0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Obraz w domenie publicznejObraz w domenie publ...

Ilustracja u góry: Fresk pokazujący nadanie władzy imperialnej papieżowi Sylwestrowi I (po lewej) przez cesarza Konstantyna I (po prawej). XIII wiek, bazylika Czterech Koronowanych Świętych, Rzym.

Kiedy w 2012 roku w Rzymie zorganizowano wystawę „Lux in Arcana”, pokazującą bezcenne dokumenty z Tajnego Archiwum Watykanu, wśród prezentowanych zbiorów znalazła się zabytkowa kopia tzw. Donacji Konstantyna.

Dokumentu rzekomo sporządzonego w roku 315 przez cesarza Konstantyna Wielkiego. Czytamy w nim o cudownym wyzdrowieniu imperatora z trądu, dzięki chrztowi udzielonemu przez papieża Sylwestra I, oraz przekazaniu Kościołowi hojnego daru od wdzięcznego władcy.

Tym darem było de facto podporządkowanie się cesarza papieżowi: przekazanie mu władzy nad zachodnią częścią Imperium (Rzymem, Italią i zachodnimi prowincjami) oraz potwierdzenie prymatu papieża nad wschodnimi patriarchami Konstantynopola, Jerozolimy, Aleksandrii i Antiochii.

Była to fałszywka, jednak Kościół przez wieki nie chciał tego przyznać.

Przeczytaj także:

Podkładka do układu z papieżem

Jak na tak ważny dokument, przez stulecia było o nim zaskakująco cicho. „Wypłynął” dopiero w 756 roku, po tym, jak władca Franków, Pepin Krótki, zawarł z papiestwem kluczowy układ.

Koronacja Pepina Krótkiego, średniowieczna miniatura

W zamian za namaszczenie na króla siebie i syna (przyszłego Karola Wielkiego), Pepin udzielił papiestwu pomocy w walce z Longobardami, a zdobyte ziemie weszły w skład nowo powstałego Państwa Kościelnego.

Kolejni papieże rządzili w nim jak świeccy monarchowie (aż do roku 1870 i zjednoczenia Włoch). Przy legalizacji tej donacji Pepina wyciągnięto z archiwów właśnie donację Konstantyna. Miała potwierdzić, że nie ma nic zdrożnego w świeckich rządach Ojca Świętego w Italii oraz w więcej niż bliskich relacjach papiestwa z wybranymi władcami.

Jeden z beneficjentów tych machlojek, Karol Wielki, został nie tylko królem Franków, lecz i cesarzem rzymskim (rok 800), a później błogosławionym Kościoła katolickiego.

Jednak prawie dwieście lat po jego cesarskiej koronacji w prawdziwość Donacji Konstantyna nie wierzył już inny cesarz. Władca szczególnie dobrze kojarzony w Polsce: Otton III, przyjaciel i sojusznik Bolesława Chrobrego.

Nie chciał potwierdzić postanowień tego dokumentu przed ówczesnym Ojcem Świętym Grzegorzem V. Cóż z tego, skoro kolejni papieże coraz częściej odwoływali się do zabytkowej fałszywki, by usankcjonować swoje ambicje.

Aczkolwiek były też głosy sprzeciwu – w XV wieku zaczęła krążyć opowieść o chórze aniołów wołających z niebios w dniu wydania Donacji Konstantyna: „Dziś trucizna została wstrzyknięta do Świętego Kościoła Bożego”.

Nie wystarczy wykryć fałszerstwo

„Oszustwo wykryto dopiero w 1440 roku. Wówczas to Lorenzo Valla wydał »Traktat o fałszerstwie rzekomej Donacji Konstantyna«, w którym wylicza po kolei historyczne anachronizmy dokumentu. Na przykład napisano w nim, że Bizancjum to prowincja, tymczasem w IV wieku było to zaledwie miasto; wspomniano o świątyniach w Rzymie, które wówczas nie istniały; a także o »Judei«, choć takie państwo także wówczas nie istniało.

Valla mógłby dodać, że Konstantyn nigdy nie chorował na trąd, a więc papież Sylwester nie mógł go wyleczyć z tej choroby”, pisze w książce „Nieznane archiwa mistyfikacji” historyk Alex Boese, specjalizujący się w dziejach fake newsów i fałszerstw.

Lorenzo Valla, ksiądz i historyk erudyta, miał w Rzymie potężnych wrogów. Za sprawą swoich kontrowersyjnych dzieł i poglądów w 1444 roku stanął nawet przed sądem inkwizycyjnym, ale przed więzieniem uchroniło go wsparcie króla Neapolu Alfonsa V Aragońskiego.

Watykan szedł zaś w zaparte. „Dokument ten przez stulecia wpływał na klerykalne myślenie o relacjach państwo-Kościół”, oceniono w informatorze do wystawy „Lux in Arcana”.

Dopiero w wieku XIX Watykan przyznał, że doszło do fałszerstwa. Zapewne wyszło w VIII wieku spod pióra jakiegoś utalentowanego mnicha działającego na zlecenie papiestwa.

Gigant, na którego można się powołać

Donacja Konstantyna nie miałaby takiej siły oddziaływania, gdyby nie hołubiona przez Kościół osoba samego cesarza. Jeszcze sto lat temu wiernym ukazywano go wręcz bezkrytycznie.

Na przykład śląscy pielgrzymi mogli przeczytać w „Pątniku rzymskim” (1913) wydanym na ich potrzeby: „W roku bieżącym obchodzimy zwycięstwo krzyża nad wszechświatową potęgą pogaństwa, która ze swej stolicy rzymskiej przez całe 300 lat chrześcijaństwo prześladowała i Kościół Chrystusa zniszczyć usiłowała. W dniu bowiem 28 października 312 roku zwyciężył cesarz Konstantyn Wielki, zachęcony zjawiskiem cudownego znaku na niebie, przy mulwijskim moście pod Rzymem, wroga swego i Kościoła, cesarza Maxencyusza i dał w lutym następnego roku przez ogłoszenie edyktu medyolańskiego chrześcijanom wolność wykonywania religii a Kościołowi upragniony spokój”.

Ikona Świętego Równego Apostołom cesarza Konstantyna w cerkwi w Piotrkowie Trybunalskim, XIX w.

Sam papież Pius X (co do którego przypuszcza się, notabene, że jego ojciec mógł być Polakiem ze Śląska) pisał w liście pasterskim: „Uroczystość Konstantynowska powinna, życzymy tego bardzo, dążności wszystkich katolików skierować na uzyskanie wolności dla Kościoła, aby się można spodziewać upragnionej zmiany na lepsze”.

Papiestwo, straciwszy Państwo Kościelne, będąc skonfliktowane z wieloma rządami i przytłoczone wyzwaniami nowoczesności, potrzebowało odwołać się do mocnego historycznego symbolu. Niestety, jest on z gruntu zafałszowany, niczym Donacja Konstantyna.

Kontrowersyjny znak zwycięstwa

Zacznijmy od „cudownego znak na niebie”, który Konstantyn miał zobaczyć przed decydującą bitwą z Maksencjuszem, rywalem do władzy nad Imperium.

Kronikarze wykazali się tu sporą inwencją. Mniejsza o charakter zjawiska – cudowny lub nie – ważniejsza była jego interpretacja. Najszerszej pisał o tym biskup Euzebiusz z Cezarei około roku 339, a więc ponad ćwierć wieku po bitwie, w hagiograficznym „Żywocie Konstantyna”.

Relacjonował, że szykując się do decydującej batalii władca „w godzinach dnia popołudniowych, gdy już słońce chyliło się ku zachodowi, na własne oczy widział na niebie krzyż świetlany, unoszący się ponad słońcem, z napisem: »W tym zwyciężaj«.

Widzenie to w zdumienie wprawiło jego samego i wszystkich żołnierzy, którzy szli za nim i na cud ten patrzyli. Tymczasem, jak sam opowiadał, niezupełnie jeszcze rozumiał, co by miało znaczyć owo zjawisko. Noc wreszcie zapadła, gdy jeszcze nad tym rozmyślał i wielce sprawę tę rozważał. Tedy we śnie pogrążonemu zjawił się Chrystus z tym samym znakiem, który widział na niebie, i rozkazał mu, ażeby uczynił znaki wojskowe podobne temu, który widział na niebie i nimi w potyczkach posługiwał się jako ochroną zbawienie niosącą”.

Także dużo wcześniej, około roku 314, chrześcijański teolog Laktancjusz pisał krótko, że przed bitwą przy Moście Mulwijskim Konstantyn miał wizję, w której polecono mu umieścić na tarczach żołnierzy znak Chrystusa. Chodziło o chryzmę lub krzyż monogramatyczny, bowiem Laktancjusz pisze: „uczynił to, co miał zlecone i na najwyższem zagięciu tarcz imię Chrystusa literą X w poprzek wypisuje”.

Chryzma, połączenie dwóch greckich liter Chi i Ro, najstarszy znak chrześcijaństwa. Tu umieszczony na sztandarze bojowym Konstantyna Wielkiego. Na wolnej licencji CC-AS 3.0

Wizji nie było?

Co jednak ciekawe Euzebiusz z Cezarei relacjonował te wydarzenia nie tylko w „Żywocie Konstantyna”, ale i wcześniej – niedługo po bitwie, w swojej „Historii kościelnej”. Tam jednak o żadnej wizji wodza nie wspomniał!

Tymczasem są jeszcze inne opisy bitwy. Na przykład pióra nieznanego autora niechrześcijańskiego, z 313 roku. Tam jest mowa jedynie o boskim natchnieniu i przychylności niebios dla cesarza: „Masz, zaiste, Konstantynie, tajne porozumienie z owym duchem boskim, który oddawszy pomniejszym bogom opiekę nad nami, ciebie jednego uznał za godnego komunikowania się z sobą”.

Zaś w roku 321 w tzw. panegiryku Nazariusza z pomocą przychodzi Konstantynowi nie Chrystus, lecz boskie zastępy pod wodzą ducha zmarłego ojca, cesarza Konstancjusza I Chlorusa: „Wszystkie w Galii usta powtarzały, że widziano wojska utrzymujące, że zesłali je bogowie... Żarzyły się w jakiś sposób błyszczące tarcze, pałało złowieszcze światło niebiańskich zbroi; w takiej bowiem postaci przybyli, by dać tobie świadectwo… Prowadził ich, sądzę, twój ojciec Konstancjusz, który zostawiwszy tobie godniejszemu tryumfy ziemskie, sam już ubóstwiony stanął na czele boskich zastępów”.

W blasku Niezwyciężonego Słońca

Można powiedzieć, ów „cudowny znak na niebie”, każdy interpretował, jak chciał. Znawca historii Rzymu prof. Adam Ziółkowski uważa, że te relacje wzajemnie sobie nie przeczą. Mogą wręcz dowodzić, że Konstantyn miał jakąś wizję kojarzącą się z chrześcijańską symboliką.

„Panegiryki Konstantyna – pierwsze oznaki walki, jaką elita pogańska przez ponad osiemdziesiąt lat miała toczyć z chrześcijańskim cesarstwem – nie przeczą tradycji o wizji, a nawet ją potwierdzają”, pisał prof. Ziółkowski w pracy „Wizja Konstantyna. Reinterpretacja” (1983).

Przeciwnicy tej reinterpretacji, widzą to odwrotnie: to chrześcijańscy teologowie „zawłaszczyli” wizję Konstantyna. Cokolwiek władca zobaczył przed bitwą, w owym okresie interesował się kultem Niezwyciężonego Słońca (Sol Invictus), nowego wcielenia Apolla. Tym mocniej, że wyznawał to bóstwo także jego ojciec. Możliwe więc, że swoje boskie wsparcie postrzegał Konstantyn w symbolu solarnym, w promieniach słonecznych, a nie w krzyżu chrześcijan, jak twierdzili Laktancjusz i Euzebiusz.

Relief Sol Invictus, II-III wiek naszej ery. Muzeum Galo-Romańskie, autor zdjęcia Mark Landon. Na wolnej licencji CA 4.0

Albo też władca mógł do tego podchodzić bardzo pragmatycznie. „Jest wielce prawdopodobne, że początkowo postrzegał Boga chrześcijan tak samo jak Apollina czy Sol Invictus – jako protektora, który obdarza łaską w zamian za okazywane przywiązanie. W każdym razie, na monetach Konstantyna aż do lat 320-321 widniał bóg Słońca” – pisze prof. Averil Cameron, wykładowczyni z Oksfordu, w książce „Późne cesarstwo rzymskie”.

Przede wszystkim polityka

Może więc Konstantyn po prostu zgrabnie używał religii w celach politycznych, gdyż – jak pisał w pracy „Pogaństwo i chrześcijaństwo w epoce niepokoju” filolog prof. Eric R. Dodds – „doskonale potrafił połączyć przesądną wiarę z praktyczną świadomością potrzeb administracyjnych”?

Pytanie bowiem, jak szczera była chrześcijańska wiara Konstantyna. Gdyby naprawdę uwierzył w Chrystusa, czy czekałby z chrztem aż do ostatnich chwil życia? A wcześniej – jako pontifex maximus, najwyższy rzymski kapłan – składałby hołdy pogańskim bóstwom?

To oczywiście mogą tłumaczyć realia władzy w Imperium. Konstantyn musiał brać pod uwagę, że wyznające politeizm elity są jeszcze silne i mogą się zbuntować, jeśli cesarz przyjmie chrzest i wiarę w jednego Boga.

Nie przypadkiem chrześcijaństwo zostało religią państwową w Rzymie dopiero w roku 380, za innych już rządów. Chrześcijanom musiał na razie wystarczyć edykt mediolański, zaprowadzający wolność wyznania w Cesarstwie. A także niewątpliwa sympatia władcy.

Jak piszą historycy, Konstantyn zaczął utożsamiać obronę chrześcijaństwa z dobrem Imperium. Nad domniemanym grobem św. Piotra postawił bazylikę, w której miejscu wyrosła po wiekach Bazylika św. Piotra na Watykanie.

Dał się nawet wciągnąć w wewnątrzkościelne spory doktrynalne, chcąc utrzymać jedność Kościoła. Jego matka, św. Helena, przyjęła chrzest, pielgrzymowała do Ziemi Świętej i poszukiwała śladów życia Jezusa – to jej przypisuje się odnalezienie relikwii Krzyża Pańskiego.

Jednak rodzina Konstantyna nie była taka święta. Bo czy gdyby cesarz chciał być przykładnym wyznawcą Jezusa, to kazałby zabić swojego pierworodnego syna i doprowadzić do śmierci drugą żonę?

Skandal z aborcją w tle

Pierworodnego z pierwszego małżeństwa – Kryspusa – postawił przed sądem. Cesarski syn i potencjalny spadkobierca tronu został skazany i stracony. Krążyły pogłoski, że miał romans z drugą żoną cesarza – Faustą. To mogło uzasadniać surowy wyrok.

Faustę z kolei znaleziono martwą w kąpieli, w przegrzanej łaźni. Z punktu widzenia racji stanu, to także byłaby zasłużona kara. Lecz jak miała się do tego chrześcijańska moralność?

„Pogańscy pisarze twierdzili później, że Konstantyn został chrześcijaninem tylko po to, by otrzymać przebaczenie za ten czyn, a cesarz Julian [Apostata] w satyrycznym utworze »Caesares« ukazuje go, jak biega po niebie, bezskutecznie szukając boga, który gotów byłby mu pomóc: tylko Jezus udzielił mu przebaczenia” – pisze prof. Cameron.

Niektórzy historycy zadają jednak pytanie: czy Fausta na pewno została zabita? A może zmarła, ponieważ była w ciąży z Kryspusem i próbowała dokonać aborcji, nie przeżyła jednak tego zabiegu?

„Wśród porad udzielanych kobietom w kwestii wywołania aborcji często pojawiają się wskazówki dotyczące wykorzystania gorących kąpieli”, pisał historyk starożytnego Rzymu David Woods, powołując się na prace popularnego antycznego medyka Soranusa, specjalizującego się w położnictwie i ginekologii.

Tako rzecze Konstantyn

Wszystko wskazuje na to, że Konstantynowi całe życie chodziło tylko o Imperium. A wspieranie chrześcijaństwa i dobre relacje z Kościołem były tylko ku temu metodą. Sam nie kierował się w swym postępowaniu naukami Jezusa.

„Można by sądzić, że chrześcijańska wiara Konstantyna znajdowała odzwierciedlenie w jego ustawodawstwie społecznym, ale i tu napotykamy trudności. Jeśliby miało to oznaczać złagodzenie kar i bardziej miłosierną postawę, stwierdzić trzeba, że obydwu tych elementów bez wątpienia zabrakło.

Ustawodawstwo Konstantyna w sprawach seksualnych cechuje się krańcową surowością i przywraca barbarzyńskie lub niezrozumiałe kary. Kobietom zezwalano na rozwód i zachowanie posagu tylko pod warunkiem, że mąż był mordercą, czarownikiem lub bezcześcicielem grobów; w przeciwnym razie kobieta traciła posag i za swój bezwstydny postępek była zsyłana na wyspę”, pisze Averil Cameron.

Panna młoda, która uciekła z domu razem z zalotnikiem, miała wraz z nim zostać stracona. Jeśli pomogła w ucieczce służąca, należało wlać jej do gardła roztopiony ołów. „Fakt, że dziewczyna mogła przystać na prośbę chłopca w zamian za formalną obietnicę małżeństwa, nie był w ogóle brany pod uwagę z racji swej bezzasadności związanej z płochością i niestałością płci niewieściej”, pisze prof. Peter Brown w książce „Ciało i społeczeństwo. Mężczyźni, kobiety i abstynencja seksualna we wczesnym chrześcijaństwie”.

Zaostrzenie surowości

Jak podkreśla badacz, zwrócenie się Konstantyna w stronę chrześcijaństwa spowodowało nieodwracalne zaostrzenie surowości klimatu publicznego. Nie do końca w duchu ewangelicznym, nawet papież Pius X raczej nie nazwałby tego „upragnioną zmianą na lepsze”.

Konstantyn zafundował bowiem imperium powrót do rygorystycznych męskich zasad dawnego Rzymu, w których nie było miejsca na eksponowanie praw kobiet. Zarazem dopuszczano przy tym seksualną eksploatację z czasów iście pogańskich.

„Jeszcze w VI wieku notable z Gerazy (Dżerasz w Jordanii) chełpili się swym tradycyjnym festiwalem wodnym, na którym gromady nagich dziewcząt popisywały się przed widownią złożoną z pospólstwa wówczas już w całości chrześcijańskiego; powiadano, że był to »nader rozkoszny spektakl«. Ciała takich kobiet właściwie się nie liczyły.

Jeśli żony oberżystów uznawano za wystarczająco szacowne, by mężowie mogli je oskarżać o cudzołóstwo z przelotnymi klientami, to w odniesieniu do szynkareczek rzecz miała się inaczej. »Od niewiast podpadających pod prawo należy oczekiwać czystości; bezpieczne jednak od surowości praw są owe dziewki, których życie tak bardzo nic nie jest warte, że praw przestrzegać nie muszą«. Oto publiczny głos Konstantyna, pierwszego cesarza chrześcijańskiego”, pisze Brown.

Długi cień cesarza

Jednak Konstantyn zniósł przy tym kary za bezżenność, nałożone jeszcze w czasach Oktawiana Augusta. To pozwoliło chrześcijanom wieść samotne i ascetyczne życie, umożliwiło też rozwój wspólnot monastycznych.

Kościół zyskiwał nowe formy organizacji oraz nowych sponsorów – arystokratki ślubujące dziewictwo i zapisujące instytucjom kościelnym swoje dobra. Imperium i Kościół mogły wiązać się coraz silniej. A nawet jeśli Rzym miałby paść pod ciosami najeźdźców, cesarz postawił po sobie nową stolicę na wschodzie: Konstantynopol.

Wschodnie cesarstwo, Bizancjum, polegnie dopiero w roku 1453, tysiąc lat po upadku cesarstwa zachodniego (476). Marzenia o restauracji imperium na Zachodzie będą powracać jeszcze przez całe wieki w różnej formie – czy to pod egidą Karolingów, Habsburgów, Bonapartych czy Hohenzollernów – wikłając w to instytucje kościelne i prowokując kolejne wojny.

W Kościele prawosławnym cesarz Konstantyn uznawany jest za świętego. Kościół rzymski na to się nie zdobył. Można byłoby wziąć to za przejaw uczciwości. Tym niemniej papiestwo przez wieki kłamało, podpierając się dokumentem rzekomo wydanym przez cesarza oraz przesadnie, wbrew faktom wychwalając jego postać.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;
Na zdjęciu Adam Węgłowski
Adam Węgłowski

Dziennikarz i autor książek. Był redaktorem naczelnym magazynu „Focus Historia”, zajmował się m.in. historycznymi śledztwami. Publikował artykuły m.in. w „Przekroju”, „Ciekawostkach historycznych” i „Tygodniku Powszechnym”. Autor kryminałów retro, powieści z dreszczykiem i książek popularyzujących historię.

Komentarze