Aktualizacja polityki prywatności Whatsappa, popularnego komunikatora oferującego szyfrowaną komunikację, pokazuje alarmujący kierunek działań giganta z Doliny Krzemowej: pełna integracja z resztą imperium Marka Zuckerberga i dążenie do cyfrowego monopolu
Użytkownicy WhatsAppa niedługo po wymianie noworocznych życzeń otrzymali krótkie ultimatum od korporacji: akceptacja nowych zasad przetwarzania danych do 8 lutego albo likwidacja konta.
Większość osób korzystających z aplikacji zainstalowanej na ponad dwóch miliardach urządzeń zapewne bez mrugnięcia okiem zgodziła się na zmiany. Część jednak dokładnie przyjrzała się nowemu zakresowi informacji udostępnianych WhatsAppowi, zewnętrznym firmom oraz właścicielowi – Facebookowi.
Przez Internet przetoczyła się fala niezadowolenia i krytyki pod adresem komunikatora dotąd cenionego za poszanowanie prywatności klientów.
O ile w Unii Europejskiej oraz Wielkiej Brytanii regulacje (w szczególności RODO) chronią przed najgroźniejszymi zmianami, to większość użytkowników aplikacji na świecie będzie podlegać jeszcze agresywniejszej monetyzacji danych: globalnej identyfikacji, personalizacji reklam i proponowania treści.
To działania zgodne z modelem biznesowym Facebooka: oferowanie usług w zamian za możliwość śledzenia naszych zachowań. Te z kolei tworzą dane zasilające algorytmy dopasowujące treści.
W ten sposób kampanie reklamowe we współczesnej sieci (i inne sugerowane przez platformy treści) nie są już statycznym, jednolitym komunikatem dla wszystkich, lecz zindywidualizowaną propozycją aktualizowaną regularnie informacjami z naszego życia. Łącznie ze stanem zdrowia (w tym psychicznego) czy relacjami międzyludzkimi.
Dane stanowią ukrytą cenę za wygodę korzystania z aplikacji. Przypadek WhatsAppa jest szczególnie wyraźny na tym tle. Nie wyświetla przynoszących zarobku reklam, więc musi w inny sposób zdobywać wartość dla Facebooka Marka Zuckerberga.
Facebook, przerażony skalą reakcji odchodzących klientów, 15 stycznia postanowił przesunąć wdrożenie aktualizacji do 15 maja (jednocześnie sugerując, że niezadowolenie wynika z niezrozumienia dojrzałej wizji firmy). Nie zmieniło to dynamiki zachowań klientów.
Alternatywy dla WhatsAppa zyskały niespotykaną dotąd popularność – liczba pobrań w ciągu tygodnia wzrosła nawet kilkadziesiąt razy.
Zdaniem Pawła Durowa, twórcy Telegramu, jesteśmy świadkami największej cyfrowej migracji w historii Internetu.
W Indiach sam konkurencyjny wobec WhatsApp komunikator Signal – według analitycznej firmy Sensor Tower – między 4 a 17 stycznia został pobrany ponad 26 milionów razy.
Wielu użytkowników choć pozostawiło WhatsAppa na telefonie, używa go w mniejszym stopniu. „The Guardian” donosi, że w Wielkiej Brytanii aplikacja ta 6 stycznia nie była nawet w pierwszym tysiącu najczęściej pobieranych aplikacji.
Podobnie w Iranie, gdzie Signal okupuje dwie godne uwagi listy – wraz z popularnością stał się także głównym celem rządowej cenzury.
Co zawiera aktualizacja, która przejdzie do historii Internetu? Bez zmian zostaje główna funkcjonalność – szyfrowanie wiadomości (end-to-end encryption). Ale WhatsApp będzie zbierać znacznie więcej informacji o samych użytkownikach.
Cel jest prosty: scalanie przepływów danych z platform przez największą potęgę mediów społecznościowych przy jednoczesnym zachowaniu pozoru alternatywy dla klientów. W teorii na rynku znajdziemy różne komunikatory od Facebooka, jednak będą one oparte na wspólnych fundamentach: danych, algorytmów i biznesu reklamowo-inwigilacyjnego.
Przede wszystkim: treść korespondencji wciąż będzie zabezpieczona i tylko rozmówcy mogą ją odczytać. Nawet administratorzy serwerów, przez które przepływają dane, nie mają do nich dostępu. W OKO.press pisaliśmy o planach osłabienia kryptografii przez służby specjalne, lecz temat ten wciąż pozostaje wyłącznie przedmiotem politycznej debaty.
Co innego w przypadku informacji, które określa się jako metadane. Jeśli przyrównać świat komunikatorów do analogowego odpowiednika, to Facebook i WhatsApp rejestrują wszystko poza treścią listu. Znają nadawcę, odbiorcę, punkt poczty, rodzaj koperty, typ przesyłki, kolor atramentu, a nawet zapach papieru, na którym spisano wiadomość.
Co to za dane? Między innymi: numer telefonu, książka kontaktowa, adres e-mail, adres IP, czas korzystania z aplikacji, lokalizacja, płatności w aplikacji, ustawienia, kontakty z użytkownikami, stan baterii, siła sygnału, używana przeglądarka internetowa. Pełna lista pokazuje, jak wiele informacji rejestrują nasze urządzenia (nawet nieużywane).
WhatsApp współdzieli większość informacji z Facebookiem od 2016 roku, jednak wcześniej użytkownicy mieli prawo wyrazić sprzeciw wobec integracji i wypisać się z niej w ciągu 30 dni. Tym razem takiej możliwości nie ma. Pokazuje to spóźniony charakter rewolty. Brak furtki oraz rosnąca świadomość społeczna doprowadziła do niespodziewanego dla Zuckerberga scenariusza.
Jednocześnie trzeba rozróżnić zbieranie od wykorzystywania. W przypadku Europy WhatsApp – w porozumieniu z unijnymi urzędnikami i na podstawie prawa – oficjalnie nie wykorzystuje zebranych danych dla innych usług giganta z wyjątkiem procesów niezbędnych dla komunikacji firm i klientów w ramach WhatsApp Business.
Nikt nie jest w stanie dokładnie ocenić, co naprawdę dzieje się z zebranymi danymi ani przez kogo są przetwarzane.
Książka „Mindfuck. Cambridge Analytica, czyli jak popsuć demokrację” Christophera Wylie’go opisała, jak wygląda hakowanie demokracji poprzez mikrotargeting wyborców na przykładzie kampanii, które wstrząsnęły zachodnim światem: brexitu oraz Donalda Trumpa.
Odmienne traktowanie Europy budzi w wielu krajach pozaeuropejskich sprzeciw podobny jak aktualizacja polityki prywatności. Wiele państw – objętych globalną wersją regulaminu – otwarcie kontestuje decyzję korporacji.
Turecki urząd antymonopolowy wszczął postępowanie wyjaśniające jej legalność w świetle lokalnych przepisów. Do czasu rozpatrzenia sprawy, żadne dane wynikające z rozszerzenia zasad nie mogą być przekazywane.
Postępowanie łączy się z szerzej zakrojoną polityką rządu. Władze zachęcają do odejścia od WhatsAppa na rzecz lokalnego szyfrowanego lokalnego komunikatora BiP – aplikacji rozwijanej przez operatora komórkowego Turkcell, w którym państwo jest największym udziałowcem.
Urzędnicy Erdoğana wzywają wręcz do walki z „cyfrowym faszyzmem”, jakim jest ich zdaniem nadmierna koncentracja przepływu danych w rękach monopolisty. Uważają także odmienne zasady dla europejskiego regionu za nieakceptowalne.
W łagodniejszym, lecz równie stanowczym tonie zareagowały Indie, największa baza użytkowników WhatsAppa (400 milionów). Ministerstwo Elektroniki i Informatyki wystosowało list do prezesa Whatsappa Willa Cathcarta, wzywający do wycofania nowej polityki prywatności.
Zdaniem indyjskiego rządu, zasady stoją w sprzeczności w wyrokiem Sądu Najwyższego Indii z 2017 roku, dotyczącym prywatności, a także aktualnie procedowanych regulacji. List podkreśla też różnice w traktowaniu regionów, wskazując na przykład lepszego traktowania Unii Europejskiej. Regulamin swoją drogą i tak trafił już do sądu w Delhi.
Te przykłady pokazują różnorodność strategii państw w walce o cyfrową suwerenność. Władze są zaniepokojone, gdy jedna firma tyle wie o obywatelach i tym samym może wpływać na ich zachowania, postawy i poglądy.
O tym, że jest to groźne nie tylko dla gospodarki, ale także dla podstaw demokracji, przekonaliśmy się przy niedawnej debacie nad pozorną neutralnością platform oraz algorytmami Twittera i Facebooka rozpoczętej po blokadzie kont Donalda Trumpa przez powyższe firmy.
Wraz ze wzrostem potęg dominujących w cyberprzestrzeni rośnie widmo kolejnej afery pokroju Cambridge Analytica, gdzie platformy stają się miejscem zawężania horyzontów i publicznej debaty, a nie ich poszerzania.
Wpływ unijnej polityki na ograniczenie planów gigantów cyfrowych komentuje dla OKO.press Maria Magierska z European University Institute oraz NOYB – European Center for Digital Rights:
„Zmiana polityki prywatności przez WhatsAppa pokazała, jak ważne są takie unijne regulacje jak RODO czy dyrektywa o e-prywatności. Zmiany, które wywołały najwięcej kontrowersji, Europejczyków właściwie nie obejmą. Europejska polityka prywatności zawiera klauzulę, zgodnie z którą żadne informacje, które WhatsApp udostępnia, nie mogą być wykorzystywane do celów własnych firm należących do Facebooka.
W takich momentach wyraźnie widać, jak kontrowersyjne regulacje spełniły pokładane w nich oczekiwania. Także działalność orzecznicza Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej wspiera konsekwentnie wartości stojące u założeń RODO”.
Sama aplikacja od dłuższego czasu nie ma łatwego życia w Unii Europejskiej. Jeszcze przed zaproponowaniem nowej polityki prywatności, w okresie świątecznym irlandzki urząd ochrony danych (najczęściej wybierane miejsce siedzib branży IT z powodów podatkowych) złożył projekt kary dla WhatsAppa między 30 a 50 milionów euro za brak transparentności i niejasną relację wymiany danych z Facebookiem.
Teraz czeka na informację zwrotną od pozostałych urzędów ochrony danych osobowych państw członkowskich. Potencjalna kara dotyczy okresu od wejścia RODO w życie – 25 maja 2018 roku.
Wydawać się może, że na razie obywatele i obywatelki Unii Europejskiej i Wielkiej Brytanii mogą spokojnie korespondować bez obaw bezprawnego wykorzystania zebranych danych…
…jednak Facebook już raz przechytrzył Europę. Gdy Zuckerberg kupował WhatsAppa w 2014 roku gwarantował, że nie będzie wykorzystywać numerów telefonów do kojarzenia kont obu usług, a sama aplikacja pozostanie samodzielna.
Zapewnienia okazały się niewiele warte w 2016 roku wraz z nową polityką prywatności WhatsAppa. Co więcej, Komisja Europejska – odpowiedzialna za pilnowanie konkurencji – orzekła, że Facebook planował ten ruch już w chwili nabycia komunikatora.
Korporację kosztowało to 122 miliony euro kary, lecz nie cofnięto decyzji o zatwierdzeniu przejęcia. Konsekwencje finansowe mogą wydawać się spore, jednak był to wliczony w transakcję niewielki koszt – ledwie ułamek operacji wartej 19 miliardów dolarów.
WhatsApp w chwili zakupu nie był w stanie generować przychodu wartego tej kwoty (szczególnie że aplikacja nie ma reklam), lecz Zuckerbergowi przyświeca inny cel. Walczy o utworzenie alternatywnego ekosystemu.
Temu służył poprzedni wielki kontrakt: przejęcie Instagrama w 2012 roku za miliard dolarów. Wtedy także mało kto patrzył wyłącznie na finansowy zysk, a uwaga była zwrócona na bazę 30 milionów użytkowników (dziś – ponad miliard).
Nowe możliwości zarobku i ekspansji kryją się w monopolistycznej integracji kolejnych obszarów gospodarki cyfrowej. Do tego właśnie dąży przedsiębiorstwo mimo kolejnych działań urzędów antymonopolowych.
Facebook odłożył do maja plany na wdrożenie nowej polityki. Co dalej? Jan Zygmuntowski z Fundacji Instrat i Akademii Leona Koźmińskiego (wzywający w „Polityce” do usunięcia aplikacji) przewiduje w rozmowie z OKO.press następujący scenariusz: korporacja może pozwolić sobie na kilka miesięcy zwłoki i wielomilionowy odpływ użytkowników.
„To tylko drobne spowolnienie planu realizowanego od blisko dekady. Zuckerberg zbudował ekosystem różnych mediów i aplikacji, które ekstraktują liczone w petabajtach dane, napędzając reklamowy biznes. Unijne organy już ukarały WhatsAppa za nielegalne transfery danych. Teraz jednak toczy się gra o wyższą stawkę: metamorfozę Facebooka wraz z usługami powiązanymi w zamknięty obieg sieci z własną korporacyjną walutą.
Próby całkowitej kolonizacji sfery cyfrowej w krajach rozwijających się nieprzerwanie trwają. Wygląda na to, że Zuckerberg wreszcie zdecydował, że wehikułem zmian będzie rozszerzający ofertę biznesową, reklamową i usługową WhatsApp, który cieszy się ogromną popularnością na wszystkich rynkach, łącznie ze wschodnimi.
Jednak wygoda modelu wszystko w jednym miejscu to bilet w jedną stronę do wzorca chińskiego z inwigilacją jako modelem biznesowym. Różnicą jest osoba Wielkiego Brata – tutaj rządzi równie wielki kapitał i Mark Zuckerberg”.
Na kłopotach WhatsAppa skorzystały inne aplikacje oferujące szyfrowanie end-to-end, które w opinii ekspertów uchodzą za lepszą alternatywę. 7 stycznia Elon Musk wysłał krótki komunikat na Twitterze w reakcji na nową politykę WhatsAppa:
Poparcie jednego z najbogatszych ludzi na ziemi (a przy tym kontrowersyjnego wizjonera) wyznaczyło kierunek migracji. Fala użytkowników, która dołączyła do Signala, przeciążyła chwilowo serwery.
Także Telegram – znany z protestów w Białorusi – zdobył wielu nowych zwolenników. Obie aplikacje zbierają znacznie mniej informacji niż WhatsApp, nie mówiąc nawet o skanującym wszystko Messengerze.
Z tej dwójki Signal oferuje wyższy standard bezpieczeństwa – ma otwarty i weryfikowalny kod, wiarygodny standard kryptograficzny oraz zbiera metadane potrzebne wyłącznie do funkcjonowania aplikacji.
Telegram nie udostępnia całości kodu źródłowego i stosuje autorską kryptografię. Specjaliści podkreślają jednak, że jeśli nie boimy się zainteresowania służb specjalnych obcych mocarstw i komunikatorów używamy do zwykłych rozmów z rodziną i znajomymi, to obie aplikacje mogą skutecznie zastąpić ofertę od Facebooka.
WhatsApp już dawno odszedł od wizji swoich twórców - Briana Actona oraz Jana Kouma. Ci zaś rozczarowani polityką firmy wycofali się z niej w 2017 i 2018 roku.
Ten pierwszy w wywiadzie dla Forbesa w 2018 roku wprost krytykował politykę Facebooka i przyznał, że „sprzedał prywatność swoich użytkowników” oraz „podjął decyzję, poszedł na kompromis i musi z tym żyć każdego dnia”.
Sprzedaż dokonana przez dwójkę założycieli rzeczywiście stanowiła przełomowy punkt dla wizji Marka Zuckerbera, w której działania internautów są pochwycone w system naczyń połączonych ekosystemu Facebooka.
W konsekwencji współczesny Internet nie pozwala na neutralne decyzje dotyczące wyboru aplikacji. Komunikacja i (meta)dane z nią związane są wplątane w intensywne działania polityczne i ekonomiczne. Zagrożenie przychodzi zarówno ze strony państwowej legislacji (osłabienie kryptografii, ułatwienie masowych podsłuchów), jak też i kapitalizmu inwigilacyjnego pod płaszczykiem innowacyjności i wygody.
Komentarze