Filmy, które europoseł Suwerennej Polski Patryk Jaki wrzuca do internetu, mogą naruszać zasady finansowe Parlamentu Europejskiego i polski kodeks wyborczy. „Komunikowanie się w czasie kampanii wyborczej z Polakami jest moim prawem” – uważa Jaki. To nie do końca tak
„Kiedy w Niemczech piąty rok z rzędu notujemy spadek bezpośrednich inwestycji zagranicznych, w Belgii wskaźnik zmniejszył się o 4 proc., w Hiszpanii o 10, a w Polsce wzrósł aż o 23 proc. I o tym są te wybory. 15 października idź na wybory. Zagłosuj na ambitną, nowoczesną i dumną Polskę. I wykop Tuska” – to fragment filmiku, który 24 września rano opublikował na portalu X (dawniej Twitter) europoseł Suwerennej Polski Patryk Jaki.
W ostatnich tygodniach Jaki regularnie zamieszcza w mediach społecznościowych filmy, w których atakuje opozycję i zachwala sukcesy PiS.
Format jest podobny: europoseł przemawia do kamery, pokazuje nagłówki gazet, urywki wideo. Są napisy, wysoka jakość, dynamiczny montaż. Gdy Jaki mówi o osiągnięciach rządu, rytm wypowiedzi podbijają gitarowe riffy. Gdy uderza w politycznych przeciwników, w tle słychać prześmiewczą, cyrkową muzykę.
Filmik z 19 września, w którym opisuje rzekomy plan oddania Rosji połowy Polski przez rząd PO-PSL, wrzuca z komentarzem: „Tusk realizował doktrynę »ch.. tam z Polską wschodnią«. Połowa kraju dla Putina. Dziś zmieniło się wszystko #BezpiecznaPolska”. „15 października to Ty podejmiesz decyzję, czy chcesz polski bezpiecznej i silnej, czy chcesz ekipy Tuska, czyli specjalistów od biegania z reklamówkami” – wskazuje Jaki.
Filmik z 5 września? ”My każdego dnia pokazujmy #KonkretyPiS – czyli program rządzenia na kolejną kadencję. A PO? Ich program przypadkiem zupełnie szczerze ujawnił Lewandowski” – głosi Jaki w komentarzu. Chodzi o rzekome plany Platformy Obywatelskiej dotyczące prywatyzacji, „wyprzedaży polskiego majątku”.
Zaangażowanie europosła w polską kampanię wyborczą nie może dziwić: choć sam nie kandyduje, jest członkiem sztabu wyborczego PiS. Jak ustaliła Wirtualna Polska, to właśnie Jaki wymyślił słynny spot z telefonem niemieckiego kanclerza do Jarosława Kaczyńskiego.
Problem w tym, że produkowane przez niego materiały wideo mogą naruszać polskie i europejskie przepisy o finansowaniu kampanii. Pokazujemy dlaczego.
W wielu filmikach europosła – w tym wszystkich trzech wymienionych na początku artykułu – w rogu ekranu i na końcu spotu widnieje logo grupy EKR. Czyli Europejskich Konserwatystów i Reformatorów, politycznej frakcji w Parlamencie Europejskim, w której zasiadają eurodeputowani PiS i Suwerennej Polski, w tym sam Jaki.
W jakim celu, skoro wideo odnoszą się do polskiej kampanii? Możliwości są dwie: albo Jaki niezobowiązująco dorzuca logo, bo chce przypomnieć widzom, że jest członkiem tej – mało rozpoznawalnej w Polsce – frakcji.
Albo zamierza zapłacić za produkcję filmów z pieniędzy EKR.
Grupy w PE utrzymują się z dotacji od Parlamentu, które idą m.in. na promocję: reklamy, plakaty, ulotki i spotkania. Grupa EKR co roku dostaje z tego źródła 6 mln euro. Żeby za daną aktywność promocyjną można było zapłacić z tej puli, musi ona (choćby luźno) dotyczyć działalności grupy, nawiązywać do polityk UE oraz zawierać wzmiankę z nazwą grupy – najczęściej właśnie logo.
„Wideo nie zostały wyprodukowane ze środków grupy EKR. Pan Jaki wykorzystał logo, bo jest członkiem grupy EKR. Członkowie mogą z niego korzystać. Grupa nigdy nie finansuje wyborów krajowych i lokalnych” – zapewnia rzecznik grupy EKR Michael Strauss, gdy pytamy go, czy grupa płaci za kampanijne wideo europosła.
Niewykluczone, że EKR faktycznie za nic jeszcze nie zapłaciła, bo z reguły – przy mniejszych wydatkach – robi to post factum.
Jeżeli więc Jaki planował sfinansować swoje wideo z funduszy na promocję grupy, dopiero przekazałby administracji fakturę od firmy, której zlecił takie zadanie. Czy planuje to uczynić?
Europoseł lakonicznie odpisuje nam na szereg szczegółowych pytań:
„Żaden z filmów, o które Pani pyta, z zamieszczonych w czasie kampanii wyborczej nie jest finansowany przez ECR [angielski skrót grupy EKR – red.]. Komunikowanie się w czasie kampanii wyborczej z Polakami jest moim prawem, a oznaczyć sobie komunikaty mogę jak chcę. Reszta jest Pani insynuacją”.
Temat drążymy, bo gdyby Jaki zechciał sfinansować filmiki oznaczone logo EKR ze środków grupy EKR, złamie tym samym europejskie przepisy.
Pieniędzy Parlamentu Europejskiego nie wolno wydawać na lokalne kampanie wyborcze.
Parlament jest tu bardzo stanowczy: żadne działanie, które ma choćby częściowo wyborczy charakter, czy choćby luźno nawiązuje do krajowej kampanii, nie może zostać sfinansowane z puli, którą PE przekazuje grupom politycznym.
Filmiki Jakiego z całą pewnością charakter wyborczy mają: europoseł zachęca w nich, by „pogonić Tuska” i krytykuje kandydatów KO. Nawołuje też do głosowania referendum, które odbędzie się w dniu wyborów i jest powiązane z kampanią PiS. Nawet jeśli wspomina przy tym o UE, to właśnie w kontekście wyborów.
Teoretycznie, gdyby Jaki wystąpił do EKR o rozliczenie faktur za filmy, grupa powinna taki wniosek odrzucić. Najpewniej jednak tego nie zrobi, bo – jak pisaliśmy – jest pod kontrolą ludzi PiS.
To element szerszego problemu z przejrzystością finansowania grup politycznych w PE. Mechanizmy kontroli są tu zupełnie niewydolne: PE zakłada, że grupy będą kontrolować się samodzielnie i nakazuje im coroczny audyt z wykorzystaniem zewnętrznych firm. W praktyce jest on jednak bezużyteczny przy wyłapywaniu politycznych niuansów pokroju zaangażowania w lokalną kampanię.
W OKO.press pisaliśmy, że PiS skwapliwie wykorzystuje ten brak transparentności: na umowach z EKR korzystają firmy orbitujące wokół polskiej władzy, w tym PR-owe firmy znajomych Patryka Jakiego.
Komu Jaki zleca montaż swoich kampanijnych wideo? Za jaką kwotę? Czy zapłaci za to grupa EKR? Choć mowa o publicznych pieniądzach, możemy nigdy się tego nie dowiedzieć.
PE raczej nie rozliczy Patryka Jakiego z kampanijnej ofensywy. A co z Państwową Komisją Wyborczą?
Europoseł twierdzi, że jego wideo to po prostu „komunikowanie się z Polakami”. W rozmowie z OKO.press dr hab. Adam Gendźwiłł, profesor z Katedry Rozwoju i Polityki Lokalnej Uniwersytetu Warszawskiego, przypomina jednak, że w trakcie kampanii wyborczej prawo polityków do komunikowania się podlega ograniczeniom. Bo komunikacja często staje się agitacją, a ta powinna być przejrzyście finansowana.
Zdaniem prof. Gendźwiłła wideo Patryka Jakiego są agitacją wyborczą na rzecz komitetu wyborczego PiS.
„Treść filmików pokazuje, że są one głosem w toczącej się kampanii wyborczej, a nie niewinną informacją polityczną. Mimo że nie pojawia się tam logo PiS, jest wyraźne odniesienie do konkurentów, to znaczy partii, które kandydują w tych wyborach parlamentarnych, do KO i Donalda Tuska. Jest też wprost mowa o terminie wyborów” – wskazuje Gendźwiłł.
Zgodnie z art. 106 kodeksu wyborczego Patryk Jaki ma dwie możliwości:
Wideo zamieszczane w mediach społecznościowych Jakiego nie mają oznaczeń komitetu PiS, a sam Jaki twierdzi, że działa samodzielnie. Czy za to płaci? Na nasze pytanie o koszty wideo europoseł odpisuje jedynie, że nie widzi powodów, by tłumaczyć nam, jak tworzy swoje treści.
„Być może poseł Jaki ma ukryte talenty związane z produkcją materiałów wideo i potrafi robić to bezkosztowo, polegając na własnej pracy i ogólnodostępnych narzędziach. Ale te filmiki wydają się zbyt profesjonalnie przygotowane. Jeśli by się okazało, że rozpowszechnianie i przygotowanie tych materiałów wiązało się z realnymi kosztami, to byłby to moim zdaniem nieuprawniony wydatek na finansowanie kampanii wyborczej PiS-u” – uważa prof. Gendźwiłł.
„Możliwe, będzie musiał wytłumaczyć się z tego PKW, jeżeli ta sprawa zostanie zgłoszona przez któryś z komitetów jako przykład nieuprawnionej agitacji wyborczej” – dodaje Gendźwiłł.
Niezgodne z prawem finansowanie kampanii może skończyć się nawet odrzuceniem sprawozdania komitetu przez PKW i pomniejszeniem partyjnej subwencji. Kodeks wyborczy przewiduje też sankcje karne za nieumieszczanie informacji, że dany materiał jest materiałem wyborczym i za udzielanie komitetom niepieniężnych korzyści majątkowych. Takie przypadki rozpatrują jednak sądy, a nie PKW.
Wyborczy charakter swoich filmów Patryk Jaki próbuje czasem maskować, nawiązując do referendum.
"15 października w referendum podejmiesz decyzję, czy chcesz powrotu do władzy PO, które znowu będzie chciało wyprzedawać wszystko, co udało się przywrócić Polakom. Dlatego głosuj 4 razy NIE” – słyszymy w jednym z filmów.
Kampania referendalna rządzi się innymi prawami: mogą ją prowadzić wszyscy obywatele i opłacać z prywatnych źródeł, znacznie mniej w niej restrykcji. Jaki może argumentować, że nawet jeśli ponosi koszty, to bierze udział w kampanii referendalnej, a nie wyborczej.
„Od początku organizacje zajmujące się przejrzystością finansowania polityki i eksperci podnosili ten argument. Że to nieszczęsne referendum jest po to, by ominąć restrykcje dotyczące finansowania kampanii wyborczej, a nie po to, żeby rozstrzygnąć jakąś istotną społecznie sprawę. Kampania referendalna jest regulowana inną ustawą niż kampania wyborcza, znacznie mniej w niej ograniczeń. Mogą ją prowadzić różne podmioty, nie ma limitu wydatków, właściwie nie ma obowiązku sprawozdawania” – komentuje prof. Gendźwiłł.
W OKO.press pisaliśmy, że referendum, choć tworzy pozory odrębności od kampanii wyborczej, w istocie jest jej przedłużeniem.
„Jeśli tego typu działania, jak wideo europosła, miałyby stanowić kampanię referendalną, a więc słabo uregulowaną, to mamy dobry przykład tego, przed czym wcześniej ostrzegaliśmy. Wszyscy wiemy, że nie da się rozdzielić tych dwóch kampanii, dwóch przekazów politycznych, one zlewają się w jedno. Dotyczą jednego dnia i jednego głosowania, do którego próbuje zmobilizować się ludzi” – podkreśla Gendźwiłł.
Świat
Wybory
Patryk Jaki
Państwowa Komisja Wyborcza
Parlament Europejski VIII kadencji
Unia Europejska
Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy
finansowanie kampanii
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze