0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Wyborcza.plFot. Dawid Zuchowicz...

To od samorządów ma się zacząć budowanie nowego układu politycznego, w którym PiS będzie już tylko jednym z mniejszych graczy – słyszymy od polityków koalicji rządzącej. Kampania samorządowa 2024 rozczarowująco mało posłużyła debacie, jak ma się zmienić Polska lokalna. Ale może stać się początkiem poważnych ruchów na scenie politycznej.

Jakie stawki mają poszczególne partie Koalicji 15 Października? Co będzie dla nich porażką, a co zwycięstwem?

„Czyścimy od spodu”, „drugi skok cywilizacyjny”, „nowy układ polityczny”

Odbicie PiS-owi wszystkich sejmików wojewódzkich poza Podkarpaciem to cel maksimum koalicji rządzącej.

Wybory samorządowe mają być zarazem kolejnym etapem „depisizacji”. Wyborcy oczekują od rządzącej koalicji rozliczeń. To cel polityczny podzielany przez wyborców wszystkich formacji tworzących rząd. „Zabraliśmy PiS-owi rząd centralny i wpływ na większość centralnych instytucji, teraz zabierzemy im samorząd” – tak wygląda ta logika.

„W imieniu narodu czyścimy od spodu” – mówił 3 kwietnia 2024 w Krakowie Donald Tusk.

View post on Twitter

Nasi rozmówcy z Platformy Obywatelskiej twierdzą, że rozliczenia z PiS i Suwerenną Polską wciąż mają znaczenie dla ich wyborców. Wejście do domu Ziobry i pierwsze aresztowania w związku z wykorzystaniem środków z Funduszu Sprawiedliwości m.in. na cele partyjne pokazuje, że rząd Tuska nie tylko obiecuje, ale też spełnia te obietnice.

Jednocześnie politycy wszystkich partii Koalicji 15 Października obawiają się, że po wygranych wyborach w 2023 ich wyborczynie i wyborców ogarnęło poczucie „świętego spokoju”. A to oznacza niższą frekwencję. Tymczasem to właśnie nadzwyczajna mobilizacja przyniosła w wyborach parlamentarnych zwycięstwo demokratycznej koalicji.

„Żebyśmy się znowu nie rozeszli po bitwie do domów” – ostrzega w związku z tym Bartłomiej Sienkiewicz.

View post on Twitter

„Frekwencja wyniesie grubo powyżej 60 procent” – nie martwi się jednak inny poseł Platformy Obywatelskiej w rozmowie z OKO.press.

Przeczytaj także:

Kto będzie dzielił pieniądze

To ma być „drugi skok cywilizacyjny” – tak zakreśla cel tych wyborów Jarosław Makowski z Platformy Obywatelskiej.

Odblokowanie KPO dało wszystkim partiom koalicji rządzącej poważne argumenty w kampanii samorządowej. Widziałam to na spotkaniach wyborczych liderów Trzeciej Drogi i w Skarżysku-Kamiennej, i w Zamościu. „Dofinansujemy szpital powiatowy” – obiecuje na przykład Hołownia i brzmi to znacznie bardziej wiarygodnie, gdy w drugim zdaniu dodaje, że w KPO są duże środki na opiekę zdrowotną. „PiS nie chciał tych pieniędzy, a my je dla was odblokowaliśmy” – to stały motyw koalicyjnych konwencji. Jeśli rządowa koalicja faktycznie wygra z PiS-em w południowych i wschodnich województwach, to odblokowanie KPO może być jedną z tego przyczyn.

Przy okazji nowa władza, zyskując wdzięczność wyborców z powodu odblokowania unijnych miliardów, jeszcze mocniej osadzi się w Polsce lokalnej. Co też jest jednym z celów tych wyborów po stronie koalicji rządzącej.

Zaczyna się nowa układanka polityczna

Co będzie oznaczał wynik tych wyborów wewnątrz samej koalicji? „To będzie aktualizacja pozycji każdej partii po wyborach parlamentarnych. Jeśli ktoś się mocno pośliźnie, będzie miał słabszą pozycję w negocjowaniu swoich postulatów w ramach rządu” – mówi polityk Lewicy. Ma na myśli wszystkie formacje – również partię Tuska.

„Te wybory będą domknięciem etapu dePiSizacji. A potem zacznie się konkurencja” – uważa Jarosław Makowski z PO. „Wkrótce nastąpi poważna rekonfiguracja” – dodaje. „Wrócimy do systemu wielopartyjnego. Nastąpi likwidacja duopolu”.

Rozmówcy ze wszystkich partii podkreślają zarazem, że wyborcy oczekują od nich jedności, podkreślania tego, co łączy. „Co byłoby porażką? Skłócenie się w ramach demokratycznej koalicji. Ludzie wiedzą, że dopóki jesteśmy zjednoczeni, PiS nie odzyska siły” – mówi polityk PSL. „Ludzie boją się, że ktoś rozwali tę koalicję i szybko odwracają się od pieniaczy” – to polityk Lewicy. Takie opinie wyborców mają się pojawiać w zamawianych przez Lewicę badaniach focusowych.

Jarosław Makowski uważa jednak, że to ostatnie wybory, gdy partie idą za tą zjednoczeniową emocją. W wyborach europejskich może być inaczej, a w prezydenckich na pewno będzie inaczej. „To ostatnie wybory w jedności”.

A jakie cele mają formacje wchodzące w skład Koalicji 15 Października?

Koalicja Obywatelska: Wyprzedzić PiS, przydusić koalicjantów

  • wynik w wyborach samorządowych 2018: 26,97 proc.
  • wynik w wyborach parlamentarnych 2023: 30,70 proc.
„Błagam was znajdźcie pół godziny i zagłosujecie”

– to Donald Tusk, na ostatniej przedwyborczej konwencji KO w piątek wieczorem.

Podstawowy cel KO to procentowe wyprzedzenie Prawa i Sprawiedliwości.

Każdy wynik poniżej wyniku PiS będzie uznawany przez liderów KO za porażkę.

I nie jest ważne, czy różnica wyniesie 3 punkty procentowe, czy 0,03. W tych wyborach KO musi być pierwsza, a jej zwycięstwo ma być niezaprzeczalne – inaczej niż 15 października, gdy to jednak PiS (jako pojedyncza formacja) miał najwyższy procentowy wynik.

W związku z tym KO buduje opowieść o wieloetapowej walce. Wybory parlamentarne to dopiero pierwsza bitwa. Demokraci mają wygrać wszystkie cztery kolejne elekcje – „perfekcyjnie wykonać plan” – mówił w Krakowie Tusk. A jednocześnie ostrzegał:

„Nic nie jest poukładane. Trend może się odwrócić”.

A zatem PiS czai się za rogiem. To gra na ponowne zmobilizowanie tych, którzy poszli (często po raz pierwszy) do wyborów 15 października. Temu ma też służyć regularne przypominanie na wyborczych wydarzeniach KO nagrań z Marszu 4 Czerwca, odwoływanie się do emocji, które wtedy były bardzo silne.

Jeśli to się nie uda, Lewica będzie przypominać, że Tusk miał szansę wygrać wybory, ale w koalicji z Lewicą. I przegrał je na własne życzenie i z powodu wybujałych ambicji.

Dla Tuska celem pozostaje odzyskanie hegemonicznej pozycji Platformy Obywatelskiej. Dla Platformy celem jest też obrona wizerunku jako partii samorządowej. „Z samorządu przecież pochodzimy” – mówi poseł PO. Stąd zaangażowanie Donalda Tuska w kampanię prezydencką Aleksandra Miszalskiego w Krakowie. „To zwycięstwo byłoby dla nas prestiżowe. To nasz człowiek, poseł Platformy”.

Trzecia Droga: Przygarnąć rozczarowanych PiS-em

  • wynik w wyborach samorządowych 2018 (samo PSL): 12,7 proc.
  • wynik w wyborach parlamentarnych 2023: 14,40 proc.

Jeszcze kilka miesięcy rozmówcy z Trzeciej Drogi mówili mi, że ich cel samorządowy to około 20 procent w wyborach do sejmików. Ambicje zderzyły się jednak z polityczną i sondażową rzeczywistością. W przedwyborczy piątek w Zamościu, odpowiadając na pytania OKO.press, Szymon Hołownia powiedział: „Mamy apetyt na 15 procent”.

Podstawowym celem Trzeciej Drogi pozostaje jednak doprowadzenie do odsunięcia PiS-u od władzy w południowych i wschodnich województwach. Cel maksimum: to współtworzenie koalicji, która będzie rządzić w Lubelskiem, Małopolsce, Świętokrzyskim, Podlaskim i na Podkarpaciu. Zwłaszcza to ostatnie jest niemal nieprawdopodobne – trudno sobie wyobrazić, że PiS straci tam władzę. Jednak w innych PiS liczy na koalicję z Konfederacją. Dlatego hasło przewodniej tej kampanii Trzeciej Drogi to parafraza hasła z wyborów parlamentarnych: „Albo Trzecia Droga, albo PiS i Konfederacja”.

Koalicja Kosiniaka-Kamysza i Hołowni chce przygarnąć część wyborców PiS. I w ten sposób nie tylko zwiększyć swój stan posiadania, ale też przyczynić się do rozpadu partii Kaczyńskiego. Kaczyńskim nie tyle straszy, ile pokazuje, że przestało mu zależeć na ludziach. „Gdzie jest poseł ze Świętokrzyskiego?” – pytał Władysław Kosiniak-Kamysz w Skarżysku-Kamiennej. Dowodził, że PiS to partia, która ludzi traktuje instrumentalnie.

View post on Twitter

„Trzecia Droga nie wykorzystuje potencjału z 15 października” – uważa jednak Jarosław Makowski z Platformy Obywatelskiej. I chodzi mu między innymi o kościół i kobiety. „Może boją się pożegnać dotychczasowego sojusznika, czyli kościół? A siła kościoła jest dziś marginalna” – zastanawia się Makowski. „W Trzeciej Drodze zakładają, że kobiety z małych miast są konserwatywne, przeoczyli zmianę, która się dokonała nie tylko w wielkich miastach”.

Lewica podkopała Trzecią Drogę?

„Lewica skutecznie zepchnęła nas w sondażach” – przyznaje osoba z zaplecza Szymona Hołowni. „Wydawało się, że Trzecia Droga będzie czarnym koniem tych wyborów, ale debata nad prawami kobiet skutecznie wybiła ich z rytmu” – mówi nie bez satysfakcji polityk Lewicy.

Przy czym chodzi nie tylko o to, że polityczki Lewicy przedstawiały partię Hołowni jako zdrajczynię praw kobiet. Być może większe znaczenie miało tu zachwianie wizerunku Hołowni jako polityka koncyliacyjnego i jego partii jako siły kompromisu. „Okazało się, że wcale nie jest takim panem spokoju i dialogu, tylko wprowadza konflikt. Wyszedł na tego, kto jest agresywny, wchodzi w konflikty w klasyczną politykę” – twierdzi osoba z zaplecza Lewicy.

Zarówno nasi rozmówcy z Trzeciej Drogi, jak i z Lewicy uważają jednak, że na tym sporze najbardziej zyskał Donald Tusk i Koalicja Obywatelska. „Naszymi rękami Tusk dobijał Hołownię” – uważa nasz rozmówca reprezentujący Lewicę w rządzie.

Czy KO faktycznie na tym zyskała? Ostatni sondaż OKO.press tego nie potwierdza. Wyborcy poszli sobie gdzieś indziej.

Nie taka znowu trzecia ta droga

PSL jest zawsze niedoszacowany w sondażach – to stara prawda polskiej polityki. Politycy Trzeciej Drogi liczą, że i tym razem sondaże nie pokazują poparcia dla ludowców, które buduje się od dołu.

„Jesteśmy młodą partią” – podkreślają rozmówcy z partii Hołowni. Ale trudno nie zauważyć, że jest to wciąż partia zawieszona na osobie Szymona Hołowni. Kiedy Hołownia słabnie, słabnie też jego partia.

Trzecia Droga, a zwłaszcza Polska 2050, wciąż próbuje grać w grę partii niepartyjnej.

„Te wybory nie potrzebują polityków. Jako politycy stajemy w drugim szeregu za ludźmi, którzy załatwiają sprawy” – mówił w Zamościu Hołownia. Jednak trudno grać niepartyjnego, gdy współtworzy się rząd i jest drugą osobą w państwie. O te osoby, które deklarują „dość polityków w polityce!”, walczą Bezpartyjni Samorządowcy. W sondażu Ipsos dla OKO.press mieli 10 proc. (wraz z Konfederacją) i 7 proc. (bo idą do tych wyborów jako dwie siły).

Czy sondażowy wynik Bezpartyjnych Samorządowców się utrzyma? To ważne pytanie zwłaszcza dla polityków Trzeciej Drogi. Już nie raz słupki BS podskakiwały w sondażach, a głosów ostatecznie nie zdobywali.

“Obserwujemy, że więcej osób decyduje się startować z list Trzeciej Drogi, niż w poprzednich wyborach. Dużo ludzi z łapanki, już w parlamentarnych były dziwne osoby, a w samorządowych jest ich o wiele więcej" – taką kwaśną uwagą dzieli się jeden z polityków koalicji.

„W wyborach samorządowych 15 procent to więcej niż 30” – polityk PSL wcale nie żartuje. Chodzi o to, że 15 procent partii, która współtworzy rząd (PSL i Polska 2050) znaczy więcej niż 30 procent partii opozycyjnej (PiS).

„Ludzie mają tendencję do głosowania na tych polityków, którzy mają realny wpływ na sprawy i w regionie, i w Polsce”

– mówi ludowiec.

Lewica: Nie dać się zmarginalizować

  • wynik w wyborach samorządowych 2018: 6,62 proc. (SLD), 1,57 proc. (Razem)
  • wynik w wyborach parlamentarnych 2023: 8,61 proc.

Pięć lat temu w wyborach do sejmików Lewica startowała z dwóch list: SLD i Razem. Tym razem idzie do walki zjednoczona. „To są dla nas brutalne wybory” – przyznaje polityk Lewicy. Inny uważa, że Nowa Lewica zaniedbała budowanie lokalnych struktur, skupiła się na centralnej polityce i nie ma teraz na kim oprzeć kampanii samorządowej.

Cele Lewicy są minimalistyczne.

Po tym, jak Donald Tusk zdecydował się nie podać partii Czarzastego i Biedronia pomocnej ręki, Lewica chce po prostu przetrwać.

„Istniejemy tylko jako część nawalanki z Hołownią” – mówi polityk Lewicy będący w rządzie. W wyborach samorządowych Lewica postawiła na temat, który najmocniej się z nią kojarzy, jednak mogła, mówiąc kolokwialnie, „przegrzać”. „Trzeba uważać, żeby elektorat nie traktował cię jako pieniacza. Ludzie się boją, że ktoś rozwali rządzącą koalicję” – mówi inny polityk Lewicy. I przyznaje, że głośny tweet Anny Marii Żukowskiej, w którym kazała Szymonowi Hołowni „wypierdalać”, był tym krokiem postawionym za daleko.

O wyniku niedzielnych wyborów znów mogą zdecydować młodzi ludzie

Tylko że ich wpływ może być dokładnie odwrotny niż 15 października 2023. Wówczas do wyborów poszło odrobinę więcej wyborców najmłodszych niż wyborców najstarszych. Dziś najmłodsi rzadziej deklarują, że pójdą głosować. Mniej młodych (zwłaszcza kobiet) przy urnach może za dać przewagę PiS-owi i Konfederacji.

Lewica liczy właśnie na głosy młodych, w tym młodych kobiet. Tym razem może być jednak dużo trudniej. Jak pokazuje raport Fundacji Batorego, młode kobiety zaczynają być zniecierpliwione, ale to zniecierpliwienie może sprawić, że machną ręką na te wybory.

Pytanie, czy wyborczynie i wyborcy uwierzą, że to Lewica faktycznie walczy o prawa kobiet – a nie Donald Tusk z Izabelą Leszczyną.

Ewentualny słaby wynik Lewicy pójdzie na konto jej obecnych przewodniczących – Roberta Biedronia i Włodzimierza Czarzastego. W partii zapewne wróci debata o przywództwie i rozliczanie liderów.

„Ludzie zapamiętają z tych wyborów wynik procentowy w sejmikach i wyniki wyborów w Warszawie” – uważa polityk Lewicy. Lewica ogłosi sukces, gdy utrzyma wynik z wyborów parlamentarnych (8-9 proc.), zdobędzie o kilka sejmikowych mandatów więcej niż w 2018 roku, a Magdalena Biejat będzie miała w Warszawie dwucyfrowy wynik.

Warszawa jako szansa. Biejat na prezydentkę Polski?

Lewica od 2019 roku powtarza strategię, która wówczas dała jej 12,56 proc. i przywróciła ją do Sejmu: jednoczyć się, nie zostawiać za burtą nikogo, kto mógłby odebrać nawet ułamki procentów. W Warszawie w 2018 roku startowało czworo kandydatów mniej lub bardziej lewicowych: Andrzej Rozenek, Jan Śpiewak, Justyna Glusman i Piotr Ikonowicz. Tym razem Lewica parlamentarna i ruchy miejskie zjednoczyły się wokół jednej kandydatki – Magdaleny Biejat.

Dzięki temu Lewica stworzyła w Warszawie jedną z najciekawszych wyborczych sytuacji w tej kampanii.

Pomógł też zły wybór personalny po stronie PiS-u. Dzięki temu, że Tobiasz Bocheński jest kandydatem bezbarwnym, pozbawionym politycznego kolorytu, jaki miał Patryk Jaki w 2018 roku, „trochę zeszła polaryzacja” – mówi polityk Lewicy. Wybory w stolicy nie są już „walką dobra ze złem”, co zwiększa szanse na przyzwoity wynik kandydatów mniejszych partii (zarówno Lewicy, jak i Konfederacji).

Choć lokalne sondaże należy traktować z nadzwyczaj dużą ostrożnością, Biejat udało się zaistnieć w debacie jako konkurentce Tobiasza Bocheńskiego z PiS i wyzwanie (programowe) dla Rafała Trzaskowskiego. Pytanie, czy kandydatka Lewicy będzie miała lepszy wynik niż kandydat PiS, należy do najciekawszych w tej kampanii.

Jeśli Biejat osiągnie w Warszawie kilkanaście procent, partia Razem będzie się starała, żeby to właśnie ona była kandydatką Lewicy w wyborach prezydenckich w 2025 roku. To by otwierało Biejat pole do rywalizacji z Agnieszką Dziemianowicz-Bąk, o której dziś najczęściej się mówi jako o potencjalnej kandydatce Lewicy. Byłoby to też duże polityczne wzmocnienie dla Razem, które na razie zmarginalizowało się, nie wchodząc do rządu.

Jeśli wynik będzie ogólnie słaby, to mogą zacząć się ruchy w partii. Będzie to w wewnątrzpartyjnych rozgrywkach kolejny argument przeciwko Włodzimierzowi Czarzastemu.

PiS: Ukryty i przyczajony

I jeszcze słowo o PiS.

Partia Jarosława Kaczyńskiego w wielu miejscach ukryła się pod innymi szyldami. Jej kandydaci startują z różnych „koalicji”, a nawet używają czerwonych serduszek – logotypu Koalicji Obywatelskiej. Na przykład Borys Borówka w Zabrzu.

„To polityczne samobójstwo” – uważa Jarosław Makowski z PO. „PiS jest partią tożsamościową, ludzie głosują na nią, bo to partia Kaczyńskiego”. Podobnie ocenia ten ruch polityk PSL: ludzie mogą się pogubić. Siłą ludowców jest to, że od gminy do województwa mają tę samą nazwę (teraz jednak poprzedza ją Trzecia Droga).

Jednak ostatnie sondaże pokazują, że PiS jest mocniejszy, niż mogłoby się wydawać. Jak pisze Michał Wróblewski z Wirtualnej Polski, partia Kaczyńskiego chce maksymalnie łagodzić przekaz i doprowadzić do demobilizacji. A im mniej osób pójdzie głosować, tym lepsza będzie pozycja PiS-u w województwach. I to oni będą dzielić pieniądze z KPO.

;

Udostępnij:

Agata Szczęśniak

Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.

Komentarze