Był synem boskiego ojca, urodzonym ze śmiertelnej matki. Umarł, a następnie powrócił do życia i wstąpił do nieba. Rytuały z nim związane obejmują spożywanie chleba i wina. Według niektórych przekazów zstąpił do świata podziemnego i wyszedł stamtąd zwycięsko. Kto taki? Dionizos
Dionizos był synem Semele i Zeusa, został zabity i pożarty przez Tytanów, a następnie – dzięki temu, że jego serce przechowała Atena – „poczęty” na nowo w tajemniczy sposób, gdy jego matka została trafiona piorunem przez „ojca bogów”. Dionizos, boskie dziecko, przechodzi przez śmierć, a następnie powraca do życia w nowej formie. Brzmi znajomo, prawda?
Osobom wychowanym w kulturze postchrześcijańskiej zapewne wydaje się normalne, że zmartwychwstanie Jezusa z Nazaretu (dla wierzących chrześcijan Chrystusa, czyli Bożego Pomazańca) opisuje się jako zjawisko wyjątkowe, a czasem nawet – jako fakt historyczny.
A przecież, o ile nikt nie zaprzecza historyczności postaci Jezusa, jego życiu oraz śmierci na krzyżu, to zbyt łatwo zdarza się nam zapomnieć, że Ewangelie nie są historycznie wiernym oddaniem faktów, lecz zapisem ustnych przekazów rządzących się swoimi prawami wiary i literatury.
Tymczasem współczesna teologia o zmartwychwstaniu Jezusa mówi, najkrócej rzecz ujmując, że jest ono faktem teologicznym, lecz nie historycznym, prawdą wiary, a nie wydarzeniem z dziejów.
W Polsce temat podjął ks. Eligiusz Piotrowski w ogromnym (liczącym ponad 800 stron) dziele Początki wiary w zmartwychwstanie Jezusa. Autor wyraża przekonanie, że dla chrześcijan ważne jest, iż do wiary w zmartwychwstanie Jezusa w „ciele chwalebnym” (czyli odmienionym w stosunku do tego, w którym żył) nie jest konieczne jego fizyczne zmartwychwstanie.
Nie będzie więc przeszkodą dla wiary nawet to, że literacka opowieść o pustym grobie czy fizycznych spotkaniach ze zmartwychwstałym Jezusem nie odpowiada, wedle starannej analizy autora, faktom historycznym. Oddaje jednak przemianę, jaka nastąpiła w uczniach Jezusa, którzy – z początku przestraszeni – uznali, że śmierć nie może być końcem ich relacji z Nauczycielem.
W ten sposób historia zatacza koło. Wczesnochrześcijańscy pisarze i propagatorzy wiary zwani Ojcami Kościoła usiłowali pokazać zmartwychwstanie Chrystusa jako fakt jednocześnie absolutnie wyjątkowy i możliwy do pojęcia dla swoich współczesnych, bliskowschodnich, greckich czy też rzymskich politeistów, wskazując na znanych im bogów, którzy rzekomo zmarli i powrócili do życia.
Podkreślali jednak, że oni, w przeciwieństwie do pogan, głoszą wydarzenie zupełnie inne, bo po pierwsze – prawdziwe, a po drugie – ostateczne, a zatem niewymagające powtarzania. Justyn Męczennik pisze w „Apologii” (I Apol. 21-22): „Szatan, usłyszawszy zapowiedzi proroków o Chrystusie, próbował naśladować je w pogańskich mitach: dlatego synowie Zeusa przedstawiani są jako bogowie, których śmierć i odrodzenie są opowiadane przez poetów”.
Z kolei Klemens Aleksandryjski (II w. n.e.) w „Protreptyku (Przestrodze do Hellenów)” pisze: „Wy opłakujecie Adonisa, wy opłakujecie Ozyrysa, wy obchodzicie tajemnice umarłych bogów – my czcimy tego, który zmartwychwstał i żyje na wieki”. Kontrastuje więc „umarłych bogów” z Jezusem, który zmartwychwstał – trwale oraz jeden raz, pokonując śmierć na zawsze, nie zaś cyklicznie.
Dziś rozmawiamy o „faktach wiary” – o Jezusie uznawanym za Syna Boga, który – jak już wiemy – fizycznie nie zmartwychwstał, a jednak zmartwychwstał dla swoich wyznawców.
Tu wypada zaznaczyć, że ani Jezus, ani nawet Dionizos nie był pierwszym synem dziewiczej Matki, który umarł, a po jakimś czasie (w wypadku Jezusa – dokładnie po trzech dniach) powrócił do życia.
Młody bóg wegetacji, cyklicznie umierający i odradzający się, znany był wielu religiom Bliskiego Wschodu. Gdy najstarsze znane ludzkości bóstwo, Bogini życia i śmierci, zaczęła być przedstawiana z młodym towarzyszem, był on pierwotnie jej kochankiem.
W Sumerze była to Inanna i Dummuzi, kulturze akadyjskiej – Isztar z Tammuzem, wśród Kanaanitów – Anat z Baalem. Ponieważ jednak kochanek bogini był młody, coraz częściej przedstawiany jako chłopiec, późniejsze wersje mitów zaczęły portretować go jako syna bogini.
W patriarchalnych kulturach miało to także podglebie polityczne – w starożytnym Egipcie Horus był synem, a zarazem kochankiem Hathor. Za synów Hathor byli także (jak pisze w książce „The Goddess and her Heros” Heide Göttner-Abendroth) uważani faraonowie – w ten sposób, dzięki utożsamieniu z Horusem, mieli w niej jednocześnie matkę i patronkę.
Pierwotna boginie nie potrzebowała zresztą męskiego towarzysza – ani do tego, by począć dziecko, ani by samodzielnie władać niebem, morzem i lądem oraz światem podziemi (w swojej potrójnej formie Dziewicy, Matki i Staruchy).
Greckie słowo „parthenos” nie oznacza dziewicy we współczesnym sensie braku seksualnego doświadczenia. Wręcz przeciwnie – parthenos jest kobietą seksualnie aktywną, lecz jednocześnie samodzielną i samowystarczalną, niezależną od mężczyzny. Kapłanka łącząca się z królem w akcie odbijającym hieros gamos („święte zaślubiny”) bogini z jej młodym kochankiem nie jest z nim złączona na stałe ani nie staje się jego żoną. Syn bogini jest za to młodym bogiem wegetacji – przechodzi przez cykl inicjacji (wiosną), świętych zaślubin (latem) i śmierci oraz odrodzenia (zimą).
Pierwszą osobą znaną nam z przekazów pisanych, która powraca z krainy śmierci, nie był jednak bóg, lecz bogini. W trzecim tysiącleciu przed naszą erą (około 2250 r. p.n.e.) Enheduanna, sumeryjska kapłanka i córka Sargona, króla miasta Ur, stworzyła cykl hymnów ku czci Inanny. Żali się w nich na swoje wygnanie ze świątyni i upadek, wychwala boginię, która na nią „spojrzała” i „zawróciła ją z drogi śmierci”:
„Ja, Enheduanna – zamknięta w ciemności, pozbawiona świętych pieśni, oddzielona od świątyni. Wiatr bólu spowił moje serce, jakbym została strącona w podziemia.
Ale Ty, Inanno – Ty spojrzałaś na mnie. Twoje światło mnie odnalazło. Zawróciłaś mnie z drogi śmierci”.
Osobiste doświadczenie Enheduanny (nota bene pierwszej znanej z imienia kobiecej autorki w historii) jest przejmujące i osobiste, a jednak pokazuje podobną drogę ogołocenia i powrotu z mrocznej rzeczywistości, jaką przeszła Inanna, wyruszając do świata podziemi, do królestwa jej siostry Ereszkigal.
W pełni mit „Zejście Inanny do świata podziemi” został spisany najprawdopodobniej ok. 1900-1800 p.n.e., czyli około 300-400 lat po śmierci Enheduanny, być może właśnie na podstawie jej hymnów i starszej tradycji ustnej. Enheduanna opisała przejmująco doświadczenie, które moglibyśmy za hiszpańskim mistykiem św. Janem od Krzyża nazwać „ciemną nocą duszy”.
Opowieść o wyprawie Inanny do zaświatów jest pierwszym znanym nam spisanym świadectwem wiary w możliwość powrotu zmarłych do życia we własnym ciele. Po przekroczeniu bram podziemnego świata odarta z insygniów swojej władzy oraz szat Inanna bowiem umiera, a jej ciało zostaje zawieszone na haku (fragmenty „Zejścia Inanny do podziemi” w tłumaczeniu Krystyny Sarzyńskiej (opublikowanego w antologii „Mity Sumeryjskie”, Wyd. Agade) przedstawiają to zdarzenie następująco:
„Ereszkigal spojrzała na nią, a było to spojrzenie śmierci, wypowiedziała przeciw niej jedno słowo, a było to słowo [...], dodała do tego krzyk potępienia. Kobieta (Inanna), osłabła, (padła trupem), jej blade ciało powieszono na haku”.
Tylko dzięki interwencji bogów, którzy zdołali stworzyć istoty ani żywe, ani martwe oraz pozbawione płci, ożywa i powraca na ziemię (mit ten opowiedziała na nowo w książce „Anna In w grobowcach świata” Olga Tokarczuk). Jest to najstarsza znana nam opowieść o powrocie ze śmierci do życia. Okazuje się jednak, że w sumeryjskim micie powrót do świata żywych nie jest możliwy bez zapłaty za pogwałcenie prawa zabraniającego zmarłym powracać na ziemię:
„Kiedy Inanna ze świata podziemnego wychodziła, zatrzymali ją sędziowie Anunna: „Któż, kto zstąpił do świata podziemnego, wyszedł zeń cało? Aby Inanna mogła wyjść ze świata podziemnego, musi czyjąś głowę zamiast swojej dać!”.
Wracamy tu do postaci młodego boga wegetacji, który cyklicznie umiera i się odradza – do podziemi bowiem za Inannę trafia jej kochanek, Dummuzi, młody pasterz, który zamiast opłakiwać Inannę podczas jej nieobecności, zajął jej tron:
„(G a l l a rzekły:) „My chcemy iść do wielkiej jabłoni stepu Kulaba, [tam chcemy po (twego zastępcę) iść” (…). (tam) Dummuzi siedział dumnie na tronie odziany w świąteczną szatę, demony g a l l a chwyciły (go) za uda, siedem demonów [...], inne (demony) rzuciły się na niego potrząsając głową, biły pasterza w twarz fujarkami i fletami.
(Inanna) spojrzała na niego, a było to spojrzenie śmierci, ona wymówiła przeciw niemu jedno słowo, a było to słowo wściekłe, dodała do tego krzyk potępienia. (Demony g a l l a rzekły:) „Jak długo jeszcze (mamy czekać), bierzmy go!” (Tak oto) czysta Inanna wydała pasterza Dummuzi w ich ręce”.
Coroczne obchody Świąt Wielkanocnych nie są odległe od cyklicznych świąt i misteriów związanych z kultem sezonowo ginących i odradzających się bóstw. Współcześnie znów łatwo jest dostrzec podobieństwa świąt chrześcijańskich do dawniejszych obrzędów i myśleć o chrześcijaństwie jako o kolejnej mitycznej opowieści, której siła i wpływ na porządkowanie ludzkiego myślenia o sensie życia i śmierci na naszych oczach się wyczerpuje.
Jeśli jednak nadal trwa, to być może właśnie dlatego, że opowiada historię niemal (i jest to ważne niemal) tak starą, jak sama ludzkość: oto ktoś umiera, pokonuje jednak śmierć i powraca w chwale, obiecując nowe życie i odrodzenie ludziom oraz przyrodzie.
Jest to opowieść szczęśliwa, żeby nie powiedzieć, radosna; zapewnia nas, że żyjemy i zarówno my, jak i otaczający nas świat przetrwaliśmy i będzie coraz lepiej. Do dziś wielkanocne imaginarium pełne jest symboliki nieprzystającej do raczej ponurego przekazu o męczeństwie Chrystusa i wzniosłości Jego zmartwychwstania: kurczaczków, bazi, zielonych gałązek, a nawet wyjątkowo frywolnych króliczków.
Mit o zejściu Inanny do świata podziemnego jest najstarszą znaną nam literacką opowieścią o zmartwychwstaniu, nie jest to jednak najstarszy ślad wierzeń w życie po śmierci. Archeolodzy udokumentowali takie wierzenia już w paleolicie, a co więcej, nie tylko wśród ludzi, lecz także neandertalczyków, którzy żyli od ok. 400 tys. do ok. 40 tys. lat temu w Europie i Azji.
W irackim Kurdystanie, w jaskini Shanidar archeolodzy (badaniami kierował Amerykanin Ralph Solecki) odkryli 10 neandertalskich pochówków. W jednym z grobów (tzw. Shanidar 4) znaleźli ślady pyłków kwiatowych wokół szkieletu – co zinterpretowano jako celowy, rytualny gest mogący świadczyć o wierze w odrodzenie po śmierci.
Również nasi przodkowie z gatunku homo sapiens wypracowali bogaty system wierzeń znajdujących odbicie w rytuałach pogrzebowych, a wskazujących jasno na wiarę w to, że śmierć nie była końcem egzystencji.
W latach 60. XX w. archeolodzy badający pochówki z epoki kamienia (najstarsza z epok prehistorycznych, dzieli się ją najczęściej na trzy podokresy – paleolit, mezolit i neolit; po niej wyróżniamy epoki brązu i żelaza) ze zdumieniem odkryli, że wejścia do grobowców, a czasem całe ich wnętrza były malowane na czerwono.
Często na grobowce wybierano naturalne rozpadliny lub jaskinie, do których wejście, znaczone na czerwono, było znacznie ciaśniejsze niż komora grobowa. Neolityczne groby bywały owalne „jak macica lub jajo. W czasach, gdy znano już ceramikę, zdarzały się natomiast pogrzeby w glinianych wazach w kształcie jaja, w których ciało układano w pozycji płodowej.
Innymi słowy, wszystko wskazuje na to, że dla naszych prapraprzodków „grób był macicą”, złożeniem martwego ciała z powrotem do łona Ziemi-Matki-Bogini, które da mu nowe życie. „Pochówek w macicy jest analogią do sadzenia nasiona w ziemi, a zatem naturalne było oczekiwanie, że nowe życie wyłoni się ze starego” – jak podsumowuje Marija Gimbutas, niestrudzona badaczka kultur Starej Europy.
Oczywiście odrodzenie nie jest dokładnie tym samym, co zmartwychwstanie. Odrodzenie oznacza zerwanie, zmartwychwstanie gwarantuje ciągłość: zmartwychwstaje ta sama osoba, to samo ciało, ta sama natura, podczas gdy odrodzenie oznacza, że ze starego powstanie coś nowego.
W okresie prehistorycznym ten rodzaj powracania do życia symbolizował wąż, w którym czczono nie tyle jego postać, ile zaklętą w nim energię, oddawaną w formie spirali, zygzaku lub węża podnoszącego się ze swoich splotów (w swoim podnoszeniu się i opadaniu wąż szczególnie kojarzył się z energią falliczną, a także z cyklami natury).
„Ta sama energia tkwi w spiralach, pnączach, rosnących drzewach, fallusach i stalagmitach – pisze Gimbutas – ale właśnie w wężach jest szczególnie skoncentrowana, a przez to najbardziej potężna. Wąż był czymś pierwotnym i tajemniczym, przychodził z wodnych głębin, w których zaczyna się życie. Jego okresowa odnowa poprzez zrzucenie starej skóry i hibernację uczyniła z niego symbol ciągłości życia i połączyła go z zaświatami”.
Wąż długo był nieodłącznym i świętym synem i towarzyszem Bogini (znaleziska archeologiczne wskazują, że kultury prehistoryczne czciły jedną Boginię – Matkę – Ziemię, ale nadawały jej wiele form. Znany antropolog Joseph Campbell ukuł nawet powiedzenie „Bogini o tysiącu imion“, analogicznie do tytułu jego znanej książki: Bohater o tysiącu twarzy).
Czasem wąż pojawiał się nawet jako część jej ciała, na przykład na Krecie, gdzie Bogini najpierw miała wężowe ręce – potem ten wizerunek ewoluował w stronę słynnego przedstawienia Bogini trzymającej węże nad głową
W bliższych nam czasach wąż coraz bardziej emancypował się jako partner Bogini i nabywał samodzielności jako męskie bóstwo lub jego aspekt. I tak, rzymskie bóstwa domowe penaty (te z powiedzonka o „larach i penatach“) były męskimi wężami. Wężową naturę mają niektóre męskie bóstwa słowiańskie.
Z kolei u Greków pojawia się wężowy aspekt Zeusa – Zeus Ktesios. W końcu zastępowanie Bogini męskoosobowym Bogiem krystalizuje się w micie, w którym Zeus, wstępnie pokonany przez wysłannika Gai (grecka personifikacja Bogini – Matki wszechrzeczy) – gigantycznego węża Tyfona – dzięki pomocy człowieka pokonuje go, odzyskuje siły (zmartwychwstaje) i w końcu grzebie ostatniego syna Gai pod górą Etną.
Demonizacja węża postępuje także w innych mitologiach. W biblijnej Księdze Rodzaju czytamy:
„Wtedy Pan Bóg rzekł do węża: «Ponieważ to uczyniłeś, bądź przeklęty wśród wszystkich zwierząt domowych i polnych; na brzuchu będziesz się czołgał i proch będziesz jadł po wszystkie dni twego istnienia. Wprowadzam nieprzyjaźń między ciebie i niewiastę, pomiędzy potomstwo twoje a potomstwo jej: ono zmiażdży ci głowę…“ (Rdz. 3, 14-15)
I wers ten interpretuje się jako pierwszą zapowiedź zmartwychwstania Chrystusa.
Ale zanim cała niecka Morza Śródziemnego, a potem cała Europa nawróciła się na chrześcijaństwo, kwestię zmartwychwstawania męskiego partnera Bogini ściśle wiązano z cyklicznym zmartwychwstawaniem przyrody – w niektórych przypadkach były to zresztą samodzielne, choć pomniejsze bóstwa wiązane z przyrodą.
Jak pisze Gimbutas: „Leśne duchy i bożki, umierający i samoodnawiający się bogowie roślinności znani z mitów epoki historycznej, mogą mieć swoich przodków głęboko w prehistorii. Pradawne cechy charakterystyczne i zachowania niektórych z mitycznych mężczyzn przemawiają na korzyść ciągłości owych form od czasów prehistorycznych do historycznych”.
Być może najbardziej znaną z takich form jest mężczyzna-jeleń, inaczej Rogaty Bóg, którego najwcześniejsze przedstawienia znajdujemy wśród paleolitycznych malunków naskalnych
Rogaty Bóg był panem zwierząt – bóstwa łączące kształty ludzkie i zwierzęce, mające wspierać ludzi w polowaniach i pomagać im układać współżycie z innymi przedstawicielami fauny znane są niemal we wszystkich kulturach zajmujących się polowaniem, od Syberii po rdzennych mieszkańców Ameryki Północnej.
Szamani i czarownicy znani byli z tego, że potrafili „wcielać się w zwierzęta”. W którym jednak momencie Rogaty Bóg stał się tożsamy z synem/partnerem Bogini i przez swoją zdolność do zmartwychwstawania został też skazany na śmierć? W końcu nie każdy, kto zmartwychwstaje, musi od razu umrzeć – syberyjscy szamani, a nawet kilku greckich herosów: Odyseusz, Orfeusz, dostawali się w zaświaty innymi sposobami.
Na pewno spotkanie tych dwóch wątków – boga-jelenia i cyklu śmierci-zmartwychwstania – nastąpiło na Wyspach Brytyjskich, gdzie celtycki bóg lasu Cernunnos ewoluował w jelenia będącego symbolem Chrystusa.
Jak to jednak z mitami bywa, czasami trudno uwolnić się od pewnego myślowego prototypu. Ten znajdujemy w słynnym studium Jamesa Frazera Złota gałąź, opublikowanym najpierw w 1890 roku, a następnie reedytowanym w coraz większych objętościach do roku 1915 (pierwsze wydanie miało dwa tomy; trzecie wydanie, datowane na lata 1906-1915, liczyło już 12 tomów).
Sir James George Frazer, szkocki arystokrata, podjął się porównania różnych światowych religii, które zachodnia archeologia i antropologia z zapałem wówczas odkrywały. Z naszego punktu widzenia najważniejszy jest jednak punkt wyjścia:
„Na północnym brzegu jeziora, tuż pod przepaścistą skałą, na której osiadła współczesna wioska Nemi, znajdował się święty gaj i sanktuarium Diany Nemorensis, czyli Diany Leśnej. Niekiedy zwano je również jeziorem i zagajnikiem Arycji. Lecz miasteczko Arycja (obecna La Riccia) znajdowało się o trzy mile dalej, u stóp Góry Albańskiej, a od jeziora, leżącego na zboczu góry w małym zagłębieniu w kształcie krateru, dzielił je bardzo pochyły stok.
W tym świętym zagajniku rosło drzewo, wokół którego można było dostrzec mroczną postać krążącą przez cały dzień i prawdopodobnie do późnej nocy. W ręce dzierżył ów człowiek nagi miecz i bez przerwy rozglądał się wokół, jak gdyby w każdej chwili mógł się spodziewać napaści wroga. Był to kapłan i morderca, wypatrujący tego, który go wcześniej lub później zamorduje i obejmie po nim urząd kapłański. Takie prawo obowiązywało w sanktuarium. Kandydat na kapłana nie miał wyboru. Aby objąć stanowisko, musiał zgładzić swego poprzednika, a urząd po nim piastował do chwili, gdy sam ginął z ręki następcy silniejszego i bardziej przemyślnego.
Ze stanowiskiem tak niepewnym związany był tytuł króla, ale z pewnością żadna inna koronowana głowa nie układała się do snu w większej niepewności i nie była nawiedzana przez koszmarniejsze sny…“.
Nie ma tu miejsca, by spierać się o sny monarchów. Dla nas ważne jest, że według Frazera ten dziwny rytuał musiał być ostatnią pozostałością prehistorycznej „pierwszej prymitywnej filozofii życia“, która rzutowała następnie i rozwijała się w rozmaitych wierzeniach religijnych i ludzkich instytucjach.
„Celem tej książki – przypomnijmy: studium w dwunastu tomach! – jest przedstawienie możliwie prawdopodobnego wyjaśnienia kapłaństwa w Nemi” – czytamy.
„Zabijanie boskiego króla”, aby dzięki przemocy zachować ciągłość sacrum i urzędu, okazało się potężnym myślowym „wirusem”, prototypem i soczewką do oglądania wielu rozmaitych zjawisk.
Targana głęboką mizoginią nowoczesność zachłysnęła się wizją bezlitosnej bogini skazującej swoich kochanków-kapłanów na rytualną śmierć – echa tej wizji znajdujemy w filmach przygodowych z lat 50. i 60., a nawet… w literaturze feministycznej, skupionej na „odzyskiwaniu” mocy kobiet, jak w bestsellerowych Mgłach Avalonu Marion Zimmer Bradley, feministycznym eposie zanurzonym w celtyckiej mitologii:
„Viviana na moment zamknęła oczy. – Jest taki młody. – Bogini zawsze wybiera najmłodszego i najsilniejszego mężczyznę, by prowadził jej wojowników – powiedział Taliesin. – Niech się tak stanie – odrzekła Viviana i skinęła głową“.
Korzenie naszego wyobrażenia o zmartwychwstaniu sięgają prehistorii i z pewnością nie ujmuje to duchowej mocy Zmartwychwstaniu Chrystusa, obchodzonemu w Wielkanoc.
Jednak warto też zauważyć, że wywyższenie zmartwychwstania jako najważniejszego motywu religijnego, jak zrobił to sir James Frazer, nie jest wcale oczywiste.
Ciągłość wyrażona i podkreślona w figurze zmartwychwstania nazywa się „zwycięstwem nad śmiercią“, ale archeologia pokazuje, że śmierć długo postrzegano raczej jako coś w rodzaju snu prowadzącego do ponownych narodzin.
Zwycięstwo nad śmiercią jest więc przede wszystkim przełamaniem cykliczności, zmianą paradygmatu w myśleniu o życiu, przejściem od cykliczności do wyjątkowości – szczególnego życia, którego nie można zatracić w cyklu ponownych narodzin.
Ten wymiar widać bardzo wyraźnie w tym, jak dzisiejsza popkultura radzi sobie z niechęcią wobec śmierci, jednocześnie coraz bardziej odchodząc od religijnego, duchowego wymiaru ofiary Chrystusa.
Taką zeświecczoną, zwulgaryzowaną figurą zmartwychwstania okazuje się wampir, umarły, który przezwyciężył śmierć (i żyje, gromadząc niewyobrażalne bogactwa).
Skądinąd niepohamowana potrzeba przezwyciężania śmiertelności rządzi zbiorową wyobraźnią na wszystkich poziomach: od badań nad kriogeniką po kremy odmładzające.
Kiedy spojrzy się na to wszystko z poziomu duchowości, nie sposób nie oprzeć się tęsknocie za pradawnymi czasami, kiedy cykliczność młodości-starości-śmierci-odrodzenia uwalniała nas od tej obsesji, a sama śmierć jawiła się jako przyjazna, macierzyńska postać.
Być może figura Chrystusa jako Baranka – bezbronnego, wyzbytego wojowniczości – jest dla nas tak pociągająca, gdyż niesie ze sobą także i takie myślenie: o śmierci jako początku życia.
Filozofka polityki, tłumaczka, działaczka feministyczna i publicystka. W latach 2012-2015 redaktorka naczelna portalu Lewica24.pl. Była doradczynią Klubu Parlamentarnego SLD ds. demokracji i przeciwdziałania dyskryminacji oraz członkinią Rady Polityczno-Programowej tej partii. Członkini obywatelskiego Komitetu Ustawodawczego Ratujmy Kobiety i Ratujmy Kobiety 2017, współorganizatorka Czarnych Protestów i Strajku Kobiet w Warszawie. Organizowała również akcję Stop Inwigilacji 2016, a także obywatelskie protesty pod Sejmem w grudniu 2016 i styczniu 2017 roku. Stale współpracuje z Gazetą Wyborczą i portalem Tygodnika Polityka, gdzie ma swój blog poświęcony demokracji pt. Grand Central.
Filozofka polityki, tłumaczka, działaczka feministyczna i publicystka. W latach 2012-2015 redaktorka naczelna portalu Lewica24.pl. Była doradczynią Klubu Parlamentarnego SLD ds. demokracji i przeciwdziałania dyskryminacji oraz członkinią Rady Polityczno-Programowej tej partii. Członkini obywatelskiego Komitetu Ustawodawczego Ratujmy Kobiety i Ratujmy Kobiety 2017, współorganizatorka Czarnych Protestów i Strajku Kobiet w Warszawie. Organizowała również akcję Stop Inwigilacji 2016, a także obywatelskie protesty pod Sejmem w grudniu 2016 i styczniu 2017 roku. Stale współpracuje z Gazetą Wyborczą i portalem Tygodnika Polityka, gdzie ma swój blog poświęcony demokracji pt. Grand Central.
Z wykształcenia językoznawczyni, studiowała polonistykę, psychologię i gender studies na UW i SWPS. Z zawodu konsultantka i trenerka umiejętności społecznych, coach kariery. Mieszka w lesie pod Warszawą
Z wykształcenia językoznawczyni, studiowała polonistykę, psychologię i gender studies na UW i SWPS. Z zawodu konsultantka i trenerka umiejętności społecznych, coach kariery. Mieszka w lesie pod Warszawą
Komentarze