0:000:00

0:00

Warszawa, piątek 23 października, kilkunastotysięczna demonstracja kobiet oraz ich sojuszników przechodzi przez centrum Warszawy. Reporterka TVN łapie jedną z uczestniczek:

- Dlaczego pani tutaj jest?

- Bo jestem wkurwiona.

- A można bez wulgaryzmów? - prosi reporterka.

Odpytywana kobieta spełnia prośbę i mówi, dlaczego jest "bardzo wkurzona". To godna podziwu uprzejmość. Natomiast odpowiedź na pytanie, czy można bez wulgaryzmów, jest boleśnie prosta: otóż nie, nie można.

Przeczytaj także:

Tekst publikujemy w naszym cyklu „Widzę to tak” – od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik

Problem z niesmakiem nazywa się "władza"

"Powinniśmy rozmawiać ze sobą językiem innym niż wulgaryzmy i ogromna agresja" - stwierdził 24 października w "Faktach po faktach" Paweł Mucha, minister w Kancelarii Prezydenta.

"Martwię się, że radykalizm, bluzgi na antenie tv czy na ulicy nie służą sprawie" - napisał 23 października Sławomir Nitras, poseł Platformy Obywatelskiej.

"Elyta z rynsztoka. Nienawiść odziera ludzi z człowieczeństwa" - martwiła się tego samego dnia w mediach społecznościowych europosłanka PiS Beata Mazurek.

Jest pewien problem z powyższymi wypowiedziami. Zanim go nazwiemy, przypomnijmy trzy wydarzenia.

Po pierwsze, Andrzej Duda, szef Pawła Muchy, z właściwą sobie elegancją twierdził, że LGBT to nie ludzie, a mniejszości seksualne porównał do bolszewików.

Po drugie, poseł Nitras w kampanii wyborczej sentencjonalnie stwierdził: "żeby się wpierdolić na konferencję, to trzeba umieć".

Po trzecie, koledzy pani Mazurek przez ostatnie lata regularnie wyzywali ludzi od kanalii, komunistów, złodziei i morderców.

Cmoknięcia o niesmaku, oburzenie na wulgaryzmy ma nazwę. To władza: polityczna, medialna, symboliczna.
  • Ta władza jest wykorzystywana, by przyznawać sobie ekskluzywne prawo do obraźliwych słów, by uprawomocnić swoje krzywdy, a odmówić prawa do gniewu innym.
  • Jest także używana do próby przejęcia spontanicznego protestu, by wykorzystać go w uładzonej formie do własnych celów politycznych.
  • Wykorzystuje się również jej moc, by sprawować kontrolę nad debatą publiczną: jedne tematy nagłaśniać, inne pomijać, kolejne interpretować we właściwy sposób.

Odbieranie grupom dyskryminowanym, prześladowanym lub po prostu mniejszościowym prawa do używania ostrych form protestu jest stare jak świat, bo skutecznie blokuje zmianę społeczną.

Identycznej strategii używali Republikanie w USA i prezydent Donald Trump, by dyskredytować ruch Black Lives Matter. W tej opowieści są mniej lub bardziej słuszne postulaty grupy protestujących i znani z PRL „warchoły i zadymiarze”, którzy „przejmują” ruch protestu.

Oczywistym jest, że to rozróżnienie nie wynika z troski o kulturę, poziom debaty, czy postulaty manifestujących - chodzi w nim wyłącznie o to, by stłumić protest, odmówić mu prawomocności. Postulat „merytorycznej rozmowy, a nie emocji”, to klasyczna pułapka, co najlepiej widać w polskim sporze o aborcję.

Kiedy środowiska kobiece mówiły merytorycznie o fazach rozwoju płodu, prawicowi fanatycy w odpowiedzi napadali obelgami o „morderczyniach dzieci nienarodzonych". Teraz kiedy słyszą „Wypierdalać!”, nagle zapragnęli merytorycznej rozmowy.

Czy hasła są obsceniczne? Nic z tych rzeczy

Redaktor Wydawnictwa Czarne Łukasz Najder przypomniał ostatnio w mediach społecznościowych cytat z „Czasu Apokalipsy” Francisa Forda Coppoli:

„Uczymy młodych, jak palić żywcem ludzi, a zabraniamy im pisać »jebać« na samolotach, bo to nieprzyzwoite! (We train young men to drop fire on people, but their commanders won't allow them to write »fuck« on their airplanes because it's obscene!)".

W polskim czasie apokalipsy kobiet to zdanie mogłoby brzmieć następująco:

"Nakazujemy kobietom nosić w swoim ciele zdeformowane płody, a zabraniamy im krzyczeć »wypierdalać«, bo to nieprzyzwoite".

Reporterki i reporterzy OKO.press są od dwóch dni na ulicach, relacjonując protesty. Autor tego tekstu również obserwował od środka piątkową demonstrację w Warszawie. To protesty pełne gniewu, manifestacje, gdzie wściekłość miesza się z dumą.

I tak, co najmniej 80 proc. haseł krzyczanych przez manifestantów zawiera wulgaryzmy: "Wypierdalać", "Jebać PiS", "Trzeba było nas nie wkurwiać", "Krzysztof Bosak, wypierdalaj!", "Kaja Godek, wypierdalaj!" - to najpopularniejsze.

Czy jest w tym szacunek dla oponentów? Nie ma. Czy jest wola dyskusji? Ani trochę. Czy w hasłach i głosach słychać nienawiść? Bardzo możliwe. Czy hasła są obsceniczne i nieprzyzwoite? Nic z tych rzeczy.

Jest bardzo prosty sposób, by gniew ukoić i wyeliminować wulgaryzmy z przestrzeni publicznej: należy zmienić prawo legalizujące tortury wobec kobiet i skończyć z regulowaniem ich płodności za pomocą kodeksu karnego. To te regulacje są obsceniczne, nieprzyzwoite i wołają o pomstę do nieba. Okrzyk „Wypierdalać!” jest natomiast adekwatnie dobrany do sytuacji i poziomu społecznego gniewu.

To początek zmiany społecznej

W oburzeniu na hasła kobiecych demonstracji jest obecny również stary, niedobry polski patriarchalizm. Kiedy dziarscy chłopcy na marszach narodowców wrzeszczą, żeby „jebać pedałów”, a komunistów wieszać na drzewach zamiast liści - to dla wielu nieprzyjemne, ale zrozumiałe. Obrzucanie się kanaliami, mordercami, zarazami albo pisdzielcami - to w polskiej polityce zdominowanej przez mężczyzn akceptowana norma. Ale niechże kobieta przeklnie... Olaboga, świat się wali.

Kobieta w polityce ma być grzeczna, ma być układna, ma łagodzić spory i dyskusje, mitygować samców alfa i za bardzo się nie wychylać. W jednej ze stacji telewizyjnych stworzono nawet specjalny program dla kobiet-polityczek, prezentujący „damski punkt widzenia” - wszystko oczywiście po to, by uzasadnić brak kobiet w „normalnej” publicystyce: co tam się mają panie przepychać z mężczyznami na równych prawach, niech pogadają kulturalnie tylko ze sobą przy kawusi.

Demonstracje przeciwko barbarzyństwu zaordynowanemu Polkom na zlecenie PiS przez Trybunał Przyłębskiej łamią ten stereotyp. Kobiety przez ulicę i masowe ostre protesty wkraczają do życia publicznego na równych prawach: tak samo wściekłe, tak samo prące do przodu i zdeterminowane jak mężczyźni.

To początek zmiany społecznej - widać to po przekroju wiekowym, manifestacje (przynajmniej te w Warszawie) są zdominowane przez osoby 20-25 letnie i młodsze. Jednak jak każda taka zmiana, również i ta będzie kontestowana, zwalczana i deprecjonowana: nie tylko przez przeciwników praw kobiet, także przez mężczyzn, którzy uważają się za sojuszników.

Strach przed utratą uprzywilejowanej pozycji idzie w poprzek poglądów politycznych. Ale kobiety mają w naszym kraju o wiele poważniejsze powody do strachu.

Patrzyliśmy, jak życie kobiet zmienia się w piekło

Wolę słuchać w telewizjach informacyjnych kobiet krzyczących "wypierdalać!", niż kolejnych miłych fanatyków w dobrze skrojonych garniturach, którzy kulturalnym językiem, pełnym kategorii prawniczych, filozoficznych, politycznych mówią rzecz bardziej obelżywą niż najgorszy wulgaryzm: że kobiety w świetle prawa, religii albo politycznego status quo wolno torturować.

Na kierowniczych stanowiskach w mediach pracują głównie mężczyźni, w programach informacyjnych i publicystycznych pracują głównie mężczyźni. Protest należy do kobiet. I to krzyczane "Wypierdalać!" skierowane jest również do nas:

bo jako grupa uprzywilejowana patrzyliśmy bezczynnie na to, jak życie kobiet od lat zmienia się w Polsce w piekło.

To jest również nasza wina, więc jeśli nie chcemy dołączyć do protestu, to chociaż nie cmokajmy z niesmakiem, kiedy piekło jest burzone przy wtórze okrzyków, by jebać Belzebuba.

Udostępnij:

Michał Danielewski

Wicenaczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Komentarze