Justyna Wydrzyńska udzieliła Annie pomocy w przerwaniu ciąży. Aktywistce Aborcyjnego Dream Teamu groziły 3 lata więzienia. Sąd skazał ją na osiem miesięcy ograniczenia wolności - 30 godzin prac społecznych w miesiącu.
Sąd uznał aktywistkę winną popełnienia czynu zabronionego z art. 152 k.k. par.2, dotyczący pomocnictwa w aborcji. I skazał ją na osiem miesięcy ograniczenia wolności - 30 godzin prac społecznych w miesiącu. Jednocześnie sąd uwolnił ją od drugiego zarzutu - posiadania i wprowadzania do obrotu zakazanych substancji, czyli tabletek mizoprostolu.
Uzasadnienie wyroku w tej sprawie zostało utajnione. wydanie wyroku już dzisiaj było zaskoczeniem, wszyscy spodziewali się go na kolejnej rozprawie 27 marca. Jednak zapadł już po godzinie od zakończenia procesu.
Po rozprawie Justyna Wydrzyńska skomentowała wyrok:
"Najpierw idziemy do sądu apelacyjnego. Będę dalej pomagać w aborcjach. Nic się nie zmieni. Myślę, że prace społeczne, które zostały mi zasądzone, odrobiłam już z nawiązką". Przyznała, że jeszcze nie poczuła, że wyrok dotyczy jej samej i jeszcze go nie przyjęła. "Nie czuję się winna".
Prawnicy Wydrzyńskiej oraz aktywistki ADT podkreślali, że sprawa miała znaczenie polityczne i wpływ na nią miał kalendarz wyborczy.
Natalia Broniarczyk, ADT: "Sąd i prokuratura w Polsce nie mają pojęcia o przemocy w Polsce. Ani jak się kobietom żyje. My odbieramy uzasadnienie wyroku nastepujące: należy ukarać kobiety, że być może nie chciały mieć dziecka".
Kinga Jelińska, ADT: "Uzasadnienie wyroku było żałosne. Ten proces był polityczny i oderwany od rzeczywistości".
Adwokatka Anna Bergiel: "Sąd wskazał na marginesie, że działalność polegająca na informowaniu o aborcji nie podlega karze. To jedyny pozytywny element w tym rozstrzygnięciu".
Adwokat Jerzy Podgórski: "Sąd dodał, że działalność aktywistyczna Justyny nie miała wpływu na fakt skazania ani na wymiar kary. Sam prokurator nazwał tę aktywność społeczną, za co dziękujemy".
Na pytanie dlaczego prokurator nie wnioskował o najwyższy wymiar kary, Broniarczyk odpowiedziała: "Bo jest rok wyborczy i 70 proc. społeczeństwa popiera legalna aborcję. To byłby samobój".
Rozprawa trwała w sumie 5,5 godziny, a pod sądem wciąż trwał protest. Wychodzącą Justynę Wydrzyńską przywitano oklaskami, co widać w drugiej połowie naszej relacji live powyżej.
Chociaż każda rozprawa Justyny Wydrzyńskiej przyciąga media i obserwatorów z całego świata, tym razem było ich jeszcze więcej. Sąd nie zgodził się dzisiaj na wejście na salę wszystkich chętnych, część mediów została na zewnątrz. Zdarzyło się to po raz pierwszy. Sąd był gęsto obstawiony przez policję.
Jak poprzednio, część zeznań została utajniona i wszyscy musieli opuścić salę. Przed sądem odbyła się demonstracja obrończyń Justyny Wydrzyńskiej oraz kontrdemonstracja środowisk anty-choice.
Prokuratura jako jeden z dowodów przedstawiła film OKO.press z lipca 2022 roku. Dowodem było także wystąpienie Justyny Wydrzyńskiej w Sejmie w marcu 2023 roku.
Oto nasz film - dowód w sprawie:
Podczas rozprawy strony wygłosiły mowy końcowe. Niestety, z powodu zerowego nagłośnienia części mowy prokuratora nie było słychać. Wiadomo, że prokurator wskazał dwa zarzuty: z art. 154 k.k. (pomoc w aborcji) i art. 124 Prawa farmaceutycznego ("Kto wprowadza do obrotu lub przechowuje w celu wprowadzenia do obrotu produkt leczniczy, nie posiadając pozwolenia na dopuszczenie do obrotu, podlega grzywnie, karze ograniczenia wolności albo pozbawienia wolności do lat 2").
Prokurator wskazywał na poważną winę oskarżonej i zawnioskował o ograniczenie wolności na 10 miesięcy (25 h prac społecznych w miesiącu) oraz 10 tys. zł nawiązki na rzecz funduszu pomocy penitencjarnej i koszty postępowania. Na niekorzyść Wydrzyńskiej ma świadczyć m.in. fakt, że podczas procesu udzielała wywiadów i na swoich mediach społecznościowych udostępniała treści wspierające prawo do aborcji.
Wystąpiła także przedstawicielka Ordo Iuris. Przekonywała, że w Polsce nie można mówić o "prawie do aborcji", a także przywoływała wyroki trybunałów międzynarodowych oraz akty międzynarodowe, które mają być dowodem na to, że prawo do aborcji nie jest standardem na świecie.
Przywoływała akty międzynarodowe, które mają chronić "życie nienarodzone". Wskazała także, że "oskarżona nie czuje skruchy". Na jedną z części tej mowy jawność rozprawy została wyłączona. Ordo Iuris wniosło m.in. o karę roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata (konkretnie: "warunkowe jej zawieszenie na okres próby trzech lat". Zobacz sprostowanie na końcu tekstu, zgodnie z którym tekst w tym miejscu został zmieniony). "Oskarżona chlubi się przestępstwem, które popełniła", mówiła przedstawicielka fundacji.
W tym miejscu obrońca Wydrzyńskiej, adw. Jerzy Podgórski, zaznaczył, że Ordo Iuris nie może wnosić o karę. Przedstawicielka Ordo Iuris zaznaczyła, że to tylko stanowisko organizacji.
Obrończyni Wydrzyńskiej, adw. Anna Bergiel, przekonywała sąd, że w przypadku przekazania tabletek aborcyjnych to nie pomoc w aborcji. Przekonywała, że ustawodawca w art. 152 k.k. miał na celu karanie za pomoc w aborcji dokonanej. Aborcja Anny się nie odbyła, Anna nawet nie próbowała jej przeprowadzić.
Mówiła także o tym, że sprawa Wydrzyńskiej jest polityczna: "To nie jest zwykła sprawa, to sprawa polityczna, precedensowa, test dla wymiaru sprawiedliwości. Ta sprawa odbywa się w bardzo w specyficznym kontekście społecznym, przy wzroście poparcia społecznego dla prawa do aborcji. Na ławie siedzi Justyna - odważna działaczka obrończyni praw człowieka, która postawiła sobie za cel przełamywanie stygmy".
Obrończyni odrzuciła też całkowicie zarzut drugi (wprowadzanie do obrotu zakazanych substancji). Przede wszystkim, jak wskazała, Justyna posiadała jedynie 4 tabletki oraz nie była osobą, która "wprowadziła je do obrotu". Miała je na własny użytek.
Adwokatka zakończyła mowę:
"Aborcja to prawo do życia dla osoby w ciąży, prawo do wolności i prawo do prywatności. (...) W sposób symboliczny obok Justyny na ławie oskarżonych zasiada połowa społeczeństwa. I wszystkie osoby w ciąży".
Część mowy obrońców została utajniona.
Podczas rozprawy swoją mowę końcową wygłosiła także oskarżona Justyna Wydrzyńska. Oto fragment, całą mowę opublikujemy w osobnym tekście. Imię kobiety, której pomogła Wydrzyńska, zostało zmienione.
"Uwolnienie się od niechcianej ciąży w przemocowej relacji otwiera drogę do uwolnienia się od przemocy w ogóle.
Dla mnie właśnie takim było, aborcja była czynnikiem, który uświadomił mi, jak bardzo jestem ograniczana i jak bardzo potrzebuję wolności i możliwości decydowania samej o sobie. Tego samego chciałam dla Anny, by tak jak ja mogła doświadczyć sprawczości nad swoim życiem, ciałem.
Nie chciałam, aby Anna musiała ryzykować swoim życiem, podejmując niebezpieczne kroki, skoro rozwiązanie jest tak łatwe, a zarazem bez wątpienia medycznie bezpieczne.
Nie chcę, aby ktokolwiek musiał przechodzić sam w strachu przez niebezpieczną aborcję, kiedy istnieją bezpieczne, niestygmatyzujące alternatywy. Nie chcę, by którakolwiek z nas musiała rezygnować ze swojego prawa do wolności i samostanowienia.
Kierowała mną chęć pomocy, wtedy gdy nikt już pomóc nie chciał lub pomóc już nie mógł. Dla mnie pomoc Anny była czymś oczywistym, przyzwoitym i uczciwym. Warto być uczciwym, choć nie zawsze się to opłaca.
Gdybym miała pełną wiedzę na temat rzeczywistości, w jakiej żyła Anna, nie tylko wysłałabym jej tabletki, ale pozostałabym w kontakcie, aby wspierać ją w trakcie przyjmowania leków, by nie czuła się samotna, by miała kogoś, kto ją wysłucha i nie zostawi ją samą sobie, potrzyma za rękę.
Zgromadziliśmy się tu, aby zdecydować o mojej winie. Ja jestem niewinna mówię głośno - to państwo jest winne i zawiodło mnie, Annę, Izę z Pszczyny, Agnieszkę z Częstochowy i miliony kobiet w tym kraju.
Wnoszę o uniewinnienie".
W marcu opublikowaliśmy też list, który sama Anna napisała do Wydrzyńskiej. Pisała:
"To nie był wyraz empatii. To był wyraz człowieczeństwa. Bo w sytuacji, gdy osoby, na których ciążył moralny, a na części z nich także prawny obowiązek udzielenia mi pomocy, stały z boku umywając ręce, a pani podała mi swoją dłoń. To naprawdę wielka rzecz".
Justyna Wydrzyńska została oskarżona o pomoc w aborcji z art. 152 par. 2 Kodeksu karnego. To pierwsza w Polsce sprawa, gdy o pomoc w aborcji oskarżono aktywistkę, a nie lekarza/lekarkę lub kogoś z rodziny.
W lutym 2020 roku, gdy rozpoczynała się pandemia Covid-19, Anna zgłosiła się do kolektywu Aborcja bez Granic, mówiąc, że tabletki aborcyjne, które zamówiła, nie dotarły do niej. Chciała pojechać do Niemiec przerwać ciążę. Wyjazd uniemożliwił partner Anny, który zagroził, że jeżeli weźmie w podróż dziecko, on zgłosi porwanie. „To była sytuacja, w której nie mogłam nie pomóc” – mówiła OKO.press Justyna Wydrzyńska.
Anna tabletki odebrała, ale ich nie zażyła - partner wezwał policję, tabletki zostały skonfiskowane. Ciąży nie donosiła, bo po kilku dniach poroniła.
"Do czerwca 2021 roku, czyli ponad rok, była cisza, myślałam, że sprawa zamknięta. 1 czerwca do mnie do domu weszła policja i przeszukała mieszkanie. Funkcjonariusze poprosili o wydanie wszystkich tabletek aborcyjnych, jakie posiadałam, zabrali komputery moich dzieci, mój komputer i telefon. Mojej córki nie było wtedy w domu, więc na szczęście jej telefonu nie zabrano", opisywała aktywistka w rozmowie z OKO.press.
Do tej pory odbyło się pięć rozpraw Justyny Wydrzyńskiej:
Mówiła: „Bardzo dobrze znam wykorzystywanie dzieci do kontrolowania osób takich jak ja, matek. Kiedy się je szantażuje, mówi, że odbiorę ci dzieci, jesteś złą matką. Dlatego, kiedy usłyszałam historię tej osoby, uznałam, że właściwie nie mam wyjścia. Skoro mam tabletki dla siebie, bo mogę zajść w niechcianą ciążę, lub w chcianą ciąże, w której płód może być dotknięty wadami embriopatologicznymi i nie mam możliwości bez posiadania tabletek wykonania tego najszybciej jak to możliwe, uznałam, że muszę tej osobie pomóc, bo wiem, co ona przeżywa. Znam przemoc. Wiem, że wybiera się bezpieczeństwo i dobro dzieci ponad swoje dobro. To była spontaniczna decyzja — moja własna aborcja była początkiem wyjścia z przemocowego związku”.
Nasza relacja:
A miał być przesłuchiwany. „Jestem zła, że ta rozprawa się nie odbyła, to jest strata mojego czasu, bo mogłabym teraz odbierać telefon i wspierać osoby w aborcjach. Zaraz po wyjściu z sądu odpalam telefon Aborcji bez Granic, numer 22 29 22 597″, mówiła Wydrzyńska po wyjściu z sądu.
Nie stawił się też prezes Ordo Iuris, które występuje jako strona społeczna w sprawie (zamiast niego obecny był inny członek organizacji). W sprawie jako dowód strona skarżąca wykorzystała filmy OKO.press z kwietnia 2022 roku (z pierwszej rozprawy Wydrzyńskiej) i rozmowę z aktywistką "Gazety Wyborczej". Filmy zostały wyświetlone w sądzie i rozprawa się zakończyła.
Na czas jego zeznań jawność rozprawy została wyłączona.
W sądzie nie zjawiła się po raz kolejny Anna (imię zmienione) - kobieta, która potrzebowała aborcji i otrzymała pigułki od Wydrzyńskiej. Obrońcy oskarżonej zawnioskowali o to, by świadkini została przesłuchana w bezpiecznych warunkach, bez obecności byłego partnera.
Złożyli także wniosek o wysłuchanie kolejnego świadka, który powie o sytuacji rodzinnej dwojga świadków w tej sprawie oraz o uzyskanie informacji z Ośrodka Pomocy Społecznej, a także sądów rejonowych dotyczących ewentualnych czynności wobec dwojga świadków (np. procedury Niebieskiej Karty lub postępowań sądowych).
Sąd zgodził się na powyższe wnioski. Podjął także decyzję o wywiadzie środowiskowym przeprowadzonym przez kuratora wobec Justyny Wydrzyńskiej.
To lekarz, który w 2014 roku odmówił aborcji płodu ze śmiertelną wadą i za to został pozbawiony funkcji dyrektora szpitala na Madalińskiego w Warszawie.
Na początku rozprawy złożono wnioski o wyłączenie Ordo Iuris jako strony społecznej. Adwokat Justyny Wydrzyńskiej argumentował wniosek m.in. tym, że organizacja bezprawnie udostępniła dane jednej ze świadkiń — Anny [imię zmienione], która przyjęła tabletki od Justyny Wydrzyńskiej. Przedstawiciel Ordo Iuris przekonywał, że post na FB organizacji nie ujawniał danych Anny, a jeżeli post z nazwiskiem pojawił się na chwilę na profilu, był to błąd pracownika organizacji. Sąd nie uwzględnił wniosku, Ordo Iuris pozostało stroną społeczną w sporze.
Sąd wyłączył jawność rozprawy na czas przesłuchania dwojga świadków m.in. Anny, która wzięła pigułki od Wydrzyńskiej. Przesłuchania trwały ok. 2,5 godziny. Rozprawa zakończyła się bez wyroku - jedna z osób zasłabła na sali i sąd odroczył sprawę do 14 marca 2023 roku.
List do Zbigniewa Ziobry, jako do Prokuratora Generalnego, skierowały posłanki partii Renew Europe Parlamencie Europejskim, Karen Melchior, Róża Thun, Katalin Cseh: "Potępiamy fakt, że zarzuty postawione pani Wydrzyńskiej mają na celu stłumienie jej prawomocnych działań w obronie dostępu do bezpiecznych i legalnych aborcji w Polsce".
Pismo do rządu skierowały także cztery specjalne sprawozdawczynie ONZ do spraw praw człowieka (Biuro Wysokiego Komisarza ds. Praw Człowieka ONZ – OHCHR):
Sprostowanie Fundacji Instytut na rzecz Kultury Prawnej Ordo Iuris do artykułu na oko.press.pl autorstwa Magdaleny Chrzczonowicz pt. Koniec procesu Justyny Wydrzyńskiej. Sąd uznał ją winną „pomocnictwa w aborcji" z dnia 14 marca 2023 r.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Komentarze