Wspólna lista polityków opozycji nie wystarczy, by zdobyć Senat. Partie muszą nie tylko przełamać wzajemne fochy, ale także wyjść ponad myślenie partyjne. Skorzystać z wybitnych osób, które pokazały, że potrafią - czynem i słowem - bronić demokracji i interesów ludzi i przyrody przed PiS. Zostały 2 tygodnie na pokazania list, które dadzą zwycięstwo
Sytuacja jest dla demokracji skrajnie niebezpieczna. W 2015 roku PiS zdobył bezwzględną większość w Senacie dzięki rozbiciu głosów opozycji. Szacunki oparte na wynikach eurowyborów wskazują, że nawet jedna lista opozycji nie wystarczy, zwłaszcza po wyjściu PSL i pozyskaniu przez ludowców takiego demokraty, jakim jest Paweł Kukiz.
Senat wybierany jest w 100 jednomandatowych okręgach metodą względnej większości, w jednej turze. Zdyscyplinowany elektorat PiS będzie groźny, nawet w bardziej opozycyjnych okręgach.
Wspólne siły KO i Lewicy, jeśli mają pozostać sojuszem politycznych partii, prawie na pewno nie zdobędą większości w Senacie. Co innego, gdyby poszły do wyborów - zgodnie z zapowiedziami Grzegorza Schetyny - jako koalicja nie partii lecz obywateli.
Do wzięcia jest wiele wybitnych postaci, które pokazały, że potrafią bronić słowem i czynem polskiej demokracji, praworządności, praw pracowniczych i mądrej polityki społecznej, organizacji pozarządowych i samorządności lokalnej, przyrody i klimatu, edukacji, praw kobiet i mniejszości (nie tylko LGBT), wolnej kultury i mediów, praw lekarzy i pacjentów, a także prawdy historycznej.
Umieszczenie na listach do Senatu znaczącej liczby osób z takim dorobkiem pokazałoby, że opozycja myśli nie o interesie partii lecz państwa i społeczeństwa, narzuciło tematy w debacie przedwyborczej, zaangażowało po stronie opozycji wiele grup zawodowych i środowisk, mogło zaktywizować też ludzi młodych (więcej o tym - na końcu tekstu).
Do takich wniosków prowadzi analiza, której punktem wyjścia jest inicjatywa Akcji Demokracja.
Akcja Demokracja, założona w maju 2015 roku fundacja znana z petycji, akcji billboardowych i organizacji protestów, zdecydowała się na pierwszy w swej historii apel do opozycji:
Apelujemy do liderów i liderek Koalicji Obywatelskiej o wystawienie do Senatu wspólnych kandydatów i kandydatek z Lewicą i PSL-em. Tylko w tej sytuacji wyższa izba parlamentu stanie się miejscem, w którym będzie można powstrzymywać szkodliwe pomysły PiS niszczące państwo prawa i demokrację.
Na KO spoczywa odpowiedzialność za to, aby Senat stał się izbą, która koryguje błędy popełnione przez Sejm, a nie narzędziem ślepego zatwierdzania szkodliwych ustaw, forsowanych przez większość rządzącą".
W uzasadnieniu Akcja Demokracja odwołuje się do Paktu Senackiego - propozycji Lewicy (Wiosna, Razem, SLD) skierowanej do PSL i KO.
Podpisujący apel komentowali:
W niedzielę rano 11 sierpnia 2019 podpisów było jednak mniej niż 500, tyle co nic w porównaniu z innymi petycjami Akcji Demokracja, a z polityków pochwalił pomysł tylko outsider Platformy Obywatelskiej Michał Boni. Tak jakby ta kluczowa kwestia dla wyniku październikowych wyborów nikogo już nie obchodziła (tutaj można apel podpisać).
Alians PSL z Pawłem Kukizem (choć nie z Kukiz'15) zapewne eliminuje PSL jako potencjalnego uczestnika Paktu Senackiego, bo Paweł Kukiz jest chyba za trudny do przyjęcia zarówno dla liberałów, jak lewicy. Przyjmijmy, że PSL zarówno do Sejmu, jak do Senatu pójdzie osobno.
Z perspektywy Lewicy i Koalicji Obywatelskiej propozycja wspólnej listy może przypominać słynny dylemat więźnia z teorii gier: dwóch sprawców napadu dostaje od policji propozycję kablowania na kolegę, aby zmniejszyć swój wyrok - grozi im 10 lat. Każdy z nich może albo zeznawać przeciwko drugiemu, albo wstrzymać się od rzucania oskarżenia na kolegę. Powstają 4 możliwości:
Perfidia tego dylematu polega na tym, że opłaca się donosić na drugiego, bo oznacza to albo zmniejszenie wyroku do 5 lat, albo karę pół roku. Optymalne dla obu byłoby nieskładanie zeznań, ale z perspektywy każdego z nich jest to decyzja skrajnie ryzykowna, bo grozi wyrokiem 10 lat, gdy ten drugi złoży zeznania.
Podobnie jest z koalicjami KO i L. Podjęcie współpracy opłaca się tylko jeśli to samo zrobi druga strona. Inaczej można na tym stracić, gdy "tamci" będą cię krytykować, dezawuować, a także dystansować się od wspólnej listy. Bezpieczniejsza jest gra na kontrze.
Analogia z dylematem więźnia ma jednak – a w każdym razie może mieć – zasadniczy feler. Istotą sytuacji obu więźniów jest to, że nie mogą się porozumieć, a policja rozgrywa ten fakt chcąc wymusić zeznania. Grają w ciemno. W polityce jest, a w każdym razie powinno być, inaczej – Schetyna, Biedroń, Lubnauer i Czarzasty mogą usiąść do poważnej rozmowy i racjonalnie się dogadać, dla dobra obu stron.
Problem w tym, że wymaga to zaufania do drugiej strony. Autor tego tekstu był świadkiem jednej z inicjatyw, by doszło do wspólnego stanowiska całej opozycji po wydarzeniach w Białymstoku. Niektórzy z liderów/liderek zareagowali jednak wybuchem podejrzliwości i pretensji do drugiej strony nie podejmując inicjatywy.
Przestrzegał przed tym Donald Tusk w przemówieniu 4 czerwca: „Ja proszę: ci wszyscy, którzy chcą wygrywać na rzecz wolności i demokracji, niech mówią o sobie dobrze albo wcale. Macie duży talent, potraficie dowalić, ale wykorzystajcie to w odpowiednim kierunku”.
Jeśli elity partyjne nie przełamią nieufności i rywalizacji wspólna lista do Senatu nie powstanie. A to oznacza miażdżące zwycięstwo PiS.
Od 2011 roku Senat jest wybierany w 100 jednomandatowych okręgach wyborczych metodą względnej większości. Inaczej niż w wyborach wójtów i burmistrzyń (oraz prezydenta RP), wybory rozstrzygane są w jednej turze, co oznacza, że do zwycięstwa może wystarczyć poparcie znacząco niższe niż 50 proc, jeśli głosy kontrkandydatów się rozbiją.
Trzech kandydatów KO, Lewicy i PSL może prawie wszędzie przegrać z kandydatem PiS, który liczy na żelazny elektorat PiS, który nawet w dużych miastach przekracza 30 proc.
Przyjmijmy jednak, że KO i L będą ostatecznie wystawiać po jednym wspólnie popieranym kandydacie w każdym ze 100 okręgów. Jak wyglądają wtedy ich szanse? W OKO.press takie symulacje robił dwukrotnie Leszek Kraszyna. W listopadzie 2018 oparł się na rozkładzie sił z wyborów 2015 i uzyskał prognozę: 47 proc. okręgów dla "prawicy" (PiS, Kukiz'15, Konfederacja) i 53 dla opozycji, pod warunkiem, że połączy siły.
Kolejne wyliczenia Kraszyny oparte na eurowyborach były dla demokratów gorsze, bo poparcie dla PiS wzrosło z 37,6 proc. w wyborach 2015 do 45,4 proc. w eurowyborach, a łączne poparcie dla PO, .N, PSL, SLD i Zielonych (w koalicji Zjednoczona Lewica) spadło z 44,4 proc. do 38,5 proc.
Nawet uzupełnienie opozycji o 6,2 proc. głosów na Wiosnę nie zmienia faktu, że wynik demokratów jest gorszy niż w 2015 roku. Kraszyna podlicza głosy całej prawicy i całej "nie-prawicy" w wyborach 2015 i 2019. Nastąpiło przesunięcie postaw w prawo:
PiS, Kukiz i Konfederacja łącznie pokonały KE, Wiosnę i Lewicę Razem aż o 7,8 punktu procentowego, czyli o 4,7 punktu więcej niż w wyborach sejmowych.
To zaś oznacza, że gdyby wyborcy do Senatu wybierali pomiędzy dwoma szerokimi blokami i głosowali tak jak 26 maja 2019 roku, prawica zdobyłaby aż 57 mandatów na 100. I to mimo tego, że opozycji nadal sprzyja zasada głosowania większościowego, bo ogromna przewaga prawicy w województwach południowo-wschodniej Polski „marnuje się” przy głosowaniu w okręgach jednomandatowych, a opozycja zdobywa mandaty mimo mniejszej przewagi w pozostałej części kraju.
Kraszyna konkluduje:
"Dziś sama jedność już nie wystarczy. Opozycja musi zniwelować część ogólnokrajowego dystansu do prawicy i – przede wszystkim – znaleźć mocne kandydatki/kandydatów do izby wyższej, które i którzy byliby w stanie osiągnąć wynik lepszy niż partyjne poparcie".
Wszystkie szacunki wyniku zjednoczonej opozycji zakładały udział w niej PSL z kilkuprocentowym elektoratem. Gra z Kukizem wskazuje, że Władysław Kosiniak-Kamysz zdecydował się na osobny występ, ryzykowny dla samego siebie (głosy na Kukiza i PSL będą się zarówno dodawać, jak i odejmować) i osłabiający front anty-PiS, zwłaszcza w wyborach do Senatu. To sprawia, że koalicja KO+L staje się tym bardziej potrzebna, a i tak szanse PiS rosną.
Można oczywiście mieć nadzieję, że:
ale doświadczenie pokazuje, że przy daleko posuniętej polaryzacji, każdy z tych czynników może zadziałać odwrotnie:
Opozycja jest w trudnej sytuacji, co powinno skłaniać do nowatorskiego myślenia. OKO.press namawia na pomysł "uspołecznienia" list, wychodzimy nawet czasem z roli analityków. W czerwcu 2019 Agata Szczęśniak deklarowała: "Bardzo przepraszam, ale nie chcę mieć samych polityków na listach".
Analizując 123 kandydatów z pierwszych trzech miejsc w 41 okręgach wyborów do Sejmu alarmowaliśmy, że wbrew zapowiedziom Grzegorza Schetyny na listach nie ma działaczy społecznych, aktywistek i niepartyjnych ekspertów.
Analiza wzbudziła wiele reakcji typu, nie czepiajcie się Schetyny, jak oni mają wygrać wybory skoro nawet opozycyjny portal wszystko krytykuje itp.
Tymczasem myśmy - tylko i aż - poważnie potraktowali zapowiedzi lidera PO i całej KO.
"Chcemy otworzyć listy na obywateli, ludzi aktywnych, społeczników, ekspertów, samorządowców, organizacje pozarządowe. Idziemy do wyborów jako Koalicja Obywatelska, ale nie koalicja partii politycznych, tylko ludzi, którzy podzielają nasz światopogląd” – deklarował w połowie lipca Schetyna.
Katarzyna Lubnauer mówiła OKO.press: „Każda osoba, która może być interesująca, może przynosić głosy i podpisuje się pod programem KO, będzie bardzo poważnie rozpatrywana jako kandydat".
Wracamy do tej samej myśli, ale w sytuacji, gdy wszystko wskazuje na to, że opozycja w układzie czysto partyjnej układanki idzie ku klęsce także w wyborach do Senatu.
Wyobraźmy sobie, że siedmioro liderów i liderek opozycji (już bez Kosiniaka-Kamysza) wciela w życie to, co zapowiadał Schetyna i na liście 100 kandydatów do Senatu umieszcza, powiedzmy, 30 osób spoza partyjnego klucza.
Liderzy i liderki PO, .N, SLD, Wiosny, Razem, Zielonych, IP argumentują, że należy docenić osiągnięcia i dorobek społeczeństwa obywatelskiego w zmaganiach z polityką PiS, że chcą trochę "przewietrzyć politykę", że chcą skorzystać z pomocy ludzi doświadczonych i kompetentnych w tych dziedzinach życia społecznego, które PiS próbuje opanować albo którymi nieudolnie zarządza. Będąc w Senacie ci kandydaci pomogą ratować to, co PiS zniszczył i zatrzymają następne zniszczenia.
Koalicja może sięgnąć po dorobek i ludzi zaangażowanych przed i po 2015 roku - czynem i słowem - w ruchy obrony:
Jest także grono osób, które
Powstrzymujemy się od podawania nazwisk konkretnych aktywistek, czy ekspertów w 17 powyższych "obszarach". Nie chcemy lansować bohaterów naszych tekstów. Bo OKO.press jest także kroniką oporu zarówno w czynach, jak słowach, świadectwem dorobku społeczeństwa obywatelskiego i zmagań wielu środowisk z państwem, które odchodzi od demokracji i nie potrafi rozwiązać trudniejszych problemów.
To nie jest już tylko kwestia szacunku polityków dla dokonań ruchów obywatelskich.
To także kwestia dobrze pojętej kalkulacji. Zwycięstwo w Senacie jest wciąż możliwe, ale trzeba zyskać dodatkowe argumenty i czymś "przebić" PiS, czymś zaskoczyć opinię publiczną.
Lista opozycji z udziałem przedstawicieli ruchów, zaangażowanych grup zawodowych, ekspertów miałaby takie zalety:
Protesty
Władza
Wybory
Robert Biedroń
Włodzimierz Czarzasty
Jarosław Kaczyński
Janusz Korwin-Mikke
Władysław Kosiniak - Kamysz
Paweł Kukiz
Katarzyna Lubnauer
Grzegorz Schetyna
Koalicja Obywatelska
Prawo i Sprawiedliwość
PSL
Wiosna
program opozycji
Stronnictwo Narodowe
wybory do Senatu
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze