0:000:00

0:00

Prawa autorskie: DAINA LE LARDICDAINA LE LARDIC

Podczas szczytu Unii Europejskiej 17-21 lipca 2020 głowy państw członkowskich porozumiały się co do kształtu nowego budżetu UE na lata 2021-2027. Rekordowego, bo tym razem oprócz tradycyjnego wsparcia rozwoju regionów, rolnictwa czy badań naukowych, Unia ma przeznaczyć dodatkowych 750 mld euro na walkę z koronakryzysem.

W sumie budżet ma wynieść 1,82 biliona euro. W ramach 750 mld Funduszu Odbudowy 390 mld Unia zamierza przekazać państwom członkowskim w formie grantów, a 360 mld jako tanie pożyczki.

Ale deklaracja, którą państwa członkowskie wynegocjowały pod koniec lipca, nie oznacza jeszcze, że budżet przyjmie dokładnie taki kształt. To polityczne zielone światło dla prac legislacyjnych w Radzie Unii Europejskiej i dalszych negocjacji z Parlamentem Europejskim. A jak pisaliśmy w OKO.press eurodeputowani postawili Radzie twarde warunki.

Przeczytaj także:

Bo budżetu nie będzie, jeśli Parlament nie wyrazi na niego zgody. W rezolucji z 23 lipca europosłowie i europosłanki napisali, że nie dadzą się zmusić do zaakceptowania porozumienia, które uważają za niewystarczające. Wyrazili natomiast gotowość do dalszych negocjacji z Radą.

27 sierpnia 2020 odbyło się pierwsze spotkanie negocjacyjne, tzw. dialog trójstronny, czylo trilog. W Brukseli rozmawiało sześcioro negocjatorów budżetowych z PE, przedstawiciele niemieckiej prezydencji w Radzie oraz wysłannicy Komisji Europejskiej. Choć to dopiero początek, wszyscy zdają sobie sprawę, że na długie dyskusje nie ma czasu. Żeby zdążyć przed początkiem nowej perspektywy budżetowej i móc od stycznia wypłacać środki z koronafunduszu, trzeba zakończyć rozmowy w październiku.

"Jesteśmy realistami. Wiemy że budżet jest Unii potrzebny, dlatego będziemy starali się pójść na kompromis. To nie będzie łatwa rozmowa. Dzisiejsze spotkanie było kurtuazyjne, ale też każda strona twardo broniła swojego stanowiska" - komentował w TOK.fm Jan Olbrycht, eurodeputowany PO i jeden z negocjatorów budżetu.

Parlament dziś stawia sprawę jasno: UE nie powinna ciąć funduszy na tradycyjne polityki, bo bez nich nie da się realizować celów Unii. Musi też zapisać w budżecie instrument powiązania unijnego budżetu z praworządnością, by skuteczniej bronić swoich wartości.

Co z praworządnością?

Na ten moment eurodeputowani nie wydają się skłonni, by w ramach niezbędnych kompromisów nie drążyć już łamania praworządności przez rządy Polski i Węgier. Jak pisaliśmy w OKO.press większość PE była rozczarowana, że głowy państw podczas negocjacji osłabiły działanie mechanizmu "pieniądze za praworządność".

W wersji przyjętej w lipcu zapisano, że mechanizm ten powstanie. Do ew. przyjęcia sankcji finansowych wymagana będzie większość kwalifikowana w Radzie UE. Tym samym za ew. zamrożeniem funduszy dla Polski musiałoby zagłosować co najmniej 15 krajów UE reprezentujących minimum 65 proc. ludności Unii.

"Tę procedurę trzeba zakończyć jak najszybciej, by mechanizm mógł wejść w życie wraz z początkiem nowej perspektywy budżetowej" - mówił w TOK.fm Jan Olbrycht i przypomniał, że jeden projekt Komisji czeka w Radzie właściwie gotowy. Eurodeputowani liczą, że uda się go sprawnie sfinalizować.

W ubiegłym tygodniu, 26 sierpnia, Parlament ponownie zaapelował też, by Unia mechanizmu nie osłabiała.

Szefowie największych frakcji w PE - Europejskiej Partii Ludowej (EPP), Socjalistów i Demokratów (S&D), liberałów z "Odnówmy Europę" oraz Zielonych - napisali w liście do Angeli Merkel i Ursuli von der Leyen, że "na unijne wartości nie może być rabatów".

Manfred Weber z EPP, Iratxe García Pérez z S&D, Dacian Ciolos z "Odnówmy Europę" i Ska Keller z Zielonych domagają się, by podczas negocjacji Rada UE wstawiła projektowi wybite zęby. Czyli sformułowała go tak, by:

  • połączyć mechanizm z corocznym raportem o przestrzeganiu rządów prawa we wszystkich państwach członkowskich (pierwszy taki dokument Komisja Europejska opublikuje jeszcze we wrześniu);
  • powrócić do pierwotnego pomysłu, czyli głosowania odwróconą większością kwalifikowaną - wówczas wspomniana większość byłaby konieczna do odrzucenia wniosku o sankcje, a nie jego przyjęcia;
  • wzmocnić instytucjonalną rolę Parlamentu Europejskiego;
  • zapewnić, że sankcje nie dotkną ostatecznych beneficjentów funduszy.
List PE do Angeli Merkel
List PE do Angeli Merkel

"Nadszedł czas, by przyspieszyć walkę z erozją demokracji, praworządności i praw podstawowych w samym sercu Unii Europejskiej. I podkreślić, że zwycięstwo wyborcze nie dają prawa do wprowadzania rządów silnej ręki i odchodzenia od europejskich wartości" - czytamy w liście eurodeputowanych.

Raport o rządach prawa

Tymczasem Komisja Europejska już wkrótce opublikuje pierwszy raport o stanie praworządności we wszystkich państwach członkowskich. Wyniki badania zostaną poddane pod dyskusję w Radzie UE, Parlamencie a także w parlamentach narodowych.

"Naszym celem jest stworzenie kultury rządów prawa na poziomie UE" - powiedział w wywiadzie dla Politico komisarz ds. sprawiedliwości Didier Reynders. Pierwszy raport dotyczył będzie czterech obszarów:

  • systemu sądownictwa;
  • walki z korupcją;
  • pluralizmu mediów;
  • mechanizmów gwarantujących zachowanie równowagi politycznej.

Niewykluczone też, że w raporcie znajdą się komentarze dotyczące nadzwyczajnych środków bezpieczeństwa, jakie poszczególne kraje przyjęły na czas pandemii koronawirusa. Jak tłumaczy Politico Reynders, pandemia uniemożliwiła Komisji bezpośrednie wizytacje w państwach członkowskich. Raport powstał w oparciu o ponad 300 wideokonferencji, w których brali udział zarówno przedstawiciele władz, jak i społeczeństwa obywatelskiego.

"Raport ma pomóc członkom Unii czerpać z najlepszych praktyk w innych krajach. A także szybko identyfikować problemy z praworządności" - mówił komisarz.

Komisja w raporcie sformułuje też zalecenia dla państw członkowskich. Nie będą one jednak miały charakteru wiążącego. Wątpliwe, by kraje, które od lat uparcie naruszają zasadę rządów prawa, zastosowały się do nich same z siebie. To dlatego Parlament Europejski naciska, by z raportu uczynić element mechanizmu "pieniądze za praworządność".

Koronafundusz oznacza wzmocnienie Unii

Poza trójstronnymi negocjacjami ostatecznego kształtu budżetu UE tej jesieni czekają nas także dyskusje w parlamentach narodowych. W rozmowie z OKO.press Jan Olbrycht tłumaczył, że powołując do życia Fundusz Odbudowy UE po koronakryzysie, Unia de facto zmierza do zacieśnienia współpracy.

Żeby pozyskać dodatkowe 750 mld euro wyemituje bowiem euroobligacje. Część przeznaczoną na granty będzie spłacała wspólnie, w duchu solidarności. Wspólne zadłużenie się silnie zwiąże ze sobą państwa członkowskie na kolejne dekady.

Jednak zanim do tego dojdzie wszystkie parlamenty krajowe będą musiały wyrazić zgodę na to, by Unia Europejska w ogóle mogła zwiększyć swój budżet do zaproponowanego przez Radę Europejską rekordowego poziomu.

Dyskusja na temat Funduszu Odbudowy i przyszłości UE odbędzie się więc także w polskim Sejmie. Dla Zjednoczonej Prawicy będzie to nie lada wyzwanie, bo dotychczas narracja PiS o Unii ograniczała się do karcenia Brukseli za wyimaginowane błędy i "wtrącanie się w polskie sprawy" oraz przypisywania sobie unijnych sukcesów.

Tym razem jednak trzeba będzie jasno określić, czy Polska chce Unii silniejszej, bardziej solidarnej i zmierzającej do zacieśnienia współpracy zgodnie z dewizą zapisaną w traktach. Czy też może obstawać będzie przy wizji luźnej "Europy Ojczyzn", co może się skończyć wstrzymaniem pomocy finansowej dla całego kontynentu.

;

Udostępnij:

Maria Pankowska

Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio.

Komentarze