"Czwartego dnia strajku zemdlał chłopak, którego jestem pełnomocniczką. Przewieziono go do szpitala. Wymiotował krwią". Czterech Irakijczyków w ośrodku w Lesznowoli przez 10 dni odmawiało przyjęcia pokarmów, domagając się zwolnienia z wielomiesięcznej detencji. Strajk zakończył się 13 stycznia
Strajk głodowy w Strzeżonym Ośrodku dla Cudzoziemców w Lesznowoli zakończył się w piątek 13 stycznia. Czterech Irakijczyków przez 10 dni odmawiało przyjęcia pokarmów, domagając się zwolnienia z wielomiesięcznej detencji. W swoich postulatach, które przedstawili w liście do naczelnika ośrodka, zawarli m.in. prośbę o spotkanie z komendantem i otrzymanie rzetelnych informacji o statusie swoich procedur uchodźczych. Komendant faktycznie spotkał się i porozmawiał ze strajkującymi, ale nic nie wskazuje na to, by mieli być wkrótce wypuszczeni na wolność.
W sprawie Irakijczyków interweniowała Laura Kwoczała z biura poselskiego Tomasza Aniśko, która odwiedziła ich w ośrodku w Lesznowoli pod koniec strajku:
- Przez ostatnie dni mężczyźni byli wykończeni, przez większość dnia leżeli – opowiada - Są w fatalnym stanie psychicznym, bierni, zrezygnowani. Jeden z chłopaków, ledwo 20-latek, który przez cały czas był w najlepszej formie, powiedział mi żalem, że czuje, że „przegrali strajk”.
Mężczyźni zakończyli protest z powodu pogarszającego się stanu fizycznego i psychicznego. Informacje o sytuacjach zagrażających ich zdrowiu i życiu docierały z ośrodka już od ponad tygodnia.
- Czwartego dnia strajku zemdlał chłopak, którego jestem pełnomocniczką. Przewieziono go do szpitala – mówi Kwoczała - Wymiotował krwią i czymś, co przypominało fusy – wskazywało to na możliwe owrzodzenie żołądka. Nie miał wykonanej gastroskopii i odmówił przyjęcia kroplówki, ostatecznie został wypisany. Nie rozumiał też, co się z nim dzieje, bo w szpitalu nie zapewniono mu tłumacza.
W telefonicznym kontakcie z Irakijczykami były przez cały czas aktywistki. Dzień po sytuacji opisywanej przez Kwoczałę, w środku nocy, dostały od strajkujących informację, że zemdlał ich drugi kolega. Natychmiast zadzwoniły do kierownika zmiany w ośrodku, prosząc o sprawdzenie w jakim stanie jest mężczyzna i udzielenie mu pomocy. Funkcjonariusz przekonywał je, że wszystko jest pod kontrolą i nikt nie potrzebuje opieki medycznej.
Irakijczycy alarmowali jednak, że ich kolega nie odzyskuje przytomności. Aktywistki zdecydowały się więc wezwać pogotowie.
- Funkcjonariusze nie wpuścili nawet karetki na teren ośrodka – mówi Karolina Mazurek, aktywistka współpracująca z Hope&Humanity i Podlaskim Ochotniczym Pogotowiem Humanitarnym - Potem ratownik medyczny zadzwonił do mnie i powiedział, że sprawa została przekazana policji, a ja zostanę oskarżona o nieuzasadnione wezwanie karetki – bo rzekomo nie mam prawa wzywać jej do kogoś, kto jest pod jurysdykcją Straży Granicznej.
W międzyczasie aktywistki były w kontakcie telefonicznym ze strajkującymi – uspokajały, tłumaczyły, jak ułożyć nieprzytomnego kolegę i udzielić mu pomocy. Z informacji przekazywanych przez chłopców wynikało, że jego stan się nie poprawia, podjęły więc drugą próbę wezwania karetki.
- Tym razem Straż Graniczna wpuściła ambulans na teren ośrodka, ale powiedziała ratownikom, że…takiego cudzoziemca u nich nie ma. Chociaż podaliśmy wszystkie dane – łącznie z jego numerem ID i pokojem – mówi Karolina Mazurek.
Aktywistki jeszcze kilkakrotnie kontaktowały się z kierownikiem zmiany w ośrodku, który wciąż powtarzał, że niczyje zdrowie nie jest zagrożone i „nie ma się czym przejmować”. Na pytania, czy zostało to zweryfikowane – tzn., czy lekarz lub chociaż któryś z dyżurujących funkcjonariuszy faktycznie sprawdził, w jakim stanie jest mężczyzna – kierownik odsyłał je do rzecznika prasowego.
Zapytałam o tą sytuację rzeczniczkę prasową Nadwiślańskiego Oddziału Straży Granicznej, kapitan Dagmarę Bielec. Odpisała mi, że „Czwórka Irakijczyków oraz pozostali cudzoziemcy przebywający w ośrodku mają zapewnioną opiekę lekarską i psychologiczną. Nie miały miejsca zdarzenia związane z utratą przytomności przez umieszczonych cudzoziemców.”
Rzeczniczka napisała również, że „Od dnia niestawiania się przez czterech wspomnianych cudzoziemców na posiłki, personel strzeżonego ośrodka prowadzi z nimi rozmowy, zarówno w kwestii ich sytuacji administracyjnej jak i pobytowej.”
Dwa dni przed zakończeniem strajku Irakijczycy poinformowali aktywistki, że pracownicy ośrodka wręczyli im broszury z instrukcją, jak poddać się dobrowolnej deportacji.
Pomysł odesłania akurat tych mężczyzn do Iraku jest jednak bardzo kontrowersyjny. Jeden z nich brał udział w tamtejszych strajkach studenckich, które dla wielu uczestników zakończyły się brutalnymi represjami. Drugi ma żonę i dziecko w Szwecji – zgodnie z prawem unijnym, powinna być wobec niego zastosowana procedura łączenia rodzin, a nie deportacja.
Posłanka Daria Gosek z Lewicy skierowała interwencję poselską do szefa Urzędu do Spraw Cudzoziemców, z prośbą, by spotkał się ze strajkującymi i wysłuchał ich postulatów. Irakijczykom zależy na tej rozmowie, bo wkrótce może wejść ustawa, która de facto uniemożliwi cudzoziemcom odwoływanie się od decyzji wydawanych przez Straż Graniczną.
Strajk głodowy zakończył również Mohammed Al. Zirjawi, 26-letni Irakijczyk, który przez 17 miesięcy przebywał w Strzeżonym Ośrodku w Przemyślu. Po 21 dniach bez przyjmowania pokarmów został umieszczony w izolatce. Następnie, poinformowano go, że decyzja w jego sprawie zapadnie 23 stycznia – choć pierwotnie sąd wyznaczył jego termin zwolnienia z detencji na 9 stycznia.
- I właśnie 9 stycznia dostaliśmy informację od innej osoby z ośrodka, że Mohammeda wywieźli – mówi Mariola Piętak, która od miesięcy pomaga ludziom w strzeżonych ośrodkach - Straż Graniczna obudziła go w środku nocy, wsadziła do samochodu i gdzieś zabrała. Chociaż jestem jego pełnomocniczką, to nie zostałam o tym poinformowana, nie mogłam się niczego dowiedzieć, a on nie odbierał telefonu. Razem z innymi aktywistkami szukałyśmy go na wszelkie sposoby i w końcu dowiedziałyśmy się, że podjęto wobec niego próbę deportacji. Nieudaną, bo stawiał opór. Nie mogli go wsadzić do samolotu siłą i ostatecznie zawieźli do strzeżonego ośrodka w Białymstoku.
W kwestii deportacji Irakijczyków jest wiele niejasności. Straż Graniczna podejmowała już takie próby, jednak części z nich nie udało się zrealizować: interweniowali aktywiści, piloci odmawiali wzięcia cudzoziemców na pokład, a oni sami mogli odmówić wejścia do samolotu. Teoretycznie, funkcjonariusze nie mogą użyć siły, by wsadzić kogoś do samolotu wbrew jego woli.
Aktywiści jednak wielokrotnie alarmowali, że funkcjonariusze próbują wymuszać zgody na deportacje, podsuwając ludziom do podpisania dokumenty, których nie rozumieją, zastraszając ich, albo podając leki uspokajające.
Osoby przebywające długo w ośrodkach strzeżonych mówiły też, że często namawiano ich do poddania się dobrowolnej deportacji i że niektórzy, wykończeni i złamani wielomiesięcznym zamknięciem, faktycznie się na to godzili.
Fakt, że deportacje do Iraku nie mogą być wykonywane przymusowo, potwierdził niedawno Podsekretarz Stanu MSWiA, Bartosz Grodecki. W odpowiedzi na interpelację złożoną przez posła Aniśko w sprawie deportacji cudzoziemców do Iraku, napisał: „W przypadku osób nieposiadających ważnych dokumentów podróży i niedeklarujących chęci powrotu, procedury deportacyjne nie są realizowane”.
Mohammed, który czeka obecnie na decyzję sądu w strzeżonym ośrodku w Białymstoku, obawia się jednak kolejnej próby deportacji. Przekazał też aktywistkom, że Straż Graniczna odebrała mu wszystkie pieniądze, w ramach „obciążenia go kosztami procedury powrotowej”, teraz nie może więc nawet kupić nic w ośrodkowym sklepiku.
Osoby przebywające w strzeżonych ośrodkach trzymają swoje pieniądze w depozytach (oczywiście, pod warunkiem, że białoruskie służby nie okradły ich na granicy), mają prawo do korzystania z nich w trakcie detencji i otrzymują je z powrotem w momencie wyjścia na wolność. W przypadku deportacji faktycznie są one przejmowane przez Straż Graniczną na pokrycie kosztów powrotu do kraju, jak również zryczałtowanego kosztu pobytu w ośrodku. Jednak Ustawa z dnia 12 grudnia 2013 o cudzoziemcach jasno mówi, że dzieje się to dopiero w momencie, gdy „decyzja o zobowiązaniu cudzoziemca do powrotu stała się ostateczna”.
Rzecznik Bieszczadzkiego Oddziału Straży Granicznej, któremu podlega ośrodek w Przemyślu, odmówił komentarza o sytuacji Mohammeda, powołując się na ochronę danych osobowych. Rzeczniczka Podlaskiego Oddziału SG, odpowiedzialnego za ośrodek w Białymstoku nie odpisała na nasze pytania.
Socjolożka, kulturoznawczyni i dziennikarka freelance. Publikowała m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Newsweeku" i "Balkan Insights". Na stałe mieszka w Madrycie.
Socjolożka, kulturoznawczyni i dziennikarka freelance. Publikowała m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Newsweeku" i "Balkan Insights". Na stałe mieszka w Madrycie.
Komentarze