0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Bartosz Banka / Agencja Wyborcza.plFot. Bartosz Banka /...

„Najbardziej niebezpiecznie jest myśleć, że to będzie bezpieczne” – mówi mi Hanna Trybusiewicz, jedna z członkiń ruchu Bałtyckie SOS. Z trojgiem jego działaczy spotykam się w Słajszewie, zaledwie kilka kilometrów od placu budowy pierwszej polskiej elektrowni jądrowej.

We wsi mieszka 150 osób, przy wielu domach widać szyldy z napisem „noclegi” czy „agroturystyka”. Równie często można natknąć się na przywieszony przy ogrodzeniu żółty baner z napisem „Nie dla atomu”.

Słajszewo i inne miejscowości gminy Choczewo 40 km od Trójmiasta to jedno z niewielu – o ile nie jedyne – ognisko ruchu antyatomowego w Polsce.

Przeczytaj także:

Wyspa sprzeciwu

„Jak ostatnia wioska Galów” – pomyślałem, jadąc na spotkanie z antyatomowymi aktywistami. Sceptycy skupiają się tam właśnie wokół Bałtyckiego SOS, często wspomaganego przez inne przeciwne elektrowni jądrowej ogólnopolskie organizacje – Eko-Unię czy Greenpeace.

Starożytni Galowie z komiksów o Asteriksie i Obeliksie opierali się atakom Rzymian dzięki magicznej miksturze z kociołka Panoramiksa. Mieszkańcy gminy Choczewo nie mają podobnej tajnej broni. Wycinka lasu i inne prace przygotowawcze na placu budowy trwają mimo ich protestów.

18.07.2024 Slajszewo gmina Choczewo . Trwaja prace przygotowujace teren pod budowe pierwszej w Polsce elektrowni jadrowej .
Fot. Michal Ryniak / Agencja Wyborcza.pl
Teren przyszłej elektrowni jądrowej Lubiatowo-Kopalino. Fot. Michal Ryniak / Agencja Wyborcza.pl

Pierwszą polską elektrownię jądrową często nazywa się po prostu „Choczewem”, choć poprawną nazwą jest: Elektrownia Jądrowa Lubiatowo-Kopalino.

Rząd, jeszcze za czasów PiS-u, wyznaczył miejsce pod budowę na granicy tych dwóch miejscowości w gminie Choczewo. Proces wyboru lokalizacji trwał długo.

Już w 2010 roku ówczesne ministerstwo gospodarki wyznaczyło 92 miejsca, gdzie mogłaby stanąć elektrownia. Po kilku turach eliminacji zostały dwa: Żarnowiec, gdzie blok jądrowy miał stanąć jeszcze w PRL-u, i właśnie Lubiatowo-Kopalino. Zaletą obu miejsc jest bliskość morza, a więc i źródeł wody do chłodzenia reaktorów.

Rząd w obu przypadkach nie musiałby też martwić się wykupem działek, należących do Skarbu Państwa.

Tusk stawia na ciągłość i na atom

Wreszcie liczący 19 tys. stron raport Generalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska wskazał na Lubiatowo-Kopalino. Tam elektrownia wyrządzi stosunkowo niewiele szkód ekologicznych i społecznych.

Pierwsza polska elektrownia jądrowa powstanie niedaleko od morza, dzięki czemu łatwo będzie można chłodzić reaktory wodą morską i odprowadzać ją powrotem morza – postanowił rząd Prawa i Sprawiedliwości w 2022 roku. W tej elektrowni mają powstać trzy reaktory, każdy na 1,25 gigawata mocy, łącznie 3,75 GW. Największa polska elektrownia węglowa – Bełchatów – osiąga 5,5 GW.

Premier Donald Tusk obiecał, że będzie kontynuował najważniejsze dla rozwoju kraju inwestycje, choć zapowiedział, że nad wyborem miejsca pod elektrownię trzeba się zastanowić. W końcu jednak przeznaczył na budowę w Lubiatowie-Kopalinie 60,2 mld złotych po „urealnieniu” projektu. Polegało ono przede wszystkim na przesunięciu daty jego oddania. Pierwszy blok elektrowni ma ruszyć w 2036, a nie, jak planowało PiS, w 2033 roku.

Elektrownia jądrowa w sielskim krajobrazie

„Jedyne urealnienie, o którym chcemy słyszeć, to rezygnacja z inwestycji” – mówią mi przeciwnicy elektrowni ze Słajszewa.

„To miejsce powinno pozostać nienaruszone. Tu powinnyśmy dbać o lasy, tereny zielone, bagna. Mówi się tyle w mediach o tym, że lasy wychładzają nam klimat, że lasy są magazynem wody, że lasy produkują tlen” – mówi Aleksandra Aleksandrowicz-Łuc z Bałtyckiego SOS.

W gminie Choczewo przyrodę chroni obszar Natura 2000.

„Obszar ten obejmuje wąską mierzeję między Jeziorem Sarbsko a Morzem Bałtyckim. Siedliskami będącymi pod ochroną są: inicjalne stadia nadmorskich wydm białych, nadmorskie wydmy białe, nadmorskie wydmy szare, lasy mieszane na wydmach nadmorskich, wilgotne zagłębienia międzywydmowe, bory i lasy bagienne, wilgotne wrzosowiska” – wylicza Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska.

Ten sam organ uznał w 2023 roku, że budowa nie będzie miała wpływu na pobliską plażę, bo zaplecze budowy zatrzyma się 100 metrów od niego.

18.07.2024 Slajszewo gmina Choczewo . Plaza , morze 
Fot. Michal Ryniak / Agencja Wyborcza.pl
Plaża w Słajszewie. Fot. Michal Ryniak / Agencja Wyborcza.pl

Będzie bałtycka „wyspa ciepła”?

Mieszkańcy twierdzą, że elektrownia i tak wejdzie na wydmy, w końcu będzie pobierać zimną bałtycką wodę, by potem zrzucić ją po zużyciu przy chłodzeniu reaktora. A to też może szkodzić przyrodzie. Przeciwnicy atomu powołują się na opinię prof. Jacka Piskozuba z Instytutu Oceanologii w Sopocie.

„Zagrożenie dla Bałtyku jest realne. W każdej sekundzie ta największa nad Bałtykiem elektrownia ma pobierać 5 wagonów po 30 ton wody, chłodzić reaktory oraz zrzucać tysiące ton wody morskiej podgrzane o 10 stopni Celsjusza. Dobowo to daje zrzut relatywnie »gorącej wody« w ilości 5400 pociągów wody po 40 wagonów każdy. Jeśli nałożyć to na ocieplenie klimatu i morza naukowcy z Instytutu Oceanologii PAN w Sopocie nie mają złudzeń: będzie więcej sinic i większe zagrożenie dla tworzenia stref beztlenowych. To zagrożenie dla całego ekosystemu Bałtyku i turystyki na polskim wybrzeżu, która nie toleruje zakwitów sinic” – komentował Radosław Gawlik, działacz Eko-Unii zaciekle walczący z energetyką atomową.

Krytycy zarzucają mu demagogię. Dobrze dobrane liczby mogą robić wrażenie, ale elektrownia jądrowa Bałtyku nie ugotuje.

To najlepsza z możliwych opcji, inaczej musielibyśmy budować kominy chłodzące i zniszczyć krajobraz – przekonują Polskie Elektrownie Jądrowe. Jak tłumaczą przedstawiciele spółki, do budowy rurociągów użyty zostanie sprzęt do drążenia tuneli, z której korzysta się również przy budowie metra.

Poza tym Bałtyk jest chłodny, plama ciepłej wody będzie oddziaływała na obszar o promieniu najwyżej 2 kilometrów przy założeniu najbardziej skrajnych warunków środowiskowych, tj. np. braku wiatru i falowania. Przy całkowitym obszarze Bałtyku wynoszącym 377,000 km2 będzie to stanowić wartość marginalną. Tym bardziej że przy plaży wzrost temperatury wody będzie praktycznie niezauważalny i wyniesie ok. 0,1°C – tłumaczą Polskie Elektrownie Jądrowe.

Co ciekawe, również opierają się na opracowaniu PAN – ale już Instytutu Budownictwa Wodnego.

Radosław Gawlik podczas protestu anty-atomowego
Radosław Gawlik podczas protestu antyatomowego. Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.pl

Foki, łosie, elektrownia jądrowa

W brak negatywnego wpływu na przyrodę nie wierzą działacze Bałtyckiego SOS.

„Czy Pan wie, że u nas, w Słajszewie, widać foki, które wypływają na plażę, odpoczywają, wygrzewają się na słońcu? Czy Pan wie, że z naszych lasów, i z tego, który już został wycięty, wychodzą na plażę łosie i wchodzą do morza i się kąpią? Warto to zniszczyć? Pytanie, czy ten prąd jest aż tak dla nas ważny, czy nie można gdzie indziej go pozyskiwać, w inny sposób?” – pyta mnie Hanna Trybusiewicz.

Bałtyckie SOS wolałoby, by państwo wpompowało więcej pieniędzy na przykład w wiatraki. Przecież i na Bałtyku, i u jego wybrzeży jest wietrznie, trzeba z tego jak najmocniej skorzystać.

Przyroda najmocniej ma ucierpieć w trakcie budowy, a Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska sama to przyznaje – mówią mi mieszkańcy Słajszewa.

Decyzja środowiskowa zezwala na niszczenie siedlisk, a zagrożona ma być między innymi objęta ścisłą ochroną sieweczka obrożna, i to niezależnie od tego, czy trwa okres lęgowy. I tutaj Polskie Elektrownie Jądrowe mają odpowiedź: możemy działać tylko tam, gdzie gniazda są puste. Jeśli jest inaczej, w okresie lęgowym prace są wstrzymywane. Na miejscu robót działają przyrodnicy, którzy pomagają przenosić „gatunki mało mobilne”.

Choczewo obawia się awarii

Mieszkańców Słajszewa pytam, czy pamiętają Czarnobyl. Owszem, pamiętają, trudno nie pamiętać, nie przyznają jednak wprost, że boją się katastrofy o podobnych skutkach. Ale i mniejsze awarie ich niepokoją. Informacje o nich zbiera między innymi holenderska organizacja Laka, opierając się na danych Międzynarodowej Agencji Energetyki Atomowej (IAEA). Co roku zdarza się kilka „incydentów”, jednak o skali nieporównywalnej do awarii w Czarnobylu i Fukushimie.

Przez rok – od lipca 2024 do lipca 2025 – w Europie doszło do pięciu takich zdarzeń w elektrowniach i centrach badawczych we Francji, Hiszpanii i Norwegii. W trzech przypadkach chodziło o niezagrażające zdrowiu przypadki napromieniowania pracowników obiektów nuklearnych. W jednym doszło do awarii systemu przeciwpożarowego i niekontrolowane włączenie zraszacza.

Najpoważniej wyglądał incydent w Hiszpanii, gdzie zaginął ładunek z materiałami radioaktywnymi wysłany z Czech. Służby odnalazły zaginiony pakunek, zaadresowany do placówki badawczej w Madrycie.

„Przy polskiej bylejakości jestem wręcz przekonany o tym, że coś pójdzie nie tak. Po pierwsze jesteśmy krajem bez jakiegokolwiek doświadczenia w tego typu inwestycjach” – mówi mi Tomasz Trybusiewicz z Bałtyckiego SOS.

Bo, argumentuje, nawet państwa o długich tradycjach atomowych miewają problemy, co widać nie tylko po incydentach, ale i opóźnieniach w budowie reaktorów. „Spójrzmy na Finlandię, Wielką Brytanię, Stany Zjednoczone. To są kraje, w których nic nie idzie planowo. W Finlandii budowa reaktora Olkiluoto-3 była opóźniona aż o 13 lat. To samo dzieje się w tej chwili w Hinkley Point C w Wielkiej Brytanii, gdzie buduje francuski koncern EDF”.

31.01.2023 Warszawa ul. Wiejska , pod Sejmem . Konferencja prasowa " Wspolna strategia transformacji energetycznej . Czy potrzeba nam atomu ? "
Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.pl
Protest antyatomowy przed Sejmem. Fot. Dawid Żuchowicz / Agencja Wyborcza.pl

Elektrownia jądrowa pod specjalnym nadzorem?

Mieszkańcy Słajszewa obawiają się, że będą żyć w strefie ciągłego stanu wyjątkowego, a do wjazdu być może będą potrzebne przepustki.

„Mówią nam, że energia z atomu jest bezpieczna. Polskie Elektrownie Jądrowe (PEJ) cały czas utrzymują, że nie ma żadnych stref ochronnych wokół elektrowni. Że my będziemy tutaj leżeć na plaży i się opalać. Ale to jest bzdura, bo to jest obiekt najwyższej wagi państwowej, który musi być chroniony. Tu będą służby specjalne, drony, samoloty, druty i mury. Mało tego, ludzie, którzy mieszkają w okolicy, będą musieli być przeszkoleni na wypadek, gdyby coś się działo. O tym tutaj ludzi nikt nie informuje, że każdy będzie musiał mieć płyn Lugola w lodówce, że będą budowane schrony przy domach” – obawia się Hanna Trybusiewicz.

Spółka PEJ twierdzi, że dokładnie informuje mieszkańców o potrzebie zapoznania się z procedurami awaryjnymi. „Warto również zauważyć, że w sytuacji ewentualnego narażenia na promieniowanie jonizujące, schronienie dają budynki mieszkalne i użyteczności publicznej, takie jak szkoły, ratusze czy urzędy. Z danych Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej wynika, że przebywanie w domach jednorodzinnych zmniejsza narażenie na promieniowanie już o ok. 50 proc., natomiast w gmachach publicznych – aż od 70 do blisko 100 proc.” – przekazuje PEJ. Nie ma więc mowy o potrzebie budowy schronów, choć nie ma też zakazu ich stawiania.

Naukowiec: elektrownia jądrowa to konieczność, nie mamy wyjścia

Na budowie polskiego atomu zależy nie tylko inwestorowi. Nie brakuje naukowców, którzy wspierają ten pomysł.

„Musimy mieć, przynajmniej dla najważniejszych potrzeb, stabilne i nieemisyjne źródło prądu. I tak się składa, że obecnie jedynym bezpiecznym i sprawdzonym od lat źródłem jest energia jądrowa. Innych na razie nie ma. To ważne również dlatego, że zapotrzebowanie na energię będzie stale rosło” – mówił OKO.press fizyk atmosfery, prof. Szymon Malinowski.

„A dlaczego samo OZE, choć to konieczny, możliwy do szybkiego wprowadzenia element systemu, nam nie wystarczy? Bo na naszej szerokości geograficznej słońce zimą nie świeci przez dużą część dnia. Jak świeci, to jest nisko i krótko nad horyzontem. Jeśli dodatkowo niebo jest zachmurzone, to dopływ energii słonecznej jest mały. W efekcie zimą, kiedy zapotrzebowanie na energię jest bardzo wysokie, to jej produkcja z fotowoltaiki jest bardzo niewielka. Nie da się tego skompensować importem od sąsiadów, bo u nich jest taki sam problem” – wyjaśniał Malinowski.

Podobny problem jest z wiatrem – bo przecież nie zawsze wieje. Działacze Bałtyckiego SOS upatrują szansy między innymi w magazynach energii, które mogłyby wspomóc sieć energetyczną w momentach niedoboru. Sektor energetyczny w Polsce planuje tu inwestycje. Polska Grupa Energetyczna obiecuje budowę 10 GW mocy magazynowej do 2035 roku. Problem w tym, że eksperci uważają, że potrzebujemy 17 GW do końca dekady.

30.01.2025 . Choczewo . Badania geologiczne na terenie przeznaczonym pod budowe pierwszej w Polsce elektrowni jadrowej .
Fot. Michal Ryniak / Agencja Wyborcza.pl
Prace geologiczne w gminie Choczewo. Fot. Michal Ryniak / Agencja Wyborcza.pl

Czesi dmuchają na zimne

Wygląda więc na to, że energia z reaktorów jądrowych jest potrzebna w polskim miksie energetycznym – choć krytycy tej technologii wskazują, że w momentach spadków produkcji z OZE trudno sprawnie zwiększyć moc elektrowni jądrowej. Ale czy na pewno w przypadku awarii nie będzie trzeba kryć się pod ziemią? Postanowiłem zapytać o to w kraju, który z atomu korzysta od lat.

„Żadne znane aktualne lub planowane zalecenia międzynarodowe, lub eksperckie nie obejmują budowy schronów – takie twierdzenia są prawdopodobnie fałszywymi informacjami lub celowym wprowadzaniem w błąd” – mówi mi dr Petr Šuleř z nuklearnego oddziału czeskiego potentata energetycznego, państwowej spółki ČEZ. Firma kontroluje dwa obiekty jądrowe. To Elektrownia Dukovany na południowych Morawach, mniej niż godzinę od Brna, działająca od 1985 roku, oraz Elektrownia Temelin na południowym zachodzie kraju, oddana w 2002 roku.

Schrony to przesada, ale bezpieczeństwo wokół Temelina i Dukovan jest priorytetem: „Wokół obu elektrowni jądrowych ČEZ utworzono tzw. strefy planowania awaryjnego. Są to okręgi o promieniu 13 km wokół elektrowni w Temelínie i 20 km wokół elektrowni w Dukovany. Wszystkie gospodarstwa domowe w tych strefach otrzymują aktualny kalendarz biurkowy zawierający szczegółowe instrukcje postępowania w mało prawdopodobnym przypadku awarii jądrowej” – wyjaśnia dr Šuleř.

A co z płynem Lugola [wodny roztwór jodu i jodku potasu m.in. chroniący tarczycę przed skutkami promieniowania jądrowego], którego zażywanie w Polsce było masowe w dniach po katastrofie w Czarnobylu? Jak się okazuje, „mieszkańcy otrzymują również bezpłatnie tabletki jodku potasu”. Šuleř twierdzi, że od początku działalności czeskich atomówek nie było ani jednej poważniejszej awarii.

Atomówka produkuje prąd i wino

„Elektrownie jądrowe same w sobie są na nie odporne, ale i wyposażone w liczne zabezpieczenia – od wyznaczonych stref zakazu lotów po systemy barier zewnętrznych i wewnętrznych – oraz posiadają plany postępowania na wypadek wszelkiego rodzaju zdarzeń. Na terenie elektrowni stacjonują wyspecjalizowane jednostki czeskiej policji (działające również poza terenem elektrowni)” – mówi mi przedstawiciel ČEZ.

Strefy planowania awaryjnego, specjalne jednostki policji, przygotowanie mieszkańców na wypadek awarii – to wszystko brzmi poważnie. ČEZ przekonuje jednak, że mimo wszystko w okolicach elektrowni żyje się normalnie. W liczących nieco powyżej 800 mieszkańców Dukovanach krowy dają mleko, można zapisać się na zajęcia jeździectwa i pograć w tenisa, jest też dobrze oceniana manufaktura tortów.

Do obrazu czeskiej sielskości brakuje chyba jedynie hospody, czyli tradycyjnej knajpy z piwem i smażonym serem. Na zboczu fundamentu elektrowni jądrowej rośnie jednak typowa dla morawskiego krajobrazu winorośl. Winnica Jądrowa uprawia odmiany Sauvignon i Riesling, na miejscu można poprosić o degustację.

„Nie ma takiego tematu” – stwierdza Jan Úšela, dziennikarz praskiego Dennika N, którego pytam o sprzeciw wobec energetyki jądrowej w Czechach.

W latach 90. i na przełomie wieków słychać było co prawda o kontrowersjach wokół elektrowni w Temelinie. 35 lat temu, jeszcze przed rozpadem Czechosłowacji, Greenpeace próbował zakłócić budowę. Aktywiści wspięli się na wznoszone nad bryłą obiektu kominy, co jednak w żaden sposób nie przeszkodziło w dokończeniu prac.

Przeciwko Temelinowi najgłośniej protestowali Austriacy, którzy do czeskiej elektrowni mają 75 kilometrów, z poparciem grupy ekologów i polityków czeskiej partii Zielonych.

Winnica pod kominami elektrowni Dukovany. Fot. materiały prasowe ČEZ

A co z odpadami?

Czesi mają jednak inny problem, z którym i Polska będzie musiała się zmierzyć. Rząd nadal stara się ustalić, gdzie zbuduje stałe depozyty odpadów jądrowych. „Na razie mamy tymczasowe składowiska. Trzeba wybrać nowe miejsca, ale rządzący poszukują ich bez sukcesu. Nikt nie chce mieszkać w pobliżu takiego obiektu. Nie chodzi jednak o ogólny sprzeciw wobec energetyki jądrowej. To w dużej mierze problem NIMBY” – mówi mi Jan Úšela.

NIMBY po angielsku jest skrótem od „not in my backyard” – dosłownie „nie na moim podwórku”.

Czechy utrzymują trzy składowiska. Pierwsze, pod Pragą, przeznaczone jest przede wszystkim na odpady materiałów promieniotwórczych pochodzące ze szpitali czy obiektów badawczych.

Drugie, w zamkniętej kopalni uranu Bratrství, jest prawie zapełnione. Trzecie znajduje się w sąsiedztwie elektrowni Dukovany i zajmuje 1,3 hektara. To jednak wciąż za mało, bo czeski rząd planuje rozbudowę Dukovan i Temelina o cztery nowe bloki jądrowe.

W Polsce mamy jedno składowisko odpadów nuklearnych – niewielki obiekt w miejscowości Różan nad Narwią. Rząd szuka miejsca na składowisko o większych rozmiarach. Na razie brak chętnych, mimo że rząd obiecuje rekompensaty dla gmin w wysokości nawet 10,5 mln złotych rocznie.

Rządzący zakładają, że przez pierwszych 30-40 lat odpady będą składowane w tak zwanych „przechowalnikach przyreaktorowych” na terenie pierwszych elektrowni (bo planowane są już dwa kolejne obiekty jądrowe). Miejsce na „głębokie” składowisko ma zostać wyznaczone w 2029 roku i rozpocząć działalność dopiero w 2069 roku.

W gminie Choczewo trudno będzie uprawiać winorośl – jest płasko, nie sprzyjają temu też piaszczyste gleby. Niewykluczone jednak, że mimo obaw i protestów części mieszkańców za jakiś czas turyści będą mogli opalać się na plaży w pobliżu pierwszej polskiej atomówki. Być może będą nawet atomowe gofry?

Protesty Bałtyckiego SOS raczej w tym nie przeszkodzą. Mimo sprzeciwu działaczy poparcie dla budowy elektrowni w gminie Choczewo i sąsiadujących Gniewino i Krokowa sięga 75 proc.

Posłuchaj naszych podcastów na temat energetyki jądrowej

Materiał powstał dzięki stypendium Fundacji Współpracy Polsko-Niemieckiej.

;
Na zdjęciu Marcel Wandas
Marcel Wandas

Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl. Jeden ze współautorów podcastu "Drugi Rzut Oka". Interesuje się tematyką transformacji energetycznej, transportu publicznego, elektromobilności, w razie potrzeby również na posterunku przy tematach popkulturalnych. Mieszkaniec krakowskiej Mogiły, fan Eurowizji, miłośnik zespołów Scooter i Nine Inch Nails, najlepiej czujący się w Beskidach i przy bałtyckich wydmach.

Komentarze