15 lutego 2021 w programie „Debata dnia” poseł Kamil Bortniczuk z PiS postawił tezę, że odnotowany przez CBOS zwrot młodych Polaków ku lewicowym poglądom wynika z wpływu, jaki na światopogląd młodych ludzi mają YouTube i Netflix.
Nie jest to pierwszy w Polsce głos oskarżający Netfliksa o oddziaływanie na światopogląd najmłodszych wyborców. Już wcześniej poseł Mariusz Kałużny pytał publicznie, jak skasować konto na platformie, bo „skala homopropagandy, genderyzmu i całej tej tęczowej przemocy jest przerażająca”. Arcybiskup Gądecki w wywiadzie dla KAI oskarżał Netflix o „marksizm kulturowy” i twierdził, że „niemalże każdy serial dla młodzieży na Netflix zawiera promocję homoseksualizmu, hedonizmu i rozwiązłości”. Treści platformy krytykowała też Reduta Dobrego Imienia, wskazując, że niewiele na niej filmów o Polakach. Z kolei portal Polonia Christiana narzekał na wątki LGBT w nowej ekranizacji „Ani z Zielonego Wzgórza”.
Czy rzeczywiście Netflix jest przyczółkiem „lewackiej propagandy”, która deprawuje umysły młodych Polaków? Czy ma rację Kamil Bortniczuk twierdząc, że wcześniej nie było „filmów o lesbijkach”, które teraz podsuwa mu Netflix?
Gdzie ta lewicowość?
Programy rozrywkowe Netfliksa wcale nie są tak lewicowe w postulatach, jak mogłoby się wydawać. W wielu z nich brakuje np. wątków grup wykluczonych ze względów ekonomicznych. Jedną z oryginalnych produkcji, która najczęściej podejmuje ten problem, jest sitcom „The Ranch”, opowiadający o zubożałej rodzinie amerykańskich konserwatywnych ranczerów, wyborców Donalda Trumpa. Nie znajdziemy też w oryginalnych produkcjach Netfliksa wielu postulatów podniesienia płacy minimalnej, uregulowania stosunków zatrudnienia, krytyki wielkiego kapitału, podjęcia kwestii urlopów macierzyńskich (nieoczywistych w Stanach) czy ogólnodostępnej opieki zdrowotnej.
Jeśli te tematy pojawiają się na platformie streamingowej, to często dlatego, że Netflix dystrybuuje (a nie produkuje) seriale z ogólnodostępnej telewizji amerykańskiej. Popularna ostatnio w Polsce seria „Szpital New Amsterdam”, którego twórcy gorąco orędują za powszechną opieką zdrowotną (dla wielu w Stanach postulat wywrotowo lewicowy) powstał na zlecenie ogólnodostępnej stacji NBC.
Nie znaczy to, że na Netfliksie nie pojawia się krytyka kapitalistycznych mechanizmów. Najczęściej znajdziemy ją jednak w produkcjach dokumentalnych, jak serial „Dirty Money”, czy programach publicystycznych, jak „Patriot Act with Hasan Minhaj” (który to program Netflix w tym roku skasował). Nie są to bynajmniej produkcje uwielbiane i pasjami oglądane przez młodych ludzi.
Należy zaznaczyć, że wszystkie te produkcje odwołują się do realiów amerykańskich, gdzie pojęcie „lewicowości” jest rozumiane zupełnie inaczej, niż w Europie czy Polsce. Widoczne w nich rozczarowanie konsumpcjonizmem i kapitalizmem to też przede wszystkim pokłosie kryzysu 2008 roku, który uświadomił młodym pokoleniom, że system wcale nie działa na ich korzyść.
Patrząc na polityczne afiliacje Netfliksa, nie dziwi, że stacja jest wyżej oceniana wśród wyborców Demokratów niż Republikanów. Platforma podpisała umowę z Barackiem i Michelle Obamami na szereg produkcji, można też na niej znaleźć dokument o młodych polityczkach partii Demokratycznej podbijających Izbę Reprezentantów. Jest to jednak zwodnicze porównanie. Z punktu widzenia europejskiego, Partia Demokratyczna jest nie tyle lewicowa, co po prostu liberalna. Ponadto, przynajmniej niektóre postrzegane w Polsce jako „lewicowe” postulaty, chociażby te dotyczące równego traktowania bez względu na orientację, podzielane są również przez wielu wyborców i polityków republikańskich.
Czym więc jest „lewicowy” przekaz Netfliksa, na który narzekają politycy i publicyści w Polsce? To po prostu połączenie progresywnych poglądów obyczajowych z naciskiem na reprezentatywne oddanie na ekranie różnych grup etnicznych.
Prawica nie jest w tej krytyce odosobniona – wielu internautów wydaje się podzielać przekonanie konserwatywnych polityków i publicystów, że platforma „wciska” do produkcji osoby nieheteronormatywne lub o innym niż biały kolorze skóry. Dyskusje wokół obsady ostatniej ekranizacji „Wiedźmina” Andrzeja Sapkowskiego dobrze oddają, jak wiele emocji pojawia się nawet wtedy, kiedy mówimy o postaciach fantastycznych, takich jak elfy.
Czy jednak Netflix jest w istocie tak postępowy, jak może się wydawać? Po raz pierwszy możemy odpowiedzieć sobie na to pytanie.
Zróżnicowany jak społeczeństwo
W lutym 2021 ukazał się raport sporządzony na zamówienie samej platformy. Opracowanie przygotowali badacze ze specjalizującego się w analizowaniu kwestii reprezentacji think tanku Annenberg Inclusion Iniciative przy Uniwersytecie Południowej Kalifornii. Twórcy raportu zbadali, jak inkluzywne są oryginalne filmy i seriale Netfliksa. Wnioski wcale nie są tak oczywiste, jak mogłoby się wydawać polskiemu widzowi.
Jeżeli spojrzymy na rozkład ról w produkcjach platformy i porównamy go z danymi o amerykańskim społeczeństwie, okaże się, że w dużej mierze odpowiadają one amerykańskiej rzeczywistości.
Tylko w przypadku jednej grupy widzimy odejście od stanu faktycznego – podczas gdy Latynosi stanowią ok. 18,5 proc. społeczeństwa (wedle spisu z 2020 roku) w produkcjach platformy dostają jedynie 6 proc. ról.
Jeszcze ciekawiej przedstawia się zestawienie treści, w których nie pojawiali się przedstawiciele danej grupy etyczniej. Podczas kiedy zaledwie 1 proc. produkcji Netfliksa nie miał ani jednego białego bohatera, to aż 18 proc. filmów nie miało żadnej postaci czarnoskórej, a 48 proc. – żadnej latynoskiej. Te liczby niemalże się podwajają, gdy mówimy o kobietach – 31 proc. filmów nie miało żadnej czarnoskórej bohaterki, 65 proc. seriali żadnej latynoski. Jednocześnie tylko w 4 proc. filmów i seriali nie było żadnej białej kobiety.
Patrząc na te procenty dość wyraźnie widać, że Netflix stara się dostosować swoje produkcje do kształtu amerykańskiego społeczeństwa, co nie dziwi, bo ostatecznie – chodzi o to, by trafić do jak najszerszej widowni.
Jeśli przyjrzeć się natomiast danym o pojawianiu się przedstawicieli mniejszości seksualnych, łatwo obalić mit, że w każdej netfliksowej produkcji pojawia się obowiązkowa postać LGBTQ. Postaci queerowe w produkcjach platformy to 4 proc. bohaterów filmowych i 6 proc. bohaterów serialowych. Co więcej, kiedy twórcy raportu porównali, ile takich postaci pojawia się w filmach Netfliksa i w tych, które w danym roku osiągnęły najlepsze wyniki w amerykańskim box office, okazało się, że nie ma tu wielkich różnic. W popularnych filmach kinowych z 2018 roku 1,3 proc. stanowiły postaci LGBTQ. W tym samym roku w filmach Netfliksa pojawiło się ich 1,9 proc. W najbardziej inkluzywnym 2019 roku 4,1 proc. ról mówionych należało do postaci LGBTQ – co zgadza się z badaniem Galloupa z 2017 roku, w którym szacowano, że około 4,5 proc. obywateli Stanów Zjednoczonych deklaruje się jako przedstawiciele tej mniejszości.
Trzeba tu dodać, że coroczny raport „Where We Are on TV” sporządzany przez GLAAD Media Institute monitorujący przedstawianie mniejszości seksualnych w mediach wskazuje, że w ostatnim roku na platformach streamingowych pojawiło się mniej postaci LGBTQ niż w roku poprzednim. Jeśli zresztą chodzi o liczbę postaci nieheteronormatywnych, platformy streamingowe nie odbiegają od amerykańskich telewizji ogólnodostępnych czy stacji kablowych, a pod wieloma względami oferują nawet mniej niż te ostatnie. Podczas kiedy w 2020 roku amerykańskie kablówki wprowadziły dwie niebinarne postaci do swoich seriali, platformy streamingowe nie pokazały widzom ani jednej takiej osoby.
Wniosek jest prosty – Netflix nie jest bardziej „lewicowy”, niż szeroko dostępna amerykańska kultura popularna.
Trzeba sobie też zdawać sprawę, że przemiany w amerykańskiej kulturze popularnej zachodzą już od kilku dekad. Poseł Bortniczuk może sobie mówić, że kiedyś nie było produkcji o lesbijkach, ale przecież słynny serial „Słowo na L” powstał w 2004 roku, kiedy Netflix był jeszcze wysyłkową wypożyczalnią filmów. Oryginalne „Porady różowej brygady” to rok 2003. „Queer as Folk” – kultowy serial o grupie młodych gejów – 2000 rok. Nawet w powszechnie kochanych „Przyjaciołach” emitowanych od 1994 roku mamy wątek lesbijskiej pary wychowującej razem dziecko. Geje i lesbijki nie pojawili się w amerykańskiej popkulturze wraz z Netfliksem. Fakt, że kiedyś widzowie musieli sami znaleźć te wątki, a dziś platforma grupuje je w jedną kategorię, świadczy jedynie o tym, że istnieje grupa, dla której są to treści ważne i interesujące.
Co ogląda poseł Bortniczuk?
Dlaczego więc Netflix stał się popularnym „chłopcem do bicia” wśród konserwatystów? Wydaje się, że złożyło się na to kilka czynników. Po pierwsze – obwinianie przychodzących z Zachodu treści za zepsucie młodzieży nie jest w Polsce niczym nowym. Nawet w „Panu Tadeuszu” można znaleźć długi fragment o tym, jak to francuska moda zepsuła młodzież i doprowadziła Polskę do zguby. Poczucie, że idee napływające zza granicy są niebezpieczne jest tym mocniejsze, im bardziej konserwatywni politycy pragną umocnić wizję Polaków-katolików przywiązanych do tradycyjnych wartości.
Zamiast dostrzegać przemiany obyczajowe i światopoglądowe zachodzące w społeczeństwie, łatwo wskazać jednego wroga – tu: amerykańską kulturę popularną. Tym samym po raz kolejny przedstawiciele władzy i Kościoła ujawniają swoje podejście do młodych ludzi, w których widzą grupę bezmyślną, poddaną indoktrynacji, pozbawioną jakiejkolwiek możliwości oceny sytuacji politycznej i społecznej kraju.
Warto tu zauważyć, że za taką postawą stoi domyślny wniosek, że ponieważ młodzi ludzie nie potrafią sami odróżnić „autentycznych wartości” od „marksizmu kulturowego”, to ktoś powinien za nich podjąć decyzję odnośnie tego, co powinni czytać czy oglądać.
Po drugie nie da się ukryć, że Netflix ujawnia słabość konserwatywnego przekazu. Ani krytykujący platformę Kościół, ani przedstawiciele partii politycznych nie mają pomysłu, jak przekonać młodzież do swoich wartości. Zwłaszcza w zakresie kultury popularnej konserwatywna narracja nie sprawdza się tak dobrze.
Krytyka Netfliksa wynika jeszcze z jednego czynnika: ostatecznie ci politycy i publicyści mają tam konta, i często spędzają wieczór, oglądając programy na tej samej platformie, którą publicznie krytykują. Poseł Bortniczuk może być oburzony kategorią „filmy o lesbijkach”, ale jeśli ją widział, to znaczy, że nie tylko z Netfliksa korzysta, ale do tego algorytm zakwalifikował go do widzów, którym takie produkcje mogą się spodobać. Być może popularna platforma streamingowa to ostatnie medium, gdzie spotykają się ludzie o tak drastycznie różnych poglądach.
Nie można również nie zauważyć, że spod tych oskarżeń przebija wizja jakiejś wspólnej grupy interesu starającej się oddziaływać na umysły młodzieży. Tymczasem Netflix jest miejscem, gdzie spotykają się produkcje bardzo różne: obok nowej ekranizacji „Ani z Zielonego Wzgórza” – wyprodukowanej zresztą nie przez platformę, a przez CBC, czyli publicznego kanadyjskiego nadawcę telewizyjnego – widz znajdzie też starsze i nowsze produkcje TVP. Obok serialu „Sex Education”, uczącego o znaczeniu odpowiedzialnego seksu, wyskoczy „365 dni”, w którym doskonale się ma kultura gwałtu. Wysuwanie zarzutów pod adresem platformy tworzy wrażenie absolutnej wewnętrznej spójności pokazywanych na niej produkcji.
Do kogo mówi prawica?
Oskarżanie Netfliksa o lewicowy skręt wśród młodzieży wydaje się nie tylko chybione, ale i bardzo aroganckie. Młodzi ludzie w Polsce byli w ciągu ostatnich lat świadkami strajków kobiet, zaostrzenia prawa aborcyjnego, nagonki na mniejszości seksualne, zbliżenia się władzy i Kościoła katolickiego. Jednocześnie jako przedstawiciele pokolenia świadomego zbliżającej się katastrofy klimatycznej, szukają rozwiązań, które mogłyby się sprawdzić i dać im nadzieję. Nie powinno dziwić, że dużo bliżej im do lewicowej otwartości niż do konserwatywnych polityków, którzy przez lata kierowali swój przekaz głównie do osób w średnim wieku i starszych.
Czy na postawę młodych ludzi względem świata ma wpływ kultura, którą konsumują? Oczywiście. Tak jak na wyborców PiS ma wpływ kultura, którą serwują im ogólnodostępne stacje telewizyjne. Korzystanie z kultury wpływa na naszą wizję świata – niezależnie czy jest to Netflix, TVP czy Polsat. Konserwatywnym komentatorom tak naprawdę nie przeszkadza wpływ kultury na światopogląd młodych ludzi. Przeszkadza im, że to nie jest ich kultura.
Nie do końca… Zgadzam się z prawakami, że netflix promuje miłość lesbijską. Podobnie, jak hbo sprawy murzyńskie. Jest to bardzo nagminne i odrzucające. Wkrótce każdy ich film będzie mial zboczonych bohaterów. To jest coś w stylu choroby polskiego kina: zasada nr 1: mają byc cycki i mają kopulować przed kamerą. Chociaż to nigdy nie ma związku z historią.
Netflix niczego nie promuje, tylko pokazuje jak wygląda rzeczywistość. W społeczeństwie jest 3% osób homoseksualnych lub biseksualnych. Każdy z nas zna po kilka takich osób (może sobie z tego nie zdawać sprawę, bo jak znajomym jest ktoś na poziomie Radka Mroczuka, to lepiej sobie darować) i jak się pojawia 33 bohaterów w serialu, to przynajmniej jedna powinna być homoseksualna. Nie zgadzam się również, że pokazywana jest kopulacja, pokazywane są normalne relacje damsko-damskie, damsko-męskie i męsko-męskie. Żadnych zboczeń nie dostrzegam.
Akurat sądzę, że gdyby policzyć postacie we wszystkich serialach Netflixa (w sensie przez niego produkowanych), to wcale by te 3% nie wyszło, raczej więcej niż mniej.
No i mam jednak wobec takich postaci wymagania podobne jak wobec postaci hetero – niech pomysł na nie będzie czymś poza ich orientacją seksualną. Przykłady dobrze zrobionych i dobrze zagranych postaci jak najbardziej istnieją. To Bill z "Doctor Who", to Elliot z "Magików", to Simone z "Nadajemy z gdzie indziej", to Vanya z "Umbrella Academy". W przypadku tych postaci absolutnie nie czuć, że są "na siłę" czy sprowadzone do swojej seksualności. Nie, to są ciekawe, zapamiętywalne postacie. I czegoś takiego oczekuję od Netflixa, a nie odhaczania listy: kobiecy lead – mamy. Czarnoskóry bohater – mamy. A w ogóle to zrobimy czarnoskórego kobiecego leada, jeszcze lepiej. Azjata – jest. Gej, lesbijka, czasem jakaś osoba trans – też są. Czasem się trafi też osoba biseksualna. Nie widywałem u Netflixa jeszcze osób aseksualnych, panseksualnych i innych, ale może to kwestia seriali, bo też nie każdy człowiek ogląda. Sprowadzenie popkultury do "checklisty", bo KAŻDEGO trzeba reprezentować, bo musi się z kimś utożsamić moim zdaniem strasznie ogranicza twórczość i powoduje właśnie, że powstają postaci pisane na kolanie, "na siłę", byle wymogi spełnić. Dlaczego każdy zakłada, że jeśli w książce, filmie czy grze nie ma postaci niehetero, to oznacza to że autor zrobił to celowo i złośliwie bo jest homo-, trans- lub innym -fobem? W serialu czy książce widzimy wycinek świata przedstawionego. Jeśli autor nie ma pomysłu na to, by nie sprowadzać postaci do swojej seksualności, to po co go zmuszać do tworzenia nieciekawej postaci. Tylko po to by była?
Jak widać z komentarzy niżej, nawet ktoś policzył ile postaci jest jakich (bo nie tylko pod kątem orientacji seksualnej analizowano seriale) https://www.glaad.org/whereweareontv20 Nie wyróżniono wprawdzie niestety samego Netflixa (rozbijano szczegółowo tylko na stacje telewizyjne), ale Netflix, Amazon i Hulu miały w sumie 95 postaci LGBT w głównej obsadzie swoich seriali, czyli 12,2% wszystkich 773 postaci, które w głównych obsadach się pojawiały. Raczej więcej niż 3%. Nie mówiąc już o tradycyjnej telewizji, gdzie takich postaci było w ostatnim sezonie ponad 9% (z rekordzistą CW, które miało w swoich serialach 14% postaci LGBT). Zatem oskarżenia o nadreprezentację wydają się w takiej sytuacji będące na rzeczy, jeśli z drugiej strony pojawia się argumentacja " ale takie osoby istnieją, więc pokazujmy świat, jakim jest".
@Krzysztof: Te 12.2% to troche na wyrost policzyles. Bo… Podzieliles liczbe postaci LGBT na platformach streamingowych przez łączną liczbe postaci w telewizji (broadcast tv).
Czy Ty w ogóle przeczytałeś artykuł? Bo widzę, że albo nie, albo nie pozwalasz, żeby coś takiego jak "fakty" zaburzały twój ustalony już na sztywno światopogląd.
Zwierz na oko.press! I ten dzień staje się jeszcze lepszy 🙂
Swoją drogą cudowne jest to wskazanie działania algorytmu. Znam wiele osób, u których głównym zarzutem (gdyby miały jakikolwiek zarzut) byłoby, że Netflix podsuwa wyłącznie filmy azjatyckie. Dlatego te wszystkie "lewicowe" filmy u polskich konserwatystów doskonale pokazują, co oni oglądają ^^
Właśnie to jest najgorsze we wszechogarniającej propagandzie lewicowej. Zamiast jak najbardziej słusznego poruszania spraw gospodarczych i wykazywania wyższości lewicowego podejścia do gospodarki nad prawicowym, to zajmuje się sprawami obyczajowymi. Natomiast sprawy obyczajowe są dobre do prowadzenia dyskusji, ale do przodu naszej cywilizacji nie popchną. Dopóki będą osoby, które nie mają co włożyć do garnka obok osób, które nie mają co robić z pieniędzmi to zawszę będą zarzewia konfliktów i poważne tego konsekwencje.
"Nie znaczy to, że na Netfliksie nie pojawia się krytyka kapitalistycznych mechanizmów. Najczęściej znajdziemy ją jednak w produkcjach dokumentalnych, jak serial „Dirty Money”, czy programach publicystycznych […]"
Tak ja rozumiem zwrot "pojawia się": Netflix jest klasyczną kapitalistyczną firmą, w której żywotnym interesie jest utrzymywanie obecnego stanu rzeczy, ale żeby to ukryć "pojawiają się" produkcje temu przeczące.
A jak Pan zinterpretuje leninowskie bodajże powiedzenie: "kapitaliści sprzedadzą nam sznur, na którym ich powiesimy"?
Nie wydaje mi się to trudne – chyba, że czegoś tu nie wiem. Dla zysku, nawet krótkofalowego, klasyczny kapitalista zrobi wszytko. I to dokładnie się dzieje w korporacjach. Wybierany jest CEO, którego pensja zależy od zadowolenia akcjonariuszy. Tylko że akcjonariusze nie chcą zysku za 20 lat, tylko teraz, żeby zarobili na akcjach. Więc CEO "optymalizuje" produkcję np. zwalniając ludzi i na koniec roku zysk jest nieco większy (bo koszty mniejsze), więc akcjonariusze zarabiają na akcjach, CEO dostaje premie i ci na górze zadowoleni. Taka firma nie powinna mieć szans na wolnym rynku z mniejszą firmą, która koncentruje się na kilku produktach i ma wizje na 20 lat, a nie 12 miesięcy. Dlaczego więc dalej istnieje? To już zależy od branży, kraju, itd, ale najczęściej działania te są mało moralne, bo nawet wykupienie konkurenta w celu go zamknięcia ciężko nazwać moralnym.
Proponuję, więc zastosować tą nietrudną przecież logikę wobec Netflixu. Wszystko robią dla zysku i jedynie dla zysku. Obecny stan rzeczy ich interesuje o tyle, o ile zapewnia maksymalizację zysku (w długiej i krótkiej perspektywie) i chętnie go zmienią, gdy tylko będzie okazja do dalszego zwiększania zysków. Niestety, idąc tą logiką, gdyby okazało się, że PIS zagrozi Netflixowi utratę polskiego rynku, jeżeli ten nie zmieni swojej oferty na bardziej katolicką i narodową, to oni to zrobią. Byleby tylko były zyski.
Ciekawa uwaga i musiałem się chwilkę zastanowić przed odpowiedzią 🙂 Moje wytłumaczenie tego promowania ideologii jest takie:
Ideologia lewicowa jest teraz na topie, więc dużym korporacjom opłaca się utożsamiać z lewicą – jeżeli chodzi o obyczajowość – bo też są na topie. Proszę zauważyć jak prosto jest im zdyskredytować firmę, która np. nie wrzuciła na czas loga BLM na swojego Twittera? O małej firmie, która zajmuje się produkcją czegoś i nie ma oddzielnego pracownika do obsługi firmowego Twittera nie wspomnę. Drugi powód to dużo prościej wykorzystywać małe chińskie rączki mając na ustach hasła równości i tolerancji. Takie wyrachowanie zarzuciły korporacjom społeczności czarnych Amerykanów podczas protestów BLM, że hasła BLM są tylko po to, żeby im protestujący nie zniszczyli salonów. Kolejna sprawa, to o ile prościej korporacjom niszczyć środowisko mając na ustach hasła o ochronie środowiska? Na temat środowiska nie chce mi się pisać, bo ręce mi opadają. Ale generalnie chodzi o to, co pisałem w pierwszym poście. Chodzi o generowanie powodów do dyskusji i podziałów, żeby odwracać uwagę od spraw ważnych. Bo kto będzie się interesował, że jakaś firma nielegalnie przejęła jakąś inną firmę, skoro cała mniejszość czarnych w USA jest dyskryminowana? I nawet jeżeli dyskryminacja jest ważniejsza od jednej firmy, to nie jest ważniejsza od setek niszczonych firm, które na serio mogłyby coś zmienić na lepsze (przynajmniej zmiejszyć podziały finansowe). A jeżeli chodzi o PiS i Polskę? Polska nie ma znaczenia. Nikt nie będzie ryzykował podkopania swojego wizerunku w Stanach, żeby zarobić trochę więcej w Polsce. To nie Chiny. Bo w Chinach to już korporacje potrafią się wykazać dużą "elastycznością"…
Panie Fish, powiem tak, widać ryba lubi pływać w mętnym, tak pan miesza. Pierwsze parę zdań jest jasne: ideologia LGBT jest na topie, więc kapitalistyczne firmy robią na tym interes. Reszta to jakiś bełkot. "Nikt nie będzie ryzykował.." A może właśnie ktoś znajdzie tu swoją niszę. Kapitalizm polega na szukaniu czegoś, co inni nie widzą.
Odnoszenie się do argumentów “to jakiś bełkot” jest troszkę poniżej poziomu. Nie uważa Pan, że łatwiej korporacjom wykorzystywać ludzi i środowisko mając na ustach hasła sugerujące coś przeciwnego? A może nie uważa Pan tych spraw za istotne problemy? Bo ja uważam nie tylko za gigantyczne, ale i podstawowe w dzisiejszym świecie. Za to szukanie niszy to nie jest cecha kapitalizmu tylko wolnego rynku, a między innymi ten mariaż z ideologią lewicową pozwala wielkim korporacjom nie stosować się do tych zasad.
Panie Krzysztofie, nie raz się spieraliśmy i nie spodziewam się że Pana do czegoś przekonam, ale proponuję taki eksperyment: Niech Pan policzy wśród swoich znajomych wszystkie niemogące przeprowadzić aborcji kobiety, które teraz z tego powodu cierpią i doda do tego wszystkie znane Panu faktycznie dyskryminowane osoby z mniejszości rasowych, religijnych, osoby homoseksualne oraz transpłciowe i porówna tylko z liczbą osób robiących zawodowo coś, czego nie lubią tylko dlatego, że na tym co lubią nie będą w stanie zarobić na podstawowe potrzeby życiowe. Nie wiem w jakim Pan się towarzystwie obraca, ale u mnie i jak do tej pory u wszystkich osób, którym zadałem to pytanie liczba ludzi, którzy dosłownie dziesiątki lat robią coś, czego nie lubią lub nienawidzą jest nieporównywalnie większa niż suma ludzi z mniejszości z problemami (hmmm, może dlatego są nazywane mniejszościami?). A stres w pracy prowadzi daleko. Mój kolega z pracy dostał łomem w głowę za to, że za wolno przechodził przez pasy. Później się okazało, że kierowca, który to zrobić się śpieszył, bo od tego zależała jego praca.
Zwłaszcza w czasach cancel culture nie opłaca się dużym firmom (chyba, bo są jakieś badania, które pokazują że masowy "bojkot" produktów firmy długofalowo może zwiększyć zyski) nie popierać z wyrachowania ruchów typu BLM czy aktywistów LGBT. Jasnym jest, że gdyby firmy nie uważały, że im się to opłaca, bo zbiorą parę punktów i zarobią, to by tego nie robiły. Wystarczy porównać reklamy niektórych firm za granicą i u nas. Ta sama rodzina składająca się z np. dwóch panów i dzieci u nas w reklamie będzie się składała z kobiety, mężczyzny i dzieci. Nie tylko u nas tak to wygląda, bo firmy nie robią takich rzeczy z dobroci serca, tylko z chęci maksymalizowania zysku. To jest też powód, dla którego chętnie poddają się chińskiej cenzurze na chińskim rynku, bo siedzą tam ogromne pieniądze, które w innym przypadku zgarną twórcy podróbek, bo wiadomo jak w Chinach szanuje się prawa autorskie.
Tu nie chodzi o kwestie obyczajowe, a o przestrzeganie praw człowieka. Prawa człowieka to nie jest propaganda lewicowa, a Netflix nie jest korporacją promującą lewicową propagandę. Należy pamiętać, że Netflix tworzy filmy i seriale dla całego świata. Obecności osób LGBT w serialach jest naturalna, bo obecność osób LGBT jest naturalna w społeczeństwach. W krajach cywilizowanych osoby LGBT nie muszą się ukrywać i każdy takie osoby zna, dlatego dziwnym stało się dla społeczeństw cywilizowanych, że w serialach i filmach nie pokazywano osób LGBT (dyskusje sprzed kilku lat.). Dziś seriale mają oddawać rzeczywistość, stąd naturalnym jest, że takie postaci się pojawiają. I Netflix nie zacznie tworzyć dla Polski seriali o wizji "PiS-owskiej", bo tworzy dla całego świata i będzie raczej dostosowywał się do standardów tego świata, a osoby homoseksualne i biseksualne po prostu na świecie są, również w moim i Waszym otoczeniu drodzy intelektualiści (także w PiS-owskiej rzeczywistości)…
Wszystko ok, ale na tym właśnie polega demagogia. Demagogia nie jest kłamstwem tylko uwypuklaniem spraw małych i bagatelizowaniem dużych. Nie chcę podwójnie zaśmiecać forum swoimi wypocinami (powyżej z panem Krzysztofem rozmawiam również na ten temat) ale całe to uwypuklanie problemów mniejszości odwraca uwagę od głównego problemu – rozwarstwienia finansowego społeczeństwa. Amazon rozwiną się przez ostatnie 20 lat do poziomu największej firmy na świecie, a jednocześnie w Seattle, mieście z którego pochodzi liczba skrajnej biedoty się podwoiła. I to nie jest Polska, gdzie różne rzeczy można powiedzieć o zarządzaniu, tylko USA – najbogatszy kraj na świecie.
W pierwszej kolejności: Netflix nie uwypukla problemów mniejszości, tylko ukazuje, że te osoby w naszym otoczeniu są (co osoby takie jak panów wyżej mocno irytuje). Prawa człowieka to nie jest demagogia, demagogią jest umniejszanie ważności praw człowieka, a powyższa dyskusja jest klasycznym przykładem homofobii i próbą wciskania osób LGBT+ do szafy. W Polsce to jeszcze się powodzi. W krajach cywilizowanych i wśród ludzi cywilizowanych to, że osoby LGBT+ są wśród nas jest tak samo naturalne, jak to, że są w każdym społeczeństwie osoby w wieku 20-30 lat… Netflix też te osoby pokazuje. Skandal. Uwypukla problemy 20-30- latków, ble ble ble…
Powszechna na świecie jest wrażliwość lewicowa. Rozwijała się od XIXw, aby stać się dziś dominującą. Jeżeli Netflix kieruje uwagę na istnienie osób nie hetero-normatywnych, to spełnia jedynie oczekiwania większości widzów. Dla widza polskiego może to być przesadne, ale w moim przekonaniu takie wrażenie my mamy, gdyż ludzie LGBT ukrywają się dla swego fizycznego bezpieczeństwa w naszym tradycyjnie tolerancyjnym narodzie.
Domyślam się, że nie czytał Pan mojej rozmowy z panem Krzysztofem bo on ma chyba podobne do Pana zdanie, a ja się powołałem tylko po to, żeby nie pisać drugi raz tego samego. Napiszę więc coś nowego:
Od początku covidu najbogatsi w USA wzbogacili się o kilkanaście procent. Ponieważ i tak byli bogaci to te kilkanaście procent to kilkaset miliardów dolarów, czyli tyle mniej więcej co 2-3 razy roczne dochody Polski. Czyli robiąc to samo co zawsze, goście przez rok zarobili o kilka rocznych budżetów niemałego i nie tak biednego kraju więcej niż zarabiali wcześniej, a i wcześniej nie zarabiali mało. Równocześnie do covidu tylko 20% Amerykanów którzy zubożeli podczas kryzysu 2008 odzyskało stan posiadania sprzed 2008. Takich rzeczy można by pisać i pisać, ale sedno problemu jest takie, że obecny system gospodarczo-polityczny zmierza w bardzo złym kierunku i zmierza w co raz szybszym tempie.
Tak więc mniejszości, LGBT, BLM to zdecydowanie tylko takie igrzyska dla ludu. 90% spraw jakimi zajmują się telewizje, gazety czy portale to powinny być śledztwa dziennikarskie dotyczące ukrywania dochodów przez bogatych, kwestie podatków indywidualnych i firmowych, opisywanie metod unikania opodatkowania, regulacje działania firm żeby nie niszczyły środowiska, zmowy cenowe, oszustwa giełdowe, wrogie przejęcia firm, nieuczciwa konkurencja, powiązania ludzi polityki z wielkim biznesem itd.
Niedawne wybory w USA pokazały wyjątkowe podziały społeczeństwa amerykańskiego. Ale co ci Amerykanie tak naprawdę wybierali? Czy któryś coś zrobił/zrobi, żeby ukrócić samowolkę korporacji? Co więcej, czy któryś Afroamerykanin, homoseksualista czy osoba transpłciowa może wskazać jakąkolwiek zmianę na gorsze w prawodawstwie amerykańskim po wygraniu Trumpa bądź zmianę na lepsze po wygraniu Bidena? Tak więc moim skromnym zdaniem to wszystko jedna wielka ściema mając ułatwić bogacenie się bogatych i tyle.
Homofobi znajdą różne sposoby, żeby przeforsować homofobię. USA są dziś na innym etapie i opisywać ten kraj, w którym osoby jednopłciowe mogą zawierać małżeństwa, a osoby transpłciowe mogą korygować płeć, w kraju w którym obie te grupy są prześladowane, to jawna manipulacja, ukazująca faktyczne (homofobiczne) motywy. Do tego pisanie tego pod artykułem o tym, że Netflix pokazuje społeczność LGBT, czyli odzwierciedla to co jest w społeczeństwie, bo osoby LGBT są, i twierdzić, że to sianie propagandy. To naprawdę jest ewidentne. Walka o prawa człowieka zawsze będzie istotna, wmawianie czego innego jest demagogią i, co istotne, walka o prawa człowieka, zupełnie nie przeszkadza w walce z bogaceniem się bogatych i ubożeniem biednych… Dla mnie to oczywiste, pozostawiam do oceny potencjalnym czytelnikom…
Piszę o USA tylko dlatego, że jest to kraj niezależny od innych i łatwiej to analizować. W Polsce można coś analizować, spodziewać się jakichś decyzji rządzących i nagle dowiedzieć się że robią coś zupełnie innego niż planowali/mówili (np. próba opodatkowania Ubera) bo przyszedł prikaz z zewnątrz.
A jeżeli jest Pan taki pewien, że to po prostu homofobia to może Pan napisze czy Pan lubi swoją pracę i ile godzin dziennie Pan pracuje? Bo do tego de facto się sprowadza moja teza. Czy walcząc o prawa człowieka powiązane ze sprawami seksualnymi nie przegrywamy prawa do wolnego życia w ogóle?
do usunięcia…
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Perfekcyjne stwierdzenie !!!! Jestem w podeszlym wieku ale widze ze polska rzadza dziadki takie jak ja ,a o zgrozo te koscielne ktore nie posmakowaly kobiety !!!! Dlaczego tych ludzi sie pokazuje albo cytuje,mlodzi ludzie zrobcie z tam porzadek !!!!
Do skasowania.
Milo by bylo, gdyby oko staralo sie jednak zachowac obiektywizm. z raportu glaad wybika ze w tym roku postaci lgbt bylo 9 %, co stanowilo spadek w por do roku poprz kiedy bylo ich 10% zrodlo tutaj: https://www.google.dk/amp/s/www.nytimes.com/2021/01/14/arts/television/tv-lgbtq-glaad.amp.html Na tej samej stronie mozna wyczytac, zen netflix przoduje w tym temacie wsrod platform streamingowych – ktos tu wiec nie ma racji, albo klamie. Subiektywnie, idnioslem wrazenie juz jakis czas temu, ze w praowe kazdym serialu netflix pokazuje calujacych sie ludzi tej samej plci. Wiec o ile prawice uwazam za orynitywna i zabobonna, to jednak nieco razi mnie ten artykul- sprawia wrazenie malo rzetelnego.
To jest z premedytacją oswajanie widzów do nowej rzeczywistości, która nas czeka. Na tej samej zasadzie kiedyś kino oswajało nas z postacią szlachetnego szeryfa i policjanta walczącego ze złem. W efekcie dziś mamy samych szlachetnych policjantów. I indian też.
Amurat z przykladem szeryfa sie nie zgadzam „intuicyjnie”. W dzialaniu nerltflixa nie ma raczej przypadku – chodzi raczej o kase
Bo chodziło mi o absurd oskarżeń Netflixa.
Prawactwo definiuje się samo przez władcze stemplowanie, obrzydzanie, wyolbrzymianie i demonizowanie, wszystkiego tego, co wobec niego krytyczne, dla niego niewygodne, lub nawet tylko nieprzyklaskujące, jako niebezpiecznego, okrutnego i wstrętnego lewactwa. Jak im nie podpasi, to nawet regularną, kapitalistyczną komercję przemalują na czerwono.
Ah! Wasza rzetelność jest wręcz legendarna… Oskarżenie jest o marksizm kulturowym, a wy o marksizmie ekonomicznym. Złoty Gebbels się należy!
Zawsze mnie bawią te komentarze prawicy, że na Netfliksie "homoseksualistów pokazujo". Cóż… W społeczeństwie żyje od 3% do 7% osób homo- lub biseksualnych. Oznacza to, że na 100 osób w społeczeństwie jest od 3 do 7 osób homo-, biseksualnych, dalej oznacza to, że jeśli masz na Facebooku 300 znajomych, to przynajmniej 9 z tych osób (a może nawet 21) jest homo-, biseksualnych. Ciekawe czy jesteś w stanie podać 9 swoich homo- i biseksualnych znajomych (zakładam, że przynajmniej 300. znajomych na "Fejsie", albo w życiu masz). Pewnie nie (żyjemy w Polsce, w kraju w którym osoby LGBT+ są prześladowane i muszą się ukrywać, możliwe, że również przed Tobą). Trzeba jednak pamiętać, że Netflix produkuje seriale dla całego świata, również tego cywilizowanego, w którym osoby LGBT+ nie muszą się ukrywać, nie są bite za to kim są, nie są atakowane przez nożowników na stacji metra za chodzenie pod rękę, nie są uważane za wrogów. To zaś oznacza, że w cywilizowanym świecie, cywilizowani ludzie zdają sobie sprawę z tego, że przecież każdy z nas zna osoby LGBT, że jest to otaczająca nas rzeczywistość i od zawsze tak było. Nienaturalny jest raczej brak osób LGBT w filmach, serialach ukazujących jakiekolwiek społeczeństwa. Netflix więc pokazuje rzeczywistość i jest to rzeczywistość wszystkich krajów, bo nawet jeśli w kraju takim jak Polska, osoby LGBT są zmuszane do ukrywania się, to nie oznacza, że ich nie ma, oznacza to tylko tyle, że się ukrywają. Dla społeczeństw zaś cywilizowanych, to co widzą na ulicach, wśród swoich znajomych, odzwierciedlone jest w serialu. Na 30 bohaterów powinna być choć jedna osoba LGBT i proszę pamiętać, że chodzi również o role pierwszo-, drugo-, trzecioplanowe… Nie zauważyłem jak dotąd nigdy przesady i przekroczenia tego limitu w serialach Netflixa…
Najbardziej znaną osobą LGBT jest bodajże porucznik Gruber z serialu "'Allo 'Allo!" (emitowanego w latach 1990. przez TVP).
Widzę ktoś tu ogląda ojca Browna ;P
Raczej czyta.
Komuś trzeba wysłać maść na ból ****. Pomyślał ktoś o zaletach Netflixa?
Ta platforma ma najlepszy serial chrześcijański 'Anno domini…'
Ta platforma ma najlepszy serial 'Stranger Things'
Ta platforma ma najlepszy serial historyczny 'The crown'
Mają najlepsze uniwersum 'Breaking Bad + Better call soul'
Mają chyba najlepszą biblioteke filmów ogólnie
Mają najlepszą cene, 50 zeta za full opcje
I teraz tak, weźmy wady kościoła i obecnej władzy i porównajmy to z wadami Netflixa. Nie ma rozmowy
Lewica się żre. To wiadomo. Ale co prawica wyprawia, to przechodzi wyobrażenie. A powinni grzecznie wszyscy do kościółka co niedzielę ukłonić się pasterzom, takim jak protagonista tego artykułu biskup Gądecki czy inny, znacznie bardziej aktywny na forum umoralniania narodu biskup Jędraszewski. Bo jaka z was prawica narodowa? Bez księdza ani do proga! jak mawiała moja teściowa.
Proponuje zmiane nazwy prawicy na mafjice. Cechy ktore lacza wszystkie partie "prawicy" na swiecie to ksenofobia, homofobia, androfobia i chwalenie "zdrowej" rodziny nawet jak facet ma kilka zon i moze je i dzieci zatluc na smierc kiedy go nie sluchaja. Wszystkie te "prawice" daza zawsze do koryta za wszelka cene bez skrupol, obojetne czy nazywaja sie komunistami, kapitalistami czy chrzescijanami, sa to zawsze ci sami faszysci a ich organizacja jest zawsze mafijna. Dlatego proponuje nazywac oficjalnie Mafie Mafia by kazdy wiedzial z czym ma do czynienia. Czyni to wielka roznice bo z "prawica" sie rozmawia a powinno sie z nia jak z Mafia rozliczyc.
Dzięki zboczeńcom i psychopatom z Krk oraz podobnym im luminarzom z PiS media zostały zdominowane "dyskusjami" o seksualnosci i jej dewiacjach. Większość dyskutantow nie ma pojęcia o czym mówią. Powtarzają i twórczo rozwijają slogany ukute przez mędrcow kościoła i zaakceptowane przez wladzę. Z niepokojem wpatrują się w oblicza prezesa i biskupów w oczekiwaniu pochwał i ochłapów. Wiodącą w tym procederze państwowa TV stała się maglem przodującym w kołtuństwie. Ubiegającym się o pierwszeństwo z episkopatem.
Konserwatyści jak zwykle obrażają się na rzeczywistość. Pomijam już nawet fakt, że zwyczajnie nie mają racji i wyolbrzymiają zjawisko, ale całe to narzekanie zdradza inny problem: oni zdają się uważać, ze popularna rozrywka powinna być tylko o białych heteroseksualnych ludziach, tak jakby inne osoby nie istniały i, co więcej, nie oglądały tych treści. Tak jakby ich pojawienie się w danej produkcji musiało być jakoś wytłumaczone. Patrząc na populację Stanów Zjednoczonych w ogóle nie jest dziwne, ze produkcje tam powstające i do tych obywateli głównie kierowane pokazują przekrój tamtejszego społeczeństwa. Dziwić można by się co najwyżej ze jest to względnie nowy trend.
Ale jak widać, narzekania wolnorynkowców na to, że prywatna firma śmie podejmować decyzje, które nie wpisują się w ich skrzywioną wizję świata, nie ustają.
Prawicy koncza sie cele atakow. Netflix jest platforma komercyjna, ktora ma zarabiac i robi to z powodzeniem. Nie wychwalaja niezlomnych i JPII, bo tego nikt nie chce za doplata, wiec jak widzowie nie beda miec wyboru, to przelacza na ten sciek z TVP.
Jak to nie – jest też dokument o JP2 "Apartament", a nawet "Smoleńsk"… Nawet te nisze mają coś dla siebie, więc nie bardzo rozumiem o co ten foch. Może o to, że jest też coś dla innych odbiorców, albo że te ichnie produkcje są słabe.
Liczba postaci LGBT spośród wszystkich bohaterów, to nie to samo, co liczba produkcji, w których można ich zobaczyć. W raporcie uwzględniono 306 tytułów, w których pojawia się 136 przedstawicieli LGBT. Z raportu nie dowiadujemy się konkretnie, w ilu filmach i serialach mieli swoje role. Przyjmując skrajne założenie, że występowali pojedynczo, obsadzono w ten sposób ponad 40% wszystkich produkcji, co jednak mogłoby odbiegać od przyjętego za skalę obrazu społeczeństwa.
Z drugiej strony wiadomo, że tak nie jest, a nawet gdyby, to nadal nie będzie to każdy jeden tytuł Netflixa. Także jestem wdzięczny autorce za informację, że ktoś takie analizy przeprowadza. Do tej pory bazowałem na własnych, jak widać mylnych obserwacjach.