0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Wladyslaw Czulak / Agencja GazetaWladyslaw Czulak / A...

Opisujemy dziś historię Joanny*, młodej kobiety, która doświadczyła ciężkiego, bardzo rzadkiego niepożądanego odczynu po szczepieniu przeciw COVID-19. Niestety, nie zasługuje z tego tytułu na żadną pomoc ani ze strony państwa, ani producenta szczepionki. Władze po wielu miesiącach zwlekań powołały wprawdzie Fundusz Kompensacyjny Szczepień Ochronnych, ale bohaterka naszego tekstu nie dostanie żadnego odszkodowania. Mimo, że jej wciąż niezdiagnozowana choroba trwa i nie wiadomo, kiedy dolegliwości miną. Projekt przygotowany na takie właśnie rzadkie, ekstremalne przypadki, ma dziurę.

Państwo tak wyśrubowało warunki korzystania z Funduszu, że ze świadczeń skorzysta ograniczona liczba poszkodowanych - ci, którzy trafili do szpitala i to na co najmniej 14 dni (nie dotyczy to szoku anafilaktycznego). Nie uwzględniło też innych objawów ubocznych, niż wylicza sam producent.

OKO.press - jak ogromna większość mediów, lekarzy i specjalistów na całym świecie- zachęca do szczepień. Ale nie zamykamy oczu na to, że zdarzają się - choć niezwykle rzadko - przypadki ciężkich NOP, czyli niepożądanych objawów poszczepiennych. I trzeba wtedy zrobić wszystko, by takim osobom pomóc.

Przeczytaj także:

Daltego zwracamy uwagę, że rząd, który bierze na siebie odpowiedzialność za te szczepienia, nie interesuje się losem nielicznych osób, które nie "załapią" się na pomoc z Funduszu, tymczasem na skutek szczepienia mocno zapadły na zdrowiu. Nie mogą pracować, muszą płacić za wizyty lekarskie, rehabilitację. Jedyna dla nich droga to sąd, a to - jak wiadomo - trwa latami.

10 grudnia 2021 Senat RP zaproponował poprawki do ustawy przegłosowanej przez Sejm. Senatorowie chcą m.in., by o świadczenie mogły występować także te osoby, u których wystąpiły inne objawy niż te wymienione przez producenta szczepionki.

Sprawa niebawem wróci do Sejmu. Jest jeszcze czas, by uwzględnić w niej los takich osób, jak nasza bohaterka.

Joanna ma 30 lat. Nigdy poważnie nie chorowała. Prowadzi zdrowy tryb życia, nie pije, nie pali. W 2019 roku wyszła za mąż za rolnika i prowadzi z nim gospodarstwo rolne. To znaczy prowadziła, gdyż od czasu wzięcia pierwszej dawki szczepionki na COVID-19, nie jest w stanie pomagać mężowi.

Na szczepienie nie miała wielkiej ochoty. Nie to, żeby była antyszczepionkowcem, ale gdyby nie musiała, nie poszłaby na zastrzyk. Niektóre starsze osoby z jej rodziny nie najlepiej zniosły szczepionkę i bała się, że może ją spotkać to samo.

Do szczepienia zmusiła ją sytuacja zawodowa. Poza pracą w gospodarstwie pracowała bowiem również w pobliskim mieście bezpośrednio z osobami starszymi. Po to, by kontynuować to zajęcie, musiała się szczepić. Chciała również zachować się odpowiedzialnie i móc kontaktować się z osobami starszymi z własnej rodziny.

Wyjątkowo ciężki NOP

W niedzielę, 26 czerwca 2021 po konsultacji lekarskiej została zakwalifikowana na szczepienie i wzięła pierwszą dawkę preparatu Pfizera – Comirnaty. Wkrótce poczuła się źle. Oprócz standardowych objawów niepożądanych (ból w miejscu wstrzyknięcia, opuchlizna, zaczerwienienie) w okolicy szyi, pachwiny i na udzie po stronie szczepienia pojawiły się guzki o średnicy 2-5 cm. Joanna znalazła ich kilka, badający ją potem lekarz doszukał się łącznie 10 guzków.

Do tego – jak pisze 10 sierpnia 2021 doktor, który wykonywał szczepienie, w zaświadczeniu o niepożądanych objawach poszczepiennych – doszły:

  • "wysoka gorączka (do 40 stopni),
  • nudności,
  • zawroty głowy,
  • senność,
  • zaburzenia czucia w nogach (zwłaszcza po stronie przeciwnej do szczepienia),
  • uczucie nierównej pracy serca,
  • siniaki, wybroczyny żylne na ramionach i nogach,
  • poszerzenie żył powierzchniowych w dołach podkolanowych obustronnie (wcześniej bez żylaków, w rodzinie nikt żylaków nie ma)".

Jedyna na 2 tysiące

Joanna była przerażona. Zaczęła wydzwaniać do punktu szczepień i do swojego lekarza rodzinnego. Ostatecznie po 2 dniach udało jej się dostać na wizytę. Lekarz rodzinny uspokoił ją, że to powiększone węzły chłonne i że przejdzie.

Ponieważ nie przechodziło, udała się do szpitala na SOR, gdzie usłyszała podobne słowa: „Powiększone węzły chłonne, to minie. A że nogi puchną? W końcu to lato. Proszę leżeć z nogami trzymanymi wyżej. Może pani iść do domu”.

Niestety, guzki nie znikały. Joanna nie mogła chodzić. Osłabła, nie była w stanie pracować. Lekarze nie potrafili wytłumaczyć, co się dzieje. Jedna lekarka mówiła, że guzki przejdą po miesiącu, najwyżej dwóch. Inny lekarz twierdził, że może być to zespół przesiąkania włośniczek, rzadka, ale bardzo poważna choroba o złych rokowaniach.

Lekarz kwalifikujący do szczepienia i wykonujący je (korespondowała z nim sms-owo) napisał, iż Joanna jest jedyną osobą na 2 tys. w jego przychodni, która ma tak ciężki NOP [Niepożądany Objaw Poszczepienny].

Specjaliści nie wiedzieli, co jej jest, dlatego też nie wdrażali specjalnego leczenia. Joanna wzięła dwie serie antybiotyków. Nie pomogło.

Problemy finansowe

Oprócz kłopotów ze zdrowiem, zaczęły się problemy finansowe. Joanna przestała zarabiać, a za wiele wizyt lekarskich i badań musiała płacić, żeby nie czekać w kolejce. Wiadomo, pandemia. A i bez pandemii w Polsce długo czeka się na konsultacje u specjalistów.

Zaczęła się starać o pomoc. Jako żona rolnika ubezpieczonego w KRUS mogła co najwyżej starać się o 300 zł zasiłku chorobowego miesięcznie. Potem okazało się, że i to się jej nie należy, ponieważ choroba nie miała związku z pracą w gospodarstwie.

Napisała do wszystkich świętych: terenowego oddziału NFZ, Ministerstwa Zdrowia, Sanepidu, Rzecznika Praw Pacjenta, wreszcie do producenta szczepionki.

NFZ nie posiada kompetencji

15 lipca 2021 NFZ odpowiedział:

„Z informacji uzyskanych z Ministerstwa Zdrowia wynika, że umowa zawarta przez Komisję Europejską bezpośrednio z producentami szczepionek, ceduje na państwa członkowskie odpowiedzialność cywilną za wszelkie niepożądane zdarzenia w procesie szczepień, czyli odpowiedzialność przejmuje Skarb Państwa”.

I dalej: „Zasady dotyczące ewentualnej odpowiedzialności za działania niepożądane, jak i długotrwałe skutki uboczne, będą określone w ustawie powołującej Fundusz Kompensacyjny”.

A odpowiadając na kolejny list Joanny urzędniczka NFZ sprecyzowała:

„Fundusz Kompensacyjny, który jest w trakcie opracowywania, ma objąć osoby, które miały wykonane szczepienia ochronne przeciw COVID-19 przeprowadzane po 26 grudnia 2020 r., u których wystąpiły działania niepożądane.

Świadczenie kompensacyjne według projektu, będzie przysługiwało osobie, u której działanie niepożądane:

  1. spowodowało konieczność hospitalizacji przez okres nie krótszy niż 14 dni albo
  2. polegało na wystąpieniu wstrząsu anafilaktycznego powodującego konieczność obserwacji na szpitalnym oddziale ratunkowym lub izbie przyjęć albo hospitalizacji przez okres krótszy niż 14 dni.

Narodowy Fundusz Zdrowia jako płatnik za świadczenia opieki zdrowotnej finansowane ze środków publicznych, nie posiada kompetencji w sprawie”.

Pfizer podchodzi ze współczuciem

W podobnym duchu wypowiedział się Rzecznik Praw Pacjenta. Joanna dzwoniła do biura Rzecznika wielokrotnie. Słyszała różne odpowiedzi, ale najczęściej powtarzała się informacja o przygotowywanym Funduszu Odszkodowawczym.

Jeden z urzędników w biurze RzPP polecił jej, by zwróciła się do Skarbu Państwa. Dostała stosowny telefon. Okazało się, że pod tym numerem odzywa się osoba, która zajmuje się… obrotem ziemią.

W tym samym czasie Joanna nawiązała kontakt z producentem szczepionki - przedstawicielstwem Pfizera w Polsce. Wiedziała, że firmy farmaceutyczne w nadzwyczajnych sytuacjach pomagają pacjentom, np. fundując im terapię własnym nierefundowanym lekiem.

Początkowo dzwoniła. Zwodzono ją obiecując telefon zwrotny, na który się nie doczekała. Zaczęła korespondować. 30 sierpnia 2021 dostała list następującej treści:

„Firma Pfizer podchodzi ze współczuciem do Pani sytuacji. Tym nie mniej w zakresie, w jakim domaga się Pani zwrotu kosztów albo innego odszkodowania, spółka Pfizer nie widzi żadnych podstaw do zaoferowania Pani tego rodzaju płatności ze swojej strony”.

W liście była również mowa o przygotowywanym Funduszu Kompensacyjnym.

Producent wreszcie zapewniał, że „z należytą powagą podchodzi do zgłoszeń takich, jak Pani. Dostarczone przez Panią informacje na temat Pani doświadczeń zostały przekazane do zespołu Pfizer odpowiedzialnego za nadzór nad bezpieczeństwem farmakoterapii oraz będą wprowadzone do bazy danych dotyczących bezpieczeństwa, przyczyniając się do zwiększenia naszego ogólnego poziomu wiedzy na temat szczepionki”.

Nikt pani nie zmuszał

Na początku września 2021 Joanna odezwała się do redakcji OKO.press.

„Jedyne, co słyszę w polskich instytucjach, np. w biurze Rzecznika Praw Pacjenta – powiedziała mi w rozmowie telefonicznej - to zapowiedź powołania Funduszu. A kiedy mówię, że pieniądze potrzebne mi są już teraz, a świadczenia z Funduszu i tak prawdopodobnie nie dostanę, bo nie byłam hospitalizowana, pada odpowiedź: »Ale pani się sama zapisała na szczepionkę. Nikt pani nie zmuszał. Nie możemy nic zrobić«”.

Oczywiście pozostaje droga sądowa. „Znalazłam kancelarię, która zgodziła się prowadzić moją sprawę. Będą próbować. Ale to oczywiście potrwa. Polecam jednak osobom z NOP-ami kontakty z kancelariami pracującymi pro bono. Zgadzają się za procent albo po kosztach zająć się sprawą taką, jak moja”.

Obejrzeliśmy dokumenty przesłane przez panią Joannę. Poprosiliśmy jeszcze o potwierdzenie, że jej kłopoty rzeczywiście są bezpośrednim efektem przyjęcia szczepionki.

Nie wystąpię o rentę

Zdobycie tych dokumentów nie było proste. Udało się jednak je uzyskać. Obejrzeliśmy wspomniane zaświadczenie o NOP-ie z 10 sierpnia i 2 nowe dokumenty z 25 listopada wystawione przez dwie różne lekarki. Jedno to „Zaświadczenie o stanie zdrowia” z potwierdzeniem wystąpienia NOP. Drugie to „Skierowanie do poradni immunologicznej z rozpoznaniem Y59 (Powikłanie opieki medycznej. Inne i nieokreślone szczepionki i substancje biologiczne) oraz I87 (Inne patologie żył).

- Jak samopoczucie? – spytałem panią Joannę 6 grudnia.

- Dziś w miarę w porządku. Dolegliwości są, ale już się przyzwyczaiłam. Guzki tak samo duże, nie bolą. Czasem utrudniają oddychanie – mam na myśli ten na tętnicy szyjnej. Nogi puchną. Jednego dnia idę na spacer, a drugiego nogi jak z waty. Unikam spotkań z ludźmi, bo bardzo mi spadła odporność, łapię każdą infekcję.

- Diagnozy nadal nie ma?

- Nie ma.

- Pracuje pani?

- Tylko trochę zdalnie.

- Wystąpi pani o rentę do KRUS?

- Na razie renta mi się nie należy, bo trzeba być 5 lat po ślubie, a my braliśmy go w połowie 2019 r. Zresztą nie chcę niskiej renty, bo jeśli ją wezmę, nie będę mogła dorabiać.

Nie chcę, by za mój NOP płacił polski podatnik

9 grudnia 2021 Sejm przegłosował ustawę wprowadzającą Fundusz Kompensacyjny Szczepień Ochronnych. Opisałem ostateczny projekt na łamach OKO.press.

Posłałem mój tekst pani Joannie.

Zgodziliśmy się, że zapis w ustawie, iż podstawą wypłacenia odszkodowania musi być NOP umieszczony w Charakterystyce Produktu Leczniczego przez producenta jest niesprawiedliwy.

„Producenci tych szczepionek sami przyznają, że ich efekty uboczne nie są zbadane a lista skutków ubocznych może się powiększać – odpisała pani Joanna”. „W ten sposób osoby takie jak ja, mimo NOP-a są wykluczone”.

I dalej:

„Nie chcę, aby za mój NOP płacił polski podatnik. To niesprawiedliwe, że osoby z NOP-ami, takimi jak mój, zostały wykluczone, ponieważ wielkie koncerny zrzekły się odpowiedzialności, a posłowie stworzyli Fundusz, który z założenia ma nie wypłacać pieniędzy. Wątpię, aby przy aktualnym stanie służby zdrowia, ktokolwiek z NOP-em spędził wiele dni w szpitalu”.

De facto takie osoby są, aczkolwiek konieczność aż 14-dniowego pobytu w szpitalu bardzo ograniczy liczbę uprawnionych. Wiceminister zdrowia ostatnio poinformował, że od początku szczepień do 2 grudnia 2021 z powodu NOP na oddziały szpitalne trafiło 317 osób, nie wiadomo jednak ilu z nich spędziło tam ponad 2 tygodnie.

Fundusz nie spełnia oczekiwań

Pani Joanna w ostatnim mailu do mnie: „Osoby z NOP-ami ze względu na teleporady i brak miejsc do lekarzy specjalistów za każdą wizytę muszą płacić. To samo dotyczy leków, rehabilitacji, itd. Owszem, mogę zaczekać na immunologa 200 dni, ale to znacząco wpłynie na mój stan zdrowia".

"Poza tym latem Rzecznik Praw Pacjenta, poinformował mnie, że aby uzyskać rekompensatę, oprócz zaświadczenia o NOP, muszę zebrać dokumentację medyczną od specjalistów i na bieżąco, czyli raz w miesiącu, ją uzupełniać. Naczyniowiec plus immunolog, plus leki, plus koszty dojazdu, to ponad 1000 zł miesięcznie (sam immunolog to 300 zł)".

„Mam również wydatki związane z koniecznością korzystania z opieki psychologicznej. Nie ukrywam, że z powodu NOP wpadłam w depresję. Myślę zresztą, że jest to udziałem wielu ludzi mających kłopoty po ciężko przebytym COVID czy w związku z powikłaniami po szczepionce. Skorzystanie z tej pomocy zalecił lekarz. Próbowałam w wielu miejscach zapisać się do psychologa na NFZ – najwcześniejszy termin za rok. Zdecydowałam się więc na prywatne wizyty online – godzina 150 zł. Jedno spotkanie tygodniowo to wydatek 600 zł miesięcznie.”

„Gdyby polskie prawo, przynajmniej umożliwiało w takich przypadkach wcześniejszą wizytę do specjalisty (zwłaszcza, gdy na skierowaniu pisze „pilne”), byłoby to duże ułatwienie. Po NOP-ie nie mogę wykonywać swojej pracy, a koszty związane z leczeniem są duże. Dlatego uważam, że ten Fundusz nie spełnia oczekiwań pacjentów, a ludzie nadal będą się obawiać szczepionek”.

*Imię bohaterki zostało zmienione.

Udostępnij:

Sławomir Zagórski

Biolog, dziennikarz. Zrobił doktorat na UW, uczył biologii studentów w Algierii. 20 lat spędził w „Gazecie Wyborczej”. Współzakładał tam dział nauki i wypromował wielu dziennikarzy naukowych. Pracował też m.in. w Ambasadzie RP w Waszyngtonie, zajmując się współpracą naukową i kulturalną między Stanami a Polską. W OKO.press pisze głównie o systemie ochrony zdrowia.

Przeczytaj także:

Komentarze