0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plSlawomir Kaminski / ...

„Takie działania zawsze były stosowane przez policję, ale wobec środowiska przestępczego, kibolskiego – zabierali im kastety, samochody itp. Społeczeństwo to akceptowało” – mówi Maciej Bajkowski, aktywista prodemokratyczny, od sześciu lat na stałej pikiecie pod Sejmem, w tzw. Miasteczku Wolności. Bezpodstawne odbieranie gadżetów manifestantom antyrządowym zaczęło się w czasie rządów PiS. Wobec niektórych – na wręcz masową skalę. Bajkowski był jednym z pierwszych „ograbionych”.

„Pierwszy raz widzę, żeby złodzieje odnosili fanty, które skradli”

W sierpniu 2016 roku w centrum stolicy, pod Kordegardą, na legalnej manifestacji wystawił wielki baner - 6 x 2 metry - z napisem „Spieprzaj dziadu”. Było to podczas miesięcznicy smoleńskiej, wprost przed oczami przemawiającego Kaczyńskiego. „Jeśli kojarzysz zdjęcie Jarosława ze złą miną i wilczymi oczyma, to jest właśnie zrobione, gdy patrzył na nasz baner” – twierdzi Bajkowski. Kiedy prezes zszedł z drabinki, powiedział coś do ministra Mariusza Błaszczaka. Chwilę po tym mundurowi zabrali baner jako „dowód w sprawie”. Ale nie wiadomo jakiej, bo policja nie założyła aktywiście żadnej sprawy z tego tytułu. A transparent przepadł.

10 lipca 2017 roku na legalnej kontrmiesięcznicy mundurowi zabrali Bajkowskiemu wzmacniacz. By prezes PiS nie słyszał, jak skandują: „Gdzie jest wrak?” i „Będziesz siedział”. „Spisywał mnie cywil, do którego mundurowi mówili „panie majorze' – czyli człowiek ze służb, bo w policji nie ma stopnia majora” – zaznacza pan Maciej. Ponownie nie postawiono mu żadnych zarzutów, żadnej sprawy w sądzie, sprzęt oddali pod koniec 2020 roku. „Pierwszy raz widzę, żeby złodzieje odnosili fanty, które skradli”– drwił z mundurowych.

Przed kolejną z kontrmiesięcznic policjanci zmienili taktykę –

nie pozwolili dowieźć sprzętu nagłaśniającego na Krakowskie Przedmieście. Każde auto, które wiozło kolumny i wzmacniacz było zatrzymywane i kontrolowane.

Kierowcom zabierano dowody rejestracyjne. Mundurowi odpuścili, gdy Kaczyński skończył przemawiać.

Aktywiści z OSA wpadli na inny pomysł - postawili dwie wysokie drabiny i z nich krzyczeli przez megafony. Policjanci otoczyli te drabiny i – dosłownie - zrzucili z nich członków organizacji OSA: Kajetana Wróblewskiego i Arka Szczurka.

Mundurowi zabrali drabiny. Daniel Więckowski, asesor Prokuratury Rejonowej Warszawa Śródmieście Północ zatwierdził ich zatrzymanie, bo były „środkiem do zakłócania zgromadzenia cyklicznego”. Aktywiści widzieli je na komisariacie na ul. Dzielnej – tarasowały tam korytarz, więc KSP zwróciło im je szybko.

W listopadzie 2020 roku – gdy trwała pandemia – Bajkowski pojechał swoim trójkołowym rowerem z nagłośnieniem na demonstrację wsparcia dla Białorusinów nękanych przez Łukaszenkę. Na platformie trycykla własnej produkcji miał potężne głośniki, silny wzmacniacz, mikser dźwięku, tuby, router 5G, akumulatory żelowe... Wszystko miało wartość ok. 20 tys. zł.

Policja twierdziła, że pikieta przy kampusie Uniwersytetu Warszawskiego jest nielegalna. Oddział wyrwał aktywiście trójkołowca i sprowadził specjalne auto, by go przetransportować. „Połamali mi lusterka, bo się nie mieściły. Zażądałem potwierdzenia zaboru tego mienia od prokuratora. Do dziś na to czekam” – twierdzi Bajkowski. Ponownie żadnych zarzutów mu nie postawiono, nie był przesłuchiwany, nic mu nie wiadomo o tym, by miała się toczyć przeciwko niemu jakaś sprawa. „Mogę śmiało mówić, że państwo polskie ukradło mi rower” – dodaje aktywista.

Zapytaliśmy Komendę Stołeczną Policji:

  • Po co przechowują ów trójkołowiec z nagłośnieniem i dlaczego nie oddają go właścicielowi?
  • Jeśli nieoddanie sprzętu wynika z zaniedbań policji, to jakiej komórki/ kogo?
  • Czy i kiedy ów sprzęt zostanie oddany właścicielowi?

Nie dostaliśmy żadnej odpowiedzi.

Przeczytaj także:

„ Andrzej Duda jest kłamcą i krzywoprzysięzcą”

Bogate doświadczenia w tej kwestii mają Obywatele RP. Od 2017 roku stawali z dużym transparentem - 4 na 8 metrów – z napisem „My Obywatele RP oświadczamy, że Andrzej Duda jest kłamcą i krzywoprzysięzcą”. Poniżej były ich podpisy. W czerwcu 2017 roku, podczas wizyty Andrzeja Dudy w Piotrkowie Trybunalskim policja zabrała aktywistom ten transparent. Miał być dowodem w sprawie obrazy prezydenta RP.

Dokładnie na takim procesie Obywatelom zależało – chcieli w jego trakcie dowieść, iż Andrzej Duda jest „kłamcą i krzywoprzysięzcą”. Prokuratura miała tego świadomość – aktywiści mówili o tym i na banerze wymienili przepisy, które chronią prezydenta RP. Przez dwa i pół roku Prokuratura Okręgowa w Piotrkowie Trybunalskim wahała się, co w tej sytuacji zrobić. Wreszcie umorzyła śledztwo w grudniu 2019 roku i wysłała do sądu wniosek o... zniszczenie baneru. Z dokumentów, jakie prokuratura przesłała do Arkadiusza Szczurka, który reprezentował Obywateli RP, nie można wyczytać, który prokurator podjął tę decyzję. Raz papiery podpisywała Katarzyna Majad – kierownik szkoleń, innym razem Agnieszka Fila – referent.

Sąd zatwierdził ten kuriozalny wniosek. Sędzia Małgorzata Krupska-Świstak jako powód podała.... „znikomą społeczną szkodliwość czynu”. Czyli nic złego nie zrobiłeś, dlatego zniszczymy twoją własność. Wydruk transparentu kosztował Obywateli RP około tysiąca złotych.

Aktywiści drukowali kolejne „mamuty” - jak je pieszczotliwe nazywają. Było ich trzy albo cztery. Policja zabierała je demonstrującym w Łodzi, Bydgoszczy, a w 2020 roku dwukrotnie w Warszawie. W lipcu tamtego roku w stolicy mundurowi próbowali zatrzymać kolejnego „mamuta” w Bristolu. Obywatele RP protestowali pod Pałacem Prezydenckim i gdy funkcjonariusze ponownie chcieli zabrać ich własność, uciekli z nią do budynku obok – luksusowego hotelu Bristol. „Byliśmy oblężeni – policja stała wokół, ale nie odważyła się wejść do środka.

Trzepali wszystkich naszych wychodzących, więc ściągnęliśmy „kuriera” - policja tej osoby nie znała. Wyniosła nam baner w dużej torbie”

– wspomina Paweł Kasprzak, lider Obywateli RP.

Protestując pod kolumną Zygmunta na pl. Zamkowym, w latach 2017-18, Obywatele używali dobrego nagłośnienia. „Zawsze mundurowi usiłowali nam to zabrać. Zawsze uciekaliśmy z tym sprzętem – gubiliśmy ich w ulicach” – opowiada Kasprzak. Takich sytuacji było kilka. Do ewakuacji ciężkiego sprzętu wyznaczona była grupa osób, których policja nie znała z twarzy. Wyspecjalizowali się w takich akcjach. Jak to robili?

Jedna grupa Obywateli RP była na wabika - odwracała uwagę mundurowych, którzy za nią podążali. W tym czasie specjalna ekipa od ewakuacji przenosiła sprzęt do auta w pobliżu.

Te zabezpieczenia to efekt działań policji w lipcu 2017 roku podczas demonstracji pod siedzibą PiS na ul. Nowogrodzkiej. Wówczas mundurowi, bez podania jakiejkolwiek przyczyny, zarekwirowali głośniki i wzmacniacz – sprzęt świeżo kupiony przez Obywateli RP. Gdy aktywiści zaczęli skandować przez megafony, te także funkcjonariusze brutalnie im wyrywali. Kajetanowi Wróblewskiemu, który kurczowo trzymał swoją szczekaczkę za rączkę, została tylko ona z flakami wystających kabli.

Gdy podczas fali demonstracji w obronie sądów latem 2018 roku na murze budynków kampusu sejmowego Klementyna Suchanow napisała „Czas na sąd ostateczny...”, na cenzurowanym znalazły się wszelkie kosmetyki przypominające sprej z farbą. Bartosza Kramka, który niósł pustą puszkę po farbie i nie chciał się z tego powodu dać wylegitymować, otoczył oddział 22 mundurowych.

Kiedy Obywatele RP zaczęli się przypinać łańcuchami na trasie miesięcznicy, by tak protestować, policja prewencyjnie rewidowała ich i zatrzymywała im łańcuchy. „Byliśmy wtedy bardzo mocno inwigilowani”. Kasprzak wspomina sytuację, gdy przed miesięcznicą, w konspiracji ćwiczyli przypinanie się gdzieś na mieście. „Ktoś włączył telefon i nas namierzyli. Pojawił się oddział, w którym każdy miał nożyce do cięcia łańcuchów. Daliśmy się podejść jak dzieci” – opowiada lider Obywateli.

„Płótno barwy niebieskiej z symbolami gwiazd”

Rekordzistą pod względem ilości odebranych gadżetów jest prawdopodobnie Lotna Brygada Opozycji i „przyjaciele”. Prawie co miesiąc na kontrmiesięcznicach, które organizują lub na happeningach ośmieszających obecną władzę mundurowi wyrywają im siłą ich megafony i transparenty, flagi, drabiny.

Gdy w maju 2021 roku aktywiści malowali węglem drzewnym krzyże na pl. Piłsudskiego w hołdzie wówczas już ponad 120 tys. ofiarom COVID-19, policja rekwirowała im te narzędzia służące do popełnienia„wykroczenia”.

Codziennie przez kilka dni mundurowi wypisywali po kilkadziesiąt protokołów zatrzymań, zabierając węgle jako dowód niszczenia mienia publicznego. Rekordzista – Tadeusz Kaczmarski – tylko jednego dnia dostał pięć protokołów zatrzymań swoich węgli.

Do dziś im ich nie oddano. Niektórym aktywistom sądy od razu umorzyły postępowania, inni dostali wyroki nakazowe, skazujące z automatu. „W sądzie jeszcze nie było żadnej rozprawy” – twierdzi Tita Halska z Lotnej.

W obliczu obecnego kryzysu z węglem, grupa rozważa żądanie zwrotu zabranych wówczas artefaktów.

W lipcu 2020 roku Szczurek i Kaczmarski weszli na pomnik smoleński i wywiesili na nim ogromną – 6 na 8 metrów - sektorówkę UE. Protestowali w ten sposób przeciwko powolnemu wypychaniu naszego kraju z Unii przez rządzących. Policja zatrzymała flagę. Na protokole posterunkowy Roman Wroński napisał „płótno barwy niebieskiej z symbolami gwiazd”.

View post on Twitter

Najpierw powodem przetrzymywania tej flagi było rzekome znieważenie pomnika, ale sąd uznał, że do tego nie doszło. Więc policja postawiła drugi zarzut – Szczurka oskarżono o „naruszenie nietykalności funkcjonariusza poprzez okręcenie flagi wokół głowy”. Sprawa jest w toku.

Gdy w listopadzie 2020 roku minister kultury przyznał dofinansowanie dla discopolowego Bayer Full, Lotna wywiesiła na bramie ministerstwa wielkie majteczki w kropeczki. Policja natychmiast je ściągnęła nie wydając protokołu zatrzymania. „Policjant uciekł do samochodu. Do teraz nie postawiono nam w tej sprawie żadnych zarzutów” – mówi Tita Halska z LBO. Lotna żądała oddania tego gadżetu. Bez efektów. Protokołu zatrzymania także nie dostali na baner z napisem „Kain” jaki powiesili na słupach pl. Piłsudskiego.

Głównym celem policji zazwyczaj są jednak megafony. To dzięki nim prezes Kaczyński na miesięcznicach słyszy wykrzykiwane przez aktywistów pytania: „Balbina, kazałeś lądować bratu?”, „Gdzie jest wrak?”, itp. Członkowie Lotnej udokumentowali zabranie im siłą już 23 szczekaczek oraz zniszczenie kolejnej przez mundurowych. Ostatnie dwie wyrwano im na kontrmiesięcznicy 10 września 2022 roku.

View post on Twitter

Podobnie jak Obywatele RP, Lotna też ucieka się do sztuczek, by zachować tuby. Na przykład 10 lutego 2022 roku na kontrmiesięcznicę przyszli przebrani za księży, siostry zakonne, zakonników. Karol Grabski – biskup – ukrywał megafon między nogami pod obszerną sutanną. Gdy podczas demonstracji wyjął go i zaczął używać, policja rzuciła się, by go wyrwać. Lotna i przyjaciele ciałami obronili dostępu do tuby.

Członkowie Lotnej używali megafonów z balkonu pobliskiego wieżowca, z murków Zachęty, wodozbioru w parku Saskim, albo z drzewa. Z 23 zajętych tub mundurowi oddali im dotychczas tylko cztery.

Policja przez długi czas oskarżała członków Lotnej o „zakłócanie uroczystości religijnej” (art. 195 KK), ale sądy masowo umarzały te absurdalne zarzuty, lub – po rozprawach – uniewinniały od nich. Służby próbowały więc zaatakować z innej flanki - art. 156 ustawy o środowisku naturalnym, czyli zakaz używania instalacji lub urządzeń nagłaśniających. Mecenas Jerzy Jurek wykazywał w sądach, że ten artykuł nie dotyczy legalnych zgromadzeń. Kolejna klapa.

Czasem KSP jednak oddaje Lotnej fanty. Karol Grabski wystąpił z „żądaniem natychmiastowego zwrotu rzeczy”, tj. dyń, które użyli podczas halloweenowego happeningu pod domem Jarosława Kaczyńskiego. Komenda na Żoliborzu szybko je oddała, bo dynie zaczynały na komendzie gnić.

„Może być w przyszłości użyta do łamania prawa”

Czasem funkcjonariusze zabierają nawet rzeczy, których akurat aktywiści nie używają. Dominik Berliński, czasem współpracujący z Lotną 10 października 2021 roku na kontrmiesięcznicy zdążył przez megafon wykrzyczeć trzy słowa: „Gdzie jest wrak?”. Mundurowi wyszarpali mu szczekaczkę, zabrali też jego drabinę, która stała 50 m dalej oparta o drzewo. Czemu? „Tłumaczyli, że może być w przyszłości użyta do łamania prawa” – opisuje Berliński. Żadnej sprawy mu nie wytoczono. Megafon po miesiącach oddali, a drabinę Berliński sprzedał na aukcji na WOŚP. Obecny właściciel – Marek Jarocki – organizator demonstracji Strajku Przedsiębiorców w 2020 roku i prowadzący stronę Centralny Szpital Psychiatryczny – do dziś po raz kolejny zarekwirowanej drabiny nie odzyskał. „Zgubili ją. Mój adwokat wezwał ich do oddania. Proponowali inną, ale ja nie chcę – ta konkretna ma dla mnie znaczenie sentymentalne, bo wylicytowałem ją na aukcji. Żądam tej lub 8 tys. zł” – opisuje Jarocki.

Poza Warszawą zabór mienia demonstrujących jest rzadszy ale też się zdarza. 19 marca 2021 roku pod Urzędem Wojewódzkim w Bydgoszczy tamtejsi aktywiści protestowali przeciwko wizytującym miasto prezydentowi Dudzie i premierowi Morawieckiemu. Wznosili hasła: „wolność, równość demokracja”. I ostrzejsze: „Andrzej Duda - będziesz siedział!” , „Morawiecki miska ryżu”. „Rzucili się na nas, powalili na ziemię i przemocą wywlekali. Kolega, który ma rozrusznik serca leżał bezwładny – wołaliśmy, by wezwać pogotowie i przekazać mu plecak z lekarstwami” – wspomina aktywistka Ilona Michalak. Mundurowym zależało na megafonach – wyrywali je z rąk ludzi.

Policja postawiła wszystkim zarzuty, ale sądy je oddaliły. „To była bezprawna i brutalna napaść, by uciszyć protestujących” - ocenia Michalak. Aktywiści zgłosili więc do prokuratury przekroczenie uprawnień i zażądali zapisów z monitoringu miejskiego. Te zniknęły. „Powiedziano nam, że serwer się popsuł”.

Piętnaście miesięcy po zajściach jedna szczekaczka została zwrócona, ale uszkodzona. Wniosek o odszkodowanie odrzucono z powodu przedawnienia - minął ponad rok od zajęcia mienia.

„Udaremnianie przebiegu legalnego zgromadzenia lub jego rozpraszanie”

Zgodnie z art. 217 KPK zatrzymaniu mogą podlegać rzeczy, które mogą stanowić dowód w sprawie lub „podlegające zajęciu dla zabezpieczenia na poczet kar majątkowych, środków karnych o charakterze majątkowym, przepadku, środków kompensacyjnych albo roszczeń o naprawie szkody”. Formalnie mundurowi mogą więc zatrzymać przedmioty. Ale na krótko. Mecenas Jurek: „Mogą je zmierzyć, zważyć, spisać, sfotografować i muszą oddać”. Reguluje to art. 228 KPK.

Czy więc policjanci łamią prawo?

Mecenas Jurek: „Są pozory legalnego działania, dlatego trudno to nazwać kradzieżą. Ale policja nadużywa swoich uprawnień”. Nie ma wątpliwości -

zabieranie demonstrantom megafonów lub transparentów, to „dławienie krytyki wyrażanej w prawnej formie zgromadzeń publicznych, które bez wątpienia stanowi szykanę natury politycznej”.

„Policja (…) łamie prawa do zgromadzeń oraz prawa do manifestowania opinii” – dodaje. To wolność słowa jest prawem osobistym chronionym w art. 54 Konstytucji RP, zaś wolność zgromadzeń – w art. 57. Podkreśla, że wartości te chronione są także na mocy konwencji międzynarodowych, m.in. Europejskiej Konwencji Praw Człowieka. Setki zatrzymań demonstrujących sądy uznały już za nielegalne i bezzasadne. Mecenas przypomina, że policja w Polsce zatrzymywała nawet niezapisane niczym płachty i transparenty - identyczne sytuacje zdarzały się ostatnio także na ulicach Mińska, Petersburga i Moskwy.

Radosław Galusiakowski, adwokat broniący aktywistów: „Gdy policja po prostu sobie zabiera rzeczy, bez formalnego potwierdzenia, po czym te rzeczy giną, to można się zastanowić czy to łamanie prawa. Ale zabieranie demonstrantom np. megafonu pewno wynika z ich bezsensownej bezmyślności i automatyzmu. A istotna jest kwestia umyślności i zamiaru. I tego jednoznacznie nie można stwierdzić”.

Radosław Baszuk, mecenas broniący aktywistów: „Te działania policji nie są lege artis. Pytanie: czy to jest przestępstwo? Funkcjonariusze poruszają się w obszarze luzu proceduralnego i interpretacyjnego”. Jeżeli to nie dzieje się na polityczne zamówienie, to dowódcy niższego i średniego szczebla odczytują, czego od nich oczekują przełożeni. Zdaniem Baszuka trudne jest udowodnienie im działania z premedytacją. Możliwe jest jednak udowodnienie, że łamią prawo, ale to czasochłonna procedura. Dlatego policjanci czują się bezkarni.

Przed kolejną kontrmiesięcznicą 10 września 2022 roku, zwracając się do ponad setki zgromadzonych wokół mundurowych, Arek Szczurek wyjaśnił policjantom, jakie prawa łamią wyrywając im megafony. To m.in. „udaremnianie przebiegu legalnego zgromadzenia lub jego rozpraszanie” (art. 260 KK), za co grozi do dwóch lat.

Mundurowi to zignorowali. Ponownie siłą wyrwali Lotnej szczekaczki.

View post on Twitter

Policjanci działali „w zmowie” z Błaszczakiem?

Od czasu ubiegłorocznej kontrmiesięcznicy na murach Zachęty – wtedy KSP zatrzymała członków Lotnej na 36 godzin – aktywiści żądają potwierdzenia od prokuratora, że zatrzymanie mienia jest niezbędne. „Za każdym razem składamy też zażalenie na zatrzymanie i zgłaszamy do prokuratury rozbicie zgromadzenia legalnego” – mówi Stasia Skłodowska. Zaskarżyła w sądzie decyzję prokuratora o zatwierdzeniu zaboru jej megafonu 10 września 2021 roku. „Ja go wtedy nawet nie używałam” mówi. Sąd w lutym 2022 roku uchylił decyzję prokuratury, bo ta nawet nie podała przyczyny zajęcia mienia.

Po zaborze megafonów we wrześniu 2021 roku mecenas Jurek złożył do prokuratury zawiadomienie o „przekroczeniu uprawnień” przez funkcjonariuszy i „działaniu w zmowie”. „Z góry powziętego zamiaru udaremniali odbycie zgromadzeń publicznych poprzez ich rozpraszanie i przymusowe odbieranie tub nagłaśniających” – czytamy w zgłoszeniu.

Zawiadomienie dotyczyło też ministrów, którzy towarzyszyli tej miesięcznicy Kaczyńskiemu. OKO.press nagrało scenę, gdy po podczas składania kwiatów przez prezesa PiS wyraźnie było słychać skandowania Lotnej. Prezes zdenerwowany zarzucił Mariuszowi Błaszczakowi, że „policja nic nie robi”. Chwilę potem mundurowi siłą zaczęli wyrywać tuby członkom legalnego zgromadzenia.

Lotna twierdzi, że ich prawna kontrofensywa przynosi pewne rezultaty. „Teraz zabierają nam megafony, ale nie stawiają już żadnych zarzutów” – mówi Tita Halska. „Do niedawna blokowali nas, byśmy nie mogli dojść nawet do naszego miejsca legalnego zgromadzenia, dziś doszliśmy bez problemu” – dodaje Skłodowska.

„Teraz mamuty mają immunitet procesowy”

Jednego „mamuta” („Andrzej Duda jest kłamcą i krzywoprzysięzcą”) zatrzymano 5 marca 2020 roku, drugiego - tydzień później. Mecenas Baszuk złożył najpierw wniosek o ich wydanie, jednak prokurator uznał te banery za dowody rzeczowe w sprawie o znieważenie prezydenta RP i odmówił. Krótko potem sprawę umorzył – bo prokuratura nie chciała procesu, na którym Obywatele RP dowodziliby, że Andrzej Duda jest krzywoprzysięzcą i kłamcą. Ale o umorzeniu nie poinformował ani Obywateli RP, ani nie oddał im baneru. Dopiero po zażaleniu do sądu na decyzję prokuratury okazało się, że nie ma już pretekstu do zatrzymywania banerów. Po dwóch latach internowania i batalii sądowych aktywiści odzyskali je. 10 czerwca 2022 roku jeden znów stanął przed Pałacem Prezydenckim.

Policja ponownie się czepiała, ale każdy z aktywistów miał kilka kopii postanowienia sądu i rozdawali je mundurowym do czytania. Zrezygnowali z zaboru. Banery stały się nietykalne. Baszuk: „Teraz mamuty mają immunitet procesowy”.

Udostępnij:

Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Przeczytaj także:

Komentarze