0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Wladyslaw Czulak / Agencja Wyborcza.plFot. Wladyslaw Czula...

„Od kilku lat do BRPO wpływają skargi obywateli i organizacji społecznych będących właścicielami nieruchomości w obrębie obwodów łowieckich” – czytamy w komunikacie Rzecznika Praw Obywatelskich Marcina Wiącka. Chodzi o zasady ustalania obwodów łowieckich i trudności z zakazywaniem polowań na swoim terenie. Wiącek dodaje, że przepisy prawa łowieckiego „nie gwarantują właścicielom nieruchomości odpowiedniej ochrony ich praw – co w opinii Rzecznika Praw Obywatelskich narusza art. 64 Konstytucji RP”.

O co chodzi? I jak na zarzuty RPO odpowiadają myśliwi?

Obwody łowieckie – czyli co?

Wyjaśnijmy na początku, czym są obwody łowieckie. Ich definicję określa ustawa Prawo łowieckie, a dokładnie jego piąty rozdział: „Obwód łowiecki stanowi obszar gruntów o ciągłej powierzchni, zamkniętej jego granicami, nie mniejszy niż trzy tysiące hektarów, na którego obszarze istnieją warunki do prowadzenia łowiectwa”. W ustawie czytamy, że decyzją ministra środowiska obwód może być mniejszy – w szczególnych, uzasadnionych przypadkach. Obwodów nie ustala się w parkach narodowych i rezerwatach. Nie obejmują również miast – chyba że w granicach administracyjnych jest duży obszar polny lub leśny, na którym można dopuścić polowania.

Ta sama ustawa wskazuje, że obwody łowieckie wyznacza sejmik województwa „w drodze uchwały, stanowiącej akt prawa miejscowego”. Obwody łowieckie są wyznaczone w całej Polsce, na terenach leśnych i polnych – nie tylko państwowych, ale również prywatnych. I to właśnie o prywatne działki toczy się spór, który trwa od przynajmniej kilkunastu lat. Właściciele gruntów zauważają, że zakazanie myśliwym polowania na swoim terenie jest skomplikowane i utrudniane. Na to również zwrócił uwagę RPO – ale o jego zarzutach za chwilę.

Najpierw przyjrzyjmy się, jakie zmiany zachodziły w procedurze ustalania obwodów.

Wyrok TK wprowadził zmiany, ale to za mało

Procedura została nieco zmieniona po wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2014 roku.

TK orzekł, że przepis, który pozwala na ustalanie obwodów łowieckich, jest niekonstytucyjny. „Nie dawał możliwości właścicielom prywatnych terenów, żeby zgłosić sprzeciw wobec tego, że ich tereny są obejmowane obwodem” – wyjaśniał w OKO.press Krzysztof Wychowałek z Ośrodka Działań Ekologicznych „Źródła”. Dzięki wyrokowi TK pojawiła się możliwość zaskarżania aktów miejscowych. Krzysztof Wychowałek opowiadał: „Nasze stowarzyszenie ma las, który był objęty obwodem łowieckim. Dlatego jako jedni z pierwszych w Polsce złożyliśmy skargę na akt miejscowy do sądu administracyjnego i sąd ją uznał”. Zapadło 150 takich wyroków.

Przeczytaj także:

W 2018 roku Sejm uchwalił nowelizację prawa łowieckiego. Zapisano w niej, że właściciele mogą zgłaszać uwagi podczas uchwalania nowych obwodów. I choć brzmi to jak rozwiązanie problemu, w rzeczywistości wcale go nie rozwiązało.

"Kiedy sejmik wojewódzki zajmuje się uchwalaniem nowych obwodów, właściciele mają 20 dni na zgłaszanie uwag. To małe okienko czasowe, a informacja o nim pojawia się jedynie na BIP-ie sejmiku województwa, nikt z właścicieli nie uprzedza. W 2020 roku zgłoszono w całej Polsce ponad 500 takich uwag. Żadna z nich nie została uwzględniona” – mówił nam Krzysztof Wychowałek.

Ustawa określa, że projekt nowych obwodów musi pojawić się na stronie internetowej urzędu marszałkowskiego – nie wzięto jednak pod uwagę tego, że są to portale rzadko odwiedzane przez mieszkańców. Nie wszyscy właściciele gruntów muszą również korzystać z internetu.

Jak zakazać polowań?

Po ustaleniu obwodów koła łowieckie mogą je dzierżawić. Dzierżawa obowiązuje przez minimum 10 lat.

Właściciele gruntów, jeśli nie zdążą zgłosić swoich uwag podczas krótkich konsultacji, tracą na lata możliwość wyłączenia swojej działki z polowań. Jeśli więc kupimy albo odziedziczymy działkę już po ustaleniu obwodów, nie mamy prawa głosu.

Jest jeszcze jeden haczyk, który mógł zadziałać na korzyść właścicieli gruntów – wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu w sprawie ustalania obwodów łowieckich. Dzięki niemu właściciele dostali możliwość zakazania polowań na swoim terenie (instrukcję, jak to zrobić opracował Ośrodek Edukacji Ekologicznej „Źródła”).

Jednak – znowu – polskie przepisy zostały tak skonstruowane, żeby złożenie oświadczenia o zakazie polowania było jak najbardziej zniechęcające i utrudnione. Problemów jest kilka:

  • jeśli złożymy takie oświadczenie, nie przysługują nam odszkodowania za szkody rolnicze;
  • oświadczenie trzeba złożyć przed starostą osobiście. Jeśli więc mamy działkę na drugim końcu Polski, musimy wybrać się do właściwego starostwa. Nie ma możliwości załatwić tej sprawy przez EPUAP;
  • oświadczenie może złożyć wyłącznie osoba fizyczna, więc jeśli grunt należy np. do fundacji, zakazu polowań na tym terenie wydać nie można;
  • to, że złożymy oświadczenie, nie oznacza wyłączenia terenu z obwodu łowieckiego. Myśliwi mają zakaz polowania, ale nadal mogą wchodzić na nieruchomość i np. wysypywać paszę dla zwierząt.

Do 2021 roku złożono 1041 takich oświadczeń. Nowsze dane nie są dostępne.

Obwody łowieckie pod lupą RPO

Na te wszystkie problemy zwraca uwagę RPO, który w swoim komunikacie pisze: „Działalność myśliwych ma znaczenie dla zapewnienia odpowiedniej gospodarki łowieckiej i zbalansowania ochrony środowiska. Powinna ona jednak uwzględniać prawa właścicieli nieruchomości, na których prowadzone są polowania”.

Dodatkowo wskazuje, że:

  • projekt planu miejscowego przygotowuje marszałek województwa z zespołem złożonym z przedstawicieli różnych władz – nie ma w tym zespole jednak właścicieli gruntów;
  • decyzje organów województwa rozpatrujących uwagi właścicieli w trakcie wyznaczania obwodów łowieckich nie podlegają kontroli sądowej. „W praktyce więc uwagi właścicieli lub dzierżawców gruntów są uwzględniane niezwykle rzadko” – zauważa Wiącek;
  • włączenie gruntu do obwodu łowieckiego utrudnia korzystanie z niego i obniża jego wartość;
  • myśliwi nie muszą zgłaszać polowania indywidualnego, więc pojawiają się na terenie zupełnie niezapowiedzianie, o każdej porze dnia. „Z kolei, jak pokazuje praktyka, sprzeciw wobec polowania zbiorowego jest z reguły nieefektywnym środkiem odwoławczym” – dodaje RPO.

Marcin Wiącek zaapelował do ministry klimatu Pauliny Hennig-Kloski o zmianę prawa łowieckiego. Jego zdaniem powinno uwzględniać również interes i prawa właścicieli terenów.

PZŁ odpowiada

Polski Związek Łowiecki (PZŁ) zdążył już przeanalizować uwagi RPO i szczegółowo na nie odpowiedzieć. Myśliwi nie zgadzają się na żadne zmiany, a zastrzeżenia Marcina Wiącka uważają za nietrafione i nieprawdziwe. Kiedy RPO pisze więc, że „Uprawnienia właścicieli do udziału w procedurze tworzenia obwodów mają charakter iluzoryczny, bo uznaniowa decyzja marszałka województwa lub sejmiku nie podlega kontroli sądowej”, myśliwi odpowiadają, że „nowelizacja ustawy prawo łowieckie dokonana w wyniku wyroku Trybunału Konstytucyjnego (...) zapewnia pełną i właściwą ochronę prawa własności właścicieli nieruchomości objętych obwodami łowieckimi oraz nie ma charakteru iluzorycznego”.

W odpowiedzi PZŁ czytamy także, że uwagi, jakie właściciele mogą zgłaszać do planów miejscowych, są rozpatrywane „dwuinstancyjnie”. Najpierw przez marszałka, później, w razie potrzeby, przez sejmik. Myśliwi nie odnoszą się już do tego, że w praktyce uwagi nie są brane pod uwagę przy wydawaniu decyzji ani do tego, że nikt nie informuje właścicieli o pracach nad wyznaczaniem obwodów.

Obwody łowieckie jak parki krajobrazowe?

Co więcej, myśliwi porównują wyznaczanie obwodów łowieckich „do tworzenia miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego oraz parków krajobrazowych”, bo przecież one również nie wymagają zgody wszystkich właścicieli gruntów. Podkreślmy – zdaniem PZŁ strzelanie do zwierząt jest tak samo istotne, jak tworzenie planów zagospodarowania, więc powinno nadal podlegać pod te same zasady.

Dalej PZŁ pisze, że „Właściciel może również zapobiec włączeniu jego nieruchomości do obwodu łowieckiego grodząc ją (...) Jest to również wskazane ze względu na brak widocznych oznaczeń granic nieruchomości w terenie”.

Mówiąc prościej: jeśli ktoś ma swój las, ciągnący się przez długie hektary, powinien ogrodzić go płotem. Tak, żeby myśliwym łatwiej było ocenić, gdzie mogą polować, a gdzie nie.

Postawienie takiego płotu to jednak koszty dla właściciela, szczególnie jeśli teren jest duży. Po drugie, przecinane mogą być w ten sposób szlaki migracyjne zwierząt, które i tak już mają utrudnione wędrówki przez rozrastające się wsie i miasta. A po trzecie – właściciel może zwyczajnie nie mieć ochoty na grodzenie własnego terenu i ma do tego pełne prawo. Myśliwi zaś mają obowiązek analizowania mapy pod kątem tego, gdzie mogą polować, a gdzie nie.

Ekoterroryści i Wiącek lobbysta

PZŁ całkowicie odrzuca również uwagę RPO dotyczącą braku informacji o polowaniach indywidualnych. Powołuje się na ulubiony argument myśliwych – zagrożenie ze strony „ekoterrorystów”.

„Wprowadzenie obowiązku informowania o miejscu i czasie wykonywania polowania indywidualnego w obecnych uwarunkowaniach, gdzie działają radykalne ruchy antyłowieckie, które uciekają się do działań bezprawnych (celowe zakłócanie polowań, ekoterroryzm) naraziłoby bezpośrednio życie i zdrowie myśliwych, a także osób trzecich” – piszą. Dodają, że informowanie o polowaniu można porównać z informowaniem o tym „w którym miejscu i o jakim czasie policjanci pełnią służbę w terenie”.

Myśliwi przy okazji przypominają, że chcieliby polować w obecności dzieci, a prawo im tego zakazuje. Pod koniec swojej odpowiedzi sugerują, że Marcin Wiącek jest antyłowieckim lobbystą:

„Podsumowując, należy stwierdzić, że postulat wyłączania nieruchomości z obwodów przez właścicieli nieruchomości oraz informowania o polowaniach indywidualnych jest jednym z postulatów ruchów antyłowieckich i w tym kontekście należy rozpatrywać działanie Rzecznika Praw Obywatelskich (a nie jako próba obrony praw właścicieli nieruchomości)”.

Całe oświadczenie PZŁ można przeczytać TUTAJ.

Prace nad reformą łowiectwa

Ministerstwo Klimatu i Środowiska jeszcze nie odpowiedziało na pismo RPO, wiadomo jednak, że pracuje nad reformą łowiectwa. Powstał specjalny zespół, do którego zaproszono zarówno stronę społeczną, jak i myśliwych. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Zapisy dotyczące obwodów łowieckich również mają być tematem, którym zajmie się zespół – wnioskowała o to Koalicja Niech Żyją.

Myśliwi jednak zrezygnowali z udziału w obradach. Przed drugim spotkaniem ogłosili, że nie chcą rozmawiać o zmianach i demonstracyjnie wyszli z sali. Autorka OKO.press Regina Skibińska poprosiła prof. Dariusza Gwiazdowicza, myśliwego i członka zespołu, o komentarz. Zapytała, dlaczego uważa, że debata nie ma charakteru eksperckiego, nie jest transparentna ani prowadzona wysokim poziomie merytorycznym.

„Oboje wiemy, że OKO.press jest zainteresowane tylko negatywnymi tekstami o myśliwych, pisanymi pod tezę. Redakcji nie interesują ani fakty naukowe, ani istota problemu, która skrywa się głębiej niż to, co widać. Nie jestem więc w stanie Pani pomóc" – odpowiedział Gwiazdowicz.

Po buncie myśliwych wiceminister klimatu Mikołaj Dorożała napisał na Facebooku: „Zaproszenie dla Was jest cały czas aktualne. Ale praca zespołu będzie się odbywała nawet bez Waszej obecności. Jeśli ktoś myślał, że ta demonstracja storpeduje pracę zespołu, to się pomylił”.

;
Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze