0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Dawid Żuchowicz / Agencja GazetaDawid Żuchowicz / Ag...

"Decyzja ta, będąca w istocie przeniesieniem na inne miejsce służbowe, nie zawierała uzasadnienia, ani też nie wskazywała drogi odwoławczej, zarówno służbowej, jak i sądowej" - pisze Bilewicz w uzasadnieniu pozwu.

"Wprowadzone regulacje nie przewidywały jakichkolwiek kryteriów oceny prokuratorów byłej Prokuratury Generalnej oraz byłych prokuratur apelacyjnych" - podkreśla.

Bilewicz trafił do Prokuratury Okręgowej dla Warszawy-Pragi. Zachował nieoficjalny tytuł "prokuratora byłej Prokuratury Generalnej" oraz prawo do wynagrodzenia na wcześniejszym poziomie. Pozbawiono go natomiast - podobnie jak innych zdegradowanych - prawa waloryzacji pensji, przysługującego śledczym raz na kilka lat. Jego płaca została zamrożona.

"To dyskryminacja" - uważa Bilewicz. Oprócz Prokuratora Generalnego Ziobry pozywa także Prokuraturę Krajową i jej szefa Bogdana Święczkowskiego oraz Prokuratora Okręgowego dla Warszawy-Pragi Łukasza Osińskiego. Domaga się wypłaty 80 tys. złotych.

W tym:

  • 76 tys. złotych za "dyskryminujące ukształtowanie treści stosunku pracy" w zakresie warunków zatrudnienia;
  • 4 tys. złotych na rzecz Fundacji Pomocy Dzieciom z Chorobą Nowotworową za naruszenia dobrego imienia, godności osobistej i pracowniczej.

Bilewicz jest członkiem stowarzyszenia niezależnych prokuratorów "Lex Super Omnia". Uważa, że decyzja o degradacji była zemstą Bogdana Święczkowskiego za to, że w 2006 roku zrezygnował z delegacji do Prokuratury Krajowej (Święczkowski był tam wówczas Dyrektorem Biura ds. Przestępczości Zorganizowanej) ze względów rodzinnych - chciał wrócić do pracy w miejscu zamieszkania.

Przeczytaj także:

Przeniesienie wadliwe prawnie

Rozprawa z 25 lutego 2020 to dopiero początek drogi sądowej, w ramach której Jacek Bilewicz zamierza dochodzić swoich praw. Podobne pozwy złożyło w sądach pracy jeszcze pięciu zdegradowanych prokuratorów.

"Strony przedstawiły dziś swoje wnioski. Sąd zaproponował przeprowadzenie mediacji; ma się ona odbyć w ciągu miesiąca" - mówi śledczy w rozmowie z OKO.press.

"W trakcie wczorajszego posiedzenia strona przeciwna, czyli pełnomocnik Prokuratora Generalnego i Prokuratury Krajowej, kwestionowała fakt, że ja i prokuratorzy w podobnej sytuacji zostaliśmy nieprawidłowo przeniesieni, bo nie wręczono nam nowych aktów powołania" - tłumaczy.

Zdaniem Bilewicza akt "przeniesienia" go do Prokuratury Okręgowej w Warszawie był zaledwie wyznaczeniem mu nowego miejsca pracy. Ale przy braku aktu powołania de facto nie zmienił zajmowanego stanowiska.

"Dla mnie wydanie aktu powołania jest warunkiem zasadniczym, jeśli chodzi o możliwość rozwiązania sporu. Strony pozwane chyba się jednak na to nie zgodzą" - ubolewa prokurator.

I zapowiada, że po spodziewanym fiasku mediacji kolejnym krokiem będzie przesłuchanie go jako świadka, najpewniej za dwa, trzy miesiące.

"Zła zmiana" w prokuraturze

Tłem sprawy Bilewicza jest czystka, którą w 2016 roku przeprowadzili w prokuraturze Zbigniew Ziobro i Bogdan Święczkowski. Zlikwidowano wówczas Prokuraturę Generalną, a na jej miejsce utworzono Prokuraturę Krajową.

Prokuratorzy Prokuratury Generalnej mogli wówczas albo trafić do nowo utworzonej jednostki, albo, podobnie jak Bilewicz, zostać przeniesieni na inne, niższe stanowiska.

Zdaniem Bilewicza zmiana była pozorna i stanowiła pretekst, by do Prokuratury Krajowej wybrać zaufanych ludzi Ziobry i Święczkowskiego.

"Nie został zmieniony zakres obowiązków. Kompetencje Biur, w tym tego, w którym pracowałem, pozostały takie same. Utworzono natomiast nowe wydziały, np. Wydział Przestępczości Gospodarczej czy Spraw Wewnętrznych. Ale wszyscy pracownicy administracyjni i cały majątek przeszedł bezpośrednio z Prokuratury Generalnej do Krajowej" - przypomina prokurator.

"Chodziło o to, by część prokuratorów zwolniła swoje stanowiska służbowe i aby na ich miejsce przyjąć nowych ludzi często o mniejszym doświadczeniu zawodowym, ale za to bardziej spolegliwych. Przyjęto np. byłych sędziów i prokuratorów szczebla rejonowego, a także takich, którzy nigdy wcześniej nie pracowali w prokuraturze" - mówi Bilewicz.

Bez konkursu, bez kwalifikacji

Do Prokuratury Krajowej trafiła także radczyni prawna Małgorzata Ułaszonek-Kubacka, która reprezentuje Święczkowskiego i Ziobrę w procesie Bilewicza.

W 2018 roku Ułaszonek-Kubacka startowała do Izby Dyscyplinarnej SN. Odpadła na etapie decyzji Prezydenta, gdy okazało się, że była karana dyscyplinarnie. Od kilku miesięcy jest prokuratorem Prokuratury Okręgowej, delegowanym do Prokuratury Krajowej.

Bilewicz awansował do Prokuratury Generalnej w 2011 roku. Jak podkreśla w uzasadnieniu pozwu, stało się to "po rozstrzygnięciu sformalizowanej i transparentnej procedury konkursowej poprzedzonej badaniem akt i wydaniem w szeregu opinii (zarówno przez bezpośrednich przełożonych, wyznaczonego wizytatora oraz wyznaczonego członka Krajowej Rady Prokuratury)".

Tymczasem część prokuratorów trafiła do Prokuratury Krajowej bez konkursu. Znalazły się w niej nawet osoby, które przez kilka lat nie wykonywały żadnego zawodu prawniczego, bo np. były w stanie spoczynku.

"W jednostce najwyższego szczebla pracują także osoby, które nie uzyskały awansu w przejrzystej procedurze konkursowej. Obecnie cały przebieg kariery zawodowej prokuratora zależy od decyzji polityka, a tryb konkursowy obowiązuje jedynie na najniższym szczeblu" - uważa Bilewicz.

Po "reformie" PiS to Prokurator Generalny Zbigniew Ziobro odpowiada za większość prokuratorskich nominacji.

Precedensowa sprawa

Pozew Bilewicza to precedens w prokuraturze pod rządami Ziobry i Święczkowskiego, bo sąd rozstrzygnie, kto odpowiada za decyzje o degradacjach. Władze prokuratury stoją na stanowisku, że zdegradowany prokurator nie miał prawa pozywać Prokuratury Generalnej ani Krajowej.

"Zdaniem pozwanych pozwać mogę wyłącznie swojego aktualnego pracodawcę, czyli Prokuratora Okręgowego dla Warszawy-Pragi, a nie osoby, które podjęły decyzję degradacyjną w 2016 roku. Odpowiedzialność z tytułu prawa pracy miałaby ciążyć na kierowniku jednostki, który nie miał z tym do czynienia. To absurd" - mówi Bilewicz.

W podobnej sytuacji znalazł się także prokurator Mariusz Krasoń z Krakowa, który został delegowany do pracy 270 kilometrów od miejsca zamieszkania. Choć pracuje w Prokuraturze Regionalnej, swój pozew skierował nie przeciwko szefowi tej jednostki, a przeciwko Prokuratorowi Krajowemu, który wydaje decyzję o delegacji.

"Prokuratura Krajowa powtarza, że możemy pozywać jedynie pracodawcę. Ale prokuratorzy okręgowi czy regionalni nie mają wpływu na decyzję o nawiązaniu z nami stosunku pracy, nie mogą też delegować ani cofnąć nas z delegacji" - podkreśla Bilewicz.

"Władze prokuratury uzyskały takie kompetencje, a teraz argumentują, że nie są w tu stroną. Sprawa toczy się więc o to, czy prokurator ma takie same prawa z tytułu prawa pracy jak każdy inny obywatel, czy też nie" - podsumowuje.

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Przeczytaj także:

Komentarze