0:00
0:00

0:00

Ta wiadomość to znak, że na Węgrzech zbliżają się wybory parlamentarne, a sondaże wcale nie są tak korzystne, jak życzyłby sobie tego premier.

Orbán zabiega o czwartą kadencję. I po raz pierwszy od 10 lat ma z kim przegrać, gdyż opozycja depcze mu po piętach. Tymczasem kraj trapi ponad 7-procentowa inflacja, mocno odczuwalne są skutki pandemii.

Prezenty z okazji wyborów

Budapeszt zareagował na rosnącą inflację dużo wcześniej niż Warszawa. Węgierski bank centralny MNB zaczął podwyższać stopy procentowe już w 2020 roku, w październiku zeszłego roku rząd na trzy miesiące zamroził ceny paliw na stacjach benzynowych, a w grudniu Orbán powiedział, że raty kredytów mieszkaniowych zostaną utrzymane przez sześć miesięcy (a więc nieco dłużej niż do wyborów) na poziomie z października.

12 stycznia premier Węgier podjął kolejne decyzje mające wpływ na portfele obywateli: zarządził zamrożenie cen na cukier, mąkę, olej, mięso wieprzowe i drobiowe oraz mleko.

„Zdecydowaliśmy się interweniować" - mówił w nagraniu na Facebooku. „Oznacza to, że ceny tych sześciu produktów muszą wrócić do poziomu z 15 października ubiegłego roku. I będzie je można za tyle nabyć od 1 lutego”.

Przeczytaj także:

To nie koniec prezentów od władzy, pojawiających się cudownie nagle na kilka miesięcy przed wyborami. W mailu rozesłanym z początkiem roku węgierski rząd poinformował, że począwszy od 1 stycznia podstawowa płaca minimalna wzrośnie do 200 tys. forintów (2500 zł), a do 260 tys. forintów (3320 zł) w przypadku pracowników wykwalifikowanych. To o 20 proc. więcej w stosunku do poprzedniego minimum.

Rząd zapowiedział też podwyżki płac pracowników oświaty, kultury, służby zdrowia oraz mundurowych. Z 17 do 13 proc. zmniejszą się koszty zatrudnienia, co - jak twierdzi - pozwoli pracodawcom na podwyżki pensji. Zmniejszą się podatki od prowadzenia działalności gospodarczej. Co więcej, począwszy od stycznia nastąpi 5-procentowa rewaloryzacja emerytur, emeryci otrzymają w tym roku 13. emeryturę, a młodzi do 25 roku życia i zarabiający poniżej średniej krajowej nie będą musieli płacić podatku dochodowego.

Dodatkową pomoc otrzymają rodziny; wychowujący dzieci mogą liczyć na zwrot części podatku, wzrośnie bonus do książeczek oszczędnościowych na dzieci. Rząd zaznacza także, że utrzyma obowiązujące już wsparcie dla mieszkalnictwa, uruchamia ponadto program dofinansowania przydomowej fotowoltaiki.

“W 2022 roku będziemy kontynuować prace nad ograniczeniem epidemii poprzez program szczepień, a tymczasem kraj będzie funkcjonował i stawał się silniejszy. Naszym celem jest, aby wszyscy Węgrzy poczuli tę siłę we własnym życiu” - zaznaczył.

Folwark Węgry

Oprócz elekcji na Węgrzech w tym roku w UE odbywają się jeszcze wybory we Francji. Ale to te węgierskie niosą o wiele ważniejsze skutki dla regionu i świata, ich wynik bowiem zaważy na przyszłości budowanego i promowanego przez Orbána modelu państwa oraz zadecyduje o rosyjskich wpływach wewnątrz Unii Europejskiej.

W ciągu kilkunastu lat u władzy Orbán wybudował system, w którym podporządkował sobie nie tylko instytucje państwa, ale także uczelnie i media.

Wzorując się na Rosji spacyfikował finansowane ze źródeł zagranicznych organizacje pozarządowe, otwarcie - jak wcześniej Władimir Putin - nazywając je obcą agenturą.

System polityczny został przekonstruowany tak, że choć regularnie odbywają się wybory powszechne, wygrywa je zawsze rządząca partia Fidesz. Dzięki temu Viktor Orbán od kilkunastu lat sprawuje całkowitą kontrolę nad polityką i gospodarką. On sam nazywa to demokracją nieliberalną.

Bálint Magyar - węgierski socjolog i wykładowca Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego (CEU, który do 2019 roku miał siedzibę w Budapeszcie, lecz pod naciskiem władz musiał się przenieść do Wiednia) - nazywa system Orbána inaczej. Mówi, że współczesne Węgry to “postkomunistyczne państwo mafijne”, którym kieruje nie partia, lecz klan polityczno-gospodarczy, traktujący społeczeństwo jak własny folwark, choć utrzymujący pozory demokracji.

Według Magyara reżim Orbána stosuje nielegalne, biurokratyczne środki przymusu; najważniejsze dla tego systemu są korupcja i wybiórcze egzekwowanie prawa, bogactwo i kapitał trafiają zaś tylko do ludzi lojalnych wobec władzy.

“Organizacja przestępcza, zarówno prywatna jak i publiczna, ma trzy podstawowe potrzeby: [musi mieć] źródło finansowania, możliwość wyprania pieniędzy oraz zagwarantować bezkarność dla swych członków. To ostatnie wymaga neutralizacji organów ochrony prawa, co dla Orbána jest trudniejsze na szczeblu Unii Europejskiej, niż w kraju” - tłumaczy Magyar.

Socjolog wskazuje, że do ludzi Orbána trafia 90 proc. zysków z przetargów z udziałem środków UE, a dodatkowe pieniądze zapewniają inne reżimy autorytarne: Rosja, w postaci opiewającej na 10 mld euro pożyczki na rozbudowę elektrowni atomowej w Paksie, Chiny przez kredyt o wartości 3 mld dolarów na budowę kolei dużych prędkości z Budapesztu do Belgradu, czy Turcja za pośrednictwem kontraktów wojskowych.

Jedyną komplikacją jest system prawny UE. Ale Węgry nie przystąpiły do Urzędu Prokuratury Europejskiej (EPPO) - europejskiej instytucji antykorupcyjnej, badającej sposób wykorzystania funduszy wspólnotowych. A unijny mechanizm “pieniądze za praworządność” jeszcze nie obowiązuje.

Zmęczeni władzą

Zapowiedzianą przez premiera interwencje w ceny podstawowych artykułów żywnościowych węgierska opozycja uznała za dowód nieporadności rządu. “Zamiast odpowiedzialnej polityki gospodarczej, rząd zwalcza galopujące podwyżki regulowaniem cen” - oświadczyła na swej stronie internetowej. Kandydat opozycji na premiera Péter Márki-Zay jako rozwiązanie zaproponował obniżenie VAT-u, który dla większości towarów i usług wynosi na Węgrzech 27 proc.

Inflacja w kraju jest najwyższa od 14 lat. W listopadzie wyniosła 7,4 proc., najwięcej podrożały paliwa, alkohol i papierosy. Do tego dochodzi niska wartość węgierskiego forinta, który od dwóch lat traci na sile.

W listopadzie i grudniu forint zanotował najniższy poziom względem euro w historii, co wymusiło interwencję banku centralnego na rynkach walutowych.

Jedną z przyczyn pogłębiających się trudności gospodarczych jest COVID-19. Viktor Orbán już trzy razy ogłaszał zwycięstwo nad koronawirusem, ale to nie pomogło zatrzymać pandemii. W ciągu blisko dwóch lat z powodu choroby w 9,5-milionowych Węgrzech zmarło 40 083 ludzi, średnio tygodniowo notuje się 5,5 tysiąca nowych zachorowań. Według niezależnego portalu informacyjnego telex.hu w 2021 roku Węgry zarejestrowały największą lukę demograficzną od czasów drugiej wojny światowej; zmarło ponad 150 tysięcy ludzi, a populacja kraju spadła w sumie o około 60 tysięcy osób.

Dane rządowe mówią, że w pełni zaszczepione jest 62 proc. populacji, przy czym w obrocie jest aż dziewięć szczepionek, wśród nich rosyjski Sputnik i chiński Sinopharm. Cztery z nich, między nimi rosyjska i chińska, nie uzyskały jeszcze certyfikatu Europejskiej Agencji Leków.

Testowanie na Węgrzech należy do najdroższych w Europie, a Viktor Orbán powtarza, że ani maski, ani testy nie chronią przed chorobą. Władze niechętnie wprowadzają ostrzejsze restrykcje, Węgrzy też niechętnie się do nich stosują. Dopiero 20 listopada przywrócono obowiązek noszenia masek w przestrzeni zamkniętej, ale już 13 stycznia z siedmiu do pięciu dni skrócono obowiązkową kwarantannę w przypadku zetknięcia się z COVID-19.

Pandemia na pewno też wpływa na spadek poparcia dla rządu, jeszcze bardziej czuje się zmęczenie władzą. Decyzje, takie jak uderzenie w prestiżowy budapeszteński Uniwersytet Sztuk Teatralnych i Filmowych (SZFE), nie są już tak zrozumiałe dla obywateli, jak wcześniejsze wypędzenie z Węgier finansowanego przez George’a Sorosa (amerykańskiego filantropa węgierskiego pochodzenia) Uniwersytetu Środkowoeuropejskiego.

Dokładają się do tego liczne skandale obyczajowe i korupcyjne z udziałem wpływowych polityków Fideszu, które u Węgrów i zagranicą wzbudzają zarówno śmiech, jak i oburzenie stanem węgierskiej klasy politycznej.

W samym środku kampanii samorządowej w 2019 roku wyciekła sekstaśma z udziałem należącego do Fideszu i ubiegającego się o reelekcję prezydenta Győru, Zsolta Borkaia. W listopadzie 2020 roku prominentny węgierski europoseł József Szájer został złapany w Brukseli na gejowskiej orgii i zatrzymany przez policję, gdy po rynnie uciekał z nielegalnej imprezy.

Orgia z udziałem Szájera w przededniu szczytu UE pokrzyżowała plany Orbána dotyczące negocjacji budżetowych i dyplomacji klimatycznej. Szef węgierskiego rządu mógł tylko przystać na warunki narzucone przez unijną większość. Zdarzenie ukazało ponadto słabość przywódcy Węgier i utratę kontroli nad najbliższym otoczeniem politycznym.

Szájer nie tylko był najważniejszym politykiem Orbána w UE, ale przede wszystkim jego przyjacielem. Razem zakładali Fidesz, bliskie więzi łączyły ich rodziny. Cały skandal, jak i to, że z afery śmiał się cały świat, musiało Orbána mocno i osobiście dotknąć.

Jednak afery nie przyniosły refleksji. W grudniu 2021 roku wiceminister sprawiedliwości Pál Völner został oskarżony o przyjmowanie łapówek w zamian za ustawianie z szefem węgierskiej izby komorniczych nominacji na komorników. Völner co prawda zrezygnował z funkcji, ale nie przyznaje się do winy i wciąż chroni go immunitet poselski. Nazwisko Völnera pojawia się także w węgierskim wątku afery podsłuchowej z wykorzystywaniem izraelskiego systemu Pegasus.

Nierówny wyścig

Demokratyczna opozycja wykorzystuje sytuację. Od wyborów samorządowych jest na fali wznoszącej, udało jej się m.in. odbić fotel prezydenta Budapesztu. Do tego po latach rozbicia zebrała się w wielopartyjnym bloku Zjednoczeni dla Węgier (Egységben Magyarországért, EM), aby zyskać większe szanse w starciu z Fideszem w wyborach wyznaczonych przez prezydenta na 3 kwietnia.

Na czele antyorbanowskiej koalicji stanął Péter Márki-Zay, 49-letni konserwatywny burmistrz miasteczka Hódmezővásárhely, wyłoniony na lidera w ubiegłorocznych prawyborach. Zwolennicy opozycji uznali, że konserwatysta ma większe od liberała szanse w walce z Orbánem. Takie posunięcie wymusiło na partii rządzącej zmianę strategii kampanijnej, która koncentrowała się głównie na personalnych atakach na liberalnych przedstawicieli opozycji, a zwłaszcza prezydenta Budapesztu Gergelya Karácsonya i wiązaniu ich ze zdyskredytowanym przed laty socjalistycznym premierem Ferencem Gyurcsánym.

Kampania oczerniania wciąż trwa i brzmi jak zgrana, zdarta płyta; w całym kraju wiszą plakaty, na których za Karácsonyem i Márki-Zayem stoi dawny premier, a węgierski internet, w tym Youtube, zalewają klipy sugerujące, że opozycją tak naprawdę sterują socjaliści Gyurcsánya. Ale to - wraz z interwencją w gospodarkę - powoli przynosi efekty.

Podczas gdy jeszcze latem opozycja wybijała się na prowadzenie, ostatnie sondaże wskazują, że Fidesz odzyskuje zwolenników.

Sondaż przeprowadzony między 3 a 5 stycznia przez think-tank Nézőpont na reprezentatywnej próbie 1000 obywateli dawał partii Orbána 50 proc. poparcia, a opozycji 43 proc. Ale grudniowy sondaż ośrodka Republikon wskazywał jeszcze pierwszeństwo opozycji (48 do 43 proc.).

Na korzyść władzy działa przewaga medialna, gdyż informacje o skandalach ze względu na państwową kontrolę niemal wszystkich stacji radiowych, telewizyjnych i wydawców prasy, nie docierają do obywateli. Na pierwsze strony trafiają za to wiadomości o rządowej walce z inflacją i pandemią.

Koronawirus daje Orbánowi jeszcze jedną tajną broń: z powodu pandemii znów może wprowadzić stan wyjątkowy i w razie niekorzystnych sondaży przesunąć głosowanie.

;
Na zdjęciu Michał Zabłocki
Michał Zabłocki

Dziennikarz i aktywista klimatyczny, dawny wieloletni pracownik działu zagranicznego PAP, w tym korespondent w Moskwie (2006), Pradze i Bratysławie (2010-2012), były współpracownik zajmującego się Europą Środkową think-tanku Visegrad Insight. Autor książki “To nie jest raj. Szkice o współczesnych Czechach”. Od 2019 roku dzieli życie między Warszawę i Budapeszt.

Komentarze