0:000:00

0:00

Czwartek 18 listopada 2021 przyniósł informację o 24 882 zakażeniach i 370 osobach zmarłych z powodu COVID-19. Zakażeń jest o jedną trzecią więcej niż przed tygodniem – nic na razie nie wskazuje na wyhamowywanie 4. fali w skali kraju.

Od kilku dni średnia zakażeń spada w województwach, które ta fala objęła najpierw, tj. w lubelskim i podlaskim. To obiecujące dane, w epidemiologicznej metodologii jednak jeszcze za wcześnie, żeby mówić o zmianie trendu.

Poza tym epidemia rozkręca się właśnie na dobre na Mazowszu, a także w najgęściej zaludnionym województwie śląskim.

Poprzednie fale: jesienna 2020 i wiosenna 2021 po tylu dniach od wzrostu co obecna już wyhamowywały, ponieważ władze szybko zaczęły wprowadzać restrykcje: zamknięto szkoły, centra handlowe, stadiony itp.

Na wykresie poniżej widać, że według opracowanego przez badaczy z Oksfordu indeksu rygorystyczności środków podejmowanych w celu zapobiegania hospitalizacjom i zgonom z powodu COVID-19 wprowadziliśmy je gwałtownie jesienią 2020 roku i bardzo stopniowo rezygnowaliśmy z większości z nich do wakacji 2021 roku. Obecnie nie dzieje się nic.

Covid Stringency Index dla Polski

Warto też zauważyć, że obowiązujące obecnie obostrzenia nie są przestrzegane przez wszystkich. Osoby bez maseczek w zamkniętych miejscach publicznych nie są rzadkim widokiem, nie wszystkie firmy pamiętają o limicie miejsc dla osób niezaszczepionych.

Rząd zapowiedział wzmożone kontrole tych obostrzeń, jednak wciąż daleko nam do innych europejskich krajów, choćby po sąsiedzku Czech, gdzie są one powszechnie przestrzegane.

Jak pisaliśmy, nie próbując łagodzić skutków tej fali jesteśmy absolutnym wyjątkiem na tle naszych sąsiadów (oprócz Białorusi). Gabinet Mateusza Morawieckiego jest jednak najwyraźniej zakładnikiem frakcji „antysanitarnej" w PiS i Konfederacji, od których zależy krucha większość sejmowa, a być może i wynik PiS w następnych wyborach.

Przykład? Na wieść o wprowadzaniu przez rząd i tak już tylnymi drzwiami - jako inicjatywę poselską - ustawy, która pozwalałaby pracodawcom przenosić nieszczepionych pracowników na stanowiska, gdzie nie mają kontaktu z innymi albo wymagać od nich szczepień, znana z „antysanitarnych" protestów posłanka Anna Maria Siarkowska z PiS napisała na Twitterze: „Chyba kogoś Bóg opuścił".

Teraz z Senatu dochodzą informacje, że posłowie PiS wycofują swoje podpisy spod ustawy.

Przeczytaj także:

Damy radę bez obostrzeń, do świąt spadnie

Narracja polityków PiS idzie więc w kierunku: wszystko jest pod kontrolą, otwieramy szpitale tymczasowe, zaopiekujemy się każdym chorym, szczepionym lub nie. A winni tego, że musimy otwierać szpitale tymczasowe, i tego, że od początku 4. fali zmarło na COVID-19 już 4,6 tys. osób, są sami Polacy.

I tak rzecznik rządu Piotr Müller mówił w TVN24: „W Polsce o szczepieniu decyduje osoba, czy się zaszczepi, czy nie. Mamy możliwość zaszczepienia się i niestety są osoby, które popełniają duży błąd, moim zdaniem wręcz śmiertelny błąd w niektórych przypadkach, i się nie szczepią".

Minister zdrowia Adam Niedzielski w wywiadzie dla Polskiej Agencji Prasowej uspokajał z kolei, że „jest mało prawdopodobne, że COVID-19 zakłóci Boże Narodzenie". Ministrowi chodzi o to, że według scenariuszy, które rząd bierze pod uwagę, szczyt fali nastąpi za dwa tygodnie w granicach 25-30 tys. przypadków (co już jest mało prawdopodobne, bo mamy prawie 25 tys. przypadków) albo w pierwszej połowie grudnia z pułapem 35-40 tys. przypadków.

Zwłaszcza w tym drugim przypadku koronawirus zakłóci jednak Boże Narodzenie wielu rodzinom, bo właśnie wtedy przypadnie szczyt zgonów wywołanych wcześniejszym zakażeniem.

Ciekawie w tym kontekście brzmi wypowiedź szefa niemieckiego Instytutu Roberta Kocha (państwowej instytucji zajmującej się zdrowiem publicznym), Lothara Wielera, który ostrzega, że „Niemcy idą w kierunku sytuacji naprawdę krytycznej i naprawdę straszliwego Bożego Narodzenia, jeśli nie podejmiemy żadnych działań".

Niemcy i Polska mają w tej chwili prawie identyczną dynamikę zakażeń.

Min. Niedzielski tłumaczy jednak, że osób, które nie chcą się szczepić przeciwko COVID-19 (szczepienie redukuje o ponad 90 proc. ryzyko hospitalizacji i śmierci, zaszczepieni również rzadziej się zarażają i mniej zarażają innych), nie można w żaden sposób do tego nakłaniać.

Dlaczego? Bo „ruch antyszczepionkowy w Polsce jest stosunkowo silny i w pewnym sensie sprofesjonalizowany. Występują tu incydenty, które mają charakter agresywny. Naszym celem nie jest teraz sprowokowanie ludzi do wyjścia na ulicę i mówię tu o znacznie szerszych grupach niż w Austrii, Francji czy Niemczech".

Mateusz Morawiecki przekonywał niedawno, że protesty przeciwko wprowadzeniu zielonych paszportów w zachodniej Europie były „gigantyczne". Gdyby więc brać słowa obu polityków za dobrą monetę, należałoby uznać, że rząd jest zakładnikiem potężnego antyestablishmentowego ruchu, który destabilizuje życie w kraju.

Biorąc zaś pod uwagę związki wielu postaci tego ruchu z Rosją i używanie argumentów antyszczepionkowych jako jednego z elementów wojny hybrydowej, byłaby to sytuacja ze wszech miar niebezpieczna.

Minister Niedzielski uważa też, że „w obecnej fali widzimy fundamentalne różnice w porównaniu z poprzednimi, jeśli chodzi o wzrost liczby zakażeń, jego tempo i hospitalizacje".

Rzeczywiście, oprócz wyżej wspomnianego faktu, że ta fala na razie nie zamierza opadać, mamy mniej zgonów (o 27 proc.) i hospitalizacji (o 24 proc.) niż w wiosennej fali – co najprawdopodobniej jest związane ze szczepieniami i nabytą naturalną odpornością.

https://twitter.com/micalrg/status/1461030275518013445?s=20

Jednak przykłady z innych krajów, które już przeszły lub przechodzą falę spowodowaną wariantem Delta, pokazują, że wirus może jeszcze zaskoczyć - np. w Wielkiej Brytanii wysoki poziom zakażeń utrzymuje się od maja. Tam jednak, ze względu na wysoki poziom wyszczepienia najbardziej zagrożonych najstarszych mieszkanek i mieszkańców, zgony są na o wiele niższym poziomie niż w poprzednich falach.

Państwa, gdzie odsetek zaszczepionych osób powyżej 60 roku życia jest podobny jak w Polsce (74,6 proc.), np. Litwa (74,7 proc.) czy Estonia (72,4 proc.) przechodzą jednak czwartą falę boleśnie – w Estonii liczba zgonów jest porównywalna do poprzednich, na Litwie mniejsza, ale wciąż wysoka – co może być i polskim scenariuszem.

zgony na milion mieszkańców w Estonii i na Litwie
Zgony na COVID-19 na milion mieszkańców na Litwie i w Estonii

Jednak oba kraje aktywnie próbują ograniczyć czwartą falę – na Litwie i w Estonii obowiązują zielone paszporty. W pierwszym z tych krajów niezaszczepieni lub osoby nieposiadające aktualnego negatywnego testu na COVID-19 mogą korzystać tylko z małych sklepów. Nie mogą wejść do restauracji, barów czy centrów handlowych. W drugim kraju muszą okazywać certyfikat COVID przy wejściu do placówek sportowych, kulturalnych czy gastronomicznych, a wszystkie one muszą zamykać podwoje o godzinie 23.

Polska tego nie robi, co nieuchronnie przełoży się na większą liczbę przypadków śmiertelnych. Jak sprawdziła BiQdata, liczba nadmiarowych zgonów w tej fali sięga już 9 tys.

Analizy poprzednich fal pokazały, że duża część z nich to niezaraportowane zgony na COVID lub na powikłania po COVID. Oficjalnie od początku fali zmarło 4.6 tys. osób, ale rzeczywisty jej koszt będzie o wiele wyższy.

Od lajtowych paszportów w Szwecji po twardy lockdown na Łotwie

Jak już pisaliśmy, wszystkie kraje Europy – także te, gdzie poziom szczepień jest o wiele wyższy niż w Polsce – próbują powstrzymać czwartą falę pandemii stosując różne formy ograniczania kontaktów międzyludzkich i mniej lub bardziej zdecydowanego przymuszania do szczepień.

Na jednym biegunie możemy umieścić Szwecję, która mimo bardzo wysokiego wyszczepienia seniorów (93 proc.), zdecydowała się jednak wprowadzić paszporty covidowe przy okazji imprez pod dachem, w których bierze udział ponad 100 osób.

W większości krajów UE paszporty są wymagane przy wejściu do restauracji, barów, klubów sportowych, basenów itp., w wielu także do sklepów wielkopowierzchniowych. Nieco dalej poszły np. Włochy, które wymagają szczepienia lub pozytywnego wyniku testu również od pracowników wchodzących na teren zakładu pracy.

Z kolei Czechy chcą umożliwić udział w publicznych wydarzeniach tylko zaszczepionym – nie będzie przepustką nawet negatywny wynik testu.

Radykalnie ograniczyła niezaszczepionym możliwość kontaktowania się z zaszczepionymi Austria, a teraz także Słowacja.

W obu krajach niezaszczepieni nie będą mogli korzystać z większości aktywności publicznych pod dachem, a w Austrii w ogóle muszą znacznie ograniczyć wychodzenie z domu.

Są również kraje, które wprowadzają restrykcje dla wszystkich obywateli, nie tylko dla niezaszczepionych. Częściowy lockdown obowiązuje na przykład w Holandii: bary, sklepy z podstawowymi artykułami i restauracje muszą się zamykać o 20., a pozostałe placówki o 18.

W domu można przyjmować maksimum czworo gości, a wszystkie sportowe wydarzenia odbywają się bez publiczności. Holendrzy są również zachęcani do pracy z domu.

Całkowity lockdown wprowadziła borykająca się z bardzo wysoką liczbą zakażeń i zgonów Łotwa: rząd w Rydze nakazał godzinę policyjną od ósmej wieczorem do piątej rano i zamknął restauracje, kina, bary, sklepy, obiekty sportowe i kulturalne, także szkoły i większość zakładów pracy.

Lockdown skończył się 15 listopada, ale teraz główne działania władz to nakłonienie do szczepień i odizolowanie nieszczepionych od zaszczepionych. Na mocy nowej ustawy pracodawca będzie mógł nawet zwolnić z pracy niezaszczepionego pracownika.

;

Udostępnij:

Miłada Jędrysik

Miłada Jędrysik – dziennikarka, publicystka. Przez prawie 20 lat związana z „Gazetą Wyborczą". Była korespondentką podczas konfliktu na Bałkanach (Bośnia, Serbia i Kosowo) i w Iraku. Publikowała też m.in. w „Tygodniku Powszechnym", kwartalniku „Książki. Magazyn do Czytania". Była szefową bazy wiedzy w serwisie Culture.pl. Od listopada 2018 roku do marca 2020 roku pełniła funkcję redaktorki naczelnej kwartalnika „Przekrój".

Komentarze