0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Cezary Aszkielowicz / Agencja GazetaCezary Aszkielowicz ...

"Dla wygrania następnych wyborów przez opozycje kluczowe jest przejęcie części wyborców PiS, którzy głosowali na partię w ostatnich wyborach, a dziś w obliczu wciąż zaostrzającego się sporu z Unią Europejską i zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej mają co do tego wątpliwości. Powrót do postulatów gospodarczych znanych sprzed dekady jest receptą na zamknięcie się w getcie, a nie zdobycie tego elektoratu" - pisze Marcin Wroński, ekonomista z Kolegium Gospodarki Światowej Szkoły Głównej Handlowej, aktualnie przebywający na wizycie badawczej w Światowym Laboratorium Nierówności w Paryżu.

Tekst publikujemy w naszym cyklu „Widzę to tak” – w jego ramach od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.

Nie ma odwrotu od redystrybucji

Michał Sutowski na łamach Krytyki Politycznej obawia się, że PiS skompromitował ideę redystrybucji, a przyszły opozycyjny rząd będzie ciął wydatki socjalne. Dlaczego?

  • Rządy Prawa i Sprawiedliwości nie zwiększyły solidaryzmu społecznego.
  • Retoryka Prawa i Sprawiedliwości obrzydziła solidarność społeczną opozycyjnemu elektoratowi, już wcześniej mającemu liberalne poglądy gospodarcze.
  • Rząd stworzony przez obecną opozycję może być zmuszony likwidować transfery społeczne, nawet nie ze względu na liberalny dogmatyzm, a przez nastroję własnego elektoratu.

Mimo że wysoko oceniam publicystykę Michała Sutowskiego, nie podzielam jego obaw. Oczywiście istnieje wiele powodów do krytyki programów społecznych Prawa i Sprawiedliwości, także z postępowej perspektywy.

Smutna prawda jest jednak taka, że w XXI wieku redystrybucja rosła w zasadzie wyłącznie podczas rządów Prawa i Sprawiedliwości.

Istnieje szereg różnych miar skali redystrybucji, ale najczęściej używaną i chyba również najprostszą jest spadek nierówności dochodowych z tytułu transferów społecznych. Polska w tej dziedzinie zawsze była w ogonie Europy, również Europy Wschodniej. Pod koniec pierwszej kadencji rządów Prawa i Sprawiedliwości dogoniliśmy średnią dla Europy Wschodniej, na skutek Polskiego Ładu (jakkolwiek pełen niedoskonałości by nie był) prawdopodobnie wykonamy krok w stronę Europy Zachodniej.

Sutowski pisze, że Polska w okresie rządów Zjednoczonej Prawicy nie przesunęła się wcale w stronę „solidaryzmu społecznego”. W obliczu braku jasnych miar solidaryzmu (który ma zresztą charakter wielowymiarowy, w przeciwieństwie do redystrybucji mającej oblicze stricte ekonomiczne) twierdzenie to jest nieweryfikowalne. Wzrost redystrybucji za rządów Prawa i Sprawiedliwości i to w skali w Polsce wcześniej nienotowanej jest jednak faktem.

Źródło: prof. Michał Brzeziński, Twitter, źródło

Wbrew padającym czasem z ust polityków opozycji hasłom o „socjalistycznej” polityce PiS lub wręcz porównaniom PiS do PRL (które zresztą dowodzą raczej ignorancji wypowiadających je osób, wyraźnie nieświadomych, że prawica to nie tylko Milton Friedman, ale również np. Ludwig Erhard) partie opozycyjne już zmieniły swój stosunek do programów socjalnych Prawa i Sprawiedliwości.

Obecnie żadna z nich nie popiera likwidacji 500+, co jeszcze na początku poprzedniej kadencji było częstym postulatem. To Platforma Obywatelska, a nie Prawo i Sprawiedliwość już w 2017 roku ogłosiła postulat wypłaty trzynastych emerytur. Wszystkie kluby parlamentarne poparły dalsze procedowanie projektu obywatelskiego dot. emerytur stażowych (umożliwiających wcześniejsze przejście na emeryturę osobom o długim stażu pracy), przeciwko głosowało jedynie dziesięciu posłów Konfederacji oraz Klaudia Jachira (Koalicja Obywatelska).

Partie opozycyjne krytykują Polski Ład, ale Izabela Leszczyna będąca jednym z kluczowych głosów Platformy Obywatelskiej w kwestiach ekonomicznych przyznaje, że progresywność systemu podatkowego powinna być większa niż była przed jego wprowadzeniem. Donald Tusk podczas ostatniej wizyty w Wielkopolsce mówił nie tylko o przedsiębiorcach, ale przede wszystkim o "ludziach ciężkiej pracy".

Przeczytaj także:

Ultraliberalny elektorat nie ucieknie

Co zatem z tą częścią elektoratu opozycji, która oskarża rząd o „rozdawnictwo”, „socjalizm” i tym podobne? Smutna prawda jest taka, że w obecnej sytuacji politycznej nie jest ona specjalnie istotna. Jej niechęć do PiS jest silniejsza niż miłość do (często prymitywnie rozumianych) wolności gospodarczej i państwa minimum. Mimo przesuwania się opozycji w lewo w zakresie polityki gospodarczej wciąż na nią głosuje i będzie głosować. Nie ma dokąd odpłynąć, bo przecież ze względu na proeuropejskie poglądy nie będzie głosować na Konfederację.

Dla wygrania następnych wyborów przez opozycje kluczowe jest przejęcie części wyborców PiS, którzy głosowali na partię w ostatnich wyborach, a dziś w obliczu wciąż zaostrzającego się sporu z Unią Europejską i zaostrzenia ustawy antyaborcyjnej mają co do tego wątpliwości. Powrót do postulatów gospodarczych znanych sprzed dekady jest receptą na zamknięcie się w getcie, a nie zdobycie tego elektoratu.

Dwa wyzwania dla Lewicy

Miłosz Wiatrowski w opublikowanym ostatnio w Gazecie Wyborczej tekście również zauważa, że opozycja musi zdobywać nowe głosy, a nie tylko je sobie odbijać. Krytykuje (przynajmniej jego zdaniem będącą faktem) strategię Donalda Tuska na wypchnięcie Lewicy z sejmu.

Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na przedstawione w jednym ubiegłorocznych numerów "Zdania" oszacowania prof. Macieja Gduli (będącego również posłem Lewicy), zgodnie z którymi od wyborów do początku 2021 roku Lewica straciła 450 tysięcy wyborców 50+, zyskała zaś 150 tysięcy młodych wyborców (młode roczniki są dwukrotnie mniejsze niż starsze).

Tak długo, jak Lewica – w pewnej mierze mimo własnej woli – identyfikowana jest przede wszystkim z tzw. postulatami obyczajowymi, tak długo będzie łatwa do wypchnięcia z Sejmu, ponieważ postulaty te bez większych strat elektoratu może przyswoić sobie Platforma (wspomagając się lewicowymi transferami, do których chętnych zresztą chyba nie brakuje).

Sytuacji nie ułatwia to, że elektorat Lewicy jest najbardziej antypisowski, a jak przyjdzie co do czego, antypisowcy mogą zagłosować na najsilniejszego antypisowca, czyli obecnie Tuska.

Podobne zjawisko obserwowaliśmy już w wyborach prezydenckich w 2020 roku.

Można zastanawiać się, czy strategia Tuska jest optymalna dla całej opozycji, czy tylko dla jego własnej partii, ale jasne jest, że myśli on przynajmniej o drugim ze wskazanych interesów. Tymczasem momentami trudno stwierdzić, czy Lewica w ogóle ma jakąś strategię, czy prowadzi politykę skierowaną do jasno zidentyfikowanych grup elektoratu, czy przede wszystkim własnej bańki na Twitterze. W kontekście szacunków Gduli trudno nie odnieść wrażenia, że poświęciła ona (świadomie?) kilkukrotnie większą grupę starszego, raczej „postPRLowskiego” i „ekonomicznego” elektoratu dla mniejszej grupy młodego, elektoratu „obyczajowego”, a przy tym - jak pokazują badania - liberalnego gospodarczo.

Wolnorynkowe poglądy ekonomiczne młodego elektoratu, zresztą w dużej mierze są winą lewicy, związków zawodowych, szerzej rozumianych sił postępowych, które nie wykazują specjalnego zainteresowania edukacją społeczeństwa, a zwłaszcza edukacją ekonomiczną. Czy któryś z zasiadających w Komisji Trójstronnej związków zatrudnia chociaż głównego ekonomistę? Czy milionowe dotacje dla lewicowych ugrupowań politycznych przekładają się na coś więcej niż billboardy w czasie kampanii wyborczych?

Niestety realny jest scenariusz, że koniec końców nawet ten młody „obyczajowy” elektorat odpłynie do Koalicji Obywatelskiej, zwłaszcza jeśli z jej list wystartuje kilka dobrych, młodych, lewicowych posłanek, co umożliwi młodym głosowanie na Koalicję bez poczucia obciachu. Na szczęście dla lewicy do wyborów jest jeszcze trochę czasu i może ona zastanowić się co zrobić, by elektorat ten utrzymać przy sobie.

Wydawałoby się, że w kontekście wzrostu skali redystrybucji notowania Lewicy powinny iść w górę, a przynajmniej stać w miejscu. Tak nie jest, ponieważ Lewica w Polsce nie reprezentuje jej beneficjentów. Jak udowadniają badania zespołu prof. Piketty’ego (wkrótce Krytyka Polityczna wyda prezentującą je książkę “Kapitał i ideologia”) w szeregu państw na przestrzeni ostatnich dekad dokonała się metamorfoza elektoratu partii lewicowych. Dawniej reprezentowała ona najsłabiej wykształconych, dziś reprezentuje najlepiej wykształconych. Słabiej wykształconych przygarnęły zaś partie prawicowe, często radykalnie prawicowe. Podobne zjawisko obserwujemy (co potwierdzają badania Piketty’ego, Lindera, Novokmeta i Zawiszy) również w Polsce, gdzie sytuację dodatkowo komplikuje fakt, że elektorat biedniejszy jest jednocześnie elektoratem bardziej klerykalnym.

PiS nie zniknie - będzie czekał na powrót do władzy

Co jednak będzie po wyborach? Wątpię, by nastroje własnego elektoratu zmusiły nie-PiSowski rząd do - jak obawia się Sutowski - „prywatyzowania usług publicznych, cięcia transferów, wykluczania kolejnych grup społecznych”.

Wbrew powszechnym opiniom sondaże dość jednoznacznie pokazują, że opozycja przegrała 2021 rok. O ile na jego początku rządy opozycji były dominującym scenariuszem, to po kryzysie granicznym zdecydowana większość sondaży prognozuję większość PiS i Konfederacji.

View post on Twitter

Nawet jeśli opozycja najbliższe wybory wygra, to Prawo i Sprawiedliwość nie przestanie istnieć. Jeśli następcy Jarosława Kaczyńskiego (jego zapowiedziom o tym, że został wybrany na ostatnią kadencję, można wierzyć lub nie, ale prawa demografii są nieubłagane) utrzymają jedność obozu prawicy, to przeciwko chaotycznej, wieloczłonowej koalicji rządzącej stać będzie silna partia opozycyjna, co więcej wzmocniona finansowo i organizacyjnie w okresie własnych rządów. Jeśli rząd KO-Polski 2050-PSL-Lewicy (czy innego układu koalicyjnego) zagrozi sztandarowym programom rządów Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego istnieje duże ryzyko, że po jednej kadencji znów wrócimy do rządów PiS.

Jest co robić

Co zatem dalej? Jeśli czytelnik po lekturze tego tekstu pomyślał, że jedyną szansą opozycji jest żyrowanie „rządowego rozdawnictwa”, pragnę go uspokoić. Istnieje szereg obszarów, które Prawo i Sprawiedliwość zawaliło.

  • Katastrofalne zarządzanie pandemią, którego skutkiem jest jedna z najwyższych liczb nadwyżkowych zgonów na świecie.
  • Inflacja, która wyrosła na najistotniejszy temat debaty publicznej.
  • Polityka zagraniczna, gdzie skonfliktowani jesteśmy już nawet z Czechami.
  • Energetyka, które problemy przy rosnących cenach emisji dwutlenku węgla będą jedynie rosły. Ochrona zdrowia, której problemy boleśnie unaoczniła pandemia.

Pól do krytyki i proponowania własnych rozwiązań jest wiele. Trzeba po prostu uważać (i wydaje się, że liderzy opozycji są tego świadomi), bo proponowanym rozwiązaniem nie może być powrót do przeszłości. W tym kontekście szczególnie duże pole do działania - tu zgoda z Sutowskim - wydaje się mieć Lewica, która nie jest obciążona dwiema kadencjami rządów poprzedzających dojście do PiS do władzy. Musi tylko chcieć.

Udostępnij:

Marcin Wroński

Ekonomista, adiunkt w Kolegium Gospodarki Światowej Szkoły Głównej Handlowej. Doktorat obronił w SGH, w trakcie doktoratu odbył półroczną wizytę badawczą w Paryskiej Szkole Ekonomii na zaproszenie prof. Thomasa Piketty’ego. Bada politykę gospodarczą oraz nierówności ekonomiczne. Kierownik studiów podyplomowych „Sztuczna inteligencja w biznesie i sektorze publicznym”.

Komentarze