Beata Szydło po raz drugi nie została wybrana szefową komisji zatrudnienia i spraw społecznych w Parlamencie Europejskim. Nie pomogły spotkania Jarosława Kaczyńskiego z "wysłannikami" niemieckiego CDU. Szydło uzyskała jeszcze gorszy wynik niż 10 lipca: 19 do 34. Zapracowała sobie na to. Przypominamy jej wypowiedzi o UE - szydercze, agresywne, megalomańskie
"Przepraszam, bo się spóźniłem, a tego nie wolno robić. Ale mamy, miejmy nadzieję, mały kryzys w Unii Europejskiej i trzeba było porozmawiać z jakimiś tam wysłannikami i dlatego nie mogłem być tutaj na czas", mówił Jarosław Kaczyński podczas pikniku w gminie Gózd 14 lipca 2019. Jak donosił PAP, Kaczyński miał się spotkać z wysłannikami CDU, a rozmowy miały dotyczyć obsady stanowisk w Brukseli. 10 lipca komisja odrzuciła kandydaturę Beaty Szydło na szefową komisji zatrudnienia i spraw społecznych w Parlamencie Europejskim. Za było 21 europosłów, przeciw 27. Zabrakło sześciu głosów.
W poniedziałek 15 lipca było jeszcze gorzej - 19 głosów za i 34 przeciw. Zabrakło 15.
"Pokazaliśmy Europie, że zależy nam na Unii Europejskiej i to nie jest tak, że tylko w sondażach ją popieramy. Wyraziliśmy to w demokratycznym akcie głosowania - mówiła Szydło po tym, jak została wybrana do europarlamentu. - Musimy też mieć świadomość, że potrzebna jest nam w tej chwili pokora; triumfalizm nie może się wedrzeć".
I chyba się nie wedrze. Pierwszą po eurowyborach lekcję pokory dostała Szydło 10 lipca 2019. Drugą, jeszcze bardziej bolesną 15 lipca.
Zasłużyła na to. Przypominamy nasz tekst z 11 lipca.
Historia antyeuropejskich wypowiedzi Beaty Szydło - szyderczych, pryncypialnych, magalomańskich, agresywnych, na granicy hejtu - byłaby materiałem na rozprawę, ale byłaby to nudna lektura. Wątki się przeplatają, demagogia i fałszerstwa powtarzają.
Z pewnością Szydło działa na partyjne zamówienie i słucha Jarosława Kaczyńskiego. Tak jak wtedy, gdy w marcu 2018 Kaczyński zachęcał ją, by "pokazała pazurki" w odpowiedzi na krytykę nagród, jakie przyznała sobie i swoim ministrom. Szydło pazurki pokazała. A jak zrobiła się awantura, to Kaczyński skłamał, że wcale jej nie namawiał. Spłynęło to byłej premier jak po kaczce.
Ale Beata Szydło nie jest uczennicą bierną, potrafi dodać coś od siebie, zabarwić słowa specyficzną ekspresją. Te umiejętności docenili członkowie komisji zatrudnienia i spraw socjalnych Parlamentu Europejskiego. Wbrew obyczajom PE w tajnym głosowaniu, odrzucili 10 lipca 2019 jej kandydaturę na szefową, łamiąc dżentelmeńskie zasady rozdziału stanowisk między frakcje PE. Jej kandydatura przepadła po raz drugi 15 lipca.
Trudno im się dziwić, czytając to, co o Unii mówi Beata Szydło.
Jedną z pierwszych decyzji premier Szydło było usunięcie flag Unii Europejskiej z sali posiedzeń rządu. "Nasz rząd zdecydował, że będzie występował na tle najpiękniejszych biało-czerwonych kolorów" - tłumaczyła Szydło. Coś więcej niż nieprzyjazny gest, likwidacja flagi ma wymowę symboliczną.
Pierwszy poważniejszy występ na salonach Parlamentu Europejskiego premier Szydło miała 19 stycznia 2016. Reprezentowała PiS w debacie o naruszeniach praworządności w Polsce po zamachu na Trybunał Konstytucyjny i na media publiczne.
Stanęła do desperackiej obrony twierdząc, że zmiany w ustawie o Trybunale Konstytucyjnym naprawiają błędy poprzedników.
„Trybunał Konstytucyjny w Polsce ma się bardzo dobrze, działa. Prawo i Sprawiedliwość nigdy nie dążyło do zdominowania Trybunału. Co więcej, nigdy nie chcieliśmy większości w Trybunale. Naszym dążeniem było jedynie zapewnienie równowagi”.
Deklarowała, że rząd polski czeka na opinię Komisji Weneckiej, która badała sprawę.
„Wierzę głęboko, że będzie to opinia obiektywnie pokazująca, że sytuacja prawna Trybunału Konstytucyjnego w Polsce jest doskonała”.
A zmiany w mediach publicznych? W niczym nie naruszają europejskich standardów, są „próbą przywrócenia autentycznego charakteru apolityczności i bezstronności. […] Media publiczne wymagają w naszej ocenie takich zmian, które przywrócą pluralizm i równy dostęp wszystkim stronom oraz wprowadzą standardy neutralności i rzetelności. To jedyny cel zmian, jakie wprowadzamy” .
„Nie robimy niczego, czego nie ma w innych państwach europejskich” – dodała Szydło.
Po objęciu rządów, Szydło wycofała się z podpisanej przez Polskę deklaracji o przyjęcie uchodźców w ramach unijnego systemu relokacji. W Strasburgu oznajmiła zdumionym europarlamentarzystom, że
„przecież Polska przyjęła około miliona uchodźców z Ukrainy. Ludzi, którym nikt nie chciał pomóc. Oni dzisiaj są u nas i pomagamy im”.
Pomyliła imigrantów ekonomicznych, których praca ratuje polską gospodarkę, z ofiarami wojen i prześladowań. Owszem w 2015 roku o status uchodźcy wystąpiło około 2300 Ukraińców. Otrzymały go... cztery osoby.
Szydło w PE zeszła na poziom publicystyki TVP. Ale jej butny ton wywołał entuzjazm w szeregach partii. Posłanka Małgorzata Wassermann napisała, że „od dziś Panią Premier można nazywać Beatą Wielką”.
Groźby obcięcia unijnych funduszy dla Polski, które pojawiały się w odpowiedzi na ignorowanie zaleceń Komisji Europejskiej, Szydło interpretowała jako wyraz prześladowania Polski.
W listopadzie 2015 jeszcze trochę kręciła: „Honorujemy decyzje, które zapadają na poziomie UE i rozumiemy to, ale… Uchodźcy, którzy uciekają przed zagrożeniem życia – to jedno. A ci, którzy uciekają z powodów ekonomicznych to drugie. Jest też kwestia, czy wśród nich nie ma tych, którzy powodują zagrożenie. Jeżeli te zobowiązania będzie można wykonać bez narażania bezpieczeństwa Polaków, to zgodzimy się je wykonać” – tłumaczyła.
W maju 2016 deklarowała już kategorycznie, że „Polska nie zgodzi się na żadne szantaże ze strony Unii Europejskiej. Nie będziemy uczestniczyć w szaleństwie brukselskich elit”. Mówiąc „szaleństwo”, miała na myśli politykę relokacji uchodźców, którą nazywała „eksportowaniem problemów”.
Szydło nie wspomniała jednak, że kraje przyjmujące mogły prowadzić również własne kontrole bezpieczeństwa i odrzucać kandydatów, a także przyjmować uchodźców tylko z niektórych państw lub na przykład tylko kobiety z dziećmi.
Premier nie wyraziła zgody nawet na przyjęcie sierot z Aleppo, kiedy w 2017 roku o pozwolenie ubiegał się prezydent Sopotu. Okazało się, że one też stanowiły „zagrożenie bezpieczeństwa Polaków”.
7 grudnia 2017 w Sejmie Beata Szydło odpowiadała na wniosek opozycji o odwołanie jej rządu (posłuchaj). Mimo kanarkowej marynarki wyglądała na zmęczoną, ale zmobilizowała się i "pojechała" po opozycji i po Unii Europejskiej, domykając figury PiS-owskiej propagandy.
„Ten wniosek o wotum nieufności wywodzi się z ugrupowania, które wystąpiło przeciwko własnemu państwu” – nawiązała do głosowania w europarlamencie 15 listopada 2017, w którym sześcioro europosłów PO poparło rezolucję wzywającą Polskę do przestrzegania praworządności.
To był pierwszy refren Szydło: „Nie wyobrażam sobie jak można być reprezentantem polskiego państwa i występować przeciwko swojej ojczyźnie”.
Zarzucała opozycji, że "donosi na swój kraj, wywołuje awanturę za granicą” (choć skargi na III RP składał w PE także PiS. W 2014 roku po wyborach samorządowych Andrzej Duda wzywał do kontroli wobec naruszenia prawa).
Charakterystyczne było to utożsamienie rządu PiS i Polski. Ojczyzna to ja – mówi PiS, powtarza Szydło. Kto nie jest z nami, nie kocha Polski. Krytyka kraju przez opozycję - na forum unijnym - staje się zdradą. To zaprzecza idei europejskiego parlamentu, Komisji Europejskiej czy europejskich sądów, które są instytucjami obywateli państw UE.
Postawie zdrady przeciwstawiła Szydło dumną i bezkompromisową obronę ojczyzny przez PiS. „W Brukseli my nie klękamy na kolanach”.
Ktoś z sali zawołał „27 do jednego”, przypominając kompromitację polskiego rządu, który jako jedyny głosował w marcu 2017 przeciwko kandydaturze Donalda Tuska na przewodniczącego Rady Europejskiej, wcześniej próbując manewru z kontrkandydaturą Jacka Saryusz-Wolskiego. Szydło odpowiedziała:
„Tak, 27 do 1. Jestem dumna z tego głosowania, ponieważ tak powinien zachować się polski premier”.
Kabaretowa wypowiedź, bo wynika z niej, że polski premier powinien sam się ośmieszać. To ten moment, kiedy trudno traktować poważnie kogoś, kto wygaduje takie rzeczy.
O Donaldzie Tusku, bądź co bądź przewodniczącym najważniejszej instytucji UE, jaką jest Rada Europejska Szydło mówiła:
„Nie można podnosić ręki za kimś, kto szkodzi Polsce. Szybko się moja opinia potwierdziła. Proszę przeczytać, co wypisuje na twitterze Donald Tusk. On występuje przeciwko swojej ojczyźnie”.
Cały ten wątek – odpowiedź na porażki i kompromitacje PiS w polityce zagranicznej – był zbudowany na patetycznych, silnie nacechowanych patriotycznych zaklęciach.
„Polacy mają prawo, by w instytucjach międzynarodowych reprezentowali ich ludzie, którzy kochają swoją ojczyznę” - ta konkluzja zatrąca o fanatyzm.
Dzięki temu porażka w głosowaniu nad kandydaturą Tuska miała zamienić się w moralne zwycięstwo, a sukces Tuska w klęskę. Nawet wyborcy PiS ocenili jednak, że to Tusk został zwycięzcą potyczki z PiS.
W perspektywie europejskiej słowa Szydło muszą być czytane jako brak szacunku, a dokładniej pogarda dla "prezydenta Europy".
Wyrazem determinacji Beaty Szydło była kolejna wypowiedź w Sejmie 7 grudnia 2017, że
"w Europie „patrzą na nas z podziwem. Słyszę, że ludzie w wielu krajach marzą o tym, żeby mieć taki kraj jak Polska: bezpieczny, gdzie szanuje się godność obywateli”.
Takie słowa są przejawem oderwania myśli od rzeczywistości, mają wartość wyłącznie propagandową. Ale z perspektywy Europy niekoniecznie są śmieszne, mogą też irytować podwójnie: jako jawnie fałszywe i skrajnie zarozumiałe.
Beata Szydło źle mówi o Komisji Europejskiej. Odwraca każdy zarzut wobec Polski, przypisuje UE najgorsze pobudki i złe intencje wobec Polski.
"Demaskuje" władze Unii Europejskiej jako leniwą i zepsutą elitę: "podczas gdy polski rząd zajmuje się sprawami ludzi administracja brukselska zajmuje się sama sobą”.
Komisji Europejskiej oberwało się też za przeprowadzenie debaty o sytuacji kobiet w Polsce. Zdaniem Szydło to "kolejny temat zastępczy dla prawdziwych problemów, którym Unia nie chce sprostać".
Według byłej premier w Polsce za rządów PiS nie ma i nigdy nie było problemów z łamaniem unijnego czy polskiego prawa. To brukselski instytucje winne są całemu zamieszaniu.
Czy może mieć dobre notowania w Unii Europejskiej ktoś, kto tak mówi o jej instytucjach:
„Król jest nagi – ta prawda dociera do kolejnych mieszkańców Europy.
UE jest najbardziej zagrożona przez jej instytucje, które walczą pomiędzy sobą o kompetencje, wpływy, przywileje dla siebie. Wymyślają kolejne bezsensowne procedury. Wywołują kolejne konflikty i kryzysy, które potem w pocie czoła bezskutecznie rozwiązują".
Tak Szydło odpowiedziała na artykuł na portalu Politico, dotyczący wszczęcia przez UE procedury ochrony praworządności w Polsce.
Już w maju 2016 miała zresztą tę jasność i twierdziła w Sejmie, że „to nie Polska ma problem z Komisją Europejską, ale Komisja Europejska sama ze sobą”.
„Jeżeli zastanawiam się, dlaczego UE tak zajmuje się Polską, to mam dwie odpowiedzi: po pierwsze – chodzi o pieniądze, […] a po drugie – politycy starej Unii lubią pouczać, jest takie poczucie wyższości tych państw nad nowymi (członkami UE) z Europy Środkowo-Wschodniej” – mówiła w 2016 roku w TVP Info, komentując rezolucję ws. kryzysu wokół Trybunału Konstytucyjnego.
W jaki sposób UE chce zarobić na kontroli praworządności w Polsce? Szydło nie precyzowała.
Pod koniec 2017 roku w „Sieci Prawdy” twierdziła, że spadająca na Polskę krytyka ze strony Unii, to argumenty „w dużej mierze wymyślone”. Prawdziwą przyczyną tej „presji” na Polskę, czyli kraj „prounijny, praworządny, demokratyczny, solidarny z innymi państwami i z ludźmi potrzebującymi pomocy”, jest zemsta za politykę PiS wobec imigrantów.
Obecność w UE imigrantów o niechrześcijańskich wyznaniach wiąże się z kluczowym według Szydło zagrożeniem – utratą wartości.
„My jesteśmy Europejczykami i zawsze byliśmy, dzisiaj jest taki dzień, że przypominamy o korzeniach chrześcijańskich Europy, bo Polska weszła do Europy poprzez chrześcijaństwo, staliśmy się Europejczykami, bo Mieszko przyjął chrzest” – plotła w 2016 w TVP info.
„Polska ma do odegrania w Europie ważną rolę. Europa boryka się dziś z ogromną ilością różnego rodzaju problemów, gdzie odejście od wartości jest silne i stanowi trend polityczny. Jesteśmy państwem, które ma szanse odbudować Europę wartości. Ktoś musi się o wartości upomnieć” – tłumaczyła w Naszym Dzienniku w grudniu 2017 roku.
"Czas zadecydować, czy Unia Europejska ma być taką, jaką widzieli ją ojcowie założyciele, czy też pójdziemy w kierunku przeciwnym”.
28 sierpnia 2018 Szydło zadeklarowała, że PiS szykuje się do „wielkiej walki” o zwycięstwo w wyborach do Parlamentu Europejskiego, bo Europie też potrzebna jest „dobra zmiana”. Jej zdaniem Polska - swą polityką budowania godności rodzin, polepszania bytu obywateli oraz zapobiegania zagrożeniom - pokazała Europie, że „można inaczej”.
Szydło wróżyła też Unii Europejskiej zmiany w układzie politycznym. W Polskim Radiu 24 powiedziała, że: „teraz jest niepowtarzalna okazja, żeby zmienić pole gry w Radzie Europejskiej”.
Kto tej zmiany dokona? „Pragmatyczni”, prawicowi politycy, tacy jak nowy premier Włoch Giuseppe Conte, Viktor Orbán czy kanclerz Austrii Sebastian Kurz. „Jest szansa na to, żeby przełamać wreszcie ten silny układ mocnych, bogatszych państw UE, Niemców, Francuzów… którzy zawsze trzymali się razem i własne interesy próbowali rozwiązywać”. O wizji „nowej Europy” Orbána, Salviniego, Kurza i Kaczyńskiego pisaliśmy już przy okazji szczytu Rady UE 28-29 czerwca 2018. Beata Szydło przedstawiała się jako gorliwa harcowniczka "dobrej zmiany" w UE, chrześcijańsko-konserwatywnej ofensywy w Unii Europejskiej.
"Potrzebna pokora" - powiedziała Szydło po wygranych z imponującym poparciem 525 tys. głosów wyborów do europarlamentu, jakby cytowała swoje exposé z listopada 2015.
"Pokazaliśmy Europie, że zależy nam na Unii Europejskiej i to nie jest tak, że tylko w sondażach ją popieramy. Wyraziliśmy to w demokratycznym akcie głosowania. Musimy też mieć świadomość, że potrzebna jest nam w tej chwili pokora; triumfalizm nie może się wedrzeć".
Pierwszą po eurowyborach lekcję pokory dostała 10 lipca 2019. Drugą, jeszcze bardziej bolesną 15 lipca. Do trzech razy sztuka?
Wielka rezerwa i podejrzliwość Beaty Szydło wobec UE nie przeszkodziły jej mężowi skorzystać z 19 milionów funduszy unijnych, co opisaliśmy w czerwcu 2016, w pierwszym reportażu śledczym OKO.press.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze