0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Martyna Niecko / Agencja Wyborcza.plMartyna Niecko / Age...

"Takie wsparcie dla Polski miałoby też duże znaczenie symboliczne. Pokazywałoby, że Berlin, mimo otwarcie niechętnej, a nawet wrogiej wobec niego polityki Warszawy, nie odwraca się od społeczeństwa polskiego i jest gotowy do współpracy w krytycznym momencie, w jakim się znaleźliśmy wszyscy w związku z wojną w Ukrainie" - pisze Piotr Buras, dyrektor warszawskiego biura think-tanku European Council on Foreign Relations.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Będziemy rozbrajać mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I pisać o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

Tragedia w Przewodowie dała asumpt do ważnych dyskusji na temat reagowania kryzysowego, polityki informacyjnej i zdolności obronnych Polski. Warto, by jak najszybciej posłużyła także wzmożeniu wysiłków w celu przygotowania się na ewentualność nowej fali uchodźców z Ukrainy.

Do nieszczęśliwego wypadku nie doszłoby zapewne, gdyby nie największy od czasu rozpoczęcia wojny zmasowany atak rakietowy przeciwko Ukrainie. Jest on częścią trwającej od miesiąca i nabierającej tempa strategii rosyjskiej, obliczonej na niszczenie infrastruktury, potęgowanie chaosu i cierpień wśród ludności cywilnej i w konsekwencji wywołanie kryzysu uchodźczego.

Taki scenariusz należy poważnie brać pod uwagę. Ale niewiele wskazuje, by Polska i Unia Europejska były nań gotowe.

Jak na razie liczby przekroczeń granicy pozostają stabilne, zaś wjazdy i wyjazdy w zasadzie się równoważą. Eksperci do spraw migracji przestrzegają przed czarnymi przepowiedniami. Zaś premier Mateusz Morawiecki zapewnia, że świetnie sobie damy radę, przyznając jednak, że liczba uchodźców może wkrótce gwałtownie wzrosnąć.

Brak funduszy

Sygnały płynące z dużych miast, będących najważniejszym celem uchodźców, nie dają jednak powodów do optymizmu. Wprawdzie centra recepcyjne są w gotowości i w razie potrzeby nie trzeba będzie ich tworzyć na nowo. Jednak miastom dramatycznie brakuje funduszy, zaś energia społeczna, która pozwoliła w budzący podziw świata sposób przetrwać wiosenny kryzys, wyczerpuje się.

Opublikowane niedawno badania Przemysława Sadury i Sławomira Sierakowskiego prowadzą do wniosku, że Ukraińcy coraz częściej budzą irytację i zawiść, a pogarszająca się sytuacja gospodarcza pogłębia te odczucia. Podobnie jak w Niemczech w 2015 roku, polska Willkommenskultur zaczyna przeżywać załamanie.

Przeczytaj także:

W Niemczech, które w tym roku przyjęły około miliona ukraińskich uchodźców, nie jest inaczej. Ostatnio miasto Cottbus, spory ośrodek niedaleko polskiej granicy, zapowiedziało, że więcej uchodźców nie będzie już w stanie przyjąć. Podobne odczucia są w innych miastach.

A co, jeśli znowu pojawi się ich kilkaset tysięcy? Jeśli zima będzie mroźna (a raczej będzie), zaś Rosja kontynuować będzie swoja strategię spalonej ziemi (trudno zakładać, że ją zmieni), to należy się z tym liczyć. Następna grupa uchodźców przybyłaby do Europy, w której gotowość i zdolność do ich przyjęcia będzie bardzo mocno ograniczona.

Migracja dzieli państwa Unii

Nie należy zakładać, że Unia Europejska znajdzie, jak to często bywało, jakieś rozwiązanie. Owszem, Unia doskonale sprawdzała się dotąd w kryzysach i jej zdolność do eksperymentowania i improwizowania jest imponująca.

Niemniej kwestie migracyjne stanowią w tym obrazie niepokojący wyjątek. Problem migracji dzieli państwa członkowskie bardziej niż cokolwiek innego. Dzisiaj jest przedmiotem ostrego sporu między Francją a Włochami, które odmawiają przyjmowania statków z uchodźcami, które w końcu zawijają do francuskich portów.

W 2015 roku Unia stanęła w obliczu dramatycznego kryzysu politycznego, kiedy część krajów (w tym Polska) odmówiła wykonania naprędce podjętej decyzji o relokacji uchodźców z Włoch czy Grecji. Kryzys humanitarny nie zyskał wtedy dramatycznych rozmiarów, bo Niemcy przyjęły milion migrantów u siebie. Mniej więcej tyle samo, co w tym roku.

Polska, Niemcy, Czechy...

Gotowość Niemców do pomocy Ukraińcom i tak jest znacznie większa niż innych krajach Zachodu. Ale skrajna prawica już jest najsilniejszą siłą polityczną w niemal wszystkich wschodnich landach, zaś cały kraj znajduje się w politycznym rozedrganiu spowodowanym kryzysem, w jaki wepchnęły go turbulencje związane z wojną w Ukrainie.

Unia podjęła w marcu niezwykle ważną decyzję dającą ukraińskim uchodźców prawo pobytu, pracy i dostęp do świadczeń socjalnych w całej Europie. To niewątpliwie ułatwiło zarządzenie kryzysem. Ale nie zmieniło faktu, że

ciężar przyjęcia uchodźców i tak spoczywa przede wszystkim na barkach kilku krajów, w tym najbardziej Polski (1,5 miliona), Niemiec (1 mln) i Czech (450 tys.)

Następne w tabeli Włochy przyjęły już tylko 170 tys. Gdyby doszło do kolejnej fali, ten scenariusz się powtórzy. Dlaczego miałoby być inaczej? Skutecznego mechanizmu relokacji (nawet dobrowolnej) nie ma.

Wprawdzie przybywający do UE uchodźcy z Ukrainy mogą swobodnie przemieszczać się po jej terytorium. Platforma Solidarności utworzona przez UE ma za zadanie dostarczać informacji o dostępnych możliwościach przemieszczania się po Europie i koordynować te wysiłki. Ale informacje na stronie internetowej są skąpe – ograniczają się do adresów i numerów telefonów oficjalnych instytucji w poszczególnych państwach członkowskich UE.

Trudno się spodziewać, by w skuteczny sposób mogła służyć szybkiemu kontaktowaniu uchodźców z miejscami, w których mogliby uzyskać opiekę i warunki do życia. Owszem, niewielu pali się do wyjazdu do krajów geograficznie bardziej odległych. Niemniej, jeśli zima będzie ciężka, ośrodki przepełnione, a ceny wynajmu mieszkań horrendalne, taka opcja będzie bardziej atrakcyjna. Ale niewiele wskazuje na to, by obecny system był w stanie udźwignąć takie zadanie.

Unia zapłaci? Nie ma z czego

Wreszcie fundusze. Polski rząd się skarży, że Komisja nie daje mu pieniędzy - nie tylko z Funduszu Odbudowy, lecz także tych przeznaczonych na wsparcie dla uchodźców. Nie jest to całkiem prawda, jak pisało OKO.press we wrześniu. A zarzut jest nietrafiony przede wszystkim dlatego, że Komisja – poza drobnymi groszami – dostępu do takich środków w ogóle nie ma.

Do tej pory [red. dostaliśmy] około 144 mln euro, ale to jest bardziej na wzmocnienie granicy. Natomiast [red. Polska] dostała zgody na przekierowanie środków, które i tak do niej należały, bo były z różnych funduszy unijnych.

RMF FM,13 września 2022

Sprawdziliśmy

To prawda, że Polska dostała 144 mln euro na wzmocnienie granicy i zgodę na przekierowanie środków. Sugestia, że UE jest bierna, jest jednak nietrafna

W budżecie UE, który został zaprojektowany i uchwalony przez państwa członkowskie, nie przewidziano po prostu pozycji na takie cele. Komisja dwoi się i troi, by umożliwić wykorzystanie funduszy przeznaczonych uprzednio na inne wydatki. Ale dodatkowych pieniędzy nie jest w stanie wygospodarować. Nie ma do tego żadnych kompetencji.

Nie znaczy to jednak, że zostało nam tylko siedzenie ze zwieszoną głową i czekanie na wyrok losu. Realna perspektywa zimowego kryzysu uchodźczego powinna – oprócz działań na poziomie krajowym – skłaniać do budowania mechanizmów solidarności europejskiej, które wykraczałyby poza ograniczone z konieczności działania instytucji unijnych.

Z uwagi na podziały polityczne i ograniczenia prawne liczenie na „rozwiązanie unijne” jest niczym czekanie na Godota.

Pieniądze powinny iść za uchodźcami

Czego potrzeba? Przede wszystkim pieniędzy, bo gminy i miasta przyjmujące uchodźców już nie dają finansowo rady. Oraz skutecznych zachęt do tego, by inne kraje i regiony silniej angażowały się w pomoc uchodźcom.

Najlepiej by było, by pieniądze szły za uchodźcami, czyli trafiały tam, gdzie uchodźcy i w proporcji stosownej do ich liczby.

Funduszowi, nazwijmy go funduszem solidarności europejskiej, towarzyszyć powinien mechanizm koordynacji służący zapewnieniu miejsc dla uchodźców w różnych krajach Europy, informacji o nich oraz możliwości sprawnego transportu.

Nie chodzi o przymusową relokację

Nikt siłą uchodźców do Irlandii czy Finlandii nie będzie przewoził. Ale chodzi o stworzenie realnych – a nie tylko potencjalnych – możliwości osiedlenia się różnych miejscach w Europie, tam, gdzie jest wola do ich przyjęcia i zaopiekowania się nimi.

Takich miejsc jest więcej niż mogłoby się wydawać. Pieniądze z europejskiego funduszu odegrałyby przy tym kluczową rolę, bo stanowiłyby wsparcie i zachętę dla różnych gmin i miast w Europie, by uczestniczyć w takim projekcie.

W 2016 roku kraje UE stworzyły taki fundusz (3,5 mld euro na trzy lata) dla uchodźców syryjskich przebywających w Turcji. Trafiły one nie do rządu tureckiego, lecz bezpośrednio do organizacji zajmujących się opieką nad uchodźcami. Nie był to projekt unijny w ścisłym tego słowa znaczeniu, lecz inicjatywa międzyrządowa, którą udało się zrealizować w przeciągu krótkiego czasu.

Podobny fundusz potrzebny jest także dzisiaj, choć realnie liczyć można by na koalicję chętnych w Europie, a nie pospolite unijne ruszenie.

Czas na samorządy po obu stronach granicy

W normalnych warunkach to Polska i Niemcy powinny być autorami takiej inicjatywy, bo są krajami, które ponoszą największy ciężar przyjmowania uchodźców To, niestety, mało prawdopodobne. Stosunki między Polską a Niemcami są dzisiaj najgorsze od dekad.

Trudno się spodziewać, by na marginesie rozmów o reparacjach kanclerz Scholz z premierem Morawieckim podjęli rozmowy o takim projekcie. Ale stosunki polsko-niemieckie to nie tylko relacje między rządami w Warszawie i Berlinie. To także gęsta sieć współpracy między regionami, partnerstwa miast i relacje między społeczeństwami obywatelskimi.

Wspieranie tego wymiaru relacji jest dzisiaj tym ważniejsze, im głośniej rozbrzmiewa antyniemiecka propaganda, a polityką rządzą emocje i napięcia.

Wszystkie siły polityczne w Polsce i w Niemczech, którym zależy na odbudowie zaufania między Polską a Niemcami, powinny być tym żywotnie zainteresowane.

Wsparcie z Niemiec dla polskich miast i gmin

Z tego punktu widzenia wspólne wyzwanie, jakim dla Polaków i Niemców może, niestety, stać się tej zimy problem migracji, jawi się jako szansa, a nie zagrożenie.

Polskie środowiska obywatelskie, a także samorządowe i opozycyjne, powinny zachęcać Berlin do zrobienia pierwszego kroku. Niemcy są zainteresowane tym, by ewentualny wzrost uchodźstwa z Ukrainy nie dotarł za Odrę. Dlatego zacząć należałoby od wsparcia finansowego dla polskich miast i gmin, które są nie tylko pierwszym, ale i preferowanym przez większość Ukraińców miejscem w UE.

Nie byłby to tylko gest szczodrości.

Jeśli polskie samorządy ugną się pod spoczywającym na nich i rosnącym stale ciężarem, następnym celem uchodźców będą Niemcy. Pomoc udzielona w ten sposób Polsce leży tym samym w interesie obu krajów.

Niemcy mogłyby wesprzeć również działania rządu ukraińskiego, który (także przy wsparciu Polski) buduje miasteczka kontenerowe mające za zadanie zapewnić schronienie uchodźcom i jednocześnie zapewnić, że nie opuszczą oni Ukrainy.

Takie wsparcie dla Polski miałoby też duże znaczenie symboliczne. Pokazywałoby, że Berlin, mimo otwarcie niechętnej, a nawet wrogiej wobec niego polityki Warszawy, nie odwraca się od społeczeństwa polskiego i jest gotowy do współpracy w krytycznym momencie, w jakim się znaleźliśmy wszyscy w związku z wojną w Ukrainie.

Sukces takiej polsko-niemieckiej inicjatywy, stawiającej na współpracę regionów, miast i samorządów, mógłby zachęcić inne kraje do wsparcia takiej idei na większą, europejską skalę.

Gdyby uwieńczeniem tego procesu było powstanie funkcjonalnego systemu dobrowolnej relokacji uchodźców, Polacy i Niemcy ponieśliby niekwestionowaną zasługę dla Europy – wbrew przeciwnościom politycznej aury.

To jeszcze jeden powód, by wspólnie podjąć taką próbę.

;
Wyłączną odpowiedzialność za wszelkie treści wspierane przez Europejski Fundusz Mediów i Informacji (European Media and Information Fund, EMIF) ponoszą autorzy/autorki i nie muszą one odzwierciedlać stanowiska EMIF i partnerów funduszu, Fundacji Calouste Gulbenkian i Europejskiego Instytutu Uniwersyteckiego (European University Institute).
Na zdjęciu Piotr Buras
Piotr Buras

Dyrektor Warszawskiego Biura Europejskiej Rady Spraw Zagranicznych (ECFR). Publicysta i ekspert do spraw polityki europejskiej i Niemiec. W latach 2008–2012 stały współpracownik „Gazety Wyborczej” w Berlinie. Ostatnio opublikował m.in. Nowy rozdział. Transformacja Unii Europejskiej a Polska (z Szymonem Ananiczem i Agnieszką Smoleńską, Warszawa 2021), Partnerstwo dla Rozszerzenia: nowa oferta UE dla Ukrainy i nie tylko (z Kaiem-Olafem Langiem, Warszawa 2022), Zeitenwende. Jak wojna w Ukrainie zmienia Niemcy (Warszawa 2023). Redaktor i współautor opublikowanego niedawno raportu Fundacji Batorego Powrót do Europy. Rekomendacje dla polskiej polityki w UE

Komentarze