Pakistan pogrąża się w najgłębszym w swojej historii kryzysie. Przyszłość 230–milionowego mocarstwa nuklearnego stoi pod znakiem zapytania. Nawet armia nie wie, jak ratować sytuację. Czy nadzieją stanie się były premier Imran Khan?
Na zdjęciu: były premier Pakistanu Imran Khan wychodzi po przesłuchaniu w Sądzie Najwyższym w Lahore, 17 marca 2023 roku.
15 marca 2023 roku w jednej z najbardziej prestiżowych dzielnic Lahore kłębią się tłumy. Królują zielono–czerwone barwy, a w roli akcesoriów – tanie (choć w okolicznych aptekach ich ceny już wzrosły) maski gazowe, kije, kamienie. W takim rynsztunku kilka tysięcy osób przez ostatnią dobę ścierało się z pakistańską policją, która pojawiła się w Zamone Park z jednym celem: aresztowania Imrana Khana, byłego premiera, supergwiazdy krykieta, i, dla wielu, ostatniej nadziei Pakistanu.
– Jesteśmy tu, by uratować Khana, uratować prawo, uratować Pakistan. Cały świat widzi, jak chronimy naszego lidera – mówi 65-letni Bibi Rafik, który pracuje w prywatnej firmie jako ochroniarz. 32-letni rolnik Saleh Mohammad, który do Lahore jechał aż 10 godzin z dystryktu Savabi w prowincji Chajber Pasztunchwa, zapewnia, że mimo brutalności służb porządkowych i ich bojowego ekwipunku, protestujący nie czuli strachu. – Rząd nie chce aresztować Khana, tylko go zabić. Ale uda im się to po naszym trupie – deklaruje.
– Każdy jest tu gotów oddać za niego życie.
Zapewne nie takich rezultatów oczekiwali obecni rządzący, gdy nocą 10 kwietnia 2022 roku przegłosowali wotum nieufności dla rządu Imrana Khana i jego Ruchu na Rzecz Sprawiedliwości Pakistanu (PTI). Jak twierdzi sam Khan, po przeszło czterech latach sprawowania urzędu wypadł z łask uważanej za wszechmocną armii, przez co stracił rządowych sojuszników. Władza wróciła w ręce Pakistańskiej Ligi Muzułmańskiej Nawaz (PML-N), a na czele gabinetu stanął Szehbaz Szarif, który natychmiast przeszedł do kolejnej fazy ofensywy przeciwko Khanowi.
Wszedł na drogę batalii sądowych, zarzucając byłego premiera i jego partię pozwami.
Łącznie przeciwko członkom PTI toczy się aż 145 spraw, jak poinformował OKO.Press prawnik Faisal Chaudhary. – Tylko w sądzie w Islamabadzie mamy około 30 spraw kryminalnych, w tym oskarżenia o terroryzm. Wiele innych dochodzeń prowadzi Federalna Agencja Śledcza, która zajmuje się m.in. praniem brudnych pieniędzy, znieważeniem komisji wyborczej i innymi. Muszę jednak zaznaczyć, że wszystkie te zarzuty są motywowane politycznie i mają na celu odsunięcie go (Imrana Khana – przyp. JG) i liderów partii od polityki – twierdzi Chaudhary.
To właśnie niestawianie się Khana na kolejnych rozprawach (były premier twierdził, że stawienie się w sądzie naraża go na niebezpieczeństwo) zdecydowało o wydaniu nakazu aresztowania. Jednak państwowa komisja wyborcza już w październiku ubiegłego roku zdecydowała, że Khan nie może ubiegać się o urząd państwowy. – Jego prawnicy próbują walczyć jednak z tą decyzją w sądzie.
– Sądzę, że liderzy cywilni i wojskowi próbują zbudować silne oskarżenie przeciwko Khanowi, tak, by upewnić się, że nie będzie mógł wystartować w wyborach, bo sąd nie będzie w stanie go podważyć. Widzieliśmy już różnych rządowych oficjeli oskarżających Khana o rozpoczynanie nagonki na szefa armii i opisujących członków jego partii jako zbirów związanych z bojownikami. To może być część sprawy przeciwko niemu – opartej na pobudkach politycznych, niefaktycznym stanie rzeczy. Bo gdyby odbyły się wolne i uczciwe wybory i Khan wziąłby w nich udział, toby wygrał.
Niestabilność polityczna nie jest dla Pakistańczyków niczym nowym. Od czasu uzyskania przez to państwo niepodległości w 1947 roku żadnemu premierowi nie udało się dotrwać do końca pięcioletniej kadencji. Khan cieszy się jednak niesłabnącą popularnością. Według sondażu Gallupa pozytywnie ocenia go aż 61 proc. ankietowanych, podczas gdy o obecnym premierze dobre zdanie ma jedynie 36 proc. respondentów.
Przeciwnicy oskarżają byłego premiera o hipokryzję. Choć polityk lubi prezentować się jako vox populi, sam nie wywodzi się z klasy ludowej. Nie należy wprawdzie do jednego z wpływowych pakistańskich klanów politycznych, jak Sharif czy Bhutto, ale urodził się w Lahore w typowej rodzinie z klasy średniej. Jego ojciec był wykształconym w Royal College of London inżynierem, a sam Khan edukację odebrał w Oksfordzie. Przede wszystkim był jednak gwiazdą i narodową chlubą Pakistańczyków – był kapitanem narodowej drużyny krykieta, gdy w 1996 po raz pierwszy, i póki co jedyny w historii, sięgnęła po najwyższe zwycięstwo w Pucharze Świata.
W młodości znany był jako sportowiec-playboy, który w towarzystwie supermodelek rozbija się po najmodniejszych londyńskich klubach. Rewelacje na temat jego małżeństw także rzadko schodziły z pierwszych stron gazet – pierwszą żoną Khana była brytyjska dziedziczka Jemima Goldsmith, bliska przyjaciółka księżnej Diany. Kolejne małżeństwo z brytyjsko–pakistańską dziennikarką Reham Khan, trwało zaledwie kilka miesięcy. W międzyczasie Khan dorobił się także dziecka spoza małżeńskiego łoża.
W ostatnich latach dawny playboy dokonał jednak istnej wizerunkowej wolty. W 2018 roku ożenił się ze swoją duchową przewodniczką, ultrakonserwatywną Buszrą Bibi, bodaj pierwszą pakistańską pierwszą damą, która publicznie pokazywała się w nikabie. Został religijnym konserwatystą, który zmagania swoich zwolenników z pakistańskim establishmentem określa mianem „dżihadu” i wzywa do dialogu z pakistańskimi talibami.
Szeroka krytyka dotknęła go także za seksistowską wypowiedź, w myśl której „jeśli kobieta ma na sobie niewiele ubrań, oczywiście, że będzie to oddziaływać na mężczyzn, chyba że są robotami”.
– Khan ma wiele problematycznych poglądów. Terroryzm jest poważnym problemem, ale mówimy o kraju, w którym większość mieszkańców walczy w tej chwili o przetrwanie. Wszystko inne zeszło na dalszy plan – tłumaczy Arifa Noor, dziennikarka i analityczka polityczna z Islamabadu. – Zamach zdarza się raz na jakiś czas. Nawet jeśli częściej niż kiedyś, to prawdziwym problemem jest inflacja, sięgająca na terenach wiejskich 50 proc. Zmagają się nią praktycznie wszyscy, w każdej minucie. Nawet ci, którzy należeli do klasy średniej, miewają problemy, żeby włożyć coś do garnka. W tych warunkach debata polityczna stała się bardzo czarno–biała.
Khan oparł swój polityczny wizerunek na obietnicach bezwzględnej walki z korupcją i układami, które gnębią pakistańską politykę.
– Na poparcie dla Khana zapracował szereg czynników. Po pierwsze, kiedy w społeczeństwie istnieją ogromne nierówności, są duże szanse, że ludzie wybiorą populistę. Szukają rozwiązań – mają poważne problemy gospodarcze, a „tradycyjni” politycy nie potrafią w tej chwili znaleźć rozwiązania – mówi Noor.
Zdaniem ekspertki na popularność byłego premiera ma wpływ fakt, że pakistańscy wyborcy są bardzo młodzi – ponad 40 proc. osób uprawnionych do wzięcia udziału w wyborach ma mniej niż 35 lat.
– Całe ich życie to rządy na zmianę PML–N lub Pakistańskiej Partii Ludowej (PPP). Khan jest więc na scenie politycznej jedynym outsiderem. Jeśli jesteś młodym wyborcą i uważasz, że sprawy w kraju nie idą w dobrym kierunku, a tradycyjni politycy zawodzą i nic się nie zmienia, zwracasz się ku jedynej osobie, która jest w pewnym sensie spoza systemu, nie jest mainstreamowym politykiem – mówi Noor. – Oczywiście, Khan jest też świetny w komunikacji. Wie, jak sprzedać proste rozwiązania, jak rozmawiać z młodym pokoleniem używając nowoczesnych środków, których inne partie nie rozumieją.
24–letni Adnan, mieszkaniec Lahore, odpowiedział na odezwę Khana i przybył pod jego rezydencję, by walczyć o „prawdziwą niepodległość”. – Chcemy, żeby decyzje były podejmowane przez mieszkańców Pakistanu, a nie za zamkniętymi drzwiami – tłumaczy. Zgadza się z nim Baba Rafik, który dodaje: – Inni politycy są złodziejami, są zupełnie skorumpowani i myślą tylko o tym, żeby napełnić swoje konta. Imran Khan jest uczciwym człowiekiem – stwierdza stanowczo.
Podobna frustracja przenika ze słów Saleha Mohammada. Z Savabi przyjechał on z grupą ponad 200 osób, które podobnie jak on wspierają PTI. – Imran Khan myśli o ludziach, a nie tylko o bogaceniu się, jak inni politycy – zżyma się. – Zapewnił nam ubezpieczenie zdrowotne. Wcześniej tylko bogaci mogli leczyć się w prywatnych szpitalach, a biednych nie stać było nawet na pójście do szpitala państwowego, bo tam też trzeba było płacić.
Zapewniająca powszechne ubezpieczenie zdrowotne karta Sehat była flagowym projektem rządu Khana. Program początkowo wdrożono w prowincji Chajber Pasztunchwa, by później rozszerzyć go na kilka innych, w tym najliczniejszy Pendżab.
– W Pakistanie poważniejsza choroba może wpędzić cię w ogromne długi.
Rząd, który mówi: możemy zapewnić wam opiekę zdrowotną, jeśli jesteście chorzy, użyjcie tej karty i wasze leczenie będzie opłacone, to jest duża rzecz – przypomina Noor.
Obok kryzysu politycznego, głównym problemem Pakistańczyków jest fatalny stan gospodarki. Inflacja sięgnęła historycznej wartości 35 proc., poszybowały ceny podstawowych produktów spożywczych, prądu i gazu, szaleje bezrobocie, a rezerwy walutowe kraju skurczyły się do zaledwie pięciu miliardów dolarów, co nie pozwala Pakistanowi nawet na odbiór importowanych towarów. Do tego dochodzą katastrofy naturalne. Bank Światowy oszacował, że na walkę ze skutkami zeszłorocznych tragicznych powodzi potrzeba co najmniej 16 miliardów dolarów.
Pakistan nie może też dojść do porozumienia z Międzynarodowym Funduszem Walutowym w kwestii kolejnej, już 23. pożyczki. Od listopada czeka na wypłatę transzy w wysokości 1,1 miliarda dolarów. MFW uważa, że Pakistan nie dość skuteczne wdraża gruntowne reformy, które są warunkiem udzielenia mu pomocy. – Pakistan cierpi na kryzys zaufania – mówi Yousuf Nazar, ekspert w dziedzinie ekonomii politycznej. – Od 1958 roku zaledwie kilkakrotnie zaimplementowaliśmy wszystkie wymagane reformy. Potrzebnych jest wiele strukturalnych zmian w zarządzaniu i gospodarce.
Tymczasem kryzys rodzi kolejne tragedie. Na początku kwietnia w Karaczi 13 osób zostało stratowanych przez setki ludzi tłoczących się podczas dystrybucji żywności. Wszystkie ofiary to kobiety i dzieci. Do śmierci dziewięciu innych osób doszło w marcu w prowincji Chajber Pasztunchwa, gdy w ramach zorganizowanej przez rząd akcji rozdawano mieszkańcom mąkę – towar, na który coraz więcej rodzin nie może sobie pozwolić.
– Nowemu rządowi zdecydowanie zabrakło szczęścia. Przejmował władzę dokładnie w chwili, w której Pakistan zaczynał odczuwać skutki zewnętrznych wstrząsów, jak wojna w Ukrainie, które nijak nie były jego winą. To doprowadziło do poważnych problemów gospodarczych, na które rząd nie umiał odpowiedzieć. Patrząc wstecz, PML–N wyszłoby o wiele lepiej na pozostaniu w opozycji. Wtedy Khan byłby tym, który musiałby mierzyć się z upadającą gospodarką – twierdzi Michael Kugelman, ekspert ds. Pakistanu i dyrektor programu Azja Południowa w waszyngtońskim Wilson Center.
Także Yousuf Nazar zwraca uwagę, że Khanowi udało się w dogodnym momencie opuścić tonący statek, przerzucając na obecny rząd wiele problemów, w których powstaniu miał swój udział.
– Khan jest beneficjentem obecnej sytuacji, rząd jest niepopularny przez złą sytuację gospodarczą.
Ale on też się w dużej mierze do niej przyczynił – to on naruszył warunki umowy z MFW, co doprowadziło do opóźnienia w jej realizacji, i był odpowiedzialny za pogorszenie relacji Pakistanu z Arabią Saudyjską i Chinami. To w sierpniu zeszłego roku zaczęły też maleć rezerwy obcej waluty. Ale ludzie tego nie dostrzegają – widzą, że dzisiaj jest inflacja i mówią okej, odpowiedzialny jest rząd. A nie jest to takie proste.
Popularności obecnemu rządowi nie przysporzyło także brutalne zachowanie policji w Lahore. – Używali gumowej amunicji i gazu wobec kobiet czy starszych osób. Niektóre z nas walczyły, inne udzielały pierwszej pomocy – zabierały rannych na bok, opatrywały, podawały leki, wodę czy jedzenie. Niektórzy, w tym kobiety, mieli naprawdę poważne obrażenia, niektórzy byli też poparzeni, ich ubrania były przyklejone do skóry – relacjonuje 47-letnia Rubina Szahin, jedna z grupy około 200 kobiet obecnych w Lahore podczas próby aresztowania.
– To bardzo zawstydzające i upokarzające dla Pakistanu, policyjna przemoc wobec obywateli. Jesteśmy nieuzbrojeni i nastawieni pokojowo. (Imran Khan – przyp. JG) na pewno pojedzie do sądu, kiedy będzie się czuł wystarczająco bezpiecznie. Nie chcemy go stracić, poza nim nie mamy już żadnej nadziei. Chcemy tylko zapewnienia mu bezpieczeństwa na drodze z sądu do domu.
32-letni Nadim Karim z południowego Pendżabu misję zapewnienia bezpieczeństwa Khanowi potraktował jako osobiste wyzwanie. Mężczyzna podróżuje za politykiem po całym kraju – czy to po rodzinnej prowincji, czy do odległego Islamabadu i innych miast. Był także na listopadowym wiecu Khana w Wazirabadzie, gdy były premier został postrzelony, co określił jako próbę zamachu.
– Jako wolontariusz zapewniam bezpieczeństwo – tłumaczy. – Pomagam na przykład odgrodzić konwój, opanować ruch na drodze. Pracowałem kiedyś w prywatnej firmie ochroniarskiej, ale to była praca dla pieniędzy. Teraz robię to, co robię, bo Khan to jedyny polityk, który chce w naszym kraju równego prawa, takiego samego dla biednych, jak i dla bogatych. Teraz jest tak, że jeśli biedny ukradnie jedną drobną rzecz, latami siedzi w więzieniu.
Bogaci kradną za to miliony rupii i uchodzi im to płazem – zżyma się.
Podróże z Khanem nie zostawiają Karimowi wystarczająco dużo czasu na pracę zarobkową, dlatego utrzymanie gospodarstwa domowego spada na jego rodzeństwo. – Mam czterech braci, wszyscy mieszkamy wspólnie z naszymi rodzinami. Dali mi pozwolenie, żebym nie pracował, bo oni też popierają Khana. Ja byłem pierwszy w rodzinie, ale teraz przekonałem do głosowania na niego aż 53 krewnych.
– Wiele osób, które wcześniej wcale nie uważało Khana za dobry materiał na lidera, teraz rozważa oddanie głosu na niego. Tylko dlatego, że nie jest częścią estabilishmentu, który ich zawodzi – zauważa Arifa Noor.
Niektórzy są zdania, że kryzys, w którym znalazł się Pakistan, wymaga nadzwyczajnych poświęceń. Umar Iszaq przyjechał do Lahore aż ze Szkocji, gdzie wraz z żoną i dziećmi mieszka od 25 lat. – To jest moment, kiedy musimy walczyć aż do końca, dopóki Khan znów będzie w rządzie. Widzieliśmy, co robią wszystkie inne partie, nie znajdziemy drugiego takiego lidera, jak on.
Jestem tu od dwóch miesięcy i jestem gotów zostać kolejne dwa, cztery czy ilekolwiek będzie trzeba.
Jego rodzina i przyjaciele wspierają jego decyzję. Jedynie ośmioletnia córeczka zobaczyła go w telewizji podczas starć między zwolennikami Khana i policji i poważnie się przestraszyła. – Musiałem zadzwonić do niej na wideo – uśmiecha się gorzko Iszaq. – Ale trzeba wyjść poza swoją strefę komfortu, żeby coś osiągnąć.
Kolejne wybory parlamentarne mają odbyć się w październiku tego roku. Wiele osób obawia się, że w obliczu niegasnącej popularności Khana obecny rząd może próbować je przełożyć, tłumacząc to złą sytuacją bezpieczeństwa czy ekonomiczną. – Jeśli Islamabad odsunie wybory, z jakiegokolwiek powodu, Khan i jego zwolennicy odpowiedzą gniewem, być może nawet przemocą – ostrzega Michael Kugelman.
Zdaniem Arify Noor, nie ma wątpliwości, że zdobycie dobrego wyniku w wyborach będzie wyzwaniem dla rządu Szarifa. – Ale z drugiej strony odwlekanie ich także nie działa na korzyść rządzących.
To klasyczny paragraf 22.
Wielu Pakistańczyków obawia się, że pogłębienie kryzysu politycznego doprowadzi do tego, co wielokrotnie miało miejsce w historii tego państwa – przejęcia władzy przez wojsko. Uważana za wszechmocną armia stała u sterów przez niemal połowę pakistańskiej historii. Zdaniem ekspertów tym razem taki scenariusz nie jest tak prawdopodobny – paradoksalnie, właśnie ze względu na wielkość kryzysu, w jakim znajduje się kraj.
– Nie można wykluczyć, że armia w jakiejś formie przejmie władzę w Pakistanie, ale mają jeden problem – nawet generałowie nie wiedzą, jak zarządzić obecnym kryzysem. Nie mają żadnego pomysłu. To główny powód, dla którego są niechętni interwencji. Trwa bezprecedensowy kryzys i nie są pewni, czy daliby sobie z nim radę. A po co brać na siebie taki ciężar? – pyta retorycznie Yousuf Nazar. – Ale jeśli stan rzeczy jeszcze się pogorszy, Pakistanowi skończy się ropa, będzie więcej blackoutów, inflacja wzrośnie, może to doprowadzić do poważnych niepokojów i rozruchów, jakie widzieliśmy na Sri Lance.
– Kluczowe jest pytanie, czy kraj stanie się niewypłacalny. Jeśli zbankrutuje, exodus Pakistańczyków prawdopodobnie znacznie się powiększy. Zobaczymy wzrost drenażu mózgów, który i tak od dłuższego czasu dotyka ten kraj. W ostatnich miesiącach widzieliśmy, że Pakistan nie może liczyć na to, że partnerzy pomogą mu w ramach pożyczki czy krótkoterminowej pomocy. I to sprawia, że sytuacja w kraju jest jeszcze bardziej ryzykowna – dla wszystkich, nie tylko dla ubogich, ale też dla wielu członków klasy średniej.
W ostatnim czasie słyszę od wielu Pakistańczyków, szczególnie młodych, że chcą opuścić kraj – najwięcej od ponad dekady. A to bardzo groźny sygnał.
Iranistka, publicystka i komentatorka ds. bliskowschodnich, współpracuje z „Kulturą Liberalną”. Absolwentka Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW. Doświadczenie zdobywała m.in. w ambasadach RP w Teheranie i Islamabadzie. Współautorka publikacji „Muzułmanin, czyli kto? Materiały dydaktyczne dla nauczycieli i organizacji pozarządowych”.
Iranistka, publicystka i komentatorka ds. bliskowschodnich, współpracuje z „Kulturą Liberalną”. Absolwentka Instytutu Stosunków Międzynarodowych UW. Doświadczenie zdobywała m.in. w ambasadach RP w Teheranie i Islamabadzie. Współautorka publikacji „Muzułmanin, czyli kto? Materiały dydaktyczne dla nauczycieli i organizacji pozarządowych”.
Komentarze