0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Wojtek RADWAŃSKI / AFPFoto Wojtek RADWAŃSK...

7 stycznia 2023 Straż Graniczna poinformowała, że w okolicach miejscowości Przewłoka, na południe od Białowieży, znalazła ciało migranta. Już wtedy pisano, że prawdopodobnie to obywatel Jemenu. Teraz dowiadujemy się coraz więcej szczegółów o tej niepotrzebnej śmierci i jej okolicznościach.

„Jemeńczycy prosili ludzi, by pomogli Ibrahimowi”

Policja nadal ustala tożsamość migranta, ale Hope & Humanity Poland, organizacja, która pomaga migrantom na Białorusi, dzięki kontaktom z ich krewnymi już to ustaliła. Zmarłym jest Ibrahim Dihiya – lekarz z Jemenu. „Jego przyjaciele i rodzina nie mają wątpliwości. Arabskie media także piszą (o tym – red.) wprost” - oświadczyła organizacja.

Wg aktywistów grupa Jemeńczyków liczyła ok. 10 osób. Część została złapana przez polskich pograniczników i wypchnięta na Białoruś. Stamtąd się kontaktują obecnie z aktywistami.

Do Piotra Czabana, kiedyś dziennikarza, a teraz aktywisty prowadzącego kanał na YT „Czaban robi raban”, zadzwonił jeden z nich. „Cofnęli ich na Białoruś nasi. Prosili straż graniczną, by szukali Ibrahima” - relacjonuje aktywista. Migrant nie podawał mu szczegółów sytuacji.

Ale opowiadał o nich aktywistom z dwóch grup wspierających uchodźców. O tym, że część z grupy Jemeńczyków polscy pogranicznicy wypchnęli na Białoruś, mówi nam Małgorzata Rycharska, aktywistka z Hope & Humanity Poland.

„Najpierw Jemeńczycy prosili na drodze ludzi, by pomogli Ibrahimowi. Nikt nie chciał się zatrzymać i im pomóc” - opisuje. Jej rozmówca obecnie jest w Mińsku.

Aleksandra Łoboda, koordynatorka komunikacji w Grupie Granica, podaje więcej szczegółów. „Towarzysze podróży Ibrahima powiedzieli nam, że wiedzieli, iż jego stan się pogarsza i jest bliski zagrożenia życia. Wyszli na drogę i poszukiwali pomocy. Sami znaleźli polskie służby i prosili ich o udzielenie mu pomocy. Służby tej pomocy odmówiły. Po czym wypchnęły tych ludzi do Białorusi”. To było zanim 7 stycznia służby znalazły ciało Ibrahima.

Przeczytaj także:

Ibrahim zmarł na ich rękach

Jemeńczycy prowadzący na Facebooku stronę informacyjną SidqYem (obserwowana przez ponad 300 tys. osób) też dotarli do tych, którzy szli z Ibrahimem i zostali wypchnięci przez polską Straż Graniczną. Nazywają ich „poszukiwaczami życia” - w Jemenie co 9 minut ktoś ginie w trwającej od 8 lat wojnie. Już jest ponad 400 tys. ofiar. To, co czytamy, pokrywa się z informacjami, jakie uzyskali aktywiści.

Jemeńczycy z Egiptu dostali się do Rosji, a przed feralnym przejściem na początku stycznia niektórzy mieli już po kilka prób wejścia do Polski. Zawsze byli wypychani przez naszych pograniczników. Doktor Ibrahim także. To przejście na początku stycznia miało być jego ostatnią próbą „przed lotem” prawdopodobnie powrotnym do Egiptu. Wszyscy Jemeńczycy wolą zachować anonimowość, więc w relacji określani są tylko jedną literą w nawiasie.

„Przy trudnej, zimowej pogodzie, przez ok. 5 godzin chodziliśmy po bagnach. Wpadaliśmy w nich na metr i więcej. Do białoruskiego ogrodzenia dotarliśmy coś po północy. Mieliśmy już wcześniejsze doświadczenia więc mijaliśmy białoruskie ogrodzenie bez problemu przeciskając się pod płotem, po cichu; by nie wykryli nas białoruscy strażnicy graniczni.

Na zakazanej ziemi – terenie między białoruskim i polskim ogrodzeniem - nie zatrzymywaliśmy się, bo było bardzo zimno i możliwe opady śniegu następnego dnia. Ze względu na to, że polskie ogrodzenie ma dużą wysokość i druty kolczaste na szczycie oraz ze względu na straż graniczną zdecydowaliśmy się przekroczyć granicę na rzece. (…) Woda była lodowata, prawie zamarzała, druty kolczaste, silny prąd, dno rzeki błotniste. Utknęliśmy więc nie raz, a rzekę pokonywaliśmy przez około 4 godziny.

Doszliśmy do brzegu, walcząc o życie. Przebyłem ja i 3 innych, pozostała 6 utknęła w rzece. Trzeba było wrócić, by ich wydostać. Stan zdrowia (B) był bardzo krytyczny, poranił stopy o druty. (…) Wynosiliśmy go na ląd, by ratować mu życie - krwawił z nóg. Ja i (K) poszliśmy na ląd. Pozostałych 8 osób zostało na brzegu rzeki.

Zobaczyli nas polscy żołnierze, więc poprosiliśmy ich o pomoc, ale nie weszli z nami w interakcję. Po 2 godzinach zabrali nas na zakazaną ziemię, bez pomocy osobie poszkodowanej”.

Podzielili się na dwie grupy

Potem autor opisuje jak dostali się z powrotem do Mińska. Koledzy na brzegu rzeki, gdy zobaczyli jak Polacy zabieraj dwójkę ich towarzyszy, ukryli się. Nocą wyszli w polski las z wyjątkiem (A) – ten gdzieś utknął. Spadł śnieg. Ibrahim zaczął narzekać na przeziębienie i miał objawy choroby. Siedmioosobowy zespół podzielił się na dwie grupy; trzy zostają z Ibrahimem, a trzy idą szukać pomocy dla niego. I znaleźli polskich mundurowych, ci zaś wyrzucili ich za płot graniczny.

Ale zanim to się stało, poinformowali o drugiej grupie i o Ibrahimie, który walczył o życie. Polscy pogranicznicy nie poszli z pomocą. Dwa dni później, czyli 7 stycznia, SG podała, że znalazła ciało niezidentyfikowanej osoby.

Nadal brakuje (A) który zagubił się gdzieś po drodze.

Nie udało nam się porozmawiać z migrantem z tej trójki, który trafił do szpitala w Hajnówce, ale aktywiści którzy z nim rozmawiali, potwierdzają to, co opisane zostało w relacji Jemeńczyków.

„Pan A. podkreślił, że znaleziono ich nad ranem, zaś Straż Graniczna podawała, że ciało znaleziono po południu – tak brzmiał komunikat” podkreśla Dominika z Grupy Granica.

Jak ustalili śmierć człowieka

Aktywiści pytają się też jak służby ustaliły, że Ibrahim nie żyje, bo wg Jemeńczyków którzy ocaleli, nie było tam ani lekarza, ani ratowników w karetce.

Pytamy o tę sytuację mjr Katarzyna Zdanowicz, rzeczniczkę podlaskiej Straży Granicznej. „3 Jemeńczyków zostało ujawnionych. Powiedzieli nam o swoim koledze, myśleliśmy, że szukamy jeszcze żywego, ale znaleźliśmy już ciało” - opisuje pani rzecznik. Twierdzi, że nic nie wie, by pogranicznicy złapali w tym czasie też innych Jemeńczyków z tej grupy i wypchnęli ich za granicę.

Grupa Granica wystosowała żądanie w tej sprawie: „Domagamy się zbadania sprawy i pociągnięcia do odpowiedzialności funkcjonariuszy, którzy - zgodnie z relacją towarzyszy podróży zmarłego - odmówili udzielenia pomocy umierającemu człowiekowi”.

View post on Twitter

Trójka Jemeńczyków, którą zatrzymała SG, chciała złożyć wnioski o azyl. Jeden z nich - A. - trafił najpierw do szpitala w Hajnówce na kilka dni. 13 stycznia przewieziono go do ośrodka otwartego dla cudzoziemców w Białej Podlaskiej. Pozostała dwójka jest w ośrodku zamkniętym w Białymstoku.

„Funkcjonariusze szukają teraz ciał”

12 stycznia kolejny akt dramatu i piekła na granicy - jeden patrol żołnierzy WP, w okolicach Białowieży, a konkretniej Czerlonki, odnalazł w Puszczy ciała dwóch migrantów.

Żołnierze zgłosili to, miała przyjechać policja i prokurator. Ale im już kończyła się służba, więc zdecydowali się wracać do bazy. I zgubili się, a po drodze odnaleźli trzecie ciało.

„Ja mam informacje o szczątkach ludzkich, na tyle niewielkich, że nie mamy określonej płci” - mówi mjr Katarzyna Zdanowicz. Z innego źródła dowiadujemy się, że to była czaszka.

Jednak pojawił się problem - żołnierze już nie mogli odszukać owych dwóch ciał wcześniej znalezionych. Dlaczego ich nie oznaczyli? Dlaczego nie przypięli pinu w GPS lub na mapie? Wiele osób zaangażowanych zadaje sobie to pytanie.

„To było działanie nieprofesjonalne, amatorszczyzna, ale mimo wszystko ja mam do nich szacunek. Bo jeszcze nikomu na pograniczu nie udało się znaleźć trzech ciał migrantów jednego dnia. I mimo że żołnierze zgubili się w lesie i stracili lokalizację dwóch ciał, to jednak zgłosili fakt ich znalezienia przełożonym”- podkreśla Czaban.

W teren ruszyły wszystkie służby. 12 stycznia aktywiści z Grupy Granica na południe od Czerlonki natknęli się na duże ilości mundurowych. Nieoficjalnie dowiedzieli się od nich o sytuacji – poszukiwaniu ciał migrantów. Sami też przyłączyli się do nich.

„Funkcjonariusze wszystkich służb, także SG z Białowieży, szukają teraz ciał” - mówiła ppor Anna Michalska, rzecznik SG jeszcze zanim centrala dowiedziała się o znalezieniu drugiego z nich.

13 stycznia służby w końcu znalazły drugie ciało. Mężczyzna. „Prowadzimy czynności wespół z prokuraturą. Straż Graniczna nadal prowadzi poszukiwania” donosił podinsp. Tomasz Krupa, rzecznik prasowy podlaskiej policji.

W tym czasie Piotr Czaban złożył zawiadomienie na policji w Hajnówce, zgłaszając zaginięcie czterech migrantów: z Syrii, Jemenu i Sudanu. W ostatnich dniach te osoby przebywały w regionie nadgranicznym i urwał się ich kontakt z rodzinami. Zaniepokojeni krewni zgłosili ich zaginięcie aktywistom.

W tej grupie jest też Jemeńczyk opisany w relacji jako (A), który szedł z Ibrahimem. „Chcę w ten sposób ułatwić służbom ewentualną identyfikację ciał. Oczywiście nie wiadomo czy to są te osoby” podkreśla Czaban.

Wg. danych Grupy Granica do końca 2022 r. odnaleziono oficjalnie 30 ciał migrantów. Razem z czwórką osób ze stycznia 2023 .r będzie więc ich 34.

212 zaginionych od początku kryzysu

„Prawie codziennie dostajemy zgłoszenia od osób, których bliscy zaginęli na granicy. Zwłaszcza w tym okresie jesienno- zimowym. Prawdopodobne ofiar kryzysu humanitarnego może być więcej” - mówi Aleksandra Łoboda z Grupy Granica.

Podkreśla, że jesienią i zimą, każda wywózka, każdy push-back rodzi ogromne ryzyko śmierci.

Magda Łuczak w Grupa Granica zajmuje się osobami zgłoszonymi przez krewnych jako zaginione. Właśnie podsumowała 2022 r. i cały kryzys, od jego początku w sierpniu 2021. Mają na liście aż 285 zaginionych, z czego 73 zostało odnalezionych.

„O 212 osobach z tej listy nic nie wiemy” - mówi Łuczak. Tylko w 2022 roku zostało zgłoszonych 185 osób jako zaginione, z czego 56 odnalazło się.

Te osoby z listy mogą nie chcieć się ujawniać, mogą siedzieć w więzieniach na Białorusi albo np. już nie żyć.

W pierwszych tygodniach 2023 roku aktywiści z GG już mają co najmniej 5 zgłoszonych zaginięć. „Jest ich najprawdopodobniej więcej, ale nie mam jeszcze sprawdzonych wszystkich źródeł, z których spływają do mnie informacje” - zaznacza Łuczak.

Uważa, że oficjalne dane o zgonach na granicy są zaniżone. Ciał najprawdopodobniej jest znacznie więcej - uchodźcy wielokrotnie relacjonują wolontariuszom, że widzieli w lesie czyjeś zwłoki. Nikt ich nie szuka, służby nie podejmują działań.

„Nigdy nie dowiemy się ile tam osób zginęło. Bo nie wszyscy zaginieni są na naszych listach – ktoś może nie mieć rodziny, albo rodzina nic nie wie, że zaginął lub nie wiedzą nic o nas” dodaje aktywistka.

;

Udostępnij:

Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze