0:000:00

0:00

Prawa autorskie: fot. Angela Weiss / AFP)fot. Angela Weiss / ...

A miało być tak pięknie: w maju 2022 internet obiegło wideo, na którym Thierry Breton, europejski komisarz ds. rynku wewnętrznego i usług, z uśmiechem ściska dłoń Elonowi Muskowi. „Świetne spotkanie! Bardzo się ze sobą zgadzamy” — tweetował CEO Tesli w odpowiedzi na wpis Francuza.

Niecały miesiąc wcześniej do Amerykańskiej Komisji Papierów Wartościowych i Giełd wpłynęła jego oferta zakupu Twittera. W Europie w tym czasie trwały negocjacje między Radą Unii Europejskiej, Komisją Europejską i Europarlamentem dotyczące ostatecznego kształtu aktu o usługach cyfrowych.

Rozporządzenie stanowiło główny przedmiot rozmów Bretona i Muska. Nakładane przez nowe prawo obowiązki dotyczące odpowiedzialności mediów społecznościowych za treści wydawały się nie pasować do wizji portalu niemal pozbawionego moderacji, którą roztaczał miliarder. Stąd też część komentatorów przestrzegała, że Bruksela i San Francisco, gdzie mieści się siedziba Twittera, są na kursie kolizyjnym.

Wizyta komisarza miała uspokoić nastroje. W jej trakcie Musk zadeklarował, że pod jego przywództwem Twitter przejdzie wszystkie zmiany niezbędne, by dopasować się do kształtu regulacji. Te intencje potwierdził w kolejnej, tym razem zdalnej rozmowie z Bretonem, o której francuski polityk poinformował 30 listopada. Kontekst tego spotkania był jednak zupełnie inny od poprzedniego.

Przeczytaj także:

Bruksela i San Francisco na wojennej ścieżce

W maju można jeszcze było liczyć na zgodną współpracę Muska z Unią Europejską. Jednak pod koniec listopada, po miesiącu jego rządów w Twitterze stało się jasne, że tarcia są nieuniknione i można je co najwyżej łagodzić.

Z przedsiębiorstwa zwolniona została duża część pracownic i pracowników odpowiedzialnych za moderację treści — jedno z kluczowych wyzwań z perspektywy DSA (Digital Services Act — aktu o usługach cyfrowych). Redukcja etatów objęła ponadto osoby odpowiedzialne za współpracę z Unią Europejską, co spowodowało zamknięcie brukselskiego biura platformy.

Te ruchy komentowali m.in. Věra Jourová, Wiceprzewodnicząca Komisji Europejskiej oraz Didier Reynerds, unijny komisarz do spraw wymiaru sprawiedliwości.

Obydwoje podkreślali, że zwolnienia budzą obawy o dostosowanie się Twittera do europejskich regulacji.

„Jeśli chce się skutecznie wykrywać i podejmować działania przeciwko dezinformacji i propagandzie, wymaga to zasobów” — zwracała uwagę czeska polityczka.

Ponowne spotkanie Muska i Bretona nie zakończyło zimnej wojny między Unią a Twitterem. Napięcie w ich stosunkach dobrze oddawał tweet Bretona zamieszczony pod filmem z wideospotkania z Muskiem. Zamieścił w nim link do podsumowania rozmowy prowadzący do… serwisu Mastodon. Ta zdecentralizowana platforma to konkurent portalu z niebieskim ptakiem w logo, cel emigracji twitterowiczek i twitterowiczów. Był to kolejny sygnał, że Bruksela nie obawia się konfliktu z Muskiem i planuje ofensywę, gdy tylko DSA zacznie obowiązywać.

Unia chce słów, ale i czynów

Następne dwa miesiące przynosiły nowe argumenty za tą tezą. W połowie grudnia Jourová stanęła w obronie dziennikarek i dziennikarzy, których konta na Twitterze zostały zawieszone z niejasnych powodów. Co więcej, we wpisie otwarcie zagroziła Muskowi sankcjami za niestosowanie się do unijnych przepisów. Z kolei polityczki i politycy z grupy Renew Europe apelowali do Roberty Metsoli, by zaprosiła CEO Twittera do złożenia zeznań przed Parlamentem Europejskim.

Przewodnicząca PE wysłuchała ich próśb i wysłała do Muska list 19 grudnia. Miesiąc później przypomniała o tym zaproszeniu Věra Jourová, przepytywana w Davos o relacje Unii z Muskiem. Dodała jednak, że nie wie, czy spotkanie w Parlamencie dojdzie do skutku.

Być może Musk gra na czas, licząc, że jego platforma nie zostanie uznana za „bardzo dużą”. Tzw. VLOP (Very Large Online Platform — Bardzo Duża Platforma Online) to, zgodnie z DSA, podmiot, z którego usług w Unii korzysta miesięcznie średnio co najmniej 10 proc. wszystkich konsumentów, a więc ok. 45 milionów aktywnych użytkowników.

Z tym statusem wiąże się szeroki zakres obowiązków. Platformy muszą przekazać do 17 lutego dane, na podstawie których zostaną sklasyfikowane. Wciąż istnieje więc pewna szansa, że relatywnie mały Twitter uniknie bycia objętym częścią regulacji. Europoseł Andreas Schwab już w listopadzie sugerował jednak, że przedsiębiorstwo z San Francisco wpisuje się w definicję bardzo dużej platformy.

W ostatnim dniu stycznia z Muskiem kolejny raz spotkał się Breton. Komisarz stwierdził po spotkaniu, że w najbliższych miesiącach stanie się jasne, czy deklaracje Twittera przełożą się na rzeczywistość. To lapidarne stwierdzenie jest zapewne odwołaniem do harmonogramu stosowalności DSA. Zgodnie z nim VLOPy będą musiały przystosować się do nowych obowiązków do końca lata. Użyte przez Bretona sformułowanie może więc sugerować, że Twitter otrzyma w połowie lutego właśnie taką klasyfikację.

W oczekiwaniu na tę decyzję, jak również ogłoszenie daty wysłuchania Muska, warto zastanowić się, o co Parlament Europejski powinien go spytać, jakie wątki poruszyć. Stawka tego rodzaju wysłuchań, szeroko komentowanych medialnych wydarzeń, jest wysoka.

Gra toczy się choćby o zaufanie społeczeństwa. Kto zdaniem obywatelek i obywateli jest w stanie lepiej wziąć w karby cyfrowe platformy — ich właściciele czy ustawodawcy?

Czy w ogóle potrzeba większych restrykcji? To debata, która mocno polaryzuje, co pokazują choćby badania prowadzone w Wielkiej Brytanii. Wynika z nich, że przekonanie o odpowiednim uregulowaniu sektora cyfrowych technologii maleje, jednak postrzeganie tej kwestii drastycznie różni się między najmłodszymi i najstarszymi respondentami.

Historia indagowania wyszkolonych w pustosłowiu szefów cyfrowych korporacji przez polityków i polityczki zawiera przykłady zarówno porażek, jak i sukcesów tych drugich. Przyjrzyjmy się jej pokrótce, by zrozumieć wyzwania, jakie stoją przed Europarlamentem.

Konflikt na Kapitolu

Gdy w kwietniu 2018 Mark Zuckerberg stanął przed amerykańskim Kongresem, przypominało to spotkanie obcych światów. Nie chodzi tu tylko o będące przedmiotem licznych żartów „robotyczne” zachowania CEO Facebooka, które wzmocniły mem o jego nieludzkiej naturze. Wydarzenie przypominało spotkanie obcych światów dlatego, że Dolina Krzemowa i Waszyngton tkwiły właśnie w takiej, nacechowanej obcością, relacji.

Jeszcze kilka lat wcześniej powszechne były głosy wzywające, by niemający pojęcia o nowych technologiach regulatorzy trzymali się z dala od internetu. Często przywoływanym symbolem ignorancji polityków stała się wypowiedź republikańskiego senatora Teda Stevensa, który porównał sieć do „szeregu rur”. W książce "To Save Everything, Click Here" ("By zapisać/uratować wszystko, kliknij tutaj"), Jewgienij Morozow przywołuje jako przykład antyregulatorskiej postawy fragment artykułu z 2012 roku odwołujący się do rurociągowej metafory: "Zbyt wielu amerykańskich ustawodawców ledwo wykracza poza etap myślenia, że Internet jest zbiorem rurek; czy naprawdę chcemy, aby ci faceci mówili Facebookowi lub jakiejkolwiek innej firmie z branży mediów społecznościowych, jak prowadzić swoją działalność?".

Po aferze Cambridge Analytica stało się jednak jasne, że polityczki i politycy muszą zacząć interweniować.

Konfrontacja stała się nieunikniona. Pytaniem przestało być, czy ustawodawcy zajmą się ściślejszym regulowaniem branży cyfrowej, ale jak się do tego zabiorą. Przed starciem z brytyjskimi parlamentarzystkami i parlamentarzystami Zuckerberg skapitulował. Dopiero wizyta na waszyngtońskim Kapitolu miała przynieść pierwsze odpowiedzi.

Kto pyta, czasem błądzi

Na nieszczęście osób mających nadzieję, że Senat Stanów Zjednoczonych odrobił lekcje z wiedzy o platformach internetowych, pierwszy dzień wysłuchań okazał się porażką polityczek i polityków. Przedstawicielki i przedstawiciele Doliny Krzemowej triumfowali, konkludując, że ich ostrzeżenia o braku kompetencji senatorów i senatorek okazały się prawdą. Rację przyznawały im także zwolenniczki ostrzejszych regulacji. Krytykowano brak zrozumienia modelu biznesowego Facebooka, jak i umiejętności zadawania trafnych pytań, co skutkowało wciąganiem Zuckerberga w abstrakcyjne, filozoficzne dywagacje. Problemem była także sama formuła wysłuchania oparta na krótkich, łatwych do sparowania pytaniach.

Przed Izbą Reprezentantów Zuckerberg zaliczył jednak dużo słabszy występ. Członkowie i członkinie tego organu starali się wykazać konieczność objęcia Facebooka zewnętrznymi regulacjami i wyciągnąć z jego twórcy poparcie dla takich działań. Powoływano się przy tym na przykłady unijnych przepisów, przede wszystkim RODO, wskazując je jako wzór gwarancji dla użytkowniczek i użytkowników.

Mądrzy politycy po szkodzie

W 2018 Unia Europejska stawiała dopiero pierwsze kroki na drodze do reformy cyfrowych regulacji. Z wizyty w Parlamencie Europejskim, którą odbył nieco ponad miesiąc po przesłuchaniu w Waszyngtonie, Zuckerberg wyszedł raczej bez szwanku. Udało mu się to jednak głównie dzięki przyjętej formule spotkania, a nie kompromitacji pytających.

Następne lata przyniosły kontynuację trendu konfrontacyjnego nastawienia ustawodawczyń i ustawodawców wobec wielkich, cyfrowych przedsiębiorstw. Gdy w 2019 roku Ursula von der Leyen prezentowała swój program, kandydując na przewodniczącą Komisji Europejskiej, zapowiadała nowelizację przepisów dotyczących „odpowiedzialności i bezpieczeństwa w odniesieniu do platform, usług i produktów cyfrowych”. Kilka lat później te zapowiedzi zrealizowały się w formie aktu o usługach cyfrowych.

CEO kontra AOC

Również w 2019 roku Zuckerberg ponownie stanął przed Kongresem. Z tego spotkania szczególnie zapamiętane zostało wystąpienie Alexandrii Ocasio-Cortez. W jego trakcie zapytała CEO Facebooka o to, kiedy dowiedział się po raz pierwszy o Cambridge Analytica. Udzielona wówczas odpowiedź okazała się kłamstwem, a wymiana zdań z AOC została wspomniana w pozwie skierowanym m.in. osobiście przeciwko Zuckerbergowi. W powiązanym z tą sprawą procesie Meta zapłaciła niedawno ugodę w wysokości 725 milionów dolarów.

Wysłuchania przed gremium różnych senatów, parlamentów i komisji sprawiają często wrażenie teatralności. Bez wątpienia służą tworzeniu narracji, przekazów.

Szefowie cyfrowych korporacji chcą umacniać wizerunek benefaktorów ludzkości. Polityczki i politycy próbują dowieść, że są na bieżąco z nowymi technologiami i mają kompetencje, by je regulować.

I, zdaniem wielu ekspertów, idzie im coraz lepiej, czego dowiodły choćby przesłuchania szefów Apple, Facebooka, Google i Amazona z lipca 2020.

Przykład pytania Ocasio-Cortez pokazuje jednak, że te spotkania to także moment, by w świetle kamer przystrzyc mowę-trawę, specjalność big techu. Wyciągnąć z prezesów, szefowych, dyrektorów jednoznaczne deklaracje, z których będzie można ich później rozliczać. Z sali Parlamentu Europejskiego Elon Musk nie będzie mógł bowiem uciec, tak jak zrobił to, gdy w wirtualnym spotkaniu na Twitterze dziennikarze zaczęli mu zadawać niewygodne pytania.

Dużo treści, mało rąk do pracy

O co więc warto go zapytać? Jakie kwestie poruszyć, by najlepiej wykorzystać okazję, gdy ta w końcu się nadarzy? O propozycje pytań do Muska dla parlamentarzystów i parlamentarzystek poprosiliśmy Katarzynę Szymielewicz, prezeskę Fundacji Panoptykon. Mogą posłużyć jako szybka ściągawka dla polskiej reprezentacji w Europarlamencie, podobna do tej, którą amerykańskiej klasie politycznej przygotowały dwa lata temu organizacje pozarządowe.

„— Czy zwiększy zatrudnienie w zespołach odpowiedzialnych za moderację treści do poziomu, jakiego od wielkich platform wymaga DSA? I czy będzie respektować Kartę Praw Podstawowych jako »benchmark« dla regulaminu platformy bądź polityki moderacyjnej?”

Jak zostało już wspomniane, masowe zwolnienia na Twitterze wiele polityków i polityczek potraktowało jako sygnał, że nowe władze platformy nie traktują poważnie sprawowania nadzoru nad publikowanymi treściami. Jej przedstawiciele bronią się, wskazując na większe wykorzystanie do moderacji sztucznej inteligencji.

To jednak może nie przekonać unijnych regulatorów. Szczególnie że część przepisów nowego prawa wprost zakazuje zrzucania odpowiedzialności na algorytmy. Dla przykładu DSA w artykule 17. punkcie 5. zobowiązuje platformy, by decyzje co do skarg na działania moderatorskie „nie były podejmowane wyłącznie na podstawie zautomatyzowanych środków”. Trudno wyobrazić sobie, by Twitter spełnił wymogi rozporządzenia, dysponując jedynie małym zespołem ds. bezpieczeństwa kierowanym przez osobę uznawaną za bezkrytyczną zwolenniczkę Muska.

Twitter — ryzykowny biznes

Kolejne pytanie proponowane przez Szymielewicz dotyczy ocen ryzyka — jeden z obowiązków, które nakładane będą wyłącznie na bardzo duże platformy.

„Co sądzi o obowiązku prowadzenia regularnych ocen ryzyka, które uwzględniają między innymi wpływ systemów rekomendacyjnych, interfejsów użytkownika i polityki moderacji treści na prawa człowieka, rzetelność debaty publicznej i procesy wyborcze?”.

Pytanie to jest szczególnie istotne w kontekście strategii zarządzania platformą, którą obrał Musk. W mediach opisywana jest głównie z użyciem takich epitetów jak „chaotyczna” czy „konfundująca”. Nowy szef platformy rządzi nią autorytarnie, podejmując i odwołując decyzje z dnia na dzień, bez większego uzasadnienia.

Warto więc, by wyjaśnił, jak ma zamiar pogodzić ten styl sprawowania władzy z nowymi obowiązkami, które staną przed platformą. Analiza ryzyka związanego ze zmianami sprawiała problem już poprzednim władzom, co widać było na przykład przy okazji debiutu usługi Twitter Spaces. Dla impulsywnego Muska może się okazać jeszcze większym wyzwaniem.

Czy Musk trzyma ręce na kierownicy?

Wreszcie trzecia sugestia ze strony Szymielewicz dotyczy nadzoru algorytmów wykorzystywanych przez platformę.

„ Czy uważa, że algorytmy wykorzystywane w ramach platform społecznościowych są zasadniczo inne niż algorytmy odpowiedzialne za bezpieczeństwo produktów takich jak autonomiczne samochody? Jeśli tak, dlaczego? Jeśli nie — czy zamierza wnieść do Twittera dobre praktyki testowania algorytmów pod kątem tego, jak oddziałują na otoczenie?”.

Gdy Elon Musk ogłaszał plany zakupu Twittera, deklarował, że „otworzy” algorytmy rekomendujące treści na platformie. Choć od objęcia przez niego władzy minęły już trzy miesiące, nic takiego się nie wydarzyło — choć, zdaniem niektórych ekspertów, to dobrze, gdyż przyniosłoby to więcej zagrożeń dla bezpieczeństwa niż korzyści.

Zamiast tego Musk, postanowił uczynić sterowany algorytmicznie news feed domyślnym sposobem przeglądania Twittera. Jednocześnie jednak wydaje się nie mieć pełnej kontroli nad tymi mechanizmami — a przynajmniej tak twierdzi. Pytania na temat bezpieczeństwa twitterowych algorytmów, reguł ich działania i szkód, które mogą wyrządzać, mogą zmusić go, by przestał kluczyć.

Elonie Musku, wyloguj się

Pomysły na nowe tematy warte poruszenia w rozmowie z Muskiem — przez polityczki i polityków, ale też osoby pracujące w mediach czy moderujące wydarzenia, w których bierze udział — pojawiają się niemal codziennie. Szef Twittera jak mało kto potrafi i chyba też lubi, generować kontrowersje.

Jedna z ostatnich dotyczy cenzury, którą Twitter i YouTube nałożyły na krytyczny wobec premiera Indii Narendry Modiego dokument BBC. Zapytany o tę sprawę Musk stwierdził, że o niczym takim nie słyszał i nie jest w stanie zajmować się wszystkimi problemami platformy, gdyż musi zajmować się jeszcze co najmniej dwoma innymi przedsiębiorstwami.

Czy w takim samym tonie odpowiedziałby na forum Parlamentu Europejskiego, w czasie transmitowanego na żywo wydarzenia? Nawet jeśli, to spotkałoby się to zapewne z ostrzejszą reakcją niż jeden z ponad 20 tysięcy wysłanych przez niego tweetów. Łatwo zrozumieć powody, dla których Musk jak na razie nie odpowiedział na zaproszenie Jourovej. Prywatne, cyfrowe tête-à-tête z Bretonem są z pewnością bardziej komfortowe od mierzenia się z kanonadą pytań europarlamentarzystek i europarlamentarzystów. Skoro jednak sam wziął na siebie funkcję biura obsługi skarg i zażaleń, to można chyba wymagać od niego, by faktycznie ją pełnił.

;

Udostępnij:

Jan Jęcz

Doktorant na Wydziale Socjologii UAM w Poznaniu, zawodowo związany z branżą kreatywną. Stały współpracownik Magazynu Kontakt.

Komentarze