0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Patryk Ogorzalek / Agencja GazetaPatryk Ogorzalek / A...

Polska opozycja - zarówno ta w Sejmie, jak aktywiści w samorządach, organizacjach społecznych, protestujący przedstawiciele wielu środowisk, jednym słowem cała ta Polska niechętna prawicowej władzy dziarsko zmierzającej w autorytarnym kierunku - nie mogła liczyć na lepszą okazję.

Tekst publikujemy w naszym cyklu „Widzę to tak” – od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik

Oto Jarosław Kaczyński z Mateuszem Morawieckim w tle, musieli 4 maja 2021 wygrać głosowanie nad Funduszem Odbudowy. Ani na rynku krajowym, ani europejskim, nie mogli sobie pozwolić na wstydliwą porażkę i stratę tak ogromnych pieniędzy (23 mld euro dotacji i 34 mld euro pożyczek, w płatnościach do końca 2026 roku). To ponad sześć razy więcej niż roczne 500 plus - mógł obracać w głowie Kaczyński.

Bruksela, którą PiS przy różnych okazjach chętnie przyrównuje do Moskwy, dawała tu szansę władzy na ratunek i poprawę notowań po kiepskim zarządzaniu epidemią i wciąż żywym w pamięci młodszych Polek (i Polaków) aborcyjnym okrucieństwie wyroku TK z 22 października 2020 roku.

Tymczasem Zbigniew Ziobro ze swoją Solidarną Polską zawziął się i odmawiał poparcia Funduszu. Co sprawiało, że PiS tracił większość. Mógł liczyć na opamiętanie Ziobry, albo marzyć o nieudolności opozycji.

Okazało się, że te pierwsze rachuby zawiodły - bo Ziobro mnożył kolejne, coraz bardziej bzdurne argumenty i naprawdę uwierzył, że szarża na Unię i odwołanie do najbardziej ciasnego narodowego katolicyzmu, pozwolą mu stanąć na nogi. W końcu Partia Prawdziwych Finów jest drugą siłą polityczną w sytej Finlandii. Czemu nie Solidarna Polska?

Za to marzenie Kaczyńskiego o głupiej opozycji się spełniło.

Czy opozycja mogła zrobić coś innego?

Wiem, że to co piszę jest naiwne, także w redakcji koledzy kiwają głową, że bujam w obłokach. Ale wolę zachować resztki naiwnej wiary, że prodemokratyczna Polska jest zdolna do kierowania się czymś innym niż interesem partyjnym.

Opozycja mogła sobie np. przypomnieć, że słowo polityka wywodzi się od polis, greckiego państwa-miasta i że według niektórych jej celem miało być dobro tego państwa.

Bezspornie polskie polis zyska na nawet najgorszym KPO i odrzucenie Funduszu Odbudowy przez opozycję nie wchodziło w grę. Ale sytuacja stwarzała okazję do gry w obronie polskich interesów.

Mianowicie można było stawiać władzy warunki. Opozycja ma za sobą blisko sześć lat życia ze skrajnie pragmatyczną, populistyczną i bezwzględną formacją oraz jej toksycznym liderem. Walka z nimi przypomina bójkę z cieniem, nie da się go dorwać, wymyka się, kluczy i oszukuje.

Ale teraz opozycja miała szansę złapać cień w sidła. Warunki sukcesu były dwa

  • Pierwszy warunek - współpraca.
  • Drugi warunek - współpraca.

Pierwsza współpraca - między sobą. Cztery partie siadają do rozmów...

...i uzgadniają, czego żądają od PiS. Warunki mogły być konkretne - w ramach KPO. Na przykład minimum 50 proc. środków do dyspozycji samorządów, w tym... I tu konkrety. Sondaż OKO.press wskazuje na całkowitą pewność wszystkich obywateli i obywatelek poza elektoratem PiS, i to nie całym, że samorządy lepiej potrafiłyby wydawać pieniądze Funduszu Odbudowy niż rząd. Pozwólcie, że raz jeszcze pokażę wam ten wykres:

Można było zażądać większych środków dla organizacji społecznych i w ogóle na cele bliskie ludziom - na edukację, która jest zawsze polityczną sierotą, na opiekę zdrowotną. Można było zażądać lepszego programu walki z zagrożeniem klimatycznym, także w miastach, o których PiS chętnie zapomina.

Można było też stawiać inne warunki. Zażądać minimum demokratycznego, w końcu PiS wycofywał się z kawałka tzw. reform sądowniczych pod presją TSUE. Zatrzymać falę represji za niezawisłość sędziowską, zatrzymać planowaną reformę sądownictwa. Zapewnić polskiemu polis wybór prawdziwego RPO zamiast jakiegoś nominata gotowego ośmieszyć urząd, który Adam Bodnar podniósł tak wysoko.

Może można było coś ugrać z mediami publicznymi? Z mediami w ogóle, może Kaczyński poświęciłby nawet Obajtka, choć "ma on coś takiego, co daje pan Bóg, a co trudno zdefiniować". Ale nawet Pan Bóg musiałby się posunąć, gdy w grę wchodzi 57 miliardów.

Może spróbować ograniczyć partyjne łupy w spółkach Skarbu Państwa, może odebrać przywileje dużym partiom w ordynacji wyborczej?

Fantazjuję? Może tak, może nie. Na pewno już się tego nie dowiemy.

Druga współpraca mogłaby być ze społeczeństwem obywatelskim...

...zwłaszcza, że tym razem niesamowicie wręcz stanęło na wysokości zadania.

Nie było po 1989 roku tak imponującej debaty, jak wysłuchania publiczne 22-30 marca, zorganizowane przez Fundację Stocznia i Ogólnopolską Federację Organizacji Pozarządowych. Docenił ich nawet ten rząd, grzecznie słuchając, choć zaraz potem - po swojemu - oszukał, zostawiając na konsultacje poprawionego KPO samorządom - dobę, a organizacjom społecznym nie wysyłając dokumentu wcale.

Społeczeństwo obywatelskie pokazało mądrość, doświadczenie i troskę o państwo. Przez 25 godzin głos zabrało 413 przedstawicieli i przedstawicielek samorządów, partnerów społecznych i gospodarczych, organizacji pozarządowych, ruchów społecznych oraz obywatelek i obywateli, którzy mieli coś do powiedzenia. Ta demokracja performatywna była zarazem zdyscyplinowana - ludzie trzymali się tematu, wypowiedzi były skondensowane, powstały stenogramy, którymi działacze obywatelscy próbowali zainteresować polityków opozycji.

Nie pofatygowali się. Dosłownie nikt z partyjnych

Koalicja Obywatelska - Obywatelska! - nie zainteresowała się.

Polskie Stronnictwo Ludowe - nieobecne.

Lewica - która odwołuje się do interesów szerokich grup, ale jest popierana głównie przez wielkomiejskie elity - nie pofatygowała się, choć poza SLD-0wskimi dostojnikami jest tam trochę do niedawna społecznych działaczy.

Nie jestem naiwnym młodzieniaszkiem (urodzony 1 stycznia 1953), ale długie życie uczy mnie, że czasem udają się rzeczy niemożliwe. Wspólna akcja partyjno-obywatelska mogłaby realnie poprawić KPO, mogłaby przypomnieć obywatelkom i obywatelom, że w polityce o coś chodzi, mogłaby dodać wigoru skapcaniałym postaciom opozycji.

Mogłaby odbudować zerwaną więź klasy politycznej z ludem/narodem/społeczeństwem, nazywajcie to jak chcecie.

Mogłaby wyrwać Polki i Polaków z marazmu, jaki nam grozi i na jaki liczy PiS. Bo największym sojusznikiem władzy jest społeczeństwo rozczarowane, zniechęcone, zmartwione, które mruczy pod nosem "Wszystko ch*j".

Mogłaby pokazać Unii Europejskiej, że władza PiS nie ma legitymizacji, OK, ma ograniczoną. Że poza modelowym wręcz naruszaniem art. 2 Traktatu o UE, ma polityczny kłopot, a to się w Brukseli liczy niestety bardziej niż wartości. Orbán może sobie robić co chce, ale jakie on ma poparcie - myślą eurokraci.

Wejście w poważne negocjacje z PiS, być może odrzucenie Funduszu Odbudowy w pierwszym głosowaniu, mogłoby też uruchomić lawinę polityczną, bo Porozumienie Gowina mogłoby poprzeć niektóre żądania.

Partyjki partyjne od Czarzastego do Hołowni

Politycy opozycji rozegrali swoje partyjki jak dzieci we mgle. Sojusz Lewicy Partyjnej (dawniej Demokratycznej) posunął się tak daleko, że - jak to ujął Włodzimierz Czarzasty - wspierał rząd w utrzymywaniu, że wysłany do Brukseli KPO jest ostateczny. Jak "pożyteczny idiota" chciał w ten sposób powiedzieć, że ustępstwa PiS wobec SLP (zamiast SLD), są spiżowym sukcesem jego formacji.

Przeczytaj także:

Takie wypowiedzi podcinają skrzydła organizacjom społecznym, które chcą walczyć o to, by ratować z KPO co się da, a jeśli Komisja Europejska kupi ten nieświeży towar na europejskim targu Realpolitik, to przynajmniej walczyć o to, by ustawa wdrożeniowa nie wycięła resztek kontroli nad wydawaniem mega kasy przez PiS.

Przykro też było patrzeć na mądrego przecież człowieka jakim jest Adrian Zandberg, który bronił tego, co Lewica zrobiła wspaniałego dla Polek i Polaków.

Koalicja Partyjna (dawniej Obywatelska) coś chyba chciała powiedzieć i coś chyba chciała zrobić, ale co i jak - kto to wie. Borys Budka wygłaszał płomienne mowy, za którymi nie szły czyny, Rafał Trzaskowski wsiadł na koń dopiero, gdy okazało się, jak rząd oszukał samorządy.

Polskie Stronnictwo Partyjne (dawniej Ludowe) uzurpowało sobie wpływ na wymuszenie powołania Komitetu Monitorującego, który ma kontrolować przyznawanie dotacji. Władysław Kosiniak-Kamysz jechał też po Lewicy i narzekał na KO. KO oskarżało Lewicę, Lewica ośmieszała KO.

I najśmieszniejsze jest to, że wszyscy mieli rację.

A i jeszcze ostatni bohater naszych czasów. Szymon Hołownia, który zawsze ma coś do powiedzenia i rzadko kiedy wypowiada się krócej niż 45 minut, teraz postanowił godnie milczeć.

Zadeklarował w ciemno, że popiera Fundusz i on - zawsze merytorycznie kompetentny (piszę bez ironii) - tym razem nie miał nic do powiedzenia. Zapewne uznał, że w interesie jego zwanej ruchem społecznym Partii 2050 (dawniej Polski 2050) będzie - jak to ujęła posłanka - odwołanie się do "racji stanu" i unikanie "gierek" politycznych. Może przewidział, że takie to będą gierki, co by dobrze świadczyło o jego inteligencji, ale źle o moralności polityka.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze