0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Agata KubisFot. Agata Kubis

Z Aborcyjnym Patrolem Aborcyjnego Dream Teamu spędziłam trzy dni. Byłyśmy we Władysławowie i Jastrzębiej Górze. Dziewczyny rozkładały się na centralnym deptaku z całym majdanem – były naklejki, zapalniczki, torby, bluzki i bluzy, broszki z napisami „Aborcja jest OK”, „Kocham osobę, która miała aborcję”. Można było brać, ile dusza zapragnie. Przez mikrofon aktywistki informowały o tym, co robią i dlaczego. Rozmawiały z ludźmi. W przerwach odebrały – jak zwykle – telefony od osób, które właśnie zrobiły albo zamierzały zrobić aborcję.

Zainteresowanie było ogromne. Przy stoisku cały czas tłoczno. Wysłuchałam, co ci ludzie mówili. O aborcji i o polskim państwie.

Przeczytaj także:

Nauczycielka

„Zabiera pani całą torbę naklejek, dla kogo to?” – pytam 50-letnią kobietę. Jak się okazuje, że Śląska. Wygląda dość nobliwie, w przeciwieństwie do wielu osób, które przechodzą obok, strój ma raczej miejski niż plażowy. Do stoiska podeszła zdecydowanie i od razu zaczęła wybierać, co jej się przyda.

„Dla uczniów. Uczę Wychowania do życia w rodzinie”.

„I rozda im to pani na lekcji? W programie tego chyba nie ma?”.

„No pewnie, że nie ma. Ten program to powiem pani, jest... A, co będę gadać. Ale go trochę modyfikuję. Mówię więcej np. o antykoncepcji. Mam dużo młodzieży nieheteronormatywnej. A co do naklejek... Nie uważam, że aborcja jest okej”.

„Nie? Ale te naklejki dla uczennic...”.

„Nie uważam, że aborcja jest OK, ale moi uczniowie mogą jej potrzebować. Muszą wiedzieć i sami zdecydować. Większość jest oburzona tym, że aborcja jest zakazana. No, ale widać co ze szkołą robi Czarnek. Z tym że ja nie będę narzekać, bo może być gorzej”.

Jak to? – pytam, kolejny raz zdziwiona.

„Jak wygra PiS i będzie rządził z Konfederacją, to jak pani myśli, kto będzie ministrem edukacji? Ta Nowak z Krakowa. I dopiero będzie”.

Podchodzi troje wychowawców kolonijnych, dwoje młodych i kobieta w średnim wieku. Wszyscy ubrani na sportowo, trochę po harcersku (chociaż harcerzami nie są): „My tu nad morzem z dziećmi na kolonii. Wzięlibyśmy dla starszych te numery telefonów. Bo to nigdy nie wiadomo. Młodzież musi być świadoma”.

Podchodzi kolejna nauczycielka WDŻ. Bierze gadżety „dla uczniów”.

Telefon do Natalii: Dzwoni też kobieta, która leży w szpitalu, w chcianej ciąży, ale sytuacja robi się niebezpieczna. Lekarze czekają jak z Dorotą. Dziewczyny z ADT kierują do zaprzyjaźnionego lekarza w innym mieście. Ten nie będzie czekał, będzie przerywał, bo tego wymaga sytuacja.

Dziecko

Podjeżdża na rowerze chłopiec w kasku. Ma 8 lat i jest z Ukrainy. Po zapoznaniu się z sytuacją i powzięciu informacji (co to jest aborcja?) postanawia zostać agentem.

„Będę paniom rozklejał te naklejki”. Znika z dziesięcioma. Po 30 minutach wraca. „Rozkleiłem, gdzie się dało”, mówi wymachując zabawkowym pistoletem. „Mogę jeszcze?”.

Jak się okazuje, to nie jedyny agent. Po czasie pojawia się także dziewczyna z naklejkami na kapeluszu. „Jestem waszą reklamą”, mówi zadowolona:

Fot. Agata Kubis

Miałam z wami aborcję

Natalia: „Najbardziej wzruszające są spotkania z osobami, które miały aborcję. Z nami”.

W ciągu dwóch dni do stoiska podchodzą cztery takie osoby. Kobieta z dwójką dzieci i mężem, przed 30-stką, mówi krótko: „Miałam aborcję trzy miesiące temu, zrobiłam to sama za pomocą pigułek. Nie żałuję absolutnie. Mam dwójkę dzieci, nie mogliśmy więcej. Nie dalibyśmy rady. Wiedziałam, gdzie zadzwonić dzięki takim grupom jak ta”.

Inna była w ciąży z chorym płodem. Wyjechała za granicę. Teraz ma zdrowe dziecko. A nawet dwoje.

Grupa młodych dziewczyn szepce między sobą: „Weźmy naklejki dla Ewy, ona też niedawno miała, też z tymi dziewczynami tutaj. Ucieszy się”.

„Niesamowite, że pani tu jest” – mówi młoda dziewczyna do Justyny Wydrzyńskiej. Pytam potem, skąd Justynę zna. „Śledziłam na instagramie cały proces pani Justyny. Trzymałam kciuki. Czytałam wszystkie informacje. To straszne, co się działo”. Jest z małego miasta, właśnie zdała maturę, pracuje na wybrzeżu i nie wie jeszcze, gdzie pójdzie na studia.

Młoda dziewczyna z kolegami, wszyscy ubrani plażowo, ale z możliwością wieczornej imprezy: „Jestem za aborcją i chciałabym, jak te dziewczyny, pomagać w aborcjach”.

Telefon w drodze na deptak odbiera Justyna: „Proszę zrobić badanie beta HCG, ono powie, czy jest Pani ciągle w ciąży, czy nie. Może aborcja się udała, ale nie było widać zarodka”.

Zmarnowane życie

Niektórych słowo „aborcja” składania do opowieści nie o aborcji, ale o porodzie i lekarzach. Kilka kobiet opowiedziało aktywistkom o tym, jak rodziło. I, że dzisiaj, po wyroku TK pewnie by się bały.

„Wybór musi być”, podkreśla młoda kobieta z dzieckiem i mężem (on na oko 35 lat). Mieszkają w małym mieście na południu Polski. „A u nas wszystko na lekarzu wisi. Znam, proszę pani, sprawę, że lekarz cesarki nie zrobił na czas, niedotlenienie i proszę. Życie jest, ale zmarnowane”. Jej mąż zgadza się włożyć bluzę „Pomagam w aborcjach”.

„Nie mam z tym problemu, będę ją nosił”.

Kobieta pod 50-tkę: „Ja umówiłam się z moim ginekologiem, że jeżeli badanie będą złe, to będzie zabieg. Szczęśliwie jest zdrowe”. Gdzie pani te naklejki porozkleja? „Położę u siebie w pracy. Ja zajmuję się osobami z niepełnosprawnościami. Wie pani, oni żyją z boku, nikt absolutnie nikt się nimi nie zajmuje. Rodzina je zostawia, nie winię za to, bo taka opieka to jest czasem niemożliwa. To przerasta ludzi. Tylko takie miejsca jak nasze zostają. To jest, proszę pani, koszmarna sytuacja, państwo niewiele robi. I to są naprawdę osoby ciężko chore. No musi mieć kobieta wybór. Takie jest życie, proszę pani, różne”.

Historia z abortobusa. Natalia: Czy wiecie, że lekarze skrobią misoprostol? Jak to skrobią misoprostol? No, obskrobują igłą arthrotec z misoprostolu, żeby mieć ten drugi, gdy chcą robić aborcję. Tej drugiej substancji – diclofenaku – nie można podać bez wskazania [arthrotec to lek na zwyrodnienia stawów], więc skrobią to, czego potrzebują. A nie mogą kupić misoprostolu albo podać całego arthrotecu? Nie, bo takie wytyczne. Absolutnie bezsensowne – dodaje Natalia.

Chłopaki

Trzech chłopaków w plażowym stroju (tylko kąpielówki i łańcuch), ok. 24 lat, do tematu podchodzi mało filozoficznie. Chcą konkretów: „Proszę pani, a jak pomogę dziewczynie, to pójdę siedzieć?”. Tak, to niebezpieczne, za pomoc w aborcji jest kara. Chłopaki dopytują dalej, pragną szczegółów – a jak ona sama? To wtedy nie. Kiwnęli głowami, zabrali naklejki i poszli w miasto.

Podchodzi mężczyzna ok. 30 lat, ze Śląska, ubrany modnie Zaczyna nieśmiało: „Bardzo was wspieram, uważam, że to absolutna podstawa, mieć wybór. Moja żona też was wspiera i tez tak uważa, ale boi się podejść. Jestem w jej imieniu”.

Czyli jest pan za wyborem – pytam. „Absolutnie”.

A tak też myślą pana znajomi?

„Wie pani co, moi znajomi to przede wszystkim są w najróżniejszych sytuacjach. Niektórzy mają dzieci, inni chcą, ale nie mogą. Jeszcze inni mają chore dziecko. Inni wpadli za wcześnie, na studiach. Każda sytuacja jest inna, ale jedno jest wspólne – trzeba sobie jakoś dać z tym radę. To chore, że politycy decydują za nas, czy dzieci będą, czy nie. Czy to Kaczyński lub Tusk będą potem wychowywać? Chore dziecko też? Nie, to my będziemy. I powiem pani, że tu chodzi o odpowiedzialność. Trzeba brać odpowiedzialność i to my ją bierzemy – ci, co mają dzieci. A nie, że będzie, jak będzie. Podoba mi się taka akcja jak ta tutaj. Państwo powinno ludzi wspierać. A jak nie państwo, to społeczeństwo musi się wspierać, pomagać sobie. Takie jest życie”.

A pan by wsparł swoją partnerkę w decyzji?

„Każdej. Ja mam szczęście, mam zdrowe dzieci. Ale cokolwiek by moja żona nie zdecydowała, wsparłbym ją w tym. To jest odpowiedzialność. Dziewczyny, robicie bardzo dobrą robotę”.

Właściciel knajpy na deptaku: „Popieram akcję, jak najbardziej. Aborcja powinna być dostępna. Ale jeszcze z jednego powodu. Powiem pani, że ja studiowałem w Warszawie. Tam spotkałem różne środowiska lewicowe. Ale oni głównie dyskutowali. Tzn. nie mówię, żeby nie dyskutować, ja nie chce krytykować, ale, jakby to powiedzieć, od życia to jest daleko. A tutaj panie wychodzą do ludzi, rozmawiają ze zwykłymi ludźmi. To jest ważne. Chociaż też skrytykuję – też jesteście tu na chwilę, to też jednorazowa akcja, zaraz wrócicie do Warszawy. A to trzeba zrobić systemowo taką pomoc i takie wyjście do ludzi. Politycy nie mają pojęcia co tu ludzie myślą”.

Mężczyzna 26 lat: „Mieszkam w Szwajcarii, przyjechałem do rodziny, dziecko pokazać. Tam to normalne, że aborcja jest. Też, jakby to powiedzieć, jedną miałem. Tzn. nie ja, ale moja dziewczyna. A teraz mam dziecko, jestem szczęśliwy. Ale tamto to było za wcześnie, dużo za wcześnie”.

SMS do Natalii: Dziewczyna zrobiła aborcję, zrobiła badanie beta HCG, ale nie umie zinterpretować wyniku. Prosi o pomoc.

Tatuaże rodzinne

„Wezmę trochę, chociaż mam samych chłopaków i to jeszcze małych”. „Dla chłopaków też może być” – przekonuje Broniarczyk. „W sumie tak”. Podchodzą matki i ojcowie. Te pierwsze często mówią: „Dla mnie to już za późno, ale wezmę dla córek”. Czasem rozwija się rozmowa, czy takie aborcyjne gadżety są dla chłopaków. Tutaj zdania są podzielone. Raz usłyszałam dyskusję między parą, w której kobieta przekonywała mężczyznę, że jak najbardziej tak. Faceci o aborcji też muszą wiedzieć.

Dorośli, którzy podeszli z dziećmi, robią dzieciom tatuaże wodne „Aborcja jest ok”.

Podchodzi rodzina, jak się okazuje, także nauczycielska. Dwoje dzieci, chłopiec i dziewczynka, poniżej 10 lat. Mężczyzna, ok. 40 lat: "Mieszkamy za granicą, w Niemczech. Ja tam uczę sportu. Tam się nam w głowie nie mieści, co tu się dzieje. To szaleństwo, że aborcja jest zabroniona.

Telefon do Justyny: Dzwoni partner kobiety w ciąży z pytaniem, gdzie zamówić tabletki aborcyjne.

Młodzież pracująca

Stoisko jest bardzo popularne wśród kelnerek i kelnerów okolicznych restauracji. Podchodzą także sprzedawczynie tatuaży, waty cukrowej, kadra sprzątająca. Większość młoda, większość dorabia wakacyjnie, podchodzą w fartuchach z logo restauracji. Są spoza dużych miast – jest Podlasie, Inowrocław, Śląsk, Płock. Kasia: „Nie wiem, chyba jestem odosobniona w swoich poglądach na aborcję. Tzn. zależy gdzie. W mojej rodzinie na pewno, ale wśród znajomych nie. Wszyscy uważamy, że kobieta powinna mieć wybór”.

Dwie młode kelnerki: „Oczywiście, że wspieramy. I wszyscy nasi znajomi też tak myślą. Co innego rodzina, tu gorzej, ale młodzi? Wszyscy, których znam”.

Mężczyzna, ok. 23 lat, kelner: „My tu z okien na panie patrzymy i wspieramy. Zaraz naklejki nakleimy, żeby informować. Szefostwo też wspiera. No mówię, to musi być wybór osoby, nie można zmuszać i decydować za nią. Każdy ma swoje sumienie i swoje człowieczeństwo. Brak wyboru to jest... zaprzeczenie człowieczeństwa, o to chciałem powiedzieć”.

Babcie i dziadkowie

„No nie wiem dziewczyny... Chcecie te naklejki?” – pyta kobieta ok. 60. „Ojej, babcia, no co ty, pewnie, że tak”. Babcia: „Ja to chyba nie uważam, że aborcja jest ok”. „Ojjjj babciuuu”. Nastolatki przewracają oczami, zgarniają gadżety i idą dalej: „Babciu, nie marudź, to jest oczywistość”.

Podchodzi dziadek z kilkorgiem wnucząt. Mimo nadmorskiego klimatu jest ubrany elegancko. I krótka piłka: „Popieram. Chłopaki, może zrobicie sobie wodny tatuaż?”

Telefon do Justyny: Dzwoni mama 17-latki, która leczy się psychiatrycznie i zaszła w ciążę z chłopakiem starszym od siebie. Dziewczyna nie bardzo wie, co zrobić. Mama chce wiedzieć, jakie są możliwości, gdyby córka zdecydowała się na przerwanie tej ciąży.

Wyzbyci złudzeń

Starsza para, ok. 60 lat.

„A państwo uważają, że aborcja powinna być dozwolona?”

Pan: Ja nie wiem, jaka tu jest filozofia. To jest proste jak drut – jej dupa, jej decyzja.

Żona: kiedyś tak było, ale potem się ten cały Kościół wmieszał. Oni nie powinni już w ogóle się odzywać, bo nie mają nic do powiedzenia. Stać grzecznie w kącie i tyle.

Pan: siekierą odrąbać kościół od państwa trzeba.

A skąd państwo są, pytam. Z Kraśnika, tam gdzie nie lubią LGBT. My jesteśmy podobno wolni od LGBT – wznosi oczy do nieba.

Zaczepiam 30-latków w drodze na plażę. Trzymają się za ręce: „My z Torunia, tak, od Rydzyka, niestety. Ten Kościół w Polsce to nieszczęście. Wybór popieramy”.

Kościół jest ważnym tematem rozmów przy stoisku. „To wszystko przez ten Kościół, namieszał w głowach” – słyszę parokrotnie.

Telefon dla Natalii od dalekiej znajomej z pracy: „Mam dziewczynę, musi zrobić aborcję, ma kilka pytań. Mogę ją do was skierować?”

Z kagankiem oświaty

ADT zgłasza swoje stoisko jako wydarzenie publiczne. Dzwoni więc policjant i dopytuje, czy wszystko okej, czy trzeba przyjeżdżać. Ku mojemu zaskoczeniu – nie. Negatywnych reakcji prawie nie ma. Tzn. pewnie są, ale rzadko wyrażone na głos.

2-3 razy usłyszałam – ja to jestem za dziećmi, a nie za aborcją. Albo: chodźmy stąd, to nie dla nas. W Jastrzębiej Górze mężczyzna siedzący na ławce obok obserwował akcję i na koniec krzyknął: a twoje dziecko gdzie jest? Ile masz dzieci?

Byli jeszcze niezdecydowani.

Kobieta z dzieckiem bierze 10 naklejek. „Pani popiera?”, pytam. „Nie”. Nie? „Nie, jestem absolutnie przeciw aborcji. Ale wzięłam trochę dla żartu. Trzeba sobie radzić i ponosić konsekwencje. Urodziłam jeszcze na studiach, było mi bardzo ciężko, dałam radę” – mówi. Po chwili zastanowienia dodaje: „Ale kobiety mają dużo gorzej, facet to se ucieknie jak dziecko chore, a kobieta zostaje. No gorzej mamy”– uśmiecha się do mnie.

„Gorzej, zgoda. No ale właśnie, to jak tak, to czy chociaż, gdy płód chory, to nie powinno być wyboru?” – pytam. „No w sumie powinien...”.

Kobieta z dwójką dzieci zauważyła Justynę Wydrzyńską i krzyknęła do niej: „Zabija pani dzieci”. Odezwała się przechodząca obok kobieta z rodziną: „Nie dzieci, tylko zarodki. Trzeba się dokształcić”.

Starsza para. Kobieta bierze naręcze gadżetów i przekonuje, że rozda je znajomym. Mężczyzna zaczyna komentować ze wzburzeniem, ale słyszę tylko ostatnie zdanie: „... a potem się skrobią, o!”. „Czyli pan nie popiera? A pana żona wzięła naklejki” – pytam. „Ja nie popieram!??” – oburza się mężczyzna.

„No tak usłyszałam, coś o skrobaniu się pan mówił...”. „Tak, o skrobaniu mówiłem! Że to Kościół zabrania aborcji, a tam się przecież skrobią bez przerwy”. „A to, przepraszam, źle zrozumiałam”. „No! Ja jestem za”.

Przedsiębiorczy

Są też oczywiście osoby, które podchodzą, żeby zgarnąć trochę darmowych gadżetów. Kobiety wybierają koszulki, sprawdzają rozmiary. To główna, pierwsza motywacja podejścia do stołu. Zawsze jestem ciekawa, co zrobią, gdy zobaczą napis na koszulce „Pomagam w aborcjach”. Otóż nie robią nic, napis nie zniechęca. Nie zauważyłam ani jednej osoby, którą napis odstraszył.

Czasem zbyt praktyczne są dzieci. We Władysławowie do stoiska podeszła grupa dzieciaków poniżej 10 lat. Zaczęła przebierać w naklejkach. Opiekunowie nie byli tak szczęśliwi z tego powodu, jak co, którzy opisałam wyżej. Przez kilka minut próbowali odciągnąć dzieci od stoiska. Usłyszałam: „To jeszcze dla was za wcześnie”.

Zdjęcia w telefonie

W przerwie od rozmów plażowych my także rozmawiamy o aborcji. O skrobaniu igłą misoprostolu, o lekarzach, którzy pomagają, albo nie. O tym, czego kobiety nie wiedzą, kiedy robią aborcję i z czym dzwonią do ADT.

Bo także w trakcie patrolu Justyna Wydrzyńska i Natalia Broniarczyk odbierają telefony. Dziennie dzwoni po kilka kobiet. Przy śniadaniu, do kolacji. Takie, jak te, które opisałam w ramkach powyżej. Pytają: czy to już? Czy powinnam się niepokoić? Co oznacza krew? Kiedy zacznę krwawić? Najłatwiej byłoby wysłać zdjęcie, myślę sobie. „Mam cały folder”, odpowiada Natalia. Folder zdjęć? Tak, zdjęć tego, co wyleciało z tych dziewczyn po aborcji. Wysyłają i pytają, czy to to. Czy ciąża przerwana? „Samo życie, nie ma co się krzywić”, mówią dziewczyny.

Co jeszcze? Natalia: „Pytają, czy po aborcji mogą się kąpać w morzu? Czy mogą wypić piwko wieczorem? Co jeść i pić?”.

I oczywiście – gdzie zamówić tabletki, to pytanie się powtarza.

W październiku 2022 roku. ADT podał, że Aborcja bez Granic pomogła 44 tys. osób:

Ludzie piszą

„Aborcja jest potrzebna”

„Kocham ludzi i odwagę ich”

„Niech wreszcie kobiety decydują o sobie”

„Jesteście super bohaterkami, ratujecie dziewuchom życia”

„Aborcja jest widzialna”

„Silne kobiety”

„Jedność w kobietach”

„Musimy się wspierać”

„Jesteśmy z wami”

„Jesteście super”

„Kobieta to człowiek. Wolny człowiek. I ma prawo do własnych wyborów”

„Szanuję za odwagę”

I jeszcze:

„Płock z Wami”

„Pozdrowienia z Podlasia”

To wpisy, które przechodnie zostawili na plakatach Aborcyjnego Dream Teamu:

Fot. Agata Kubis

Zaskoczenie, czyli co wynika z moich notatek

Czy coś cię zaskoczyło – pytam Natalię Broniarczyk na koniec. „Chyba właśnie zupełnie nie. Na pierwszym patrolu [czerwiec 2023 – red.] zaskoczyła mnie otwartość ludzi, bo przesiąknęłam trochę tym myśleniem, że aborcja to temat, który dzieli. A teraz, za drugim razem, już wiedziałam, że ludzie są bardziej otwarci niż politycy”.

A mnie zaskoczyło wiele rzeczy. Być może z powodu stereotypów w mojej głowie:

  • że ludzie – w każdym razie ci, którzy podeszli – traktują aborcję zwyczajnie. Dla nich to nie temat tabu. Normalny temat. Większość deklarowała, że prawo do aborcji wspiera. Kilka osób zareagowało niechętnie, ale też zwyczajnie. Do sprawy podchodzili praktycznie – to stoisko nie jest dla mnie, nie ta idea. 2-3 osoby miały mniej liberalne poglądy na aborcję, niż to się wydawało na początku (wydawało mi się, że skoro wzięły naklejki, to popierają). Gdy podpytałam, okazało się, że są raczej za tzw. „kompromisem”. A jednak do stoiska podeszły i nie poczuły się urażone naklejką „aborcja jest ok”. Niektórzy – jak jedna z babć i nauczycielka – uznali, że sami nie popierają liberalnego prawa do aborcji, ale ich dzieci/uczniowie – to co innego;
  • że aborcja w wielu opowieściach splata się z porodem, dziećmi, połogiem. Jest częścią całości, a nie osobnym problemem, czy wręcz przeciwieństwem dla np. porodu. Kilka kobiet przeczytawszy słowo aborcja, zaczęło opowiadać o swoim porodzie.
  • „Takie życie” – to zdanie, które często pada w rozmowie. Oznacza: no nie ma się co krzywić, w idealnym świecie wszyscy mają dzieci, jeżeli chcą i kiedy chcą, dzieci zdrowe i bezproblemowe. Ale tego świata nie ma. „Samo życie”.

W przekonaniu polityków PiS aborcję popierają wykształceni z dużych miast, wyzwoleni, progresywni. Nie ich elektorat.

Osoby, z którymi rozmawiałam, rzadko pochodziły z dużego miasta.

Był Płock, miasteczka na Podlasiu, Tychy, Inowrocław, wieś pod Poznaniem, Kraśnik. Często nie były to także osoby z wyższym wykształceniem.

Owszem, były nauczycielki i nauczyciele. Ale było bardzo dużo przedsiębiorców, osób sprzątających, kelnerów i kelnerek, sprzedawczyń w sklepie. Było też mnóstwo młodych osób, dla których sprawa aborcji jest oczywista. Wydało mi się zabawne, że w Sejmie i wśród wykształconych polityków aborcja to temat tabu, gorący kartofel, a tutaj: normalka, takie życie.

Co jeszcze zabawniejsze, prawdopodobnie najwięcej racji ma... Jarosław Kaczyński, mówiąc, że aborcję można zrobić na każdym rogu. To trzeźwe i prawdziwe, chociaż obrzydliwie cyniczne.

I na koniec jestem zaskoczona, ile razy usłyszałam „kobieta musi mieć wybór”. „Wybór musi być”.

Zobacz zdjęcia Agaty Kubis z patrolu:

;

Udostępnij:

Magdalena Chrzczonowicz

Wicenaczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej przez 15 lat pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.

Komentarze