0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Wyborcza.plFot. Piotr Skórnicki...

Nasz mózg z upływem lat starzeje się. Kurczy się. To nieuchronny, fizjologiczny proces. 90 proc. z nas w pewnym wieku odczuje jego skutki. „Zaledwie 10 proc. populacji starzeje się w sposób optymalny, czyli bez żadnych deficytów poznawczych” – mówi OKO.press prof. Tomasz Gabryelewicz.

U większości starszych osób przyczyną zaburzeń pamięci nie jest choroba Alzheimera ani inny proces neurozwyrodnieniowy, tylko po prostu wiek.

Ale choroba Alzheimera zdarza się coraz częściej ze względu na gwałtowne starzenie się populacji. Kiedyś rzadka, dziś uznawana jest za chorobę cywilizacyjną.

Kojarzy się nam ona często z bezradnością medycyny. Mój rozmówca przekonuje mnie, że jest inaczej. Od ponad 20 lat mamy leki, które potrafią spowolnić postęp choroby, nie są jednak w stanie z niej wyleczyć.

W Europie lada dzień doczekamy się rejestracji zupełnie nowych leków na chorobę Alzheimera mających postać monoklonalnych przeciwciał.

Komu mogą pomóc i w jakim stopniu? – tego w dużej mierze dotyczy poniższa rozmowa.

Pół miliona chorych w Polsce

Sławomir Zagórski, OKO.press: Panie profesorze, do jakiego stopnia choroby otępienne, w tym przede wszystkim choroba Alzheimera, stanowią poważny problem medyczny i społeczny w Polsce? Jak pan to ocenia?

Prof. dr hab. n. med. Tomasz Gabryelewicz*: To nie tylko moje oceny, ale to twarde dane z dużych badań epidemiologicznych. Wynika z nich, że w skali świata choruje dziś ok. 55 mln osób. W Polsce ok. pół miliona.

Choroba Alzheimera jest dziś chorobą cywilizacyjną. Stała się nią wtedy, gdy gwałtownie zwiększyła się populacja światowa osób powyżej 65. roku życia. W chorobie Alzheimera najważniejszym czynnikiem ryzyka jest bowiem wiek.

Najprawdopodobniej występowała ona także wcześniej, kiedy stosunkowo niewiele osób miało szansę dożyć wieku podwyższonego ryzyka, manifestacji klinicznej choroby, ale wtedy zaliczana była do chorób rzadkich. Gdy byłem na studiach, poświęcano jej kilka akapitów w rozdziale choroby rzadkie.

Przeczytaj także:

Choroba Alzheimera po raz pierwszy trafiła na tytułowe strony gazet pod koniec XX wieku. Pierwszym spektakularnym przypadkiem był przypadek Rity Hayworth, tylko wtedy ludzie pytali: „Co to za choroba, choroba Alzheimera”? Teraz już nikt nie pyta, bo wszyscy wiedzą, co to za choroba i wszyscy się jej boją.

Pojęcie „choroby otępienne” ma szersze znaczenie. Jak dużą część tego zbioru zajmuje choroba Alzheimera?

Przyczyn rozwinięcia się otępienia jest kilkadziesiąt. Natomiast, szczególnie w populacji osób w podeszłym wieku, choroba Alzheimera jest główną przyczyną otępienia. Odpowiada za ok. 75 proc. ogółu przypadków.

Zmiany już 20 lat wcześniej

Doczytałem się, że choroba manifestuje się stosunkowo późno, natomiast zaczyna dużo, dużo wcześniej.

Chorobę Alzheimera traktujemy dziś jako pewne continuum zmian, które rozpoczynają się od pojawienia się zmian patologicznych w mózgu. One rzeczywiście mogą pojawiać się nawet 20 lat przed manifestacją kliniczną w postaci otępienia. Bo zespół otępienny to już wspomniana manifestacja kliniczna. Stąd w przebiegu tego continuum wyróżniamy kilka faz.

Pierwszą, najdłuższą fazą, jest faza przedkliniczna, bezobjawowa. Czyli w mózgu pojawiają się już zmiany prowadzące do otępienia, ale na razie nie ma jeszcze żadnych objawów. Osoba funkcjonuje zupełnie prawidłowo, bez zaburzeń procesów poznawczych.

W tym momencie umiemy już jednak diagnozować chorobę Alzheimera. To diagnoza in vivo w oparciu o oznaczenie pewnych markerów. A zatem

chorobę definiujemy dziś biologicznie, a nie – jak to było wcześniej – na podstawie objawów klinicznych.

Zgłaszają się do pana osoby młodsze, by sprawdzić, czy posiadają te markery?

Zgłaszają.

Jaka jest ich najczęstsza motywacja? Zaniepokojenie faktem, że u kilku najbliższych krewnych wystąpiła czy też występowała choroba Alzheimera. Ich bliscy chcą wiedzieć, jak duże jest ryzyko, że również u nich wystąpią podobne zmiany.

Niektóre ze zgłaszających się osób namawiamy, by zrobiły odpowiednie badania.

Czy mam sobie zbadać markery?

Na czym one polegają?

Na oznaczaniu markerów w płynie mózgowo-rdzeniowym albo wykonaniu badania emisyjnej tomografii pozytronowej (PET)] obrazującej depozyty beta-amyloidu w mózgu.

Ostatnio szuka się również markerów w surowicy krwi, co jest znacznie prostsze. Z tym że na razie wiarygodność tych oznaczeń jest niższa. Badania z krwi służą dziś głównie screeningowi, czyli badaniom przesiewowym. Jeżeli otrzymujemy wynik dodatni, proponujemy badanie płynu mózgowo-rdzeniowego albo PET amyloidowy.

Mam 69 lat. Mam wrażenie, że mój mózg pracuje prawidłowo, chociaż stale zapominam nazwisk. Jak by pan zareagował, gdybym poprosił o zbadanie markerów w kierunku choroby Alzheimera?

Spróbujmy hipotetycznie rozważyć nasze spotkanie. Przychodzi pan z pytaniem, czy możliwe jest wykonanie takiego badania. Odpowiadam, że jest możliwe.

Następnie zadaję panu pytanie, w jakim celu chce się pan przebadać. I jeżeli pan to odpowiednio umotywuje, czyli np. powie, że pięć osób w pana rodzinie miało chorobę Alzheimera i jest pan w przededniu podjęcia jakichś istotnych decyzji — zawodowych, rodzinnych czy finansowych, najprawdopodobniej rekomendowałbym takie badanie.

Natomiast jeżeli nie ma pan żadnych objawów, w pańskiej rodzinie nikt nie chorował i spyta mnie pan, czy warto zrobić takie badanie, moja odpowiedź będzie brzmieć: „Nie”.

Pierwsze terapie przyczynowe

Niektórzy z nas robią sobie, wyłącznie dla własnej wiedzy, badania markerów nowotworowych.

To prawda. Jeśli chodzi o markery chorób onkologicznych, rozpoznanie na wczesnym etapie procesu nowotworowego jest bardzo istotne. Możemy bowiem odpowiednio wcześnie wdrożyć terapię. A w przypadku nowotworów wiadomo – im wcześniej rozpoczniemy leczenie, tym większa szansa na sukces.

W przypadku choroby Alzheimera niestety tak nie jest. Załóżmy, że zgłasza się pan do mnie, robimy badanie płynu mózgowo-rdzeniowego. Otrzymujemy wynik pozytywny, czyli w płynie mamy charakterystyczny profil markerów dla choroby Alzheimera. I co dalej?

Tak naprawdę nie mam panu nic konkretnego do zaproponowania. Bo na tym przedklinicznym etapie nie ma żadnego leku, który mógłbym panu zaordynować.

Być może to się zmieni, ponieważ pojawiają się pierwsze terapie przyczynowe w chorobie Alzheimera. Na razie są one jeszcze niedostępne w Europie.

Obiegowy sposób myślenia jest taki, żeby po to, by utrzymać sprawność umysłu, trzeba rozwiązywać krzyżówki, ćwiczyć pamięć. Warto to robić, rzeczywiście ma to jakiś związek z postępem choroby?

Warto. Niezależnie od tego, czy podejrzewa pan u siebie chorobę Alzheimera, czy też nie, aktywność umysłowa, aktywność fizyczna i zdrowa dieta, są absolutnie rekomendowane. One działają protekcyjnie, nie tylko w przypadku choroby Alzheimera, ale również innych chorób neurologicznych, kardiologicznych itd.

Czemu tak trudno o leki?

Dlaczego tak trudno opracować leki przeciwko chorobie Alzheimera?

Ponieważ nasza wiedza o tej chorobie opiera się na kilku hipotezach, mniej lub bardziej prawdopodobnych. Nie wiemy do końca, jaka jest jej przyczyna, najprawdopodobniej jest ich kilkadziesiąt. Tzn. znamy kilkadziesiąt czynników ryzyka — modyfikowalnych i niemodyfikowalnych.

Ich kontrolowanie może opóźnić w sposób znaczący manifestację kliniczną choroby Alzheimera w postaci zespołu otępiennego.

Leki, którymi dziś dysponujemy i które stosujemy od ponad 20 lat, działają wyłącznie objawowo. Czyli nie działają na przyczynę choroby, tylko na jej objawy. Można dzięki nim spowolnić nieco rozwój choroby, złagodzić jej przebieg.

To niewiele.

Ale też bardzo dużo. Bo u niektórych pacjentów – a mam okazję obserwować ich od kilkudziesięciu lat – efekt leczenia jest na tyle dobry, że można osiągnąć niezłą, nawet wieloletnią stabilizację, pozwalającą na w miarę samodzielne funkcjonowanie.

Trzeba pamiętać, że choroba Alzheimera to nie tylko objawy zaburzeń funkcji poznawczych, ale również towarzyszące im zaburzenia pozapoznawcze, jak np. pobudzenie, agresja, gubienie się itd.

I tutaj mamy cały wachlarz leków psychotropowych, począwszy od leków uspokajających, poprzez leki przeciwpsychotyczne, przeciwdepresyjne, nasenne, które też w znakomity sposób mogą poprawić jakość życia tych pacjentów i – pośrednio – jakość życia ich opiekunów. Więc trudno mówić o naszej całkowitej bezradności w zmaganiach z tą chorobą.

Frustrujące leczenie?

Stosowane dziś leki objawowe są kosztowne?

Dysponujemy trzema specyfikami. Dwa z nich to inhibitory acetylocholinoesterazy – donepezil i rywastygmina, oba refundowane. Trzeci lek – memantyna ma inny mechanizm działania. Memantyna, w odróżnieniu od większości krajów europejskich, w Polsce nie jest refundowana.

Wspomniane leki na szczęście są stosunkowo tanie dzięki pojawieniu się preparatów generycznych. Początkowo, gdy dysponowaliśmy tylko specyfikami oryginalnymi, były to bardzo kosztowne kuracje.

Progresja choroby Alzheimera jest nieuchronna. Schorzenie to jest bardzo obciążające dla rodziny pacjenta. Czy to nie frustrujące przyjmować przez lata chorych i ordynować im leki, które ich nie wyleczą?

Nie czuję się sfrustrowany, choć oczywiście część kolegów może się tak czuć. Podejdźmy do tego trochę inaczej. Nie ośmieliłbym się nawet użyć terminu, że „leczę chorobę Alzheimera”. Moje działania zmierzają głównie do poprawy jakości życia zarówno pacjentów, jak i ich opiekunów i w wielu przypadkach to się udaje.

Oczywiście, można mówić, że to frustrujące, bo nie mamy szans na wyleczenie. Ale jest coraz więcej takich chorób, gdzie tak naprawdę walczymy o dobrą remisję, a szanse na całkowite wyleczenie są stosunkowo niewielkie.

Ponadto trzeba pamiętać, że choroba Alzheimera dotyczy głównie osób w podeszłym wieku. W statystykach stosujemy podstawowy podział na wczesny i późny jej początek. Wczesny to przed 65., późny po 65. roku życia. W siódmej dekadzie życia chorobą dotkniętych jest kilka procent populacji, tymczasem w grupie po osiemdziesiątce procent ten wzrasta do kilkudziesięciu.

To może nie za wesoła refleksja, iż cieszymy się, że udało się nam wydłużyć średnią przewidywalną długość życia, ale przy okazji zapomnieliśmy o jego jakości. Ludzie żyją coraz dłużej, tylko że w coraz gorszej kondycji, zarówno fizycznej, jak i psychicznej.

Starzenie się mózgu

Część z nas dożywa późnego wieku bez śladów demencji.

Niestety, w miarę upływu lat sprawność poznawcza większości z nas pogarsza się. I jest to poniekąd proces fizjologiczny, związany ze starzeniem się mózgu. Mózg się starzeje. Mózg się kurczy i dotyczy to 90 proc. z nas.

Przyjmujemy, że zaledwie 10 proc. populacji starzeje się w sposób optymalny, czyli bez żadnych deficytów poznawczych. U większości pozostałych osób są to tzw. zaburzenia pamięci związane z wiekiem.

Bardzo często pojawiają się one u osób po 60. roku życia. U większości przyczyną zaburzeń nie jest choroba Alzheimera ani inny proces neurozwyrodnieniowy, tylko po prostu wiek. Dlatego najczęściej zgłaszają się do nas osoby po 60., 65. roku życia. Chociaż mamy również młodszych pacjentów. Mój najmłodszy pacjent, u którego rozpoznałem chorobę Alzheimera, miał zaledwie 36 lat.

Na ile nowe leki działające po raz pierwszy na przyczynę choroby Alzheimera odmienią losy naszych zmagań z tym schorzeniem? Czy to przełom?

Trudno mówić tu o przełomie. Chodzi o dwa przeciwciała monoklonalne, zarejestrowane już w kilku krajach, m.in. w Stanach Zjednoczonych. Europa jeszcze nie podjęła decyzji o ich rejestracji, czekamy na nią.

Przeciwciała te stworzono w oparciu o jedną z hipotez dotyczących przyczyny choroby Alzheimera, a mianowicie hipotezę kaskady amyloidowej. Zakłada ona, że główną przyczyną choroby jest obecność nieprawidłowych białek w mózgu, czyli beta-amyloidu i białka tau.

Efekt kliniczny, jakiego możemy spodziewać się, stosując przeciwciała monoklonalne, jest porównywalny z efektem leków działających objawowo, ponieważ w tym wypadku nie możemy również zahamować rozwoju choroby, a jedynie spowolnić progresję.

W przypadku leku o nazwie lecanemab udało się uzyskać 27-procentowe spowolnienie progresji, natomiast w przypadku drugiego specyfiku — donanemabu (zarejestrowanego tylko w USA) spowolnienie sięgało nawet 35 proc. Z tym że okres obserwacji jest stosunkowo krótki, bo wynosi zaledwie kilkadziesiąt miesięcy.

Podejmowane są też próby leczenia profilaktycznego, czyli zahamowania procesu prowadzącego do pojawienia się zespołu otępiennego. Trwa badanie sprawdzające skuteczność niezarejestrowanego jeszcze kolejnego leku o podobnym mechanizmie działania w grupie pacjentów, u których stwierdzono rodzinne mutacje genetyczne dziedziczone autosomalnie dominująco prowadzące do choroby Alzheimera.

Pierwsze wyniki wskazują, że eliminacja amyloidu z mózgu być może działa protekcyjnie.

Nie wykluczone, że osiągnęlibyśmy podobny efekt, gdybyśmy te przeciwciała już zarejestrowane w USA, podali wcześniej. Być może byłyby bardziej skuteczne. Na razie nie możemy tego robić, ponieważ leki te zarejestrowane są do stosowania wyłącznie w fazie klinicznej, czyli w łagodnych zaburzeniach poznawczych typu alzheimerowskiego i w łagodnej fazie choroby Alzheimera.

Europa się zastanawia

Przeciwciała te z pewnością nie są tanie?

To prawda. Roczna kuracja to wydatek rzędu 30 tys. dolarów, a nawet więcej, gdyż stosowanie tych leków wymaga monitorowania pacjentów pod kątem bezpieczeństwa. Terapia może wywołać poważne działania niepożądane w postaci obrzęków mózgu, krwawienia do mózgu. W części przypadków wiąże się to z koniecznością przerwania leczenia.

Lecanemab i donanemab w Stanach są refundowane, natomiast kryteria włączenia do kuracji są bardzo restrykcyjne i kosztowne. Kiedy pytam swoich kolegów-lekarzy amerykańskich o doświadczenia z nowymi przeciwciałami, wciąż niewiele mogą powiedzieć, gdyż ze względu na wspomniane bardzo restrykcyjne kryteria włączenia do leczenia, objęta jest nim stosunkowo niewielka grupa chorych.

Dlaczego Europa długo zastanawia się, czy dopuścić te leki na swój rynek?

Myślę, że podstawową rolę gra tu ich cena. A także bezpieczeństwo stosowania. Pozytywna opinia Europejskiej Agencji Leków dotycząca dopuszczenia do obrotu lecanemabu z listopada ubiegłego roku nie do końca przekonała Komisję Europejską.

W styczniu 2025 roku Komisja wystąpiła o rozważanie nowych informacji dotyczących bezpieczeństwa i dosłownie kilka dni temu Europejska Agencja ogłosiła, że jej decyzja z listopada nie wymaga aktualizacji.

Sądzę, że Komisja Europejska ostatecznie dopuści te przeciwciała do stosowania. Dodam, iż w wielu krajach zrobiono już symulację dotyczącą kosztów refundacji nowych kuracji i widać, że te koszty są wysokie.

Krajowy Program

Niemniej jednak niektóre państwa europejskie zakładając, że leki będą zarejestrowane, już przygotowują się do ich podawania. Wytypowali na podstawie rejestrów pacjentów, którzy będą mogli w pierwszym rzędzie skorzystać z kuracji i liczą pieniądze. U nas szanse na refundację są chyba zerowe? Mamy też kłopot z rejestrami pacjentów.

Rzeczywiście takich rejestrów nie mamy. Natomiast są też dobre wiadomości, bo po latach intensywnych prac kilku zespołów ekspertów, jesteśmy bardzo bliscy sfinalizowania Krajowego Programu Działań Wobec Chorób Otępiennych.

Wcześniej mówiliśmy o Narodowym Planie Alzheimerowskim, ostatecznie przybrał on inną nazwę. Po ostatnich spotkaniach w Ministerstwie Zdrowia mamy bardzo dużą nadzieję, że Program zostanie przyjęty jeszcze w tym roku.

Naturalnie szansa na to, że nowe leki będą refundowane u wszystkich pacjentów z rozpoznaniem choroby Alzheimera, spełniających kryteria włączenia do leczenia, jest niewielka. A tak naprawdę żadna, bo nie stać nas na zrefundowanie tych wszystkich terapii. Na co więc liczymy?

Liczymy przynajmniej na program lekowy, jak ma to miejsce w przypadku kilku innych chorób neurologicznych.

Ilu pacjentów mógłby objąć taki program?

Na początek kilkaset osób. W mojej ocenie to już by było coś.

Czy będzie nas stać, nawet w tak ograniczonym zakresie, na refundację tego leku, nie wiem. Z drugiej strony są osoby, które stać na to, żeby za niego zapłacić, bo wiele takich osób się do mnie zgłasza. Nie możemy zatem pozbawiać ich szansy na tego typu kuracje.

Reasumując – być może te nowe przeciwciała monoklonalne nie spełniają wszystkich naszych oczekiwań, ale to krok w dobrym kierunku. Najprawdopodobniej przyszła skuteczna kuracja w przypadku choroby Alzheimera będzie wyglądała podobnie jak w innych chorobach, np. w schorzeniach onkologicznych czy w AIDS. Będzie polegała na stosowaniu kilku różnych leków o odmiennych mechanizmach działania.

Czy po dopuszczeniu leku w Unii Europejskiej znajdzie się on też na rynku polskim? Myślę tu o osobach, które będzie stać na taki wydatek.

Procedura wygląda w ten sposób, że Komisja Europejska musi podjąć ostateczną decyzję w sprawie pozwolenia na dopuszczenie leku do obrotu. I dopiero potem następują dalsze rozmowy, które dotyczą cen i refundacji na poziomie krajowym w państwach członkowskich Unii. Także to, że lek będzie np. refundowany we Francji, nie oznacza, że będzie refundowany w Polsce.

Proszę też wziąć pod uwagę, że są to leki podawane dożylnie, a zatem jest to bardziej skomplikowane w porównaniu z lekami działającymi objawowo w postaci tabletek czy plastrów na skórę. Przeciwciało podajemy dożylnie raz na dwa tygodnie albo raz na cztery tygodnie, w zależności od preparatu.

Jak mówiłem, procedura związana z zakwalifikowaniem pacjenta do leczenia jest skomplikowana i kosztowna. Na razie niewiele ośrodków w Polsce jest przygotowane do podjęcia się tego typu wyzwań.

Kiedy pokonamy chorobę?

Sądzi pan, że w ciągu kilku najbliższych lat znajdziemy sposób na pokonanie choroby Alzheimera? Jest pan optymistą w tym względzie?

Muszę być optymistą, bo to dotyczy również mojej osoby. Musimy być optymistami, że wreszcie będziemy dysponowali jakimś lekiem, który będzie w skuteczny sposób mógł zatrzymać rozwój choroby albo lekiem, który odpowiednio wcześnie podany może zapobiec zmianom, które prowadzą do otępienia.

Tak, absolutnie jestem jak najdalszy, żeby odbierać ludziom ten optymizm.

Chociaż pamiętam jak 25 lat temu braliśmy udział w badaniach dotyczących inhibitorów cholinoesterazy i mieliśmy wielką nadzieję, że za chwilę będziemy w stanie poradzić sobie z chorobą Alzheimera. Niestety, tak się nie zdarzyło. I tak jest do dziś.

Warto jednak zadać sobie pytanie: „Z czym my tutaj przede wszystkim walczymy”? Walczymy z procesem starzenia się mózgu, starzenia się organizmu i niezbędne jest tu podejście holistyczne. Więc z jednej strony leki, a z drugiej działania zmierzające do ograniczenia w miarę dobrze rozpoznanych czynników ryzyka.

I faktycznie najnowsze badania wskazują na to, że jeżeli uda się nam wyeliminować większość czynników ryzyka, możemy nawet o kilka lat opóźnić manifestację kliniczną choroby Alzheimera.

Wcześniej choroba ta występowała najprawdopodobniej równie często, jak teraz. Tylko ludzie umierali nie wiedząc o tym, że w ich organizmach toczy się proces, który, o ile będą żyć odpowiednio długo, spowoduje rozwój otępienia.

Wyniki badań epidemiologicznych z kilku rozwiniętych, bogatych państw pokazują na spadek zapadalności na chorobę Alzheimera. Zapadalność to co innego niż rozpowszechnienie. Rozpowszechnienie rośnie, bo lawinowo rośnie liczba osób w podeszłym wieku. Natomiast częstość występowania nowych przypadków w określonych grupach, w niektórych krajach spada. A w jakich krajach? W tych, w których działa dobrze profilaktyka.

Polska nie należy do tych krajów.

To prawda. Polska niestety do nich nie należy.

Poświęcamy bardzo niewiele pieniędzy na profilaktykę.

No tak. Ale właśnie we wspomnianym Krajowym Programie Działań Wobec Chorób Otępiennych, bardzo dużo uwagi poświęciliśmy działaniom profilaktycznym. Tutaj rzeczywiście, prawie że bezkosztowo, można bardzo dużo uzyskać.

Brak pomocy instytucjonalnej

Rozprawiamy tu o najnowocześniejszych lekach na chorobę Alzheimera, ale co tak naprawdę jest dziś największym problemem ludzi cierpiących na tę chorobę w Polsce?

Przypomnijmy, że te nowe leki przeznaczone są dla bardzo wąskiej grupy pacjentów na bardzo wczesnym etapie klinicznym choroby. Tymczasem większość naszych pacjentów to osoby z otępieniem bardziej zaawansowanym, m.in. dlatego, że wczesna diagnostyka jest u nas na słabym poziomie. Najczęściej trafiają do nas pacjenci już w fazie umiarkowanej lub ciężkiej i to nie jest propozycja dla nich.

Pyta pan o największy problem tych chorych. Większość z nich boryka się z brakiem pomocy instytucjonalnej i to jest ich największe zmartwienie. Pacjenci i ich rodziny zostają w większości przypadków pozostawieni sami sobie. Nie ma ośrodków opieki dziennej, a te, które są, można policzyć na palcach jednej ręki.

Mówię tu o Warszawie, bo w skali kraju wygląda to jeszcze gorzej. Nie ma opieki pośredniej. Nie ma odpowiedniej opieki długoterminowej, opieki domowej, itd. To podstawowy problem pacjentów i ich opiekunów.

Jeszcze raz podkreślmy, żebyśmy nie rozbudzali nadziei, że czekamy na decyzję Komisji Europejskiej i będziemy mieli wspaniały lek na chorobę Alzheimera. To lek dedykowany, przynajmniej na razie, dla wąskiej grupy chorych, a większość z nich jest – jak powiedziałem – pozbawiona szans na uzyskanie pomocy instytucjonalnej, która jest im po prostu niezbędna.

Rozumiem, że Plan, o którym pan mówił, uwzględni tę potrzebę?

Tak, oczywiście, że tak.

Już nie mówię o tak oczywistych rzeczach, jak brak odpowiedniej liczby specjalistów zdolnych do wiarygodnej diagnostyki chorób otępiennych. Brak specjalistycznych ośrodków zajmujących się diagnostyką i leczeniem tych chorób. W Warszawie mamy trzy poradnie, które się tym zajmują. A jest wiele regionów w Polsce, gdzie nie ma dosłownie ani jednej jednostki opieki specjalistycznej, w której można uzyskać wiarygodne rozpoznanie choroby i odpowiednie leczenie.

*Prof. Tomasz Gabryelewicz jest prezesem Polskiego Towarzystwa Alzheimerowskiego, kierownikiem Oddziału Alzheimerowskiego Państwowego Instytutu Medycznego MSWiA w Warszawie. Jest autorem ponad 100 publikacji naukowych dotyczących otępień, choroby Alzheimera, depresji i zaburzeń zachowania.

Na zdjęciu u góry – pani Aldona z początkami choroby Alzheimera korzysta z terapii w wirtualnej rzeczywistości w Wielkopolskim Stowarzyszeniu Alzheimerowskim. Fot. Piotr Skórnicki / Agencja Wyborcza.pl.

;
Na zdjęciu Sławomir Zagórski
Sławomir Zagórski

Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.

Komentarze