0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jakub Orzechowski / Agencja Wyborcza.plFot. Jakub Orzechows...

Karol Nawrocki został postawiony „w niezręcznej sytuacji„, ale z niej wyjdzie. To jeden z komentarzy rzecznika kancelarii prezydenta, Rafała Leśkiewicza, który odniósł się w ten sposób do sprawy przegłosowanej przez Sejm nowelizacji ustawy o OZE, nazywanej „ustawą wiatrakową”. W najważniejszym punkcie dopuszcza ona zbliżenie wiatraków do zabudowań na 500, zamiast obecnych 700 metrów. Koalicja rządząca spodziewając się, że Nawrocki będzie jej przeciwny, włączyła do niej również zapisy mówiące o mrożeniu cen energii na IV kwartał 2025. Zarówno administracja Andrzeja Dudy, jak i otoczenie obecnego prezydenta, upatrywała w takim ruchu politycznego szantażu.

Będzie weto?

Ustawa wiatrakowa zostanie odrzucona, ale mrożenie cen jest dla Nawrockiego „sprawą oczywistą„ – mówił wprost Leśkiewicz zaraz po zaprzysiężeniu głowy państwa. „Na pewno to rozwiązanie nie zyska akceptacji pana prezydenta. W tej chwili trwają rozmowy w kancelarii prezydenta i niedługo przedstawimy nasze rozwiązanie” – stwierdził przedstawiciel Pałacu Prezydenckiego.

Niedługo potem wycofał się ze swoich słów. W Radiu TOK FM stwierdził, że nieprecyzyjnie się wyraził, decyzja nie została jeszcze podjęta, a weto nie jest przesądzone. We wtorek 12 sierpnia powiedział Polskiej Agencji Prasowej, że losy ustawy nadal się ważą, prezydent ma na biurku 38 innych aktów prawnych czekających na decyzję, a cenową „wrzutkę„ nazwał ”lekkim faulem ze strony rządzących". Zareagował też sam Nawrocki, którego wypowiedź wskazywała na głęboką niechęć do liberalizacji przepisów dotyczących stawiania wiatraków na lądzie.

Nawrocki idzie linią PiS

„To w istocie o wiatraki w tej ustawie chodzi. Pan premier i większość parlamentarna chcą szantażować nie tyle samego prezydenta, ile Polki i Polaków, którym chcą ustawiać bliżej wiatraki. Wielu Polaków manifestowało w tej sprawie. Są problemy z lobbingiem pewnych firm, także zagranicznych, które te wiatraki stawiają. Ja takiemu szantażowi nie zamierzam się poddawać i myślę, że Polacy też są zbyt mądrym narodem, żeby myśleć o tym, że pan premier Donald Tusk chce w istocie obniżyć cenę energii elektrycznej„ – mówił prezydent w Polsat News. W kampanii wyborczej Nawrocki stwierdził, że „rządzący po raz kolejny lekceważą protesty Polaków i wybierają interesy niemieckich koncernów produkujących wiatraki, dla których staniemy się eldorado”.

Komunikaty otoczenia prezydenta są chaotyczne, jednak można się spodziewać, że Nawrocki zawetuje ustawę i zaproponuje własną, skupiającą się jedynie na obniżeniu cen energii na końcówkę roku.

Przeczytaj także:

Krytykując liberalizację wiatrakowych przepisów, głowa państwa idzie linią PiS-u, który w 2016 roku w praktyce zablokował budowę nowych turbin na lądzie. Stało się tak w związku z rygorystycznymi zapisami tak zwanej ustawy „10H”. To pojęcie oznacza dziesięciokrotność wysokości wiatraka z łopatą postawioną na sztorc. Na tym dystansie rząd Beaty Szydło wyznaczył minimalną odległość wiatraków od gospodarstw domowych. PiS-owskie ministerstwo klimatu próbowało znowelizować ustawę trzy lata temu, ustalając granicę na 500 metrach. Ten plan przepadł przez odręcznie spisaną poprawkę zgłoszoną w ostatniej chwili przez posła PiS Marka Suskiego. Ta ostatecznie oddaliła turbiny od zabudowań na 700 metrów.

Sceptycyzm Nawrockiego nie jest więc niespodzianką, ale nowy prezydent przyjmuje nieco inną optykę od dotychczasowej narracji Prawa i Sprawiedliwości oraz otoczenia poprzedniego prezydenta. Politycy tej opcji skupiali się na możliwym hałasie emitowanym przez turbiny czy infradźwiękach, które mogłyby wpływać na zdrowie okolicznych mieszkańców. Oba te argumenty zbijają badania naukowe, o czym pisaliśmy już w OKO.press.

Zagraniczni inwestorzy weszli do Polski za PiS-u

W wypowiedziach prezydenta z pierwszych dni po zaprzysiężeniu i wcześniejszej kampanii na pierwszy plan wysuwa się argument o „lobby" zagranicznych firm, którym zależy na zarobku na turbinach ustawianych w Polsce. Czy taka argumentacja ma sens?

Po pierwsze, rzeczywiście nie ma polskich firm, które od początku do końca mogłyby stawiać wiatraki. Głównymi dostawcami dla elektrowni wiatrowych pozostają amerykańskie General Electric, duński Vestas i niemiecki Siemens Gamesa. W Polsce produkuje się przede wszystkim niewielkie turbiny do przydomowego zastosowania, które oferuje na przykład częstochowski Dospel. Na rynku chce się też rozepchać polski Famur, produkujący na razie przekładnie dla turbin.

Za budowę największej polskiej elektrowni wiatrowej, czyli FW Potęgowo, odpowiadał w całości zagraniczny kapitał. Turbiny dostarczyło General Electric, a pieniądze na wyłożył izraelski fundusz inwestycyjny Mashav. Zainstalowana moc (co nie jest równoznaczne z rzeczywistą produkcją) wynosi 219 megawatów. Problem w tym, że farma powstała w 2020 roku, a więc za rządów poprzedniej ekipy. Jak więc widać, rygorystyczne przepisy autorstwa Prawa i Sprawiedliwości nie powstrzymały napływu zagranicznego kapitału.

Nawrocki szuka zagranicznego lobby, ale prym wiodą polskie spółki

Spójrzmy jednak na kolejne miejsca na liście. Druga z największych farm – w miejscowości Margonin – od 2009 roku zarządza francuskie EDP Renewables. Trzecia, w miejscowości Banie, zależy od izraelskiego funduszu inwestycyjnego. Została wybudowana w 2016 roku, za rządów PiS. Dalej mamy jednak już polskie, publiczne spółki: Tauron, Energę czy PGE.

Jak więc widać, na rynku rozpychały się zagraniczne podmioty. Nie można jednak powiedzieć, że polskie firmy na nim nie istnieją. Co więcej, pod względem zsumowanej mocy zainstalowanej we wszystkich farmach liderem jest Grupa PGE. Państwowy potentat utrzymuje duże instalacje między innymi w Radzyniu, Ściekach i Jóźwinie, które zakupił od zagranicznego holdingu Vanadium. Stało się to w 2022 roku, a więc znów – jeszcze za rządów PiS. „Transakcja jest elementem realizacji strategii Grupy PGE do 2030 roku, ogłoszonej 19 października 2020 roku, która zakłada m.in. ponad 1 GW nowych mocy w lądowych farmach wiatrowych do 2030 roku, w tym poprzez akwizycje" – podkreślali przedstawiciele Polskiej Grupy Energetycznej. A zatem PGE starała się zwiększyć moce z wiatru już w 2020 roku – za rządów PiS.

Lobby wiatrakowe jest, a atomowego nie ma?

Wszystkie publiczne spółki energetyczne w swoich długoterminowych strategiach stawiają na OZE, a z możliwej liberalizacji ustawy wiatrakowej cieszył się również obecny prezes PGE. Argumentów za tezą o „zagranicznym lobby" nie znajdziemy również, studiując wiadomości na temat konsultacji społecznych w sprawie projektu nowelizacji ustawy o OZE. Największą organizacją branżową, która brała w nich udział, jest Polskie Stowarzyszenie Energetyki Wiatrowej (PSEW). I rzeczywiście, w stowarzyszeniu działają między innymi przedstawicielstwa dużych zagranicznych firm. Na liście członków znajdziemy jednak również Bank Ochrony Środowiska, państwowe spółki Enea i Energa, wspomniany już Famur, Geofizykę Toruń, a nawet... Jastrzębską Spółkę Węglową.

„Nie ma tutaj mowy o lobbingu branży, ale o głosie polskich przedsiębiorców, którym nowe przepisy pomogą uniezależnić polską gospodarkę od importu kosztownych paliw kopalnych” – przekazują OKO.press przedstawiciele PSEW. „O podpis pod ustawą apelują również samorządowcy, którzy mogą czerpać dodatkowe korzyści z wprowadzenia ustawy".

Apel o podpis pod ustawą wiatrakową popierają nie tylko organizacje związane ściśle z energetyką, ale i Konfederacja Lewiatan, Krajowa Izba Gospodarcza czy Związek Banków Polskich. Poza tym podpisały się pod nim organizacje takie jak Fundacja ClientEart, Fundacja Instrat czy Polski Komitet Energii Elektrycznej.

Wygra lobby węglowe

Argument o zagranicznych wpływach miałby więc zaważyć o dalszym utrudnianiu rozwoju farm wiatrowych na lądzie. Prezydent nie widzi jednak podobnego problemu w przypadku energetyki jądrowej. Tu, podobnie jak w przypadku wiatraków, Polska nie ma potrzebnego doświadczenia i technologii. Dlatego pierwsze reaktory dla elektrowni jądrowej Lubiatowo-Kopalino budują Polskie Elektrownie Jądrowe z amerykańskim Westinghouse. Kolejne dwie elektrownie również powstaną z udziałem zagranicznych partnerów. W grze, obok Amerykanów, są również Francuzi i Koreańczycy. Nie słychać jednak o wpływie międzynarodowego lobby atomowego, a na linii rząd – prezydent panuje zgoda ponad politycznymi podziałami. W końcu z opóźnienia energetycznej transformacji ucieszy się jedno lobby: węglowe.

Są problemy z lobbingiem pewnych firm, także zagranicznych, które te wiatraki stawiają

Rozmowa w Polsacie News,12 sierpnia 2025

Sprawdziliśmy

O podpis pod ustawą wiatrakową apelują organizacje branżowe, ale też zrzeszenia przedsiębiorców i organizacje pozarządowe. Nie ma dowodów na zawiązanie się „zagranicznego lobby”

Uważasz inaczej?

Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl. Jeden ze współautorów podcastu "Drugi Rzut Oka". Interesuje się tematyką transformacji energetycznej, transportu publicznego, elektromobilności, w razie potrzeby również na posterunku przy tematach popkulturalnych. Mieszkaniec krakowskiej Mogiły, fan Eurowizji, miłośnik zespołów Scooter i Nine Inch Nails, najlepiej czujący się w Beskidach i przy bałtyckich wydmach.

Komentarze