Rząd ma nowy pomysł na problemy z Polskim Ładem: pracodawcy mają wyliczać wynagrodzenia dwoma sposobami i wybierać korzystniejszy dla pracownika. Mamy więc dwa równoległe systemy podatkowe. Jak mogło dojść do takiego kuriozum?
Styczeń 2022 to dla rządu PiS miesiąc prób ratowania twarzy w związku z kiepskim startem Polskiego Ładu.
Przypomnijmy. Od początku roku dowiedzieliśmy się już, że:
Na te problemy składały się zarówno wady ustawy o Polskim Ładzie, jak i brak właściwego doinformowania społeczeństwa – na przykład w zakresie gwałtownego wzrostu znaczenia mało znanego dotąd dokumentu, jakim jest PIT-2.
PIT-2 to deklaracja o comiesięcznym odliczaniu kwoty wolnej od zaliczki na podatek dochodowy. Jej niezłożenie mogło skutkować obniżką wypłaty netto nawet o kilkaset złotych. Pieniądze wróciłyby do pracowników w rozliczeniu rocznym w 2023 roku, ale ze względy na inflację byłoby to dla nich niekorzystne rozwiązanie.
Aby opanować wizerunkowy kryzys, rząd pospiesznie rzucił się do naprawiania Polskiego Ładu.
Trudno jednak zrozumieć wszystkie ruchy władzy, bo zamiast poprawiać sytuację, prowokują tylko więcej kpin i zdezorientowania.
A przecież ogólne założenia wciąż się nie zmieniają. Zespół think tanku ekonomicznego CenEA przygotował w październiku 2021 roku ekspertyzę dla Senatu na temat konsekwencji zmian podatkowych Polskiego Ładu.
Analizowany był już ostateczny kształt ustawy – ten, w którym weszła w życie 1 stycznia 2022 roku. I z ekspertyzy wynikało, że na zmianach zyska 11,5 mln gospodarstw domowych.
Oczywiście, część tych zysków będzie niska, zniweluje je inflacja i związany z nią wzrost wydatków. Nie można też wykluczyć, że pojawią się kolejne niespodzianki, których nie przewidzieli nawet najlepsi analitycy. Na razie jednak wciąż nie zdarzyło się nic, co miałoby unieważnić wyższe wypłaty dla milionów.
Więc skoro to program korzystny dla tak wielu, to dlaczego jego wprowadzenie jest taką katastrofą?
Politycy PiS sprawiają wrażenie, jakby wydawało im się, że slajdy, na których napisane jest, że zyskuje 17 milionów Polaków, wystarczą.
Tymczasem reforma podatkowa jest skomplikowana, szykowano ją na szybko, zmieniano wielokrotnie. Aby sensownie tę reformę ocenić potrzebowalibyśmy teraz kolejnych miesięcy a najlepiej roku. Rząd nie czeka jednak z łataniem ustawy, a w każdym razie — z zapowiedziami.
Na konferencji prasowej w piątek 21 stycznia premier Mateusz Morawiecki mówił:
„Jeżeli ktoś ma jakiekolwiek wątpliwości, czy w tym nowym systemie otrzyma wyższe wynagrodzenie, bądź takie same, zarabiając do 12 800 zł i na koniec tego roku zauważy jakąkolwiek różnicę, to zezwolimy, wprowadzimy zasadę możliwości rozliczenia według dochodów osiąganych w 2021 roku, czyli porównanie 2021 i 2022 roku. Jeżeli się okaże, że 2022 rok w jakikolwiek sposób o jedną złotówkę pogorszył status podatkowy kogokolwiek w Polsce, jakiejkolwiek osoby, to będzie można otrzymać ten zwrot”.
Odpowiedź na pytanie, czy trzy tygodnie po wprowadzeniu nowego systemu podatkowego powinny padać słowa „wprowadzimy zasadę”, „zezwolimy”, jest oczywista.
To dobrze, że rząd potrafi przyznać się do błędu i zapowiedzieć zmiany. Problem w tym, że dziś na tym etapie nikt nie jest już pewny, czy kolejne rozwiązania nie będą generować kolejnych problemów.
Zamieszanie z najnowszym pomysłem tak na Twitterze skomentował dr hab. Michał Myck, szef wspomnianego wyżej think tanku CenEA:
„Wprowadzenie przez rząd RP równoległych systemów podatkowych (do granicy 12 800 zł/mies.) jest w gruncie rzeczy przyznaniem się do kompletnej porażki w odniesieniu do sposobu implementacji jednej z największych reform podatkowych po 1989 roku. Całe to zamieszanie jest z kolei potwierdzeniem tego, że im bardziej skomplikowany jest obszar, który chce się reformować, tym większe są wymagane kompetencje i doświadczenie ludzi, którzy powinni być w to zaangażowani.
Zaproponowane rozwiązanie w wielu przypadkach generować będzie absurdalne konsekwencje. Przykład - rodzic samodzielnie wychowujący dziecko na „granicy” 12 800 zł brutto:
To oznacza, że przekroczenie dochodu o 1 zł (uniemożliwiające rozliczenie według zasad 2021) oznaczać będzie stratę w wysokości 512 zł/mies. (6144 zł/rok)!
Takich sytuacji zapewne będzie więcej. Czekam z niecierpliwością na szczegółowe propozycje konkretnych rozwiązań ze strony Ministerstwa Finansów”.
Na te uwagi oficjalne konto Polskiego Ładu na Twitterze odpisało:
„System podatkowy w Polsce jest jeden. Wypowiedź Premiera Morawieckiego odnosi się do gwarancji, dla osób o przychodach do 12 800 zł brutto miesięcznie, rozliczających się za pomocą PIT-37”.
Jak w praktyce ma wyglądać „jeden system” z gwarancjami? Minister Finansów wydał już w tej sprawie oficjalne wyjaśnienia.
W praktyce sprowadzają się one do tego. że księgowy musi wyliczyć zaliczki na podatek według nowych zasad, a następnie według starych. I wybrać tę, która jest korzystniejsza.
Trudno nie zauważyć: mamy tutaj liczenie podatków według dwóch różnych systemów.
Jednym z podstawowych problemów Polskiego Ładu (poza pisaniem ustawy na szybko i zmienianiem jej na szybko) jest ulga dla klasy średniej.
Usłyszeliśmy o niej już po zaprezentowaniu podstawowych założeń systemu przez Mateusza Morawieckiego w maju 2021, gdy okazało się, że osoby zarabiające powyżej 5,7 tys. zł brutto miesięcznie będą w nowym systemie otrzymywały niższe pensje netto. To poziom w okolicach średniego wynagrodzenia, tyle i więcej zarabia około jedna trzecia pracowników.
Stąd potencjalna grupa niezadowolonych była duża. I zaczęło się łatanie.
Wymyślono, że w konkretnym przedziale nikt nie dostanie mniej, choć według systemu powinien — najpierw mówiono o przedziale 6 tys. - 10 tys. brutto tylko dla pracowników etatowych. Potem ulgę rozszerzona na samozatrudnionych a górny pułap podniesiono do 12800 zł miesięcznych zarobków. Dopiero teraz pojawiła się zapowiedź rozszerzenia ulgi na emerytów.
Zamiast zaprojektować inne rozwiązania, które spełnią podobne założenia (zwiększenie progresji, wyższa kwota wolna od podatku), przyklejono łatkę w postaci ulgi, przez którą podatnicy muszą się zastanawiać czy z niej nie zrezygnować, żeby nie spowodować kilkutysięcznej niedopłaty, którą będzie trzeba oddać w kolejnym roku, przy rozliczeniu rocznym.
Inne rozwiązania leżały na stole. O podatkach mówiło się w zeszłym roku dużo, eksperci opracowywali swoje propozycje. Wróćmy znów do wspominanego think tanku CenEA. Jego ekonomiści opracowali alternatywny system podatkowy, który spełniałby podobne zadania, ale nie generowałby takich problemów, jak Polski Ład i jego łatki.
W systemie tym mielibyśmy cztery stawki podatkowe:
Dodatkowo, dwa bardzo ważne założenia: składki NFZ mogłyby być w pełni odliczone od PIT. Kwota wolna od podatku byłaby natomiast bardzo podobna jak w starym systemie.
W takim systemie nie mamy:
Czyli dwóch rzeczy, które sprawiły ogromne problemy przy wdrażaniu nowego systemu. Ale nie ma też atrakcyjnie brzmiącej „kwoty wolnej od podatku w wysokości 30 tys. zł”.
Efekt redystrybucyjny jest natomiast prawie taki sam jak w przypadku Polskiego Ładu. Prawdą jest, że sprzedać takie zmiany byłoby trudniej – trzeba byłoby wytłumaczyć się z wprowadzenia nowych progów podatkowych. I chociaż przy dziewięcioprocentowej składce NFZ, której nie można odliczyć — to rozwiązanie przyjęte w Polskim Ładzie — dochody powyżej 120 tys. złotych rocznie praktycznie są również de facto obłożone stawką 41 proc., to premierowi trudniej byłoby stanąć na tle slajdów z liczbą 41 proc.
Takie podejście wymagałoby kreatywności w marketingu politycznym. Ale przede wszystkim: wymagałoby gotowych rozwiązań, zanim pokaże się slajdy z atrakcyjnymi liczbami.
Tymczasem każdy dzień przynosi nowe problemy, które ktoś zauważył w ustawie, jej interpretacji, kolejnych rozporządzeniach. Teraz okazuje się, że Ministerstwo Finansów na swoich stronach prezentuje interpretację sprzeczną z obowiązującymi przepisami.
Jak zauważyli dziennikarze „Dziennika Gazety Prawnej”, w przewodniku MF czytamy:
„Zasadniczo PIT-2 składa się raz, zaraz po podjęciu pracy u danego pracodawcy, tj. przed pierwszą wypłatą wynagrodzenia. Nie ma jednak przeszkód (przepisy tego nie wykluczają), aby pracodawca przyjął i stosował to oświadczenie w dowolnym momencie roku”.
Tymczasem w ustawie jest napisane: „jeżeli pracownik przed pierwszą wypłatą wynagrodzenia w roku podatkowym złoży zakładowi pracy oświadczenie według ustalonego wzoru”.
Według ekspertów, do takiej interpretacji konieczna jest zmiana przepisów. Przepisy rozporządzenia najpewniej w końcu trafią do ustawy. Tak będzie z innym rozporządzeniem z 7 stycznia.
Wówczas ministerstwo rozporządzeniem ratowało sytuację, gdzie część podatników (m.in. wspomniani wyżej lekarze i policjanci) otrzymało zbyt niskie pensje i trzeba było je wyrównać. I tak samo wówczas znawcy prawa podatkowego mówili: to nie są przepisy, które można zmienić rozporządzeniem.
24 stycznia na stronie Rządowego Centrum Legislacji pojawił się projekt nowelizacji, który wpisuje nowe zasady do ustawy. Z pewnością tak samo w końcu poprawiony zostanie problem z tym, kiedy można składać PIT-2. A dalej ucierpi powaga państwa, wolny czas księgowych i głowy podatników, które będą próbować się w tym wszystkim zorientować.
„To dobrze świadczy o rządzie, że tak szybko reaguje na błędy, które zostały popełnione. I to trzeba od razu powiedzieć, że błędy były. Skala tej reformy jest tak duża, błędy były, myślę, że urzędnicy powinni za to odpowiedzieć” - mówił w niedzielę w Radiu Zet polityk PiS Ryszard Czarnecki. I dodawał: „To nie jest tak, że krasnoludki i sierotka Marysia za to odpowiadają”.
Odpowiedzialni za Polski Ład dostali piekielnie trudne zadanie i mu nie podołali. PiS chciał reformę wprowadzić szybko, żeby ludzie zobaczyli wyższe wypłaty na swoich kontach. Pośpiech przy tak dużej reformie był wrogiem i w końcu przeprowadził bolesny kontratak.
Na pewno pomogłoby, gdyby Ministrem Finansów był ktoś z większą siłą polityczną. Tadeusz Kościński ma duże doświadczenie w bankowości, ale w obozie władzy nie jest ważną postacią. Gdy na początku 2021 roku przecieki sugerowały, że kwota wolna od podatku zostanie podniesiona do 30 tys. zł, Kościński w mediach publicznie mówił, że wątpi w takie rozwiązanie, podawał inne. Partia nie liczyła się z jego zdaniem i stawiała na swoje.
Dużo do powiedzenia mieli dwaj młodzi wiceministrowie – Jan Sarnowski i Piotr Patkowski. Młody wiek w żaden sposób nie dyskwalifikuje w przypadku pełnienia ważnych funkcji publicznych. Gorzej z brakiem doświadczenia i wystarczających kompetencji do tak ogromnego zadania.
W oficjalnym biogramie Patkowskiego na stronie ministerstwa nie znajdziemy ani słowa, które sugerowałoby, że zna się na rozwiązaniach podatkowych. Zamiast tego przeczytamy: „Ukończył studia na kierunku prawo na Uniwersytecie Marii Curie-Skłodowskiej w Lublinie. Założyciel lubelskiego oddziału Stowarzyszenia Studenci dla Rzeczypospolitej, członek Zarządu Głównego i Komisji Rewizyjnej. W 2016 r. został honorowym członkiem tej organizacji”.
Money.pl opisuje fatalną atmosferę, jaka panuje w ministerstwie. Urzędnicy o nowych rozwiązaniach — tak było w przypadku pomysłu z podwójnym wyliczaniem pensji — dowiadują się z konferencji prasowych premiera Morawieckiego. A potem na tej podstawie muszą wymyślać rozwiązania. Z rozmów z pracownikami ministerstwa wynika, że Piotr Patkowski otrzymał zakaz wypowiadania się w mediach, poza tymi, które władzy sprzyjają.
"MF stał się wykonawcą »woli polityków«. Na telefon, maila, na kopertę z instrukcją. Smutne, ale prawdziwe" - mówi anonimowo jeden z rozmówców portalu.
Kto w takim razie przyjdzie na ratunek? Nowym wiceministrem finansów został Artur Soboń, dotychczasowy wiceminister u Jacka Sasina, w ministerstwie aktywów państwowych. Wcześniej pracował też w Ministerstwie Funduszy i Polityki Regionalnej oraz w Ministerstwie Inwestycji i Rozwoju.
Był tam odpowiedzialny za nieudany program mieszkaniowy – Mieszkanie Plus, oraz za niesławną specustawę mieszkaniową usuwająca bezpieczniki z prawa o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym – tzw. Lex Developer.
PiS stoi teraz przed bardzo trudnym zadaniem. Całkowite wycofanie się z ustawy jest niemożliwe, napisanie nowej ustawy byłoby z kolei przyznaniem się do całkowitej porażki. Łatanie Polskiego Ładu kolejnymi łatkami może być nieefektywne, a czekanie, aż w końcu okaże się, że jednak większość podatników nieco zyskuje – potencjalnie bardzo kosztowne politycznie. Rządowi nie pozostaje jednak nic innego.
Gospodarka
Mateusz Morawiecki
Ministerstwo Finansów
Rząd Mateusza Morawieckiego
Piotr Patkowski
Polski Ład
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Dziennikarz OKO.press. Autor książki "Ja łebków nie dawałem. Procesy przed Żydowskim Sądem Społecznym" (Czarne, 2022). W OKO.press pisze o gospodarce i polityce społecznej.
Komentarze