostało objęte przepisami o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi” – czyli podpiął pandemię pod ustawę z 5 grudnia 2008 roku uchwaloną przez rząd PO-PSL.

Wybór podmiotów przeprowadzających szczepienia i finansowanie ich ma podstawę prawną w ustawie z dnia 20 marca 2020 o szczególnych rozwiązaniach związanych z zapobieganiem, przeciwdziałaniem i zwalczaniem COVID-19. Jednak kolejność szczepień nie wynika z żadnego aktu prawa powszechnie obowiązującego a z uchwały Rady Ministrów oraz w wytycznych NFZ. Oba te dokumenty nie są aktami prawa powszechnie obowiązującymi. Pierwsze wytyczne NFZ zostały sformułowane tak nieprecyzyjnie, że można wręcz zastanawiać się, czy rząd był aż tak nieprzygotowany, czy też zastawił na jednostki medyczne pułapkę (w którą niestety niektóre wpadły).

Pełnomocnika Rządu ds. narodowego programu szczepień ochronnych powołano rozporządzeniem 8 grudnia 2020 (!) i to wtedy dopiero rząd pomyślał o tym, że być może konieczne będzie przygotowanie podstawy prawnej działań.

W drugim punkcie tego rozporządzenia czytamy: „do jego zadań należy przygotowanie rozwiązań organizacyjno-prawnych”, a w czwartym: „przygotowanie propozycji nowych rozwiązań prawnych i inicjatyw w zakresie narodowego programu szczepień ochronnych (…)”.

Jednak nie Pełnomocnik a Minister Zdrowia wydał rozporządzenie o szczepieniach 31 grudnia 2020 roku z mocą od dnia 27 grudnia 2020 roku. Bez tego zastrzeżenia wykonywanie szczepień przez pierwszych pięć dni okazałoby się pozbawione podstawy prawnej. Na środowej konferencji prasowej minister Dworczyk został zapytany o rozporządzenie epidemiczne, w którym – jak sugerowała autorka pytania – ma zostać uregulowana kwestia kolejności szczepień. Minister odpowiedział, że zostanie ono opublikowane w ciągu kilkunastu lub kilkudziesięciu godzin. Rozporządzenie zostało opublikowane 14 stycznia z mocą od 15 stycznia, czyli dwadzieścia dni po rozpoczęciu szczepień. O wątpliwościach z nim związanych napisałam wyżej. Można tylko mieć nadzieję, że ta fuszerka prawna nie wywoła zalewu pozwów i zasądzanych odszkodowań…

Żeby zaszczepiło się jak najwięcej osób trzeba do nich dotrzeć

Rząd powinien był zaprojektować i przeprowadzić pogłębione badania opinii publicznej, dowiedzieć się, czego najbardziej boją się ludzie i odpowiedzieć na te lęki za pomocą kampanii informacyjnej i akcji promocyjnej – obie powinny były rozpocząć się najpóźniej jesienią, dlatego ich przygotowanie powinno rozpocząć już latem.

Ambicją rządu powinno być dotarcie z propozycją szczepienia do każdej Dąbrowskiej i każdego Kowalskiego – dotarcie do każdego emeryta poprzez system ZUS nie stanowi żadnego wyzwania dla państwa.

Obywatel nie powinien poszukiwać możliwości zarejestrowania się, powinien otrzymać możliwość zarejestrowania się i podjąć jedynie decyzję, czy z niej korzysta czy nie. Państwo powinno też aktywnie zwalczać narrację antyszczepionkowców poprzez analizowanie i odpieranie ich argumentów, poprzez obnażanie fałszywych ekspertów, poprzez przekazywanie opinii publicznej informacji o infiltrowaniu tego środowiska przez trolli zza wschodnich granic.

A jak jest? Rząd mówi, że nie wie, ilu Polaków chce się zaszczepić. Rząd nie wie, bo nie spróbował się dowiedzieć. Rząd, który (niestety!) posiada ekstraordynaryjne umiejętności badania opinii publicznej – pokazuje nagle niewytłumaczalną niemoc, kiedy idzie o badania dla potrzeb szczepień. Posługują się argumentem o niechęci Polaków do szczepień i jednocześnie robią wiele, żeby ludzi utwierdzać w takim przekonaniu.

Poza głupimi słowami prezydenta Dudy na ten temat, wspomnijmy o sytuacji dostarczenia w ostatnich dniach grudnia do lekarzy pierwszego kontaktu szczepionek na grypę. Były one przeznaczone do nieodpłatnego szczepienia osób z grupy 75+. Ale lekarze POZ o tym nie wiedzieli, bo nikt ich nie poinformował i duża część z nich szczepionki odesłała. A rząd skomentował ten fakt mówiąc, że ludzie nie chcą się szczepić…

O bezpośrednim docieraniu do każdej Polki, każdego Polaka nikt się nawet nie zająknął – najwyraźniej rząd nie dostrzega tu swojego obowiązku. Kampania informacyjna i promocyjna dopiero rusza. Antyszczepionkowcy hasają nie niepokojeni, nawet w komentarzach pod konferencją prasową Ministra Dworczyka.

Rząd zrzuca z siebie odpowiedzialność

Od kilku tygodni obserwujemy działania rządu, których celem jest zepchnięcie z siebie jakiejkolwiek odpowiedzialności za proces szczepień.

Organizacja szczepień? „To nie my, to szpitale, w niedzielę nie pracowały, dlatego było tak mało szczepień”. Kontakt z obywatelem? „A nich sobie obywatel zadzwoni na infolinię, dostanie smsa albo maila. Nie obsługuje? No i cóż my możemy na to poradzić. Państwo z mediów pomóżcie nam dotrzeć z informacją”.

Funkcję informacyjną zapewniają jak dotąd jedynie konferencje prasowe ministra Dworczyka. Promocja szczepień i kampania zapewniająca o ich bezpieczeństwie kiedyś będą. Planowanie działań ma oszałamiający horyzont dwóch i pół miesiąca. Brakuje aktów prawnych, koordynacji, oprogramowania, choćby szczątkowej współpracy z samorządami.

W normalnym państwie w czasie pandemii rząd organizuje pomoc dla obywateli poprzez własne działania, poprzez koordynowanie i wspieranie ich samoorganizacji (np. w samorządach), poprzez finansowanie niezbędnych działań. W normalnym państwie rząd podlega wielorakiej i ustawicznej zewnętrznej kontroli (prawnej, medialnej, politycznej, organizacji pozarządowych itp.).

W państwie PiS rząd abdykował ze swoich obowiązków, przerzucił je na inne podmioty. Swoich zadań nie dostrzega, roli koordynacyjnej nie wypełnia. Pozostawił sobie natomiast przywilej kontroli i karania, nawet jeśli nie stworzył do tego podstaw prawnych.

Rząd PiS podczas pandemii to imposybilizm w wypełnianiu obowiązków. Rząd PiS myśląc „pandemia” widzi jedynie możliwości ograniczania praw i swobód obywatelskich oraz wzmacniania aparatu przymusu.

Joanna Mucha, dr ekonomii zdrowia, ukończyła też podyplomowe studia z zakresu ekonomiki zdrowia na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW. Posłanka na Sejm od 2007 roku, wiele lat pracowała w Komisji Zdrowia.

Komentarze