Doradca prezydenta, prof. Andrzej Zybertowicz, mówił o „niepokoju", który w mieszkańcach okolicy wywołuje działanie turbin wiatrowych. My niepokój czujemy, gdy słuchamy urzędników państwowych propagujących pseudonaukę. I sprawdzamy, które mity o wiatrakach można łatwo obalić, a które mają coś z prawdy.
„Nie jestem specjalistą, ale znam jeden z argumentów tych, którzy mówią, że trzeba te wiatraki odsuwać. Mianowicie pracujące turbiny wiatrowe wytwarzają wibracje powodujące, że zwierzęta znikają z dużego obszaru. Te wibracje mają wywoływać także u ludzi, którzy są blisko, stan niepokoju" - mówił doradca prezydenta, prof. Andrzej Zybertowicz w „Kawie na Ławę" na antenie TVN24.
Zybertowicz w ten sposób zareklamował pseudonaukową teorię tzw. Syndromu Turbiny Wiatrowej. Według jej propagatorów życie w pobliżu farm może przekładać się na występowanie ataków paniki, bóle brzucha czy szum w uszach.
Termin Syndrom Turbiny Wiatrowej wprowadziła do obiegu Nina Pierpont, pediatra z USA. Lekarka zauważyła te dolegliwości u grupy 38 osób mieszkających w pobliżu turbin. Przeciwnicy farm wiatrowych (również ci z Polski) chętnie powołują się na wyniki obserwacji sprzed 20 lat. Jednak sposób przeprowadzenia badań (lub bardziej: eksperymentu) budzi wiele wątpliwości.
Osoby poddane obserwacji zostały osobiście wybrane przez Pierpont, grupa była zbyt mała, by uznać wyniki za miarodajne, a autorka nie wykazała ciągu przyczynowo-skutkowego pomiędzy „ultraniskimi dźwiękami" generowanymi przez wiatraki a złym samopoczuciem badanych. Wyniki innych badań - na przykład niedawnego, przeprowadzonego w Finlandii - przekreślają wnioski, które przedstawiła lekarka w swojej pracy.
Nie jestem specjalistą, ale znam jeden z argumentów tych, którzy mówią, że trzeba te wiatraki odsuwać. Mianowicie pracujący turbiny wiatrowe wytwarzają wibracje (...). Te wibracje mają wywoływać także u ludzi, którzy są blisko, stan niepokoju
Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.
Bardzo możliwe, że Zybertowicz powołał się na popularny wśród przeciwników energii z wiatru mit, który nie wytrzymuje konfrontacji z rzeczywistością. Osoby występujące przeciwko powstawaniu elektrowni wiatrowych używają jednak znacznie szerszego zestawu argumentów.
Sprawdziliśmy, które – i do jakiego stopnia – można uznać za trafne.
Podstawowym problemem z generacją energii przez turbiny wiatrowe jest ich zależność od wiatru. Gdy nie wieje, nie generują prądu. Elektrownie jądrowe i węglowe raz uruchomione powinny móc pracować niemal cały czas (choć w obu przypadkach na przeszkodzie mogą stawać awarie, częste w przypadku polskich bloków węglowych).
W związku z tym nawet najbardziej zagorzali zwolennicy energii odnawialnej nie kryją, że przy jej wykorzystaniu potrzebne są „moce bilansujące". W tym kontekście najczęściej mówi się o elektrowniach gazowych, które w bliżej nieokreślonej przyszłości, zamiast gazu ziemnego mogłyby wykorzystywać do produkcji prądu wodór wytworzony z pomocą bezemisyjnych technologii.
Inne podejście polega na włączeniu do miksu energetycznego od początku bezemisyjnej energii jądrowej.
Nikt nie udaje więc, że problemu ze stabilnością energii z farm wiatrowych nie ma. Stale natomiast rośnie efektywność generacji energii przez turbiny. O rozwoju technologii wiatrowych z optymizmem pisało Centrum Informacji o Rynku Energii. Producenci podwyższają maszty (im wyżej, tym bardziej wieje), stosują coraz bardziej efektywne projekty łopat, reagujące na coraz słabsze podmuchy.
Jeszcze w pierwszej dekadzie XXI wieku turbiny wiatrowe wykorzystywały średnio 20 proc. swoich możliwości, w 2017 średnia dochodziła do 30 proc., a do 2030 roku powinna wynieść 40 proc.
To rzecz jasna szacunki uwzględniające wyniki starszych typów turbin. Nowsze wiatraki potrafią zaskoczyć swoją efektywnością, na co wskazują wyniki analizy firmy DNV GL Poland. Współczynnik wykorzystania mocy najnowszych i najbardziej zaawansowanych turbin w 2017 roku przekraczał 40 proc. i dochodził do niemal 50 proc.
Wynik ten blednie jednak przy danych dotyczących elektrowni jądrowych (93 proc.) i najnowocześniejszych elektrowni węglowych (85 proc. - dane Polskiego Instytutu Ekonomicznego).
Nie znaczy to jednak, że moce wiatrowe nie są przydatne. Wręcz przeciwnie - nawet w polskich warunkach są istotną częścią miksu energetycznego. W wietrzne dni udział elektrowni wiatrowych w ogólnej produkcji energii w Polsce może przekraczać nawet 30 proc. Przy korzystnych warunkach wiatraki mogą dochodzić do wykorzystania niemal pełni swoich mocy.
To popularny mit, który leży u podstaw polskiego prawa określającego odległość zabudowań od wiatraków.
Na hałasujące wiatraki w 2016 roku narzekali politycy PiS uchwalając ustawę 10H. Jeszcze jakiś czas temu używanie takich argumentów mogło mieć sens - przyznawał w rozmowie z OKO.press prof. Piotr Kacejko z Politechniki Lubelskiej, współautor opracowania dotyczącego rozchodzenia się dźwięków turbin w przestrzeni. Dawniej do Polski często trafiały zużyte turbiny wiatrowe z zachodu Europy, a brak odpowiednich regulacji mógł sprawiać, że stawiane były zbyt blisko domów.
W raporcie z 2014 roku podsumowywała to Najwyższa Izba Kontroli: „Usytuowanie turbin wiatrowych w stosunku do siedzib ludzkich określano najczęściej odległością wyrażoną w metrach, a niekiedy również poziomem dopuszczalnego hałasu. W Polsce odległość elektrowni wiatrowej od zabudowań, w szczególności tych zamieszkałych przez ludzi, warunkowana jest przede wszystkim dopuszczalnym poziomem hałasu, emitowanym przez elektrownie wiatrowe.
Jednak przepisy regulujące metodologię pomiaru emisji hałasu nie gwarantowały miarodajnej oceny uciążliwości tego typu urządzeń.
Wykonywanie pomiarów mogło odbywać się bowiem – zgodnie z obowiązującymi wymogami – tylko w warunkach niskiej wietrzności" – można przeczytać w podsumowaniu NIK.
Przy zachowaniu odpowiedniej odległości problem hałasu jednak znika. Według badań, których współautorem był prof. Kacejko, już w odległości około 85 metrów od turbiny poziom hałasu wynosi około 50 decybeli (dB). To wartość mieszcząca się w limitach dopuszczalnego hałasu na terenie zabudowanym w godzinach dziennych (w dzień wynoszą one 60, w nocy- 50 dB).
W odległości ok. 500 metrów natężenie hałasu spada do poniżej 40 dB, a często nie przekracza 35 dB.
„Na duże odległości migrują tylko infradźwięki (fale akustyczne na tyle niskie, że niesłyszalne dla ludzkiego ucha, przywoływane w pseudonaukowym badaniu wspomnianym wyżej), ale nie ma jednoznacznych dowodów na ich negatywny wpływ na zdrowie ludzi” – mówił nam prof. Piotr Kacejko.
Na niewielki wpływ sąsiedztwa turbin wiatraków na komfort ludzi znajdujących się w pobliżu wskazują również badania wśród pracowników zakładów położonych niedaleko farm.
Według raportu opublikowanego przez prof. Dariusza Plebana z Centralnego Instytutu Ochrony Pracy, 54 proc. osób zatrudnionych w miejscach znajdujących się od 0,5 do 1 km od turbin słyszy ich dźwięk.
Wyniki badania wskazywały jednak, że pracownicy odczuwali na ogół niewielki dyskomfort przy natężeniu dźwięku poniżej 50 dB - według prof. Kacejki słyszalnego w odległości poniżej 100 metrów od turbiny.
„Ponad połowa badanych osób (55 proc. badanych osób) oceniła hałas jako lekko uciążliwy. [Jako] umiarkowanie uciążliwy 35 proc. badanych osób, blisko co trzeci badany (30 proc.) ocenił hałas jako bardzo uciążliwy" – czytamy w opracowaniu z badań.
Badani pracujący w odległości od poniżej 500 metrów do 3 km od turbin ocenili uciążliwość hałasu na średnio 2,33 w 10-stopniowej skali.
Zespół z prof. Kacejką w składzie analizował również tzw. efekt migotania cienia. Powstaje on, gdy obracające się łopaty wiatraków rzucają krótkotrwały cień na nieodległe obiekty przy pełnym nasłonecznieniu. Według analizy naukowców również w tym przypadku umieszczenie wiatraka w odległości 500 metrów ma minimalny wpływ na ludzkie zdrowie.
Bliższe sąsiedztwo farmy może stwarzać niebezpieczeństwo dla zdrowia, w skrajnych wypadkach powstawać może efekt stroboskopowy, groźny między innymi dla osób cierpiących na epilepsję.
To kolejna z często powtarzanych w internetowych dyskusjach opinii. No bo przecież żywotność turbiny jest ograniczona (dziś wynosi ok. 20-25 lat), a jej elementy masywne i trudne do ponownego wykorzystania.
Według danych producentów wiatraki nadają się do recyklingu w 85 proc. Wyjątkiem są łopaty wiatraków. To dlatego, że wykonane są z materiałów kompozytowych, a więc kilku połączonych ze sobą elementów i materiałów spajających. Turbiny wiatrowe produkuje się z kompozytów na bazie włókna szklanego lub węglowego.
W dużej mierze trafiają one na wysypiska lub są zakopywane pod ziemią. Podobne problemy sprawiają elementy wykorzystywane do produkcji samochodów czy łodzi. W Polsce recyklingowi poddaje się na razie ok. 3 proc. materiałów kompozytowych i nie zanosi się na więcej - oceniał na łamach portalu Teraz Środowisko Piotr Widuch z firmy Thornmann Recycling.
To duży problem, jednak alternatywne wobec farm wiatrowych metody wytwarzania energii również generują odpady i degradację środowiska. Odpady powstają w elektrowniach jądrowych. Elektrownie zasilane węglem brunatnym wymagają tworzenia kopalni odkrywkowych drenujących okolicę z wody i dewastujących środowisko.
Specjaliści próbują pracować nad zagospodarowaniem łopat poza ich „cmentarzyskami". Jak pisze Centrum Informacji o Rynku Energii, eksperci w pierwszej kolejności próbują przedłużyć życie łopat, co mogłoby dać więcej czasu na rozwiązanie kwestii recyklingu. Wytrzymałe elementy kompozytowe można też wykorzystywać do konstrukcji ławek, stolików, przystanków autobusowych. Tak z problemem radzą sobie niektóre lokalne społeczności w Danii czy Holandii.
"Z kolei odzyskiwanie surowców poprzez poddawanie polimerów procesom chemicznym (otrzymywanie granulatów tworzyw sztucznych do wykorzystania w budownictwie) i pirolizie (odzyskiwanie włókien do ponownego wykorzystania w produkcji klejów, farb, betonu) są jeszcze na wczesnym etapie rozwoju" - piszą eksperci CIRE.
Według badań opublikowanych przez Rynek Energii, przez kolejne dwie dekady możemy spodziewać się od 121 do 143 tys. ton odpadów z niedziałających już turbin. To dużo, jednak Polska rocznie zużywa się aż 200 tysięcy ton plastiku PET (produkuje się z niego np. butelki), a według unijnych danych do recyklingu trafia od 30 do 50 proc. z całej jego ilości.
Nadzieją na przyszłość jest rozpoczynająca się produkcja nowych łopat Siemens Gamesa. Do tej pory śmigło RecyclabeBlade mogło służyć na morskich farmach wiatrowych, jednak firma zapowiada rozszerzenie działalności i współpracę z inwestorami działającymi na lądzie. Producent obiecuje, że dzięki jego patentowi łopata może być przetworzona w stu procentach. Poszczególne materiały użyte do wytworzenia śmigła mają być łatwe do rozłączenia.
To kolejny z problematycznych wątków dotyczących energii wiatrowej. Agencja Associated Press podawała, że rozwój farm wiatrowych w USA rocznie może kosztować życie nawet ponad pół miliona ptaków.
Według szacunków amerykańskiej agencji rządowej Fish & Wildlife Service liczba ta jest jednak mniejsza, i wynosi ok. 234 tys. To dużo, choć w zderzeniach z pojazdami (na przykład samochodami, samolotami czy pociągami) życie jedynie w USA może tracić aż 214 mln ptaków.
Największym zagrożeniem dla ptaków pozostają jednak koty. Szacuje się, że koty zabijają 2,4 mld ptaków rocznie. W sumie w USA ginie ponad 3,3 mld ptaków – mniej niż promil uśmiercają śmigła wiatraków.
Niektóre kraje szukają prostych sposobów na zwiększenie widoczności farm wiatrowych dla ptaków. W Norwegii dobry skutek przyniosła praktyka malowania jednej z łopat turbiny na czarno. Dzięki temu udaje się uniknąć ok. 70 proc. ptasich wypadków.
W Polsce w użyciu są już systemu monitoringu wykrywające zbliżające się do turbin ptaki.
„To urządzenie monitoruje przestrzeń powietrzną wokół turbiny i w momencie, kiedy wykrywa ptaka lub stado ptaków, daje sygnał do turbiny, żeby się zatrzymała, a jednocześnie wysyła sygnały świetlne i dźwiękowe, żeby ostrzec ptaka przed niebezpieczeństwem" – mówił agencji informacyjnej Newseria Innowacje Krzysztof Paszek z produkującej systemy ostrzegawcze firmy Bioseco.
Według badań British Ecological Society włączenie monitoringu ruchu ptaków wokół turbin pozwoliło o 82 proc. ograniczyć śmiertelność orłów w rejonach farm wiatrowych. Podobne systemy, z wykorzystaniem ultradźwięków, można wykorzystać do odstraszania nietoperzy.
Badacze wskazują, że turbiny przyciągają jeden z rodzajów tego zwierzęcia - karlika. Dotąd nie udało się ustalić, co jest tego przyczyną.
Turbiny wiatrowe nie są zatem lekiem na całe zło. Mogą przeszkadzać i stwarzać ryzyko dla środowiska - podobnie jak autostrady, linie kolejowe czy konwencjonalne elektrownie. Warto więc uważać przy wyznaczaniu miejsc, gdzie mają powstać pamiętając, że alternatywą jest brudna energia z węgla.
Ekologia
Andrzej Zybertowicz
turbiny wiatrowe
ustawa odległościowa
ustawa wiatrakowa
wiatraki szkodliwość
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl.
Komentarze