0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Wojtek Radwański / Fundacja StoczniaFot. Wojtek Radwańsk...

O sadzeniu róż w chwilach patriotycznego uniesienia i obywatelskiego zrywu mówimy, że sadzi się je „przyszłemu latu”. W sumie nie ma lepszej przenośni dla działań na rzecz dobra publicznego niż właśnie troska o zieleń. Bo drzewa i krzewy wolno rosną. Szybkich efektów nie ma.

Sadźmy, przyjacielu, róże! Długo jeszcze, długo światu Szumieć będą śnieżne burze: Sadźmy je przyszłemu latu!

My, wygnańcy stron rodzinnych, Może już nie ujrzym kwiatu, A więc sadźmy je dla innych, Szczęśliwszemu sadźmy światu!

(Seweryn Goszczyński, na pocieszenie, po klęsce Powstania Listopadowego)

Pierwsze takie wybory

Chcę jednak Czytelniczkom i Czytelnikom opowiedzieć o łódzkich staraniach z okazji mijającej właśnie 35. rocznicy samorządu terytorialnego. Pierwszych wolnych po komunizmie wyborów, które zorganizowaliśmy 27 maja 1990 roku z nadzieją, że jak się wybierze własne władze i to nie komuniści będą nam sadzić drzewa, to będzie już dobrze.

35 lat później na Forum Praktyków Partycypacji 15 i 16 maja (na zdjęciu na samej górze) usłyszałam o łódzkim ekobudżecie – „Ekobudżecie dla Łodzi”, czyli o sposobie włączenia mieszkańców w decydowanie o zieleni w mieście. W wąskim wycinku – bo projekt dotyczy tylko 12 obszarów o statusie „parków leśnych” i tylko miliona złotych. Za to narzędzi partycypacyjnych użyto w tym projekcie co niemiara – po to, by obywatele nie tylko współdecydowali, ale jeszcze by coś z tych wspólnych decyzji naprawdę wynikało. Czyli by naprawdę coś udało się posadzić.

Ludzie kęcza na ziemi nad rozłożonymi kartkami
Forum Praktyków Partycypacji. Jedno z zajęć. Forum to spotkanie ludzi z organizacji pozarządowych i samorządów z całej Polski. Przez dwa dni dyskutowali i ćwiczyli na 50 sesjach (od konsultacji po używanie AI) różne warianty wciągania współobywateli w decydowanie o tym, jak chcą żyć. Fot. Wojtek Radwański /Fundacja Stocznia (współorganizator Forum)

Tu od razu mały spojler – w Łodzi sadzenie w ramach ekobudżetu odbędzie się dopiero jesienią. Ale żeby sadzenie (i inne prace) w ogóle mogły się odbyć, mieszkańcy, naukowcy z Uniwersytetu Łódzkiego i urzędnicy miejscy włożyli mnóstwo wysiłku.

To, co i jak zrobili, wydaje mi się też ważne w kontekście działań władz centralnych po 15 października 2023. Myśl, że władza nie zdołała wykorzystać ogromnego kapitału obywatelskiego, który zawdzięczamy oddolnej samoorganizacji w czasach PiS, stale mnie dręczy. Przykład łódzki pokazuje jednak, że włączenie społeczeństwa obywatelskiego we wspólne działania, to trudne zadanie. Nie wystarczy „wola polityczna” – potrzebna jest wiedza i trening.

Łódź ten trening zaczęła od zieleni.

Czego nie wiemy o Polsce? Jak się zmieniła i dzięki komu? Co wpływa na zmianę teraz? – teksty na ten temat znajdziecie w naszym cyklu POD RADAREM

Mówi Łódź

OKO.press rozmawia o tym z Agatą Burlińską, wicedyrektorką Biura Aktywności Miejskiej w Łodzi.

Agnieszka Jędrzejczyk, OKO.press: Dlaczego właśnie zieleń?

Dyr. Agata Burlińska, Urząd Miasta Łodzi: Po pierwsze dlatego, że już wiemy, że jest ważna dla mieszkańców. Pierwszy panel obywatelski zorganizowany w Łodzi w 2020 roku to pokazał. A jednym ze zgłoszonych wtedy postulatów było wyodrębnienie w budżecie obywatelskim ekobudżetu. Czyli osobnych pieniędzy do podzielenia przez mieszkańców na zieleń.

A po drugie – zieleń to temat mieszkańcom bliski, namacalny, ale też w zasięgu naszej możliwości wspólnego działania. Trudno oczekiwać, że ludzie włączą się w naprawę chodników czy budowę infrastruktury technicznej. Z zielenią tak nie jest.

Budżet obywatelski to jest ta część budżetu, którą władze samorządowe wydzielają mieszkańcom do rozdysponowania. Obywa się to poprzez głosowanie nad zgłoszonymi projektami.

Panel obywatelski to dużo bardziej skomplikowana i kosztowna rzecz: grupa mieszkańców specjalnie dobrana, by dobrze reprezentowała całą społeczność, naradza się ze sobą i z ekspertami – i to nawet kilka dni – by potem wydać werdykt, czego oczekuje od władz. Z panelami, organizowanymi w polskich miastach od kilku lat, jest tak, że dają świetne rozwiązania, tyle że potem władza jakby nie umie ich wdrożyć. Zostaje więc uczestnikom rozczarowanie – a nie radość ze sprawstwa i satysfakcja z działalności publicznej.

Jeśli chodzi o to pierwsze narzędzie, czyli budżety obywatelskie, to ćwiczymy je w Łodzi od 12 lat. Teraz mamy 13. edycję. Mieszkańcy to znają i cenią.

Kiedy pojawił się postulat ekobudżetu, okazało się jednak, że prawnie nie można wydzielić z budżetu obywatelskiego specjalnej kwoty na zieleń. Więc musieliśmy znaleźć na to osobne finansowanie i sposób, by zgłoszone pomysły naprawdę dało się zrealizować.

To znaczy, że nie musieliśmy się ograniczać do zasad budżetu obywatelskiego. Że możemy zastosować więcej rozwiązań. Na ekobudżet dostaliśmy z miejskiego budżetu milion złotych.

Przeczytaj także:

Tak się sadzi drzewa

To mnie właśnie zaciekawiło. Że przy ekobudżecie użyliście na raz kilku narzędzi partycypacyjnych, które testowane są w Polsce w ostatnich latach.

  • Są KONSULTACJE pozwalające przetestować dany pomysł – ze świadomością, że zabierający głos nie muszą się na problemie znać.
  • Są BUDŻETY OBYWATELSKIE, w których ludzie głosują na zgłoszone pomysły.
  • I INICJATYWY LOKALNE, które mogą być wsparte z funduszy publicznych pod warunkiem, że sami obywatele coś do tego włożą – pieniądze czy własną pracę.
  • Są w końcu PANELE OBYWATELSKIE, drogie, ale precyzyjne, bo zaopatrujące uczestników w wiedzę.
  • Oraz NARADY, w ramach których uczestnicy zdobywają od ekspertów wiedzę, ale nie są dobierani w reprezentatywne grupy – narady wychwytują więc głos najbardziej zaangażowanych.

Każde z tych narzędzi może pomóc podjąć decyzję tak, by miała za sobą większość. Ale wybrać to jedno. Zrealizować to drugie. I właśnie problemy z realizacją odbierają obywatelski zapał.

Tak, połączenie kilku narzędzi partycypacyjnych, które znamy i ćwiczymy od lat, świetnie się przy ekobudżecie sprawdziło. Drzew nie sadzi się przez głosowanie. Trzeba to zaplanować, przedyskutować i – to najważniejsze – wzajemnie sobie zaufać.

Nasz proces rozpisany był na wiele etapów. Ludzie mogli się włączać na każdym z nich – ktoś przyszedł na konsultacje w sprawie ekobudżetu, kto inny zgłaszał do niego projekt i organizował poparcie mieszkańców, ktoś inny włącza się w warsztaty doprecyzowujące projekt.

Konsultacje

To po kolei.

Z budżetu obywatelskiego wzięliśmy prawo każdego do złożenia swojego pomysłu. Ale nie chcieliśmy, by w tym wypadku skończyło się na głosowaniu – po prostu jedno osiedle przegłosuje drugie osiedle i tym się to skończy.

Dołożyliśmy do tego konsultacje.

Czyli pytanie mieszkańców o zdanie. Cechą konsultacji jest to, że ich organizator nie jest związany zebranymi głosami. Może zrobić, co chce – byle jasno wyjaśnił uczestnikom, dlaczego tak postąpił. Istotą dobrych konsultacji jest jednak to, że informacja o nich powinna dotrzeć do wszystkich zainteresowanych.

Mieliśmy milion złotych i pomysł, by zainwestować go z mieszkańcami w łódzkie parki leśne. Określiliśmy też maksymalną wartość jednego projektu, a że mówimy o naturalnej zieleni, to było jasne, że to wszystko nie będzie super kosztowne. Z tym zwróciliśmy się do mieszkańców.

Inicjatywy lokalne

Ale jak do nich docieraliście? Może opowie Pani o tym, czym są w Łodzi „parki leśne”.

Przede wszystkim wokół każdego parku jest w Łodzi już społeczność.

To są pozostałości po nieużytkach albo miejsca, których przeznaczenie się zmieniło. Zajęła je naturalna roślinność. Mieszkańcy zabiegali, by nie zostały przekazane pod zabudowę. Miasto nadało im więc status „parków leśnych”. Ich liczba rośnie co roku, bo tego domagają się mieszkańcy.

Ludzi zainteresowanych tym, by te parki istniały, mieliście. Potrzebny był jednak lider, który może ich zmobilizować, to rzeczywiście można było wierzyć, że dalej się uda.

Pytaliśmy więc, czy autor pomysłu jest w stanie zaangażować sąsiadów – ale nie do głosowania. Do wspólnej pracy. Przyjmowaliśmy deklaracje „wkładu własnego”, zakładając, że są zgłaszane w dobrej wierze.

Dzięki takiemu postawieniu sprawy staraliśmy się obejść największy problem z aktywnością obywatelską.

Ona się w Polsce łatwo uruchamia przy sprawach wielkiej wagi. Przy codziennych jest z tym kłopot.

Tymczasem z zielenią jest tak, że nie wystarczy jej posadzić. Dbanie o nią kosztuje – środków w budżecie miejskim jest zawsze za mało. Włączenie się w to mieszkańców to wymarzony scenariusz.

Narady obywatelskie

Ale przecież o zieleń można się nieźle pokłócić. O zieleń, przyrodę, ekologię. Zaraz może się zacząć debata o Zielonym Ładzie?

Tyle, że decydując o swoim parku, nie trzeba mieć uformowanych poglądów na zmiany klimatu albo bioróżnorodność. To coś, co po prostu może być przyjemne. Nie każdy też ma jakąś działkę czy ogródek, więc zaangażowanie się w realizację takich zielonych projektów daje możliwość, wypoczynku, realizacji własnych marzeń. Na to bardzo liczymy.

Co innego, kiedy trzeba zdecydować: zieleń czy miejsca parkingowe. Ale takich dylematów w naszym ekobudżecie nie ma. Zresztą i w takiej sprawie można się porozumieć.

Po konsultacjach wszyscy, których to interesuje, wiedzieli, że mogą coś zrobić dla swoich parków. Zbieracie 15 projektów dotyczących 12 parków. Zgłasza się do tego 1100 osób. Nie za mało?

Wystarczająco, żeby to było zadanie mieszkańców, a nie pomysł, który „był dobry, ale oni, czyli urzędnicy go źle zrealizowali”. Nie jest tak, że od razu 600 czy 700 tysięcy osób musi się angażować w sadzenie drzew. Niektórzy mogą – bo mają takie prawo – oczekiwać, że skoro oddali głos na swoich reprezentantów, to oni powinni działać zgodnie z ich oczekiwaniami. Są też tacy, którzy chcą zabrać głos. I tacy, którzy chętnie się zaangażują.

To był zresztą dopiero początek drogi.

Sprawdziliśmy pomysły pod względem formalnym. Potem – merytorycznym.

Następnie zorganizowaliśmy spotkania warsztatowe, w których dopracowaliśmy pomysły mieszkańców. Razem z nimi i razem z ekspertami z Uniwersytetu Łódzkiego.

To jakby mininarady obywatelskie. A skąd eksperci?

Blisko współpracujemy z badaczami z Uniwersytetu Łódzkiego, bo oni zajmują się zarówno praktyką jak teorią partycypacji obywatelskiej. A poza tym Uniwersytet działa w sieci Europejskiego Uniwersytetu Miast Postindustrialnych (UNIC). Stamtąd płyną interesujące idee i pomysły.

Ludzie siedza przy stole. Za oknem mecz piłki noznej
Na Forum Praktyków Partycypacji – dyskusja nad raportem z badan Fundacji Pole Dialogu o tym, co Polacy myślą o dialogu i partycypacji. Fot. Wojtek Radwański / Fundacja Stocznia. W tle – trening piłkarski. Forum odbywało się na Sport Arenie w Łodzi

Coś z paneli obywatelskich

Eksperci byli więc z nami od początku. To oni prowadzili warsztaty w sprawie propozycji do ekobudżetu. W czasie tych narad doprecyzowaliśmy projekty i łączyliśmy je – by na 12 parków było 12 projektów.

Bo ktoś mógł proponować stworzenie ścieżki edukacyjnej, a inny – nowe nasadzenia w tym samym miejscu. I wtedy negocjowaliśmy, że może nie trzy ścieżki, tylko jedna, ale do tego zasadźmy krzewy, na których rośnie pokarm dla ptaków i owadów, żeby rzeczywiście te ścieżki też dobrze ilustrowały to, czego tematycznie dotyczyły.

Kolejnym etapem negocjowania pomysłów były spotkania w terenie. Szliśmy na miejsce i przegadywaliśmy szczegóły.

Czyli mieliście projekty, przeszły one pierwsze sito i szliście na miejsce, żeby sobie wyobrazić, jak to może wyglądać?

Wtedy mogliśmy porozmawiać o tym, że w danym miejscu nie da się posadzić i utrzymać róż, ale coś równie pięknego się przyjmie – i to doradza ekspertka. Że nie warto wśród drzew robić utwardzanej ścieżki, bo to drogie i niepotrzebne. Za to można postawić drewniane huśtawki, nie metalowe, żeby nie naruszały charakteru miejsca – i to mówi ekspert, nie urzędnik. Ktoś marzył o stawie albo jeziorze w danym miejscu i tego nie da się zrobić, to zastanawialiśmy się, jak w inny sposób zapewnić tam kontakt z wodą.

Deliberacja o różach

A co mówi człowiek, który chciał mieć róże i na miejscu dowiaduje się, że się nie da?

Jeżeli jest w towarzystwie innych, widzi ich reakcje i to, jak weryfikują swoje zdanie, przegada rzecz z ekspertem, to przynajmniej nie ma tego gorzkiego poczucia, że „urzędnicy zdecydowali inaczej”.

Taki pogłębiony dialog jest elementem paneli obywatelskich. Stąd wzięliśmy takie podejście.

Zespół opiniujący z zasadą jednomyślności

A na koniec odbyło się posiedzenie zespołu opiniującego. Złożonego z przedstawicieli mieszkańców, rad osiedli, organizacji pozarządowych, ekspertów i urzędników. To ten zespół podejmował ostateczne decyzje.

Mógł więc odrzucić pomysły?

Teoretycznie. Jednak po tym, co razem zrobiliśmy, to już nie wchodziło w grę. Poza tym przyjęliśmy zasadę, że decyzje o podziale pieniędzy muszą zapaść jednogłośnie.

Grupy obywatelskie, które w naszym mieście działają, naprawdę to miasto znają. Czasem zza biurka nie wszystko widać, więc postawiliśmy na taką otwartą naradę nad podziałem pieniędzy na zgłoszone i „wydyskutowane” projekty.

Żadnego przegłosowywania się?

Nie. Przejrzeliśmy wszystkie wnioski. Sprawdziliśmy, jak wyglądały wersje pierwotne, jak się zmieniły po warsztatach z mieszkańcami i po wizji lokalnej. Porównaliśmy to z listą priorytetów dla danego obszaru miasta. Dyskutowaliśmy, co ze zgłoszonych elementów jest najważniejsze i co spotkało się z największym pozytywnym zainteresowaniem mieszkańców na warsztatach.

A potem rozmawialiśmy, jak podzielić pieniądze. I udało się. Duży teren Parku Wyścigi, za którym opowiedziało się kilkaset osób, dostał maksymalne wsparcie 300 tys. zł. Kolejne stopniowo coraz mniej, ale każdy coś dostał. I jest to sensowny podział, bo nasze „parki leśne” różnią się stopniem zagospodarowania i wyzwaniami. Bez dokładnego sprawdzenia na miejscu taki podział funduszy nie byłby możliwy.

Będziecie sadzić dopiero jesienią. Czyli w zasadzie jesteście w lesie.

Nasze doświadczenie z inicjatyw lokalnych podpowiada, że mieszkańcy przyjdą. Bo praca społeczna przy sadzeniu, kopaniu, wyznaczaniu miejsc, gdzie mają być rośliny, bardzo się sprawdza. Ludzie to wiedzą. Wielu mieszkańców ma też rozległą wiedzę przyrodniczą i historyczną o naszym mieście. Chętnie włożą wysiłek w animowanie tych miejsc, w opowiadanie innym mieszkańcom o znaczeniu parków leśnych i roślin, które tam rosną, dla bioróżnorodności, dla klimatu, ale też w kontekście historycznym.

Sadzenie róż po 35 latach

Wymyślenie, jak zajmować się zielenią, zajęło samorządowi 35 lat. Bo chodzi o to, jak nimi zajmować się wspólnie – wtedy będą lepiej rosły. Na Forum Praktyków Partycypacji Pani prezentacji słuchali urzędnicy samorządowi z innych miast, dopytywali o szczegóły – bo to pomysł nowy i do sprawdzenia u siebie.

W ciemnym wnetrzu konieta pokazuje slajd o ekobudżecie
Prezentacja Agaty Burlińskiej na Forum Praktyków Partycypacji. Fot. Wojtek Radwański / Fundacja Stocznia

Jak Pani widzi, to skomplikowany proces. Chodzi o włączenie w to chęci, wiedzy i doświadczenia. Czyli tego, co ma samorząd Łodzi – jej mieszkańcy, rady osiedli, organizacje pozarządowe, łódzcy naukowcy, radni i my urzędnicy.

Teraz uczymy się, jak korzystać z wkładu Łodzian. Oni chcą od siebie coś dać, ale robią to nie z czystego altruizmu. Chcą z nami pracować, żeby im się żyło lepiej. I to jest sensowny układ.

I samorząd?

Tak. To jest samorząd.

;
Na zdjęciu Agnieszka Jędrzejczyk
Agnieszka Jędrzejczyk

Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)

Komentarze